Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W dziale "konkurs" pojawił się wiersz:

"Na rogu Ballindamm i Jungfernstieg

no fakt
nigdy w życiu nie widziałem tylu ciot
naraz
w tym tak wielu starych pedałów

tańczyli gibali się
macali
buzi buzi Hamburg

miałem parasol nietęczowy

tęczę rozpostarli nad Ratuszem
miasto zapłaciło

i nikt jej nie podpalił"

i został on zgłoszony jako tekst łamiący regulamin. Bo wg osoby zgłaszającej obraża inne orientacje, . Ja osobiście mam inne pojęcie tolerancji, tekst zostawiłem, ale właśnie dowiedziałem się, że zostanę spalony i zabity i że się nie znam. Pytanie jest proste - czy ten tekst jest rzeczywiście aż tak obraźliwy, że pójdę za niego siedzieć, bo go nie wykasowałem?

  • Odpowiedzi 42
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie, ja się po prostu publicznie pytam, bo straszyć to sobie mogą... Mnie bardziej chodzi o to, czy jest to tekst obrażający czyjeś uczucia? Bo jeżeli jest, to trzeba będzie 2/3 forum wykasować... Aczkolwiek Pani, która mnie nęka, zaciekle broniąc pokrzywdzoną nacje, nie przeszkadzają inne objawy sztuki, jak np dzieło "artystki" Doroty Nieznalskiej i się pogubiłem :)))

Opublikowano

Jestem ciekawa, czy osoba wnosząca protest jest osobą innej orientacji i ją ten tekst obraża, czy może występuje w roli obrońcy uciśnionych, którzy prawdopodobnie wcale nie czują się uciśnieni, ani obrażeni. A może po prostu wyczuł, że tekst może wygrać:) Akurat ten wiersz na tle innych odstaje poziomem in plus i wyraźnie widać, że poglądy tutaj nie koniecznie są poglądami autora. To przedstawienie punktu widzenia pewnej grupy, która używa słów "ciota" i "pedał". Mamy udawać, że takich słów nie ma?
Oczywistość, jak się okazuje, nie jest oczywista dla innych.

Opublikowano

podpisuję się pod słowami M.Blu.
"no fakt" - to nie musi oznaczać osobistego punktu widzenia.
aparat logiczno-pojęciowy każdego człowieka jest identyczny, w końcu każdy z nas posługuje się rozumem. absurdem byłoby zaprzeczać istnieniu i funkcjonowaniu w powszechnym obiegu wskazanych słów, mających niby-obraźliwą "moc"! wiersz jest wyrazem tego, co dzieje się teraz w polskiej poezji.

Opublikowano

Ta osoba nie jest homoseksualistą, jest to kobieta, czyli "obrońca uciśnionych" (che che). Mnie też to uderzyło, bo osobiście jestem osobą dość tolerancyjną i naprawdę na takie rzeczy nie zwracam uwagi. Dla mnie tekst to tekst, mniej lub bardziej gorszy. Ale jak to wytłumaczyłem, to posypały się pretensje i wyrzuty i straszenie i szantaże, do tego stopnia, że postanowiłem potwierdzić swoją decyzje na forum publicznym. I rzeczywiście, ktoś (wiem oczywiście kto) cudzym kosztem leczy swoje kompleksy i wprowadza sztuczne podziały...

Opublikowano

Cóż:

tematy "niepoetyckie" dotąd rażą "konsumenta" sztuki popularnej. Ale żeby twórcę? Tego nie potrafię zrozumieć.
Przytoczę wiersz A. Bursy:

Dyskurs z poetą

Jak oddać zapach w poezji...
na pewno nie przez proste nazwanie
ale cały wiersz musi pachnieć
i rym
i rytm
muszą mieć temperatury miodowej polany
a każdy przeskok rytmiczny
coś z powiewu róży
przerzuconej nad ogrodem

rozmawialiśmy w jak najlepszej symbiozie
aż do chwili gdy powiedziałem:
"wynieś proszę to wiadro
bo potwornie tu śmierdzi szczyną"

możliwe że to było nietaktowne
ale już nie mogłem wytrzymać


Dziś już nie ma "niepoetyckich" tematów. Ale o tym trzeba "wiedzieć".
Często tu sobie rozmawiamy, komentujemy na różnym poziomie wiersze Użytkowników forum. Zakładamy, że wszyscy czytali Bursę, Wojaczka, Grochowiaka (przynajmniej!). Tymczasem - różnie to z nami bywa.

Ja mam inne uwagi wobec organizacji konkursu: Proponuję, by teksty wpływały na pw Organizatora, ten umieszczałby je w wątku "Konkurs" z zastrzeżeniem, że nie wolno w nim "śmiecić". Teks pojawiałby się w konkursie bez podpisu Autora.
Warto byłoby dopisać do regulaminu konkursu, że wiersze powinny być nowe, dotąd nigdzie niepublikowane.
Jury nie znałoby nicka Autora. Czytelnik także.
Co Ty na to, Michale?
Pozdrawiam,

Para:)

Ps.

Nota bene do tej pory nie "wysprzątałeś" wątku nowego konkursu. Warto byłoby.

Opublikowano

Anna Para - no tak na dobrą sprawę, to każdy Autor w ten czy inny sposób godzi w rzeczywistość. Małe miasteczka np. powinny wykreślić Bursę jako Poetę. Polacy zresztą też :) Dla mnie to jest kłopotliwe o tyle, że zaprawdę nic nie mam do innych orientacji i tworząc ten wątek chcąc nie chcąc tworzę podział. No, ale gdzie groźby, tam i reakcja.

A co do konkursu - chciałem, żeby zasady były jak najprostsze. Chodzi po prostu o jakąś pożyteczną zabawę. Ale, jak widać, każdy pomysł jest bombardowany, co mnie tam nie zraża, ale widać, jacy użytkownicy są. Wątku nie posprzątam, ponieważ nie mam fizycznej możliwości!

Opublikowano

Czytając ten tekst i komentarze, ze śmiechu spadłem z fotela.
Pojawiło się też pytanie czy pisząc o rowerze, w którym są pedały nie pojawi się czasem osobnik o mózgu kury i stwierdzi, że tekst jego wartości obraża. Później refleksja mi się pojawiła, że niewielki procent zboczeńców chce większości normalnych ludzi swoje te zboczenia narzucać.
Pytanie inaczej można postawić czy my mamy tolerować ich parady, i inne na których to obscenicznie się obmacują owi zboczeńcy zakłócając estykę ulicy. Obrażają pokazywaniem swoich gołych tyłków nie tylko resztę ludzi ale i boski porządek życia. Czy my mamy zamknąć się bo padnie słowo ciota czy też pedał, który jest częścią roweru. Autot tego zastrzeżenia powinien się leczyć, gdyż homoseksualizm jest uleczalny.
Głupota zaczyna sięgać zenitu. Pozdrawiam.

Opublikowano

Wyrwałeś z kontekstu zdanie jak oszalały reporter i cedzisz głupoty. Jeśli uważasz homoseksualizm za normalność tym samym zaprzeczasz istnieniu Boga. Ja mam w dupie czy inni będą ganiać po ulicach. Zadaj sobie pytanie czy różnej maści zboczeńcy mają mieć większe prawa niż ty. Jeśli czytać nie potrafisz to nie komentuj czyjejś wypowiedzi bo to świadczy o tobie jakie ty masz poglądy.
Gdybyś zebrał parę osób i lazł po ulicy z transparentem wrzeszcząc o wolności słowa na bank teraz byś skończył przed sądem. Czasem pooglądaj świat i otoczenie a nie głupoty wypisujesz. Jak ciebie tak mierzi to wstąp gościu w ich szeregi.
Hermetycznie to ty zamknięty jesteś, ciągle trujesz jadem kobry i nic więcej. Za Boga się uważasz żeby cokolwiek oceniać.
Wyżej pieprzysz co innego a teraz co innego. Ty jak chorągiewka jesteś skąd zawieje tam lecisz.

Opublikowano

Na łożu śmierci inaczej zaśpiewasz. Odniosłem się co do tekstu. Arcydziełem nie jest opisuje jedynie spostrzeżenia autora i nie ma nim nic obraźliwego wobec kochających inaczej. Słowa ciota czy pedał są w użyciu codziennym i nie widzę żeby akurat taki tekst odrzucać, bo komuś się ubzdurało że jest obraźliwy. Ty jesteś bardzo nietolerancyjnym człowiekiem rzucając komentarz w stylu nalepka od denaturatu. Prowokujesz i nic więcej. Nudzisz mnie człowieku jak i wielu innych.
Zapamiętaj dokładnie moje słowa : na łożu śmierci będziesz błagał Boga o łaskę i nieistotne który to będzie bóg.

Opublikowano

Po pańskim popisie z Buko- Boprawskim w komentarzach na pana miejscu wogóle za komentarrze bym się nie brał. Klepiesz pan o wolności słowa a sam co pan czyni? Te wyzwiska z Heniem mam zapisane i czasem czytam dla poprawy humoru. Jeśli coś mi się podoba to piszę, że się podoba, jeśli nie to odwrotnie. Nikogo nie oceniam to wy oceniacie. Nie wiem od kiedy to poezję można oceniać może pan wie? Często widać tutaj mistrzów od ocen a jednym z nich Mitchotyn wszechwiedzący jest. Krótką ma pan pamięć. Po tym występie z Heniem na pana miejscu wogóle bym za ocenianie czegokolwiek się nie brał panie poeto. Poz.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ojej, no to mi się dostało :)
Chłopie drogi, najpierw poczytaj, coś ty za dyrdymały powypisywał, a potem sobie dopiero przypominaj. Kompromitacja!
A wolności słowa nie myl z chamstwem i obrażaniem innych, mister krytyk70 czy Azazel czy jakiś tam inny upiór...
Opublikowano

Sam pan dyrdymały wypisujesz. Pod np tekstami Stempelka masz pan taki pogląd a tutaj inny. Magister zdaje się filologii polskiej a czytać nie potrafi. Wtrącasz się pan zawsze w czyjeś dyskusje? Tak spojrzeć to widać, że zawsze pan jesteś tam gdzie dyskusja trwa, czyli zawsze musi pan swoje trzy grosze dołożyć. Obrzydzają mnie takie osoby jak pan połeto. Czepiasz człowieku jaj rzep psiego ogona, rozumiem tak pana wychowano. Jak się nie podoba imię Azazel to leć facet do Jezusa, który wogóle nie istniał. Nawet Sojan miał już dość tego forum, bo po po co na innym portalu pisze. Jesteś pan pod otoczką intelektualisty zwykłym chamem więc zapraszam do wideł i gnoju a nie do dworskich spraw się wtrącać. Żałasnym człowieczkiem pan jesteś takim nędznym robaczkiem, który i tak w dębowej jesionce skończy a gdy to się stanie przyjdę i porozmawiamy o tym kim jestem. I tak do mnie trafisz człowieku, śmierć przyprowadzi mi ciebie na smyczy jak psa. To do zobaczenia:-)

Opublikowano

I śmieszno, i straszno...
To bardzo dobry tekst o tolerancji, pisany "nietęczową" ręką. Głos nie obrażający, a wręcz przeciwnie - akceptujący, unormalniający "innych", będący przyczynkiem do klimatu naszych polskich ulic.
Boże chroń nas od fanatycznych, głupawych obrońców czegokolwiek...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zegara z kukułka kojarzy mi się z domem krewnych, którzy zakupili ten zegar wnukowi. Nie był to antyk, ale raczej zabawka dla milusińskich. Lubiłam wujka i ciocię, pamiętam głośne dyskusje, nawet zegar nie potrafił uciszyć gości. Niektóre błahe przedmioty budzą wspomnienia, wyjostwo nie żyje, a z ich potomkiem nie mam kontaktu.
    • @Roma ciepło wydziela się podczas tarcia
    • W podróży Marcjanna nie przywiązywała uwagi do regularnego spożywania posiłków. Pod wieczór kobietę ogarnął przytłaczający głód. Rozkopany rynek w Poznaniu oferował wiele możliwości kolacji w rozwiniętej sieci knajpek, ale ceny odstraszały jak widok piranii w akwarium. Czuła, że za chwilę straci panowanie nad nogami, szum w uszach i rozedrgane ciało domagało się dostawy kalorii.           Na chwilę przysiadła w pizzerii ulokowanej na skraju starego miasta. Kelnerka namawiała na smaczne naleśniki płonące niczym pochodnia. Trudno było wyjaśnić, że tej potrawy miała szczerze dosyć, gdyż towarzyszyła jej prawie przez trzy dni. Ostatecznie wybrała pizzę hawajską, lubiła ciasto drożdżowe, szynkę i ananasy. Nie podzielała opinii rozpowszechnionej wśród smakoszy tego włoskiego specjału, iż reprezentuje tylko amerykańską markę, niesłusznie przypisywaną twórcom tego typu dania.           Pierwsze kęsy uspokoiły organizm. Przeniosła się z chłodnego ogródka do wnętrza lokalu. Majowa pogoda okazała się kapryśna, częste mżawki i wahania temperatury. Słoneczne przebłyski urozmaicały wieczorną aurę, ale wraz z zachodem słońca rześkie powietrze nie zachęcało do pobytu na zewnątrz.           Wygłodniały organizm pożerał wzrokiem jedzenie. Spożyła połowę gigantycznej porcji, a na drugą zabrakło miejsca. Mili restauratorzy zapakowali w okrągłe pudełko niezjedzone fragmenty zamówienia. Przy świecach wesoło gwarzyła grupka nieznajomych. Omawiali rekonstrukcję historycznego zwodzonego mostu łączącego zamek w Czarnej Górze ze stałym lądem. Dyskusja między dwoma architektami a inżynierem nie należała do stonowanych. Wybuchały głośnie okrzyki i śmiechy.           Andrzej spostrzegł Marcjannę przy bufecie i bez zapowiedzi pożegnał kolegów. Biesiadnicy starali się zatrzymać kompana. Rozumieli, że odmiennymi argumentami posługuje się racjonalnie myślący inżynier, a innymi artyści rozmiłowani w kształtach i wierni tradycji. Usiłowali zbagatelizować nieporozumienie.           — Jutro powrócimy do tematu. Teraz idę za marzeniem. Zobaczyłem kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia. Nie ma czasu.           — Jędruś, ty latasz za młódkami. Ta turystka ma swoje lata, wkrótce cię znudzi. Ona nie na twój gust. Wkrótce opadnie niczym zwiędły liść.           — Nie wasza sprawa. Do jutra! ***           Ta wymiana zdań oddaliła mężczyznę od Marcjanny, która jeszcze długo włóczyła się po mieście z nieodłączną pizzą. Dotarła do ronda Kaponiera, gdzie postanowiła zakończyć wędrówkę. W oczekiwaniu na tramwaj zajęła miejsce na ławce. Miejscowy bezdomny zainteresował się firmową papierową torbą, która leżała obok właścicielki. Zareagowała głośno, że nie myszkuje się w cudzej własności. Niezrażony rozmówca odrzekł, że leżała obok. Marcjanna spojrzała na reklamówkę i zapytała wprost mężczyznę, czy nie jest głodny. Okazało się, że natręt właśnie polował na kolację, gdyż nie jadł ani śniadania ani obiadu.           Turystka wyjęła wydrukowany plan linii komunikacyjnych Poznania, który był cennym towarzyszem w podróży i wręczyła pizzę bezdomnemu, który szybko opróżnił opakowanie i jeszcze ciepłą pizzę złożył na pół. Wkrótce wskoczył do tramwaju i pomachał ręką dobrodziejce na pożegnanie. ***           Andrzej nieprzyzwyczajony do pieszych wędrówek z trudem łapał powietrze. Zmęczenie fizyczne i poczucie niepowodzenia nie odbierało woli walki o nieznajomą. Dostrzegł ją przy dworcu, kiedy oczekiwała na tramwaj. Dopadł wybrankę w ostatniej chwili, motorniczy przygniótł poły skórzanej kurtki. Interwencja pasażerów pozwoliła na wyswobodzenie się z niezręcznej sytuacji. Pomimo bólu w przedramieniu dotarł do Marcjanny kołysanej do snu monotonnym ruchem pojazdu.           — Czekałem na panią całe życie. Proszę o chwilę rozmowy, nie odtrącaj mnie od razu, moja droga!           — Nie znam pana, myli mnie pan z inną osobą.           — Nie ma błędu. Spotkaliśmy się w pizzerii, potem prawie dwie godziny szukałem pani.           Rozbawiona kobieta uśmiechnęła się lekko. Wymówiła typowe zdanie pasujące do sytuacji.           — Nie jestem nastolatką, która lubuje się w tego typu podrywie. Znam swą wartość i nie angażuję się w tego typu znajomości. Pan oszalał.           — Pani uroda i wdzięk nie pozostawiają mnie obojętnym. Czuję się jak uczniak uwiedziony przez tajemniczą boginkę.           — Dość tych żartów, proszę zostawić mnie w spokoju.           — Żąda pani zbyt wiele. Chcę umówić się na całe życie.           Prowadzili tego typu dialog prawie przez godzinę. Powrót do schroniska wymagał jeszcze przesiadki. Marcjanna zawsze dokładnie sprawdzała przed wejściem na pokład trasę autobusu. Na tablicy wyświetlał się właściwy numer linii komunikacyjnej. Drobne niedociągnięcie doprowadziło do nieoczekiwanej komplikacji. Pierwsze przystanki nie wzbudzały niepokoju, ale dalsze nagłośniane nazwy miejscowości brzmiały obco. Kierowca omijał miejscowość, w której nocowała Marcjanna.           Niespodziewanie z pomocą przyszła uprzejma dziewczyna, którą nieco zdradzał ukraiński akcent. Zaoferowała podwózkę po odbiorze samochodu z naprawy. Oboje zabrali się w drogę z pomocną nieznajomą. Po półgodzinie dotarli do celu. Z dala słychać było pohukiwania sowy. Nadeszła chwila rozstania.           Przygoda, która miała trwać przez całe życie, nie zakończyła się. Marcjanna usłyszała pukanie do drzwi.           — Tu nie ma wolnych pokoi, obok ciebie jest tylko wolne miejsce. Przyjmij mnie na jeden nocleg, jestem porządnym facetem. Nie obawiaj się. Zameldują mnie za twoją zgodą. Zobacz moje dokumenty.           Uporczywie przyglądał się kobiecie w twarzowym różowym szlafroczku.           — Śpisz przy drzwiach. Ani się waż zbliżać do mnie, bo narobię krzyku. Ucierpi twoja reputacja, kimkolwiek jesteś.           Mężczyzna nie potrafił poradzić sobie z pościelą. W odruchu współczucia Marcjanna przygotowała łóżko do snu. Sama zaszyła się w kolorowym śpiworze z poduszką ozdobioną falbanką i wkrótce zapadła w objęcia Morfeusza.           Andrzej przyniósł z korytarza wygodny fotel i przez całą noc czuwał nad snem kobiety. Rankiem obudził ich śpiew ptaków. Kiedy Marcjanna otworzyła oczy, uciekł z fotela na łóżko. Brak jakiegokolwiek załamania lub fałdki na posłaniu zdradzał, że nie spędził tam nocy. Na czas toalety musiał opuścić kwaterę. Kobieta wpuściła go do skromnego lokum, kiedy nie mogła poradzić sobie z zamknięciem walizki. Chwalił sobie wspólne śniadanie, dekoracyjnie sporządzone kanapki i kawę z mlekiem. — Znamy się niecałą dobę. Już wyjeżdżasz, zostań jeszcze chwilę. Mam zarezerwowany pokój w hotelu BAZAR. Uczcijmy to spotkanie. Nie pożałujesz. — Moje plany nie sięgają tak daleko. Realizuję program, który ustaliłam przed wyjazdem, zwiedzam katedrę, farę i izbę pamiątek po Ignacym Józefie Kraszewskim. O siedemnastej powrót do Warszawy. — Jesteś bezlitosna, nic nie poradzę. Dasz mi numer telefonu?           Zwiedzanie Poznania przebiegało pomyślnie, aura sprzyjała robieniu zdjęć we wnętrzach i na wolnym powietrzu. Opady deszczu nie utrudniały spacerów po mieście. W psychikę kobiety zakradł się lekki żal, że nigdy więcej nie natknie się na sympatycznego faceta.           Zaskoczyła ją kolekcja pucharów, jaką Polacy podarowali najpłodniejszemu polskiemu pisarzowi wszech czasów. Zapomniany dzisiaj, u współczesnych czuł się wielką estymą, musiał emigrować, gdyż władze rozbiorowe obawiały się jego obecności w Polsce. Frapowały ją wielce te myśli. *** Podróż minęła szybko, pociąg dojechał bez opóźnienia na stację Warszawa-Centralna. Ciągnęła powoli walizkę, która nie należało do lekkich. Na ruchomych schodach poczuła lekkie uderzenie w ramię. Andrzej nie próżnował. Wykwaterował się z hotelu i zdążył na przyjazd pociągu. Marcjanna starała się nie okazywać entuzjazmu, ale nie mogła opanować bicia serca. — Maryś, skąd masz takie niecodzienne imię? — Po mojej prababci po kądzieli. Kiedyś unikano nadawania dziewczynkom imienia Maria z uwagi na jej boskie pochodzenie. Stąd pochodzą Maryle, Marianny i Marceliny. Niektóre sięgają starożytnych epok. Czasami decydowała data urodzenia, przy chrzcie nadawano imię świętej patronki. Ty niezaprzeczalnie nosisz w sobie uroczego huncwota, który z niecnoty zamienia się w bohatera i niezłomnego męża. — Taka kariera postaci literackich. W mojej rodzinie każdy potomek nosi to imię jako pierwsze, drugie lub po bierzmowaniu. Wszyscy jesteśmy Jędrusiami. ***           Po miesiącu wyruszyli we wspólną podróż jako narzeczeni. Andrzej nadzorował pracę nad gotyckim mostkiem, a Marcjanna podróżowała po dworach i pałacach Wielkopolski. Upatrzyła sobie jedną siedzibę na miesiąc miodowy. W Czerniejewie upodobała sobie Piekiełko i czytelnię w palmiarni. ***           Na kilka dni przed ślubem zamieszkali w tym pałacu. Pomimo chłodu kobieta uporczywie przesiadywała pod palmami. Narzeczony przyszedł, aby zabrać ją do luksusowego apartamentu, ale ciągle przedłużała swój pobyt w ulubionym miejscu. Personel miło nastawiony do młodej pary zaproponował oddzielenie przestrzeni tylko dla nich przenośną ścianką. Upojeni atmosferą jedynej w swoim rodzaju siedzibie noc przed zaślubinami spędzili na sofie w cieplarni. Zasnęli przytuleni pod liśćmi rozłożystego drzewka. Rankiem obudziła ich głośnym krzykiem papuga, władająca niekoniecznie eleganckim słownictwem.           Po kameralnym przyjęciu w „Piekiełku” wybrali tę niecodzienną scenerię również na noc poślubną, tym razem po włączeniu ogrzewania. Z jednej strony, wytworna czytelnia ozdobiona egzotycznymi roślinami, a z drugiej skromne schronisko zapisało się złotymi zgłoskami w ich historii. Często tam powracali, chociaż oboje pochodzili z Mazowsza. ***           Zanim powiedzieli sakramentalne „tak”, Andrzej zdradził przyszłej żonie, długo skrywany sekret. Specjalnie wprowadził w błąd nowopoznaną kobietę. Wiedział, że autobus, do którego wsiedli, nie zawiezie ich do pożądanego celu. Pragnął zabrać ze sobą Marcjannę do hotelu w Poznaniu, uczynna Ukrainka tylko zaprzepaściła jego plany. Skromny nocleg pod Poznaniem związał ich oboje na dobre mimo zaskakująco skromnego otoczenia.           W ramach zwierzeń Marcelinka przyznała się, że tej pamiętnej nocy przed jej oczami rozegrała się niesamowita wizja. Dwa kręgi wirowały na niebie, lekkie i cienkie jak ślady odrzutowca. Samoloty zwykle pozostawiają ślady wysoko i w poziomie. Te koła zbliżały się i oddalały tuż nad ziemią. Po kwadransie połączyły się i stworzyły szeroką obręcz, która powoli rozpraszała się jak dmuchawce. W głowie zaświtała myśl, że może pisane jest im być parą. Bała się wspomnieć o tym Jędrusiowi, gdyż przypominało to polowanie na męża kobiety w średnim wieku.           Ten widok powrócił, gdy w kościele podążali do ołtarza w jednym z nielicznym drewnianych kościółków w krainie początków polskiej państwowości. Po wyjściu ze świątyni przy akompaniamencie marsza weselnego pragnęła przeniknąć w ciało Andrzeja i wzorem wyimaginowanych kręgów połączyć się na wieki. Bawiła ją analogia geometryczna o wpisanych figurach. Na niebie stado gołębi latało w formie koła tworząc aureolę nad ukośnym dachem kościółka. Dwie synogarlice powitały państwa młodych przed progiem. One symbolizowały miłość po grób. Po dziś dzień Marcjanna uwielbia te ptaki i rozsypuje przed nimi ziarna zbóż w niepogodę. ***           Czytelniku, jaki morał wynika z tej historii. Dobro zawsze zwycięża bez względu na okoliczności. Szczęście czeka przy drodze, sprzyja odważnym.  
    • @otja może ukoją, może i troszkę ogrzeją. Dzięki za komentarz ;)
    • @violetta Ale wiesz.. niebo wysoko, a my nisko, co prawda mógłbym tam zabrać kogokolwiek, bo mam klucze do wrót niebieskich. No i pytanie czy nie lepiej w piekle - tam jest naprawdę gorąco ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...