Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę jeszcze raz zapoznać się z określeniem banał, a dopiero potem porozmawiamy o moim oryginalnym w jego świetle wierszu:

http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2442799




Nie nadaję się do nauczania początkowego, ale spróbuję jeszcze raz :

"namawia do próby zrozumienia, że pan i pani ZAMIENIAJĄCY BANAŁ świec i szampana, NA sufitowe lustro, w którym przegląda się i mizdrzy zbliźnione ego, WYKRACZAJĄ POZA serialową PRETENSJONALNOŚĆ..."

Rzeczywiście, mizdrzące się w lustrze zbliźnione ego, wykracza poza banał.Jednak banał i pretensjonalność, to nie są synonimy. Pan zadaje pytania, dla których preteksty sam wymyśla ? :)
Logiczna czkawka czy niedoczytanie ?
Jak się już pan zapozna z własnym rozpoznaniem i doświetli z odpowiedniej strony, mogę już nie mieć dla pana czasu i wyrozumiałości, co nie będzie oryginalne, ale uzasadnione...
Opublikowano

Czytam Panów dyskusję i raduję się;-))) Coś nowego na orgu. Ok.

Ode mnie: z nawiasu wyjęłabym trochę. Zostawiłabym "choćby pani z przedszkola albo niespełniony tatuś". Bez nawiasu. I tutaj - spacja.

W drugiej części natomiast przecinanie chmur jest przeładowaniem. Chyba..?

Ale - ja nie wiem:-)

Każdy z Panów ma inne receptory. Bardzo wrażliwe i płodne. :-)

Pozdrawiam. E.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę jeszcze raz zapoznać się z określeniem banał, a dopiero potem porozmawiamy o moim oryginalnym w jego świetle wierszu:

http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2442799




Nie nadaję się do nauczania początkowego, ale spróbuję jeszcze raz :

"namawia do próby zrozumienia, że pan i pani ZAMIENIAJĄCY BANAŁ świec i szampana, NA sufitowe lustro, w którym przegląda się i mizdrzy zbliźnione ego, WYKRACZAJĄ POZA serialową PRETENSJONALNOŚĆ..."

Rzeczywiście, mizdrzące się w lustrze zbliźnione ego, wykracza poza banał.Jednak banał i pretensjonalność, to nie są synonimy. Pan zadaje pytania, dla których preteksty sam wymyśla ? :)
Logiczna czkawka czy niedoczytanie ?
Jak się już pan zapozna z własnym rozpoznaniem i doświetli z odpowiedniej strony, mogę już nie mieć dla pana czasu i wyrozumiałości, co nie będzie oryginalne, ale uzasadnione...



Niestety, nick "andrzej barycz" coraz bardziej wygląda mi na kolejnego trolla internetowego. Choćby dlaczego pisze swoje imię i nazwisko z małej litery, jeśli są prawdziwe? Jakiś kompleks?

Wracając do banalności, zajrzałem na jeden z wierszy niejakiego "andrzeja barycza" zobaczyć, jakież to oryginalne przemyślenia i wiersza ma ludzkości do przekazania:

http://bit.ly/Qxn07z


I co się okazuje, począwszy od tytułu? Proszę: wpisujemy go w wyszukiwarkę Google i otrzymujemy wynik: "Około 666 wyników (0.15 s)"

https://www.google.com/search?client=opera&rls=pl&q=przydro%C5%BCno%C5%9B%C4%87&sourceid=opera&ie=utf-8&oe=utf-8&channel=suggest#sclient=psy-ab&hl=pl&client=opera&hs=3wu&rls=pl&channel=suggest&q=%22przydro%C5%BCno%C5%9B%C4%87%22&oq=%22przydro%C5%BCno%C5%9B%C4%87%22&gs_l=serp.3...2120.6343.0.6703.4.4.0.0.0.0.154.460.2j2.4.0...0.0...1c.ICkzDGjDW3Y&pbx=1&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_cp.&fp=f3e9f2b432aa20a8&biw=1285&bih=747


Choćby autor tej strony skorzystał już z tego określenia w 2006 roku, pisząc na stronie http://bit.ly/QxnlXK


Potykam o
Przydrożność
Krawężnika


Czyli wtórne, może nawet zapożyczone słowo.

Dalej treść: pierwsza część to pseudointelektualny bełkot, a wiersz - obraz zaczyna się dopiero w drugiej strofce. Ale bełkot i tu się udziela, przykład:

"ledwie wyczuwalna wioskowa tętnica"

Ktoś się przyczepił do tego, czy tętnice są wyczuwalne? Ale to małe piwo
w porównaniu do kontekstu. Otóż wyczuwać, to pochodna słowa wyczuć: http://bit.ly/QxnQRR
a oznacza: "stwierdzić, rozpoznać coś dotykiem lub węchem" http://bit.ly/Qxo1wk

Wręcz idiotyzmem jest pisanie w kontekście zmysłu węchu że smród spalin jest ledwie wyczuwalny. Podobny brak wyczucia słowa i co określa, jak w przypadku "banału".

Wracając do oryginalności... co w wierszu z zapożyczonym tytułem "bezdrożność"
jest oryginalnego w pożegnaniu z psem? Zapach dzielony na pół?
Już kilka lat temu poszerzyłem takie połowy psa nadając im na domiar o wiele poważniejszy konspekt:

[list= ]

wstęp do rozwodu

noce i dnie nigdy pół na pół
zapach macierzanki i biel kwiatów
kwitnący sad którego nie będzie

syn nasz cały jeszcze bo maleńki
na czarno-białych fotografiach
pod lipą posadzoną w dniu kiedy się urodził

tylko pies wybrał od razu -
wył i wył do księżyca

[/list]


I co? Można się ustrzec filozofowania w rodzaju "wydawało ci się że umiesz czekać"?
Albo komentować własny wiersz już w nim samym, pisząc o co chodzi:

"Jak leniwe słowo w błotnistej brei wiecznego przedwiośnia, gdy się syci zamiarem rzeczy a gubi przyczynę"

Mój drogi... toż ja komentarze piszę czasem bardziej poetyckie! :)

A wracając do pożegnania z psem - poniżej mój wiersz sprzed paru lat. To jest dopiero pożegnanie - zamienić się z psem ostatni raz na śmierć i życie, a może na życie i śmierć:


[list= ]
pieśń Psa

To był już koniec, mój pies dogorywał.
Łapami zapadł w śnieg i zwiesił jęzor
(wyglądał jak łódź: choć burtą trze przystań,
wiatr za żeglarza wyprawę już podjął)
i po raz pierwszy - a sam Bóg mi świadkiem! -
per "przyjacielu" zwróciłem się do psa:
"Chcę z żalu zawyć nad twoim przypadkiem,
więc etykietę odpuśćmy sobie raz..."
I smutno wyłem cały wieczór, bardziej
do tego psa, co we mnie, niż księżyca:
jak człek pies zdychał, jak pies skomlałem ja
(wiatr łódkę w przepaść oceanu spychał).

https://www.youtube.com/watch?v=wQVwW6hjLo8&hd=1


[/list]





Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mój rozmówca wydaje się nie rozumieć przekazu, oprócz bara bara, co - i tu się zgadzam - jest stare (prawie, bo najpierw musiały zaistnieć na planecie warunki do bzykania) jak świat. A i to musiałem mu palcem pokazać, bo zrozumiał dopiero dzisiaj :)

Przecinanie chmur w kontekście "odlatującego" Armstronga wydaje się być na miejscu.
Podobnie jak sześciometrowe susy - bo takimi właśnie Neil Armstrong sadził po Księżycu,
który ma mniejszą grawitację od ziemskiej.

To, co w nawiasie celowo oddaje potoczność, język używany na co dzień na Ziemi.
Natomiast "albo" zmienia kontekst. "I" to spójnik, czyli coś co łączy... powiedzmy dwóch Armstrongów: Neila i Louisa ;)
A już niespełniony tatuś? Staram się nie nazywać po imieniu niczego w wierszach. Ale skoro komuś przyszło samo do głowy, znaczy, że zrozumiał i bez użycia wyrazu "niespełniony" co zachodzi z owym "tatusiem" :)

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mój rozmówca wydaje się nie rozumieć przekazu, oprócz bara bara, co - i tu się zgadzam - jest stare (prawie, bo najpierw musiały zaistnieć na planecie warunki do bzykania) jak świat. A i to musiałem mu palcem pokazać, bo zrozumiał dopiero dzisiaj :)

Przecinanie chmur w kontekście "odlatującego" Armstronga wydaje się być na miejscu.
Podobnie jak sześciometrowe susy - bo takimi właśnie Neil Armstrong sadził po Księżycu,
który ma mniejszą grawitację od ziemskiej.

To, co w nawiasie celowo oddaje potoczność, język używany na co dzień na Ziemi.
Natomiast "albo" zmienia kontekst. "I" to spójnik, czyli coś co łączy... powiedzmy dwóch Armstrongów: Neila i Louisa ;)
A już niespełniony tatuś? Staram się nie nazywać po imieniu niczego w wierszach. Ale skoro komuś przyszło samo do głowy, znaczy, że zrozumiał i bez użycia wyrazu "niespełniony" co zachodzi z owym "tatusiem" :)

Pozdrawiam.


Jakże ja lubię, kiedy Autor potrafi bronić swojego tekstu:-) Rozumiem.

Mnie ta właściwość nie jest dana...

Napisałam...i koniec. Cóż...trudno.

A ci tatusiowie kabaretowi bywają. Mamusie też ;-))))
rozbrajam minę;-)
Pozdrowienia. E.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie wiem, z Księżyca niewyraźnie widać a z kolei Armstrong na dole zamyka oczy, kiedy gra. Egzaltuje się :)

https://www.youtube.com/watch?v=H_o7pbEShhU&feature=related&hd=1


Opublikowano

Doskonały, mądry tekst.
Pięknie spotykają się tu epokowe wydarzenia z kultury, ludzkiej cywilizacji, z osobistymi przeżyciami w spotkaniu kochanków.
Pięknie "nie dopowiadasz", budujesz nastrój, zawracasz w czasie - a mówisz o uniwersalnych prawdach. Prawda.

Gratuluję, pozdrawiam,

Para:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę jeszcze raz zapoznać się z określeniem banał, a dopiero potem porozmawiamy o moim oryginalnym w jego świetle wierszu:

http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2442799




Nie nadaję się do nauczania początkowego, ale spróbuję jeszcze raz :

"namawia do próby zrozumienia, że pan i pani ZAMIENIAJĄCY BANAŁ świec i szampana, NA sufitowe lustro, w którym przegląda się i mizdrzy zbliźnione ego, WYKRACZAJĄ POZA serialową PRETENSJONALNOŚĆ..."

Rzeczywiście, mizdrzące się w lustrze zbliźnione ego, wykracza poza banał.Jednak banał i pretensjonalność, to nie są synonimy. Pan zadaje pytania, dla których preteksty sam wymyśla ? :)
Logiczna czkawka czy niedoczytanie ?
Jak się już pan zapozna z własnym rozpoznaniem i doświetli z odpowiedniej strony, mogę już nie mieć dla pana czasu i wyrozumiałości, co nie będzie oryginalne, ale uzasadnione...



Niestety, nick "andrzej barycz" coraz bardziej wygląda mi na kolejnego trolla internetowego. Choćby dlaczego pisze swoje imię i nazwisko z małej litery, jeśli są prawdziwe? Jakiś kompleks?

Wracając do banalności, zajrzałem na jeden z wierszy niejakiego "andrzeja barycza" zobaczyć, jakież to oryginalne przemyślenia i wiersza ma ludzkości do przekazania:

http://bit.ly/Qxn07z


I co się okazuje, począwszy od tytułu? Proszę: wpisujemy go w wyszukiwarkę Google i otrzymujemy wynik: "Około 666 wyników (0.15 s)"

https://www.google.com/search?client=opera&rls=pl&q=przydro%C5%BCno%C5%9B%C4%87&sourceid=opera&ie=utf-8&oe=utf-8&channel=suggest#sclient=psy-ab&hl=pl&client=opera&hs=3wu&rls=pl&channel=suggest&q=%22przydro%C5%BCno%C5%9B%C4%87%22&oq=%22przydro%C5%BCno%C5%9B%C4%87%22&gs_l=serp.3...2120.6343.0.6703.4.4.0.0.0.0.154.460.2j2.4.0...0.0...1c.ICkzDGjDW3Y&pbx=1&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_cp.&fp=f3e9f2b432aa20a8&biw=1285&bih=747


Choćby autor tej strony skorzystał już z tego określenia w 2006 roku, pisząc na stronie http://bit.ly/QxnlXK


Potykam o
Przydrożność
Krawężnika


Czyli wtórne, może nawet zapożyczone słowo.

Dalej treść: pierwsza część to pseudointelektualny bełkot, a wiersz - obraz zaczyna się dopiero w drugiej strofce. Ale bełkot i tu się udziela, przykład:

"ledwie wyczuwalna wioskowa tętnica"

Ktoś się przyczepił do tego, czy tętnice są wyczuwalne? Ale to małe piwo
w porównaniu do kontekstu. Otóż wyczuwać, to pochodna słowa wyczuć: http://bit.ly/QxnQRR
a oznacza: "stwierdzić, rozpoznać coś dotykiem lub węchem" http://bit.ly/Qxo1wk

Wręcz idiotyzmem jest pisanie w kontekście zmysłu węchu że smród spalin jest ledwie wyczuwalny. Podobny brak wyczucia słowa i co określa, jak w przypadku "banału".

Wracając do oryginalności... co w wierszu z zapożyczonym tytułem "bezdrożność"
jest oryginalnego w pożegnaniu z psem? Zapach dzielony na pół?
Już kilka lat temu poszerzyłem takie połowy psa nadając im na domiar o wiele poważniejszy konspekt:

[list= ]

wstęp do rozwodu

noce i dnie nigdy pół na pół
zapach macierzanki i biel kwiatów
kwitnący sad którego nie będzie

syn nasz cały jeszcze bo maleńki
na czarno-białych fotografiach
pod lipą posadzoną w dniu kiedy się urodził

tylko pies wybrał od razu -
wył i wył do księżyca

[/list]


I co? Można się ustrzec filozofowania w rodzaju "wydawało ci się że umiesz czekać"?
Albo komentować własny wiersz już w nim samym, pisząc o co chodzi:

"Jak leniwe słowo w błotnistej brei wiecznego przedwiośnia, gdy się syci zamiarem rzeczy a gubi przyczynę"

Mój drogi... toż ja komentarze piszę czasem bardziej poetyckie! :)

A wracając do pożegnania z psem - poniżej mój wiersz sprzed paru lat. To jest dopiero pożegnanie - zamienić się z psem ostatni raz na śmierć i życie, a może na życie i śmierć:


[list= ]
pieśń Psa

To był już koniec, mój pies dogorywał.
Łapami zapadł w śnieg i zwiesił jęzor
(wyglądał jak łódź: choć burtą trze przystań,
wiatr za żeglarza wyprawę już podjął)
i po raz pierwszy - a sam Bóg mi świadkiem! -
per "przyjacielu" zwróciłem się do psa:
"Chcę z żalu zawyć nad twoim przypadkiem,
więc etykietę odpuśćmy sobie raz..."
I smutno wyłem cały wieczór, bardziej
do tego psa, co we mnie, niż księżyca:
jak człek pies zdychał, jak pies skomlałem ja
(wiatr łódkę w przepaść oceanu spychał).

https://www.youtube.com/watch?v=wQVwW6hjLo8&hd=1


[/list]







Miała być armstrongiada w wykwintnym paralelnym sosie, a jak słoma z butów wylazło kundelkowate szarpanie za nogawki, histeryczny, bezradny słowotok i zafajdana pielucha...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję.
Autorka tak pięknego cyklu poświęconego "Wędrownemu", na pewno poczuła mój wiersz :)
Dla Ciebie podobna Para tańcząca na kafelkach jezior (chmury = woda, czyli Życie):


"Księżycowa rzeko, szersza niż mila,
Pewnego dnia przekroczę cię ze stylem.
O twórco snów, łamaczko serc,
Gdziekolwiek zmierzasz, ja idę za tobą.

Dwójka włóczęgów, ślepych na świat,
A tyle jest świata do zobaczenia.
Jesteśmy przy tym samym końcu tęczy, czekamy przy wygięciu
Moja borówkowa przyjaciółka, Księżycowa Rzeka, i ja."

https://www.youtube.com/watch?v=ZTNd4FkLb3Q&feature=player_embedded#at=126

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I Kazi lejca, raperom MO reparacje, lizaki...
    • @Klip Świetny!!!  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...