Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

dowództwo w białych mundurach
ma zatroskane twarze
powiedzieli że wojna i wielu nie wróci
wcielają cię do "ORP Ursynów"

wiadomo że dostaniesz
ale musisz wypłynąć w ocean chemii
kolejny tydzień i zanurzenie
po każdej torpedzie będziesz szła na dno
mówią że trzeba zatopić zupełnie
żeby żyć

mamy mokre oczy
próbuję odnaleźć wiotką rękę
cumuję swoją dłonią do twojej
tym przewodem przesyłam ci powietrze

znam szyfr na pamięć
nasłuchuję
"ORP Ursynów" - walczy

Opublikowano

Wiersz z gatunku "niemożliwych", najtrudniejszych do napisania. Sięgający po słowo wtedy, kiedy staje się ono bezradne i bezsilne, kiedy można już tylko (aż) "być", swoją obecnością "przesyłać powietrze", i czekać na powrót "z wojny", z nadzieją i wiarą.
Stylistyka i puenta nie jest tu dziełem przypadku, ma (musi mieć) moc sprawczą. "ORP Ursynów" nie może zatonąć i nie zatonie...
Przejmujące. Dobre.

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Panie Andrzeju jestem niezmiernie wdzięczny, że zechciał Pan zostawić kilka słów pod tekstem, słów dla mnie (dla nas) bardzo ważnych, krzepiących. Życzę Wszelkiej Pomyślności w Nowym Roku, serdecznie pozdrawiam i przepraszam za późny odpis.

Tadeusz

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I kaki kup: puk - i kaki.  
    • Że tu - zagadaj: im żmija da gazu też.  
    • Ten dziwny, obcy świat podkradnie się Do ciebie nie wiadomo kiedy. Obudzisz się już w pieluchach I z krzykiem zaprotestujesz,   Wymachując rękami, nogami, A krzyk ten z czasem przekształci się Mimowolnie w słowo „mama”. Twoim najlepszym przyjacielem   Będzie butla z mlekiem i kołyska rozbujana. Jeśli coś cię połaskocze w policzek, Nie, to nie wilk, to rodzeństwo Pochyli się nad tobą, berbeciem,   Kruszynką: „tyrli, tyrli, buju, buju” Następnym słowem, które poznasz, będzie „tata” To ten, co będzie robił głupie miny I gimnastykował cię hopsasa na kolanie.   To na jego plecach będziesz cwałować Wkoło stołu, a siwy pan i siwa pani Będą bić brawo – twoi dumni dziadkowie. Pojawi się też w twoim świecie   Puszek, którego z chęcią przytulisz, A on w odwzajemnieniu obliże ci nos. Przyjdzie czas, że pierwszy ząbek Da o sobie znaki, a wtedy nastanie syreni śpiew.   Nauka chodzenia będzie bolesna – ojoj, A odebranie smoczka na długo zapamiętasz, Knując zemstę na rozbójnikach. Przed tobą jeszcze tylko rajtuzy   Do podziurawienia, kilka zabawek, Co proszą o modernizację niezbędną, Tort urodzinowy, a na nim świeczka dziwna, Która na złość nie zechce zgasnąć…  
    • Człowiek gaśnie. W jednej sekundzie ciało traci prawo do własnej historii i staje się przedmiotem, który nie odpowiada już na dotyk świata. Ostatni wdech jest ciężki, mętny, brudny, jakby zaciągał się powietrzem z piwnicy, w której kurz i milczenie żyją dłużej niż ludzie. Płuca zapadają się powoli, jakby chciały schować w sobie ostatni strzęp ciepła przed zimnem pewnym swojej wygranej. Serce nadal próbuje - uderza krócej, słabiej, jak pięść waląca w pustą ścianę, która już nie oddaje echa. I nastaje jedno nic - nic, które kończy wszystko. Krew staje. Skóra traci połysk i zwraca się ku ziemi. Człowiek w tej chwili jest już tylko ciężarem, który gleba przyjmie bez pytań. I właśnie wtedy to się rozrywa. Niewidzialna klamra, trzymająca go w środku istnienia, puszcza nagle, jak pękająca sprężyna. Śmierć zabiera wszystko : imię, gest, oddech, cień pod powieką, ostatnie słowo, którego nie zdążył nadać światu. Zostawia tylko to, czego nie potrafi wziąć. To, co jest istotą. Duszę. Tyle co sól po wyschniętej łzie. Ciężar tak lekki, że mógłby ulecieć z pierwszym ruchem kurzu, a jednak jedyny, który pozostaje człowiekiem do końca. Wypływa z ciała wolno, jak światło uciekające z przepalonej żarówki w środku nocy - ostatni błysk czegoś, co nie było ani corpus humanum,  ani pamięcią, a jednak było sensem istnienia. Nie wzbija się. Nie opada. Przechodzi. Prosto w ciemność, która niczego nie oddaje i która - cicha, bezimienna - jest Bogiem.        
    • A dał kaną to: tusz suto tą nakłada.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...