Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

tak już było
człowiek kazał lśnić śniegom bez bieli
obudził znalezioną studnię
pił do dna z roztłuczonego kielicha

znowu czytam
nic dwa razy takie samo
gdy wszystko wcześnie zachodzi złotem
w końcu ucichnie

czy będzie jeszcze spadanie
z wiecznego pióra wprost
w atrament

taką krew niczyją

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"wylądował w tym dziale", bo w swoich białych formach wciąż widzę zakalce.
proporcjom trzeba wprawniejszej ręki. wyrabianie "ciasta" to proces długotrwały.
dlatego za rzeczową krytykę zawsze będę wdzięczna.

dziękuję. pozdrawiam,
in-h.
Opublikowano

Kingo, jak zawsze pięknie , druga zwrotka mnie powalila , mądra złota myśl...!
Przekaz jasny , uzasadnienie w tytule!
A odnośnie formy, czy biala czy rymowana , czy...ważny jest przekaz , mądry przekaz, jak w Twoim wierszu!
Pozdrawiam gorąco!
Ja
+

Opublikowano

Czy to mają być "konkretyzacje"?
Forma wiersza (wiersz biały) nie decyduje o... współczesności, ten wiersz rekwizytornia motywów (bezpiecznych, bo już kiedyś przez kogoś użytych: rozbity dzban, śniegi bez bieli - imo: nieudany oksymoron).
Jaki jest związek (jedności nastroju: obrazowania, kręgu sementycznego) studni z atramentem i krwią niczyją? "Symbolika" więzi tekst w słowach, które nie mogą/nie chcę oddychać. Tak subiektywnie to odbieram
Pozdrawiam

Opublikowano


tak już było
człowiek kazał lśnić śniegom bez bieli
obudził znalezioną studnię
pił do dna z roztłuczonego kielicha
spadał z wiecznego pióra
wprost w atrament
krew niczyją

czytam
znowu wszystko zachodzi złotem

w końcu ucichnie

Tak mi się wiersz przeczytało, tak zrozumiało.
Siłą i słabością słowa, jest człowiek. Tylko jemu dany jest dar podnoszenia czasu "z martwych", ożywiania minionego "atramentem", krwią niczyją, bo krążącą we wspólnym krwioobiegu kulturowym i obyczajowym. Człowiek może kazać lśnić powtórnie śniegom (zapisać lśnienie), ale lśnienie to ma jedynie żywotność czasu poświęconego lekturze. To wirtualny świat rozciągnięty pomiędzy twórcą i odbiorcą, a właściwie ciąg jego epizodów odtwarzanych po raz kolejny i znowu. Czy w nieskończoność ? Nie wiem... :)



Opublikowano

Muszę zgodzić się z dawniejbezetem. To wylicznie eksponatów czy może rekwizytów jakiejś bajki, której niekoniecznym morałem jest ten nieszczęsny atrament jak krew niczyja. W tym koniecznie złoto.

Bajka to niby inny twór, ale tu jest: dawno było, a za kilka wersów - jest teraz. I puenta - egzaltowany morał o spadaniu w czasie przyszłym.

I stała się nieskończoność.
E.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



powinnam odpowiadać chronologicznie, ale Pani komentarz to niecodzienne "wydarzenie" pod moją pisaniną. wdzięczna jestem.

powołuje się Pani na słowa innego Czytelnika. wrócę do nich jeszcze.
a teraz, nie będę rozkładać wiersza na cząstki. nie będę do niego przekonywać. tylko jedno: złoto nie jest nieodzowne. zgadzam się! milczenie jest w sobie samym najtrwalszą barwą. bez domieszek.
było - jest - będzie i "egzaltacja" niekonieczna jak morał - zauważony bądź nie. czas się nagle nie "stanie". tytuł przewrotnie "stoi" w miejscu, gdy wszystko wokół płynie.

bardzo dziękuję za komentarz. cenię sobie Pani zdanie.

pozdrawiam,
in-h.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



powinnam odpowiadać chronologicznie, ale Pani komentarz to niecodzienne "wydarzenie" pod moją pisaniną. wdzięczna jestem.

powołuje się Pani na słowa innego Czytelnika. wrócę do nich jeszcze.
a teraz, nie będę rozkładać wiersza na cząstki. nie będę do niego przekonywać. tylko jedno: złoto nie jest nieodzowne. zgadzam się! milczenie jest w sobie samym najtrwalszą barwą. bez domieszek.
było - jest - będzie i "egzaltacja" niekonieczna jak morał - zauważony bądź nie. czas się nagle nie "stanie". tytuł przewrotnie "stoi" w miejscu, gdy wszystko wokół płynie.

bardzo dziękuję za komentarz. cenię sobie Pani zdanie.

pozdrawiam,
in-h.



"Pani komentarz to niecodzienne "wydarzenie" pod moją pisaniną. wdzięczna jestem."
---
nie ma powodu. to jedynie sprawa miejsca zmieszczenia tekstu. w dziale sąsiednim

zdobyła sobie Pani tylu "komentatorów", że moje skromne słowa utonęłyby.

in-h. jest też egzaltacją, jak teksty i komentarze. po co???

nie podejmę dyskusji. z góry przewiduję jałowość.

pozdrowienia dla weny.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



powinnam odpowiadać chronologicznie, ale Pani komentarz to niecodzienne "wydarzenie" pod moją pisaniną. wdzięczna jestem.

powołuje się Pani na słowa innego Czytelnika. wrócę do nich jeszcze.
a teraz, nie będę rozkładać wiersza na cząstki. nie będę do niego przekonywać. tylko jedno: złoto nie jest nieodzowne. zgadzam się! milczenie jest w sobie samym najtrwalszą barwą. bez domieszek.
było - jest - będzie i "egzaltacja" niekonieczna jak morał - zauważony bądź nie. czas się nagle nie "stanie". tytuł przewrotnie "stoi" w miejscu, gdy wszystko wokół płynie.

bardzo dziękuję za komentarz. cenię sobie Pani zdanie.

pozdrawiam,
in-h.



"Pani komentarz to niecodzienne "wydarzenie" pod moją pisaniną. wdzięczna jestem."
---
nie ma powodu. to jedynie sprawa miejsca zmieszczenia tekstu. w dziale sąsiednim

zdobyła sobie Pani tylu "komentatorów", że moje skromne słowa utonęłyby.

in-h. jest też egzaltacją, jak teksty i komentarze. po co???

nie podejmę dyskusji. z góry przewiduję jałowość.

pozdrowienia dla weny.

... ja nie potrafię aż tak przewidywać. rzeczywiście, specyfika działu.

(wyjątek od egzaltacji).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Klip Świetny!!!  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...