Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

(Dedykowany Eli, która tu nie zagląda. Chyba.)

Skończyłam książkę. Czytać, rzecz jasna, bo napisać żadnej nie zdołam ani o godzinie szóstej minut jedenaście, ani dwudziestego grudnia, ani żadnego roku - cierpliwości i warsztatu nie staje. Sama się skończy jak powieść każdego regularnego człowieka i - jak większość - spocznie na półce, by po kilkuletnim, a jeśli dzieci przedłużą jej żywot migawkami ze mną w tle, kilkunastoletnim leżakowaniu wyparować z archiwum świata żywych.


Ckliwieję z wiekiem. Nie, żeby już czas był na wieko albo, żebym nie była z natury materiałem łatwym do poruszenia, ale ostatnio przyłapałam się kilkakrotnie na przerabianiu dawnych obrazów, rasowaniu zdarzeń i upiększaniu postaci. Im dalej od teraz, tym ładniej. Zachodzi nieznany mi dotąd proces, który z grubsza można by nazwać "zabieraniem ludziom gęb", a przecież to ja we własnych osobie i imieniu dorabiałam je niegdyś skwapliwie. Może to wynik łagodnienia poprzez dorastanie do etapu, na którym walka z własnymi "gębami", doklejanymi przez bliźnich mnie samej, wydaje się jedynie stratą czasu i energii - czego bym nie powiedziała i nie zrobiła, ludzie i tak wiedzą lepiej, jakie pobudki mną kierowały i co tak naprawdę chciałam osiągnąć.

A jeśli tak właśnie jest? Przecież nieważne, co autor, w tym przypadku własnego żywota, miał na myśli: skoro nie wypowiadał się precyzyjnie w utworach (tu: czynach i słowach), to pozostawiał tylko bełkotliwy przekaz, który każdy odbiorca przetwarzał, jak chciał i umiał. (To nieuniknione, że efekty perlokucyjne często rozmijają z intencjami agensa, a jednak za każdym razem, gdy tak się dzieje, jesteśmy zaskoczeni "rozmiarem minięcia".)

W obliczu niedoskonałości narzędzi do komunikowania się pozostaje tylko mieć głęboko w tyle (a właściwie płytko, bo po co pchać sobie do gardła niepopularne obce wnioski), kto i co o nas myśli, i wziąć się do malowania własnego spójniejszego wizerunku, tylko i wyłącznie na własny użytek, nie szczędząc sobie pasteli.

Ha! Jakie to byłoby proste, gdyby przez wiele lat nie faszerowano mnie systematycznie poglądem, że wysoka samoocena to nic innego jak przejaw skrajnego egoizmu graniczącego z hedonizmem. W życiu nie miało być przyjemnie - trzeba było udowodnić niezłomną postawą cierpiętnika, że znieść da się dużo, a nawet więcej. Jedynie walką z przeciwnościami losu i własnymi niedostatkami (miałam wrażenie, że składam się wyłącznie z nich), można było liczyć na względnie sympatyczną "gębę", a im większy ból i wyrzeczenia towarzyszyły batalii, tym litościwsze oko ogółu, który zza schowanego - sprawnie lub byle jak - zadowolenia mruczał refren: "Inni mają gorzej."

Właśnie dziś, między linijkami bardzo pociesznej książki skądinąd, wróciła po raz kolejny myśl, że w odbiorze i ocenie innych większość ludzi nadal trzyma się starych "standardów", a skoro tak, to po jaką cholerę mam się przejmować technikami malarskimi tych pożal się Boże portrecistów. Czas przyjąć w miarę logiczne i jednolite stanowisko wobec własnej twarzy i starać się go trzymać, bez zbędnego lamentu nad tym, że nigdy nie będę dla nikogo bardziej czytelna niż dla siebie.

"Chrzanić wojnę z dorabianymi gębami!" - wzniosłam szeptem okrzyk, bo wskazówki ułożyły się prawie równolegle wpół drogi do siódmej. Bezsenność to dar zbyt często niedoceniany, jeśli nie musisz od rana gnać do roboty, a wielogodzinne noce grudniowe miewają głęboki sens - ja zgarnęłam dziś podwójną korzyść: wypełnione treścią noworoczne postanowienie i spokojny, acz nader krótki sen bez koszmarów. A, i skończyłam książkę, więc mogę zacząć kolejną, tzn. lekturę kolejnej.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Byłam już wcześniej.... czytałam.

A gdybyś ty,Beato, napisała bardziej prosto, krótko, ot tak, jak dla mnie - żebym nie zdążyła się znudzić. To dobry przyczynek do buntowniczej, nieprzegadanej prozy.

Nie będę ingerowała, ale mogę się zmierzyć z Tobą i tym tekstem. Jeśli zechcesz.:-).. Bo warto.

Swoją drogą - dziękuję, że dla mnie.
Elka.

Opublikowano

@maria_bard
Wiem, że to nie rok Gombrowicza, jeno Tuwima był minął, i być może o "dupie" napisałoby się krócej, a nawet ciekawiej, ale rozrachunek potrzebował miejsca ;)
Nie umiem z tym nic zrobić, Elu, poza wywaleniem wtrętu z aktem mowy, który jest akurat moim konikiem od lat - jakoś nie wpadłam na to, że może być nudnawy ;)
Myślę, że nie warto go przerabiać, bo emocje już opadły (te po mojej stronie i Twoje w kwestii org. pewnie też). Zostało nadal postanowienie, a to już coś.
PS
Mocno jestem zaskoczona, że tu zaglądasz.
Uściski serdeczne:)

Opublikowano

A ja sobie i tak zerknę....Może coś dla siebie zrobię z tym tekstem, a może jakoś go przeinaczę...;-)))

Oczywiście - jeżeli wolno mi będzie...To ciekawy tekst...
Na razie mam mnóstwo innej pracy z poezją i prozą:-)

Serdeczności. e.

  • 1 miesiąc temu...
  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

Przyznam,że w dziale prozy nie byłem bardzo dawno, a sam mam ochotę poborykać się z tą formą pisania. Zacznę zapewne od jakiegoś krótkiego tekstu. Zapomniałem jak sie pisze wiersze. Kiedy spojrzałem na listę autorów to zmuszony byłem zaczać od czytania tekstu Anny Miszkin,która nie raz pokazała w dziale poezji, że pióro trzyma w ręku, w pełni świadoma jego roli w akcie tworzenia.
Aniu z wiekiem wszyscy ckliwiejemy.

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I.         Z wolna zarysowujący się świt, Przed tysiącleciami prymitywnych koczowników budził, By swe dzidy, maczugi zebrawszy, Przed wschodem słońca wyruszyli na łowy… A z każdym upolowanym w zasadzce mamutem, Z każdym przyrządzonym na ogniu posiłkiem, Zapoczątkowane niegdyś ludzkości dzieje, Posuwały się z wolna ślimaczym tempem… A sypiące się z ognisk złociste iskry, Zwiastunem były wieków kolejnych, Naznaczonych postępem technologicznym, Naznaczonych rozwojem całej ludzkości…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od drewnianych maczug prymitywnych Przez średniowieczne żelazne topory, Aż po dalekiego zasięgu hipersoniczne rakiety… Od pierwszych czarnoprochowych garłaczy, Przez rozdzielnie ładowane muszkiety, Po lśniące wielostrzałowe rewolwery, Po pierwszy w historii karabin maszynowy…   I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Dzierżąc niewzruszenie swe maczugi drewniane, Choć niedbale z drewna wyciosane, Zdolne zadawać obrażenia dotkliwe… I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Choć ubogą w słowa posiadali mowę, Wysoko dumnie nosili głowę, Czując instynktownie swego życia sens… Choć ułomne było ich postrzeganie świata, W licznych szczegółach tak różnili się od nas, Przez tysiąclecia przyświecała im ta sama, Właściwa wszystkim ludziom wola przetrwania… Przed tysiącleciami figurki rzeźbili, Z kłów, kości, kamieni, Martwym kamieniom formę zwierząt nadawali, By na polowaniach pomyślność im przynosiły… Może nawet od niebezpieczeństw chroniły, W otaczającej naokoło nieprzewidywalnej przyrodzie, Niczym prehistoryczne amulety, Choć wyrzeźbione tak nieporadnie…   II.   Kiedy piorun z jasnego nieba, W czasach u ludzkości zarania, Przeszył koronę starego, spróchniałego drzewa, Otulając ją płaszczem ognia, Gdy przeszyta piorunem w płomieniach stanęła, Z wolna popielona przez żar, Pierwotnemu człowiekowi dar ognia tym ofiarowała By łatwiejszą była jego ciężka dola… Tlącego się żaru ciepło, Ulgą było dla przemarzniętych rąk, A poniesione ku jaskiń czeluściom, Pomogło stawić czoła chłodnym nocom…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od zimnych jaskiń mrokiem spowitych, Przez średniowieczne warowne zamki, Po Białego Domu Gabinet Owalny… Od prymitywnych naszyjników z kości, Spowitych aurą tajemnicy amuletów szamańskich, Przez skrzące złotem królów korony, Po przypinane do piersi ordery…   Dziwił się latami świat nauki, Że ludzie pierwotni potrafili sztukę tworzyć, Mimo iż tak bardzo od nas dalecy, Zdolni byli o dalekiej przyszłości marzyć… Choć tak prymitywną była ich natura, Mieli świadomość swego człowieczeństwa, Mieli poczucie swej tożsamości i istnienia, Bezlitosnego czasu powolnego upływania… Zachowały się naszym czasom naskalne malowidła, Przedstawiające kontury niewielkich dłoni, W ukrytych przed światem prastarych jaskiniach, Niektóre z nich z brakującymi palcami, By po tysiącleciach badacze teorię wysnuli, Sami żyjący w zachłyśniętym nowoczesnością świecie, Iż to niewidzialnemu duchowi jaskini, Prehistoryczne kobiety ofiarowywały swe palce… Lecz co by na to powiedziały, Gdyby z prehistorii mogły na nas spojrzeć I gdyby dzisiejszą ludzkość ujrzały, Która pogoni za postępem zaprzedała duszę…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        III.   Kiedy przed tysiącleciami ogniska rozpalali, Pocierając o siebie parę suchych kamieni, Mistyczną iskrę tym wykrzesali, Która to roznieciła rozwój całej ludzkości… A kiedy migoczące ognia płomienie, Zatańczyły na suchych drzew wiązce, Pozwalając ogrzać zziębnięte dłonie, Przyrządzić także gorącą strawę… Sutym posiłkiem pokrzepieni, Choć tak prymitywni ludzie pierwotni, O dalekiej przyszłości ośmielali się marzyć, Spoglądając nocami na księżyc w pełni…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od ognisk prymitywnymi metodami skrzesanych, Przez pierwszy w historii piec kaflowy, Po centralnego ogrzewania stalowe kotły… To jest nasza Odyseja ludzkości... Gdy czas odmierzają stare zegary, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym upływem kolejnych dni…   Znający smak niedoli ludzie pierwotni, Do wszelakich niewygód przez lata nawykli, Nigdy nikomu się nie skarżyli, Ukradkiem niekiedy roniąc łzy… W surowych wnętrzach zimnych jaskiń, Choć skórami zwierząt otuleni, Przenikliwym chłodem nocą przeszyci, Dygocąc z zimna niekiedy drżeli… Zimnymi nocami bronili swych jaskiń, Przed srogimi tygrysami szablozębnymi, Przed potężnymi niedźwiedziami jaskiniowymi, Zasłaniając się ogniem płonących pochodni… Przed tysiącleciami gorejąca pochodnia, Odbita w oczach groźnego drapieżnika, W srogim zwierzu wzbudzała strach, Utrzymać pozwalała go na dystans… Broniąc swego zagrożonego potomstwa, Nie wahali się poświęcić własnego życia, Zupełnie jak i my dzisiaj, Gdy tyloma wojnami targany jest świat…   IV.   Niegdyś zażarta walka o ogień, Prymitywnych plemion była nadrzędnym zmartwieniem, Dziś rozpędzone wyścigi zbrojeń, Milionom ludzi spędzają z powiek sen… Przed tysiącleciami wynalezienie koła, Odcisnęło się trwale na ludzkości dziejach, Dziś rozwijana sztuczna inteligencja, Lepszym pomaga uczynić współczesny świat… Niegdyś niedbale ociosany krzemień, Służył ludziom za podstawowe narzędzie, Dziś już pierwsze komputery kwantowe, Pomagają badać galaktyki odległe…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od prehistorycznych malowideł naskalnych, Przez tajemnicze egipskie hieroglify, Po znany nam wszystkim alfabet łaciński… Od sumeryjskich tabliczek glinianych, Przez kroniki spisywane piórem gęsim, Przez pierwsze do pisania maszyny, Po sterowane głosem smartfony…   Nie bacząc na bezlitosnego czasu upływ, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym biegiem wieków kolejnych, Czapkując także zamierzchłej przeszłości. W cieniu wielkich wydarzeń wiekopomnych, Pisząc kolejne historii podręczniki, Wielkim wodzom stawiając pomniki, Oddajemy hołd ich czynom bohaterskim. I stawiamy czoła potędze natury, Zdobywając kolejne nieprzystępne szczyty, Zgłębiamy wciąż meandry nauki, Dając światu kolejne wynalazki… Aż gdy z biegiem kolejnych lat, Upłynie naznaczony nam czas, Ci którzy nadejdą po nas, Napiszą o nas w ciepłych słowach… Tak jak i my dziś, Piszemy z szacunkiem o ludziach pierwotnych, Czy to na kartach barwnych powieści, Czy pełnych refleksji wierszy zaplatając strofy…      
    • W świecie -1.0 jest budka telefoniczna za rogiem, Saturator w parasola cieniu – „malinowy, proszę!” I pan, co kłębiaste chmury zwija z cukru: „Już się robi!”. „Lody, lody na patyku!” są Bambino? „Wyszły, nie ma.”   Tu loteria jest fantowa – kwiatek, pierścień też się trafi. I strzelnica jest przyjezdna –„Misia damie pan ustrzeli” Kataryniarz z małpką na ramieniu i papugą w klatce, Cuda, cuda przygrywają, z okien grosz się sypie.   Cyrk prawdziwy, ten ze słoniem, lwem i małpą, Jak zajechał, lud się tłoczył, liny chwytał – w górę namiot! Klaun, orkiestra, niedźwiedź na rowerze, foka z piłką, Samobójca na trapezie, nawet pchła fikała tresowana.   Zimy srogie – śniegu po parapet, mróz jak szczypnął, nie odpuścił, I Mikołaj też zawitał wieczorową porą z rózgą, Sadzą upaćkany, z nadpalonym frakiem, brodą... Szkoda wujka – tyle było poświęcenia.   Kto nie lepił był bałwana wielachnego – trąba i fujara. W drodze z lodowiska na bajorze zakazanym Z koksownika korzystałem, piąstki sine ogrzewając, Oranżada w proszku – mniam! – na sucho z rąk znikała.   Kino objazdowe – Reksio, Bolek z Lolkiem na zachodzie. I Godzilla pruła ogniem, Miś Uszatek głupie miny stroił. W wolnych chwilach, a ich bezlik było aż nad miarę Bajtle w zośkę, gumę, kapsle i podchody grały hałaśliwie.   Cinkciarz w bramie szeptał do przechodnia: „Many, many”, Czarna Wołga mnie ganiała i zomowiec na rowerze, Woźny ścierą plecy łoił, dyrektorka z hukiem – tynki pospadały, „Marsz do kąta, do tysiąca liczyć na głos, cholerniku!”   Twarz oblepiona gumą balonową też bywała, Tak to się dawniej dmuchało, dmuch, dmuch... i pękł! Z procy – ciach! wróbelka, sąsiadowi w okno, kota w ogon, Śmigus-dyngus nie psikawką, lecz wiadrami – oj, się lało!   „Na wykopki! wolne od nauki, dziatki”– zachęcano, Skup butelek – fajna sprawa, coś dla wyjadaczy, I gazety, i tektury na barana się nosiło, na nic, waga oszukana. Neon „Społem” mruga – i dla kogo, zaraz jest godzina milicyjna?   Tak mnie pamięć zwodzi, czy powietrze było też na kartki? Mydłem szarym matka uszy szorowała, a pumeksem pięty, A z karbidu się strzelało – kurki nieść się przestawały, Państwa-miasta – co za burza mózgów! nie tam jakieś „Milionery”.   Fotografie wszystkie zżółkły, w albumie zostały wspomnienia... Co za oknem? ni trzepaka, ni zabawy – co zostało? „Dżesika, obiad!” Coś kontraltem: „Brajan, oddaj panu koło zapasowe i lusterko!” Dziś, na stare lata, buty wzuwam – powiem wam: ja tam wracam...  
    • Pszczoły ćwierkają i nic to nie zmienia. Nic już nie dziwi — Overton miał rację, więc mam benzynę, już podpalam drzewa. Pomagać światu — to kocham najbardziej.
    • @Nata_Kruk Nata ! Pomyślałem o sobie :) Czasami mam zwariowane fantazje. A ja Cię księżycem tulę do snu :)
    • @MIROSŁAW C. Dzika róża w wierszu to dla mnie metafora kobiety wolnej, nieujarzmionej, która pozwala się dotknąć nie tylko myślą i słowem, ale też czynem. Jest piękna, odświętna i pełna tajemnic i zapachu.  To hołd dla tej dzikiej kobiecości, nieokiełznanej, prawdziwej i pełnej życia, tak jak smak dzikiej róży w słoiku.   Ten wiersz przypomina mi teraz czas dzikiej róży, gdy jej owoce dojrzewają i można z nich zrobić pyszne konfitury. Podarowałam kilka słoików mojemu lekarzowi, który opowiadał, jak wyjątkowy jest to dar natury pełen niebiańskiego smaku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...