Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

i cóż mnie obchodzi
barbarzyństwo
waszych
dni...pod waszym czujnym okiem dorosłam

do łamania kołem
wy

macie swoje szemrane życiorysy
ordery i emerytury...podobno
nawet komuna wam nie dała rady...pytanie

czy chciała
a co z samopoczuciem tłuste misie
i z wyrzutami sumienia...nie znam innej wolności

niż ta
przez was spieprzona

to wolność
złamanego kręgosłupa
zlewozmywaka
obsranego ssmańskiego pampersa

i guter Bauera...


Opublikowano

@agnieszka_kiedyś_wawrzyniak
Tak, zauważyłem, ale nie mogłem się powstrzymać, taki odruch bezwarunkowy:) A co do tych świń, bo na ludzi nie zasługują (zwierząt też zresztą)- zawsze będą nawijać makaron na uszy pięknie bajać. Taki typ.

Opublikowano

@agnieszka_kiedyś_wawrzyniak
w pierwszej jest dwa razy WASZYCH
dużo zaimków
ssmański niedobr w czytaniu
wolałam dobrego niż guter
wielokropek wielokroć powtórzony
albo słowo spieprzona albo tytuł gówno, dwa naraz to za dużo dosadności
ale pamiętaj, to tylko moje zdanie, nic więcej

poza tym

nośny temat dobry temat świetny temat!!
przeskok językowy między pierwszą,drugą a trzecią bardzo ciekawy
zabieg słowny między trzecią a czwartą bardzo smaczny

pozdrawiam;)

Opublikowano

Zawsze uważałem ,że najlepszym domknięciem tryptyku Wajdy
będzie ( po człowieku z marmuru, człowieku z żelaza ,) CZŁOWIEK Z GÓWNA ( od co najmniej 10 lat ) :))) W sumie dla mnie nihil novi ... ale cóż , doceniam - lepiej późno niż wcale.... Pozdr.

Opublikowano

@Zjajami_Baba



i cóż mnie obchodzi
barbarzyństwo
tamtych dni

pod waszym czujnym okiem dorosłam
do łamania kołem
wy

macie swoje szemrane życiorysy
ordery i emerytury...podobno
nawet komuna wam nie dała rady

pytanie
czy chciała

a co z samopoczuciem tłuste misie
i z wyrzutami sumienia...nie znam innej wolności

niż ta
przez was spieprzona

to wolność
złamanego kręgosłupa
zlewozmywaka

obsranego esesmańskiego pampersa
i dobrego Bauera...

Opublikowano

@marianna_ja

...u Bauera "pracowali" robotnicy przymusowi w czasie wojny, i to raczej miałam na myśli pisząc o dobrym ""Bauerze "", ta myśl zestawiona została z najnowsza emigracją, w podobny sposób traktowaną i jak najbardziej u ''Bauera '' pracującą...różnica jest tylko taka, że i do Niemiec trafiła cywilizacja więc i Oni sami są inni, chociaż prawie tacy sami.

Uczniowie wszystkich krajów...uczcie się, ale nie na portalach poetyckich ani żadnych innych...bo i tu i tam niczego Was nie nauczą !

Macie wybór...podobno...ehehe... ;-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jesień jest zawsze piękna w barwach ciepłych skąpana wspomina uroki lata pokory ucząc od rana ;)))
    • W podziemnym przejściu handluje głupek. Z roztartym nosem jak majeranek. Wertykalnie przedstawia swoje dzieła. Wystawia arlekiny jak z rękawa. Nostalgia za wódą wyryła mu bruzdy na czole i policzkach. Czarne jak heban usta, przepalone fajkami, wydmuchują już tylko w dal sadze. Przechodząc obok niego, wymamrotał coś pod nosem: — Kup pan książkę. Spojrzałem. Uśmiech u stóp drabiny — Henry Miller. Nowela za uśmiech i pięć fajek. Do dziś nie mogę jej zapomnieć. Wyryła mi na czole takie same bruzdy. Tyle że ja już tyle nie palę. Nieraz, kiedy czuję fajki, wstrzymuję powietrze i nie oddycham. Po drodze tyle syfu w powietrzu. Butadien w aerozolu, brylantyna we włosach. Boję się, że wybuchnę od zapalonego papierosa. Eksploduję jak brudna bomba w Central Parku. Impreza u hermafrodyty. Tam zawsze odchodziły niezłe akcje. Umówiłem się z kumplem. Furmanek jeździł bordowym polonezem. Kurwa, strach było wsiadać — bagażnik pełen dragów. Ale co tam — imprezą pachnie. Pojechaliśmy do „Kulturalnego” na parę piwek. Tam ekipa już czekała. Z głośników zalatywało Riders on the Storm – The Doors. Zapaliłem papierosa, czekając na browara. Dwóch znajomych z roku zaparkowało pod knajpą i wciągali kolejkę „wściekłego”. Wzięło mnie na kazania: — Po pijaku to średnia jazda, chłopaki. — A poza tym, na Karmelickiej macie samochód na chodniku. Pały zholują. Po pół roku na obronie dowiedziałem się, że pały… to oni. Niezły film. A Furmanek częstował ich marychą, nie wiem ile razy. I ten bagażnik z dragami. Wiem co mówię — nie raz w nim jechałem. Siedząc z Dominikiem, oglądaliśmy laski. Pełno ich tam było — w końcu „Kulturalna” i „Rentgen” to knajpy UJ-tu. Dwie miejscówki, gdzie można było naprawdę zabalować. Siedzimy i oglądamy. W drugiej Sali jakiś performance — laski w białych kitlach mieszają koktajle. Wymalowane na kobiety-wampy. Faceci z ogonami, wymachując rękami, oddają się rytmicznym, fallicznym tańcom. A my tak ukradkiem: raz na zgrabne tyłki studentek, raz na performance. Rozmawiamy o filozofii kartezjańskiej i dualizmie. Skąd ten Kartezjusz — sam nie wiem. Ale jak mawiał Dominik: — Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. — Wiesz, czemu Konfucjusz jeździł tyłem na osiołku? — Bo chciał zobaczyć świat od tyłu. I tak w kółko. Zaczął się temat piękna. — Stary, wiesz czym jest piękno? — Znasz istotę piękna? Zamyśliłem się. — Piękno… rzecz względna — odpowiedziałem. — A czy brzydkie może być piękne? — No wiesz, stary… — Zrób kolejkę, to ci powiem, jak to jest. Podczas rozmowy nie zauważyliśmy, że zrobiło się ciasno przy stoliku. Wzięliśmy jakieś browary. Po chwili wracamy do rozmowy. Dominik uśmiechnięty, ciągnie swój wywód. — Bo widzisz: ona — piękna, zgrabna, rasowa blondyna. A on — niski, cherlawy, syfy na twarzy. I są razem. I się kochają. Albo odwrotnie: ona niska kulka, a on wysoki, postawny facet. Wszyscy razem, wszyscy się kochają. — No tak… w sumie często tak bywa — przytakuję. — Bo oni zanurzeni byli w tej samej boskiej materii. Dotknęli oboje istoty tego samego piękna. — Dobrze mówisz, stary. — Platon był gościem. Dominik nie zwraca na mnie uwagi, nawija dalej. — Widzisz, na rynku, przy Adasiu, jest kałuża. Brudna. Ktoś w nią splunie, ktoś zakiepuje fajkę, ohyda. Każdy ją omija, żeby nawet kaloszy nie zamoczyć. — Ale… przyświeci słońce. Odbije się w niej wieża Kościoła Mariackiego. I ta sama kałuża staje się dziełem sztuki. Możesz kupić akwarelę i będziesz się nią zachwycał całymi dniami. — Piękno, piękno i jeszcze raz piękno. Pojęcie względne. Można by o nim całymi dniami i nocami rozprawiać. Ciężko by było — gdyby się nie przysiadła Siwa. Ładna blondynka z kamienicy przy Alejach. Ojciec jakiś szych, ponoć w policji. Wiecznie go nie było — więc piliśmy i upalaliśmy się u niej w mieszkaniu. Raz o mało nie spadłem z dywanu. Siwa chodziła z Oliwią — przyjeżdżała ze Śląska. Czarnula, włosy na Kleopatrę. Rasowe kobiety, obie. Na roku było ich sporo. Ja, Dominik, Furman i Piotr — byliśmy trzy razy K. Z kilkoma jeszcze facetami byliśmy mniejszością. Rok należał do kobiet. Była drobna Kaśka — dla odmiany, ojca miała z Indii. Ładna ciemna karnacja. Była Magda z Tarnowskich Gór. Wszystkie łączyło jedno — były ładne i mądre. Ale nie o tym mowa. Siedząc z Dominem w knajpie, rozmawiając o filozofii, oglądając panienki, w pewnej chwili postanowiliśmy: — Wyruszamy. Na zachód. Na koncert do Wrocławia. Prawie wakacje, piękne lato. Wyruszamy stopem przed siebie.                                                                                              
    • Śliczny, taki czuły wierszyk.
    • Myśl pozytywna nas uratuje:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...