Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

granica naszego ciała
kończy się tam
gdzie kończy się kosmos

jak twierdzili stoicy
wszystkie prawa kosmosu
swoje odbicie znajdują w mędrcu

(stoicy to istoty z kosmosu
gdyż na widok pustego dzbana
nie pisali zażaleń ani próśb do Najwyższego
nie tworzyli dramatów
rozchodzili się
by nazajutrz spotkać się ponownie)

podobno wystarczy wgapiać się
w rozgwieżdżone niebo
(no - kontemplować)
a już odczuwa się głębokie przekonanie
o porządku i racjonalności wszechrzeczy

jeśli tak
to pies i jego przodek wilk
są na pewno mędrcami
choć niekoniecznie uczonymi
bo uczony ma jednak problem z uzgadnianiem życia
z własną doktryną

ale przecież
życie poety dokładnie realizuje
i jest świadectwem jego prawdy
znajdując ją przy stole
przy szklanicy wina

kosmos jaki się wyłania
budzi jego psią naturę
czyli wierność samemu sobie
a wycie do księżyca
tak szlachetnie wybrzmiewa
że słuchający
nazywają to pobożnie
wierszem

Opublikowano

Kochany Cezary S.;
widzę Cię przez szklenicę, nieco z poświatą (zachodu?wschodu? - ktoż to wie?) - pewnie masz jak zawsze rację, moja meta przy stole a fizyka w nogach a szkoda że nie w głowie -
myślę o swojej przyszłości z troską - jeśli nie zostanę Cynikiem - pewnie zostanę stowarzyszony...w AA!
:)!
PS.; a to oznacza, że poeta zostanie poetą z tą samą kobietą - Sztuką!
J.S

Opublikowano

Mędrzec - stoik i wilk - poeta...
Bliżej chyba wersom do realizmu magicznego, czy wręcz baśni :)
Kłopot z poetą polega na tym, że w przeciwieństwie do wilka, który wyje zawsze, czysto i ze względów towarzyskich, poeta wilkiem jedynie bywa (pragnie być), a z realizacją i świadectwem prawdy, wiernością samemu sobie, szlachetnym brzmieniem i "pobożną" publicznością, ma stały i nierozwiązywalny problem...
Chcę wierzyć pięknej puencie (jak dziecko !), nawet jeśli to przejaw naiwnej "głupoty". Nie muszę wiedzieć, co kryje się pod rozgwieżdżonym niebem, ważne, że ono w ogóle jest i wyjmuje mi z gardła pieśń...
Swietne.
:)

Opublikowano

Marku (Konarski);
dla Twoich komentarzy warto trwać na orgu - poniekąd autor zaczyna widzieć siebie dopiero w Twojej interpretacji (był tu taki - Bogdan Zdanowicz - który potrafił podobnie);
widzę konkurencję w pracy hermeneutyka - to dopiero frajda!
dziękuję za pochylenie -
stawiasz poetę przed nie lada dylematem, bo odpowiedzialnością za własne słowo -
dlatego jesteś Niezbędny!
pozdrawiam
J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Otóż Panie Sojan, nie mogę nawet pobożnie tego nazwać wierszem, bo to kawałek prozy i tutaj uwaga! Mam dobre wiadomości, bo nie zawsze wpadam, jak pies do kuchni. W Pana prozie dopatrzyłem się urody. Jak wykazują badania mitochondrialne psiego DNA, wilk rzeczywiście był przodkiem psa. Piszę to, bo spodobało mi się przejście od psa do poety - wilka. Dzisiaj już nikt nie bada dna poety, bo czasami poezja wypada sama przez swoje dno. Ładnie to Panu wyszło, a i puentą można się napaść do woli, bo jest niezwykle mocnym punktem całości akcji. Chciałbym Panu przyłożyć gdzieś jakiegoś buchana, ale nie mogę, bo muszę być zgodny ze swoim sumieniem. Rzadko mnie Pan potrafi ugościć, jak dzisiaj. Ale upieram się przy prozie poetyckiej. Hm, dzisiaj naprawdę nic do Pana nie mam i nie mogę tego zrozumieć, jak to się mogło stać... Pozdrawiam :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


bo to kwestia intuicji - irracjonalność nie posiada argumentu, tak się czuje...Brak odwołania do rozumu deprecjonuje argument, zatem - autor czuje się Głupio - po prostu!
:)!
J.S
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Niegłupio o mądrości, co muszę z zaskoczeniem przyznać, bo na wiersze Sojana reaguję, jak szarżujący na hipopotama nosorożec. Jednak prozą jakoś daje się to przełknąć a i brzuch nie boli. Nie będę dzisiaj pił smekty. Przeczytam to na noc jeszcze raz. Pozdrowienia :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Człowiek rodzi się głupi i taki umiera,
ale są głu psi i głupsiejsi ;))
Można zwariować i wyć do księżyca
kiedy granica naszego ciała
kończy się tam
gdzie kończy się kosmos


ale gdy spotkają się dwa kosmosy wierne samym sobie i nie popadną w
konflikt interesów, to wtedy można już zawyć z radości :))

Pozdrowienia :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Człowiek rodzi się głupi i taki umiera,
ale są głu psi i głupsiejsi ;))
Można zwariować i wyć do księżyca
kiedy granica naszego ciała
kończy się tam
gdzie kończy się kosmos


ale gdy spotkają się dwa kosmosy wierne samym sobie i nie popadną w
konflikt interesów, to wtedy można już zawyć z radości :))


Pozdrowienia :)

Agatko;
to wyjątek...wynika z tego, z należy dążyć do marginesu a nie do powszechnika - outsiderem nikt świadomie być nie chce bo to tortura!
oj Agatko - jeśli tyle wiesz, wiesz tyle że można tylko współczuć....w znaczeniu jak najbardziej pozytywnym -
serdeczności!
J.S
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Przepraszam za wcięcie, ale Jacku: błądzisz! Nie będę Ci udowadniał, bo dobrze wiesz. Wina!
Pozdrawiam

myślę, że rychło będzie okazja do rozmowy na ten ten temat - pozdrawiam!
:)!
J.S

PS.;
"błądzę" w znaczeniu że się mylę czy błądzę dlatego że błądzę...?
pozdrawiam
J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia   A tak naprawdę mam wyrafinowane poczucie humoru z umiejętnością stosowania szermierki słownej i często trafiam w samo sedno - też potrafię dawać merytoryczną krytykę i robić recenzje - wstęp, rozwinięcie i zakończenie, przy okazji: z kim mam do czynienia? Z panią czy panem?   Łukasz Jasiński 
    • @Nata_Kruk nie ma przymusu "czucia" każdego wiersza :) Ja mam tak, że jednego sięgam po jakiś wiersz i kompletnie do mnie nie przemawia. A innego dnia, czasem za miesiąc/rok trafiam na niego ponownie i mam ciarki na plecach jak go czytam. Myślę że "czucie" wiersza jest po pierwsze bardzo indywidualną sprawą a po drugie dynamiczną.  Pozdrawiam

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Światło Słońca prażyło w oczy, gdy Jegor niemrawo otwierał powieki. Całe jego ciało przeszywał ból, wiatr zmrażał członki. Świadomość wracała do niego powoli, gdy wywnioskował, iż nie może się poruszyć. Przed nim rozciągał się widok gąszczu, wyrastającego przed piaszczystą plażą. Zwrócił głowę do dołu, kilka metrów pod nim znajdowała się turkusowa tafla wody, z kolei spojrzenie w górę wyjaśniło mu już w pełni sytuację. Jegor bowiem zwisał za bakburtą, zaplątany w urwane liny. Natomiast same sznury, które go uwięziły były zakleszczone wokół relingu. Cała galera ugrzęzła na mieliźnie i pochylona była w lewo o jakieś 40°. Wtem ktoś krzyknął “Jest tutaj!”, a Jegor poczuł lekkie szarpnięcie, po nim następne, nieco już mocniejsze i jego ciało za każdym takim razem oddalało się stopniowo od tafli morskiej wody. Będąc już dość wysoko, ktoś chwycił go pod pachami, objął za klatkę piersiową i przerzucił przez reling, na pochylony pokład. Jegor stękał przy tym i syczał z bólu, widać było, że na ciele ma wiele sińców. Wybawiciel postawił go na chwiejnych nogach, Jegor przyzwyczajał się do pochyłości, spojrzał się następnie w oczy człowieka, który go wciągnął. To był Ekim!     - Szukaliśmy cię Jegorze, obawialiśmy się, że sztorm porwał cię w otchłań, całe szczęście zaplątałeś się w zerwane liny.    Ataman rozejrzał się dokoła, po pokładzie krzątała się garstka przytomnych ludzi. Sama galera natomiast wyglądała jakby przetrawiona została w żołądku morskiego potwora.     - Jak wygląda nasza sytuacja? Długo byłem nieprzytomny? Zdążyliście się już zorientować? W jakim stanie jest statek?    - Sami dopiero co stanęliśmy na nogi. Rozbiliśmy się o skały przystające do tej wyspy, fale zepchnęły nas daleko na mieliznę. Przez sterburtę ciągnie się ogromna szczelina, dziób statku prawie w całości spalony, fokmaszt obalony, olinowania zerwane, żagle podarte, trzy piąte wioseł połamane. Tyle dobrego, że proch magazynowany był po przeciwnej stronie statku, niż wybuchł pożar, inaczej wszyscy pomarlibyśmy na miejsu, a statek zmieniłby się w kupę spopielonych wiór i drzazg.    - A jak trzyma się załoga?     - Spora część ludzi potopiła się lub pomarła, tłucząc się w nieprzytomności po statku. Ponieśliśmy też straty podczas szarży. Jest też trochę rannych. Moglibyśmy zapełnić galernikami najwyżej trzy czwarte dolnego pokładu.    - Co z naszymi zapasami?    - Nie schodziliśmy jeszcze do magazynu pod pokładem, musimy się w tym rozeznać.    - W takim razie chodźmy czym prędzej, chcę jak najszybciej poznać pełen obraz naszego położenia.    - Jegorze, jesteś cały poturbowany! Powinieneś się wpierw wykurować.    - Dam radę, to nie mój pierwszy raz. Sroższe rany nie zdołały mnie powstrzymać przed walką.     I opierając się o bark Ekima, Jegor pokuśtykał wzdłuż relingu do schodów prowadzących pod pokład. Noga za nogą, przebierał kończynami, z każdym krokiem nabierając coraz większej pewności pod stopami. Do samych schodach musieli się wspinać na czworaka po pokładzie. Kilka drewnianych stopni u dołu było połamanych, na dolny pokład musieli więc zeskoczyć. Niższy pokład był teraz tak dobrze oświetlony, jak nigdy przedtem, a to za sprawą gargantuicznego wyłomu w kadłubie. Ława, na której Jegor wydalił z siebie tyle potu, poszła w drzazgi razem z wiosłem. Wiele sąsiednich ław podzieliło jej los. Udali się do magazynu na rufie, sprawdzali po kolei beczki i skrzynie. Proch namókł i do niczego się nie nadawał. Większość beczek z wodą była roztrzaskana, starczyłoby jej na tydzień, może dwa jeśli ocalała załoga korzystałaby z niej oszczędnie. Zapasy suszonego mięsa i sucharów były w większości zachowane w dobrym stanie, nawet obfite porcje, zapełniały by żołądki przez miesiąc.    - Schodziliście już na ląd? Znaleźliście coś tam? - pytał Jegor.    - Nie, jeszcze nie. Jak mówiłem, sami dopiero stanęliśmy na nogi.    - Dobrze, wypocznijmy trochę i zorganizuję wkrótcę ekspedycję w głąb tej wyspy. Galera zdaje się być nie do urzytku, temu poszukamy jakiejś osady. Jest tu jeszcze trochę złota, które skonfiskowano podczas mego pojmania, moglibyśmy za nie kupić więcej prowiantu. Może jeśli uda nam się znaleźć tam rybaków, przekonamy ich również, by przewieźli nas z powrotem na stepy, choć nie wiem jak daleko się ta wyspa od niego znajduje. Jeśli jednak nie ma tu osad, musimy znaleźć prędko źródło wody i zacząć zbierać materiały na tratwy.    - Tratwy? Po co? Mógłbym wyremontować tę galerę, podróż nią byłaby dużo bezpieczniejsza i sprawniejsza.    - Naprawdę możesz to zrobić? Ile by ci to zajęło?    - Oczywiście, że mogę, byłem w końcu konstruktorem nie jednej takiej galery. Zniszczenia są jednak duże, przede wszystkim trzeba załatać tę dziurę w kadłubie, na sterburcie i wymienić większość drewna na dziobie, jest kompletnie zwęglone. Przydałoby się też wystrugać nowe wiosła, choć kilka zapasowych ostało się jeszcze tu w magazynie, zapasowe liny i maszty również powinny być gdzieś tu składowane lub leżą pod dennikiem. Potrzebujemy jednak nieco czasu, by nasza załoga się wykurowała, niektórych trzeba będzie też wyszkolić. W naszych obecnych warunkach całość zajmie nie mniej niż sześć tygodni, czas ten jednak może się wydłużyć.    - Bądź bardziej optymistyczny, my Halyjczycy wprawieni jesteśmy w budowie czajek. Będą oni mogli przystąpić do budowy bez szkolenia, a nawet pomóc ci wprawiać w fach resztę ocalałych.    Przeszukali resztę magazynu, zgodnie ze słowami Ekima, odnalazło się kilka zapasowych lin i żagli. Opuścili pomieszczenie. Następnie Jegor puścił Ekima przodem, by ten wspiął się na schody i wciągnął na nie obolałego. Wspólnie uzgodnili, że schody powinny być jedną z pierwszych rzeczy, jaka powinna ulec naprawie, z pewnością udogodni to późniejszą pracę. Powrócili na górny pokład, gdy ich głowy wychylały się powoli wraz z pokonywanymi stopniami, ich oczom ukazywała się majacząca w głębi wyspy olbrzymia skarpa, na której szczycie sterczał samotnie, wznoszący się pionowo głaz. Majestatyczność tego widoku pochłonęła na chwilę Jegora, sączące myśli mgły piękna rozwiały się jednak wkrótce, gdy umysł atamana przejęty został przez działania praktyczne. Z rozkojarzenia już całkowicie zbudziło go rytmiczne klekotanie obijającej się o pokład, oderwanej podeszwy buta. Właścicielem tego trefnego obuwia był profesor Heinrich.     - Herr Jegor! Mein gott, dobrze żeś żyw!    - Widzę, że nawet profesor jest w lepszym ode mnie stanie - odpowiedział mu z uśmiechem Jegor.    - Czemu więc nie dasz nogom odpocząć? Siądź i oprzyj się o ławę!    - Wkrótce wyruszam w głąb lądu, muszę rozruszać kości. Odpocznę za chwilę.    - W głąb lądu? Pójdę z tobą. W nocy, gdy minął już sztorm i niebo się na powrót rozpogodziło, spojrzałem na gwiazdozbiory. Udało mi się ustalić po ich pozycji, iż musimy być w obszarze, który opisywały moje gliniane tablice. Chciałbym się nieco rozejrzeć, mogliśmy wylądować na tej wyspie, której szukałem.    - W porządku profesorze, będziesz miał zatem ku temu wspaniałą okazję. Widzisz waść tamtą skarpę? Tam się udamy. Z takiej wysokości uda nam się ustalić, czy wyspa nie leży przypadkiem w archipelagu, czy pobliżu innego lądu, albo czy w okolicy nie kursują żadne statki. Rozejrzymy się też stamtąd po jej terenie w poszukiwaniu osad, będziesz więc mógł do woli wypatrywać swojego starożytnego miasta - następnie Jegor zwrócił się do Ekima - W międzyczasie obadaj dokładnie statek i stwórz proszę plan remontu, na wypadek, gdybyśmy nie znaleźli żadnej osady. Im szybciej się stąd wyrwiemy, tym lepiej.    - A kto cię tu ogłosił dowódcą, co? - charknął ktoś za jego plecami.    - A kto pyta, jeśli można wiedzieć? - ataman odwrócił się do nieznajomego. Był to mężczyzna w sile wieku, solidnej budowy i o płowych włosach. Poznał w nim jednego z ludzi, którzy gotowi byli układać się z Buduńczykami.    - Michaił Zajcew, bojar i pułkownik sołdatów na służbie cara. Pytam jeszcze raz, kto cię uczynił dowódcą? Jakim prawem rościsz sobie władzę?     Wokół Jegora zaczęli się zbierać rozsiani po całej długości galery Halyjczycy, patrzyli na sepentriońskiego pułkownika jak wygłodniała wataha wilków patrzy na łanię. Berdysze z ułamanymi drzewcami, które dieryżli, nadawały im wygląd na wzór bezwzględnych katów. Jegor jednak powstrzymał ich przed pochopnym działaniem.    - Jak waść widzisz, lud opowiedział się za mną, taka już moja natura. Może to dlatego, że po prawdzie nie pragnę władzy, a chcę jeno, by jak najwięcej z nas przeżyło.    - I dlatego ryzykowałeś życie zakładników, szarżując jak opętany na przeciwnika?    - Przyznaję, podjąłem tę decyzję dość pochopnie, jeśli nasi ludzie nie wykazaliby się takim męstwem, jakiego dokonali, miałbym na sumieniu tych zakładników. Gdyby jednak nie to ryzyko, wszyscy umarlibyśmy, tonąc przy wiosłach, przykuci do ław. Teraz część z nas ma realną szansę na powrót do domów. Masz waść na względzie dobro ogółu, temu dam ci propozycję. Gdy Ekim będzie sprawował pieczę nad teoretyczną częścią budowy, ty przejmij dowodzenie nad warstwą praktyczną. Ale jeśli chcesz, to nie musisz ze mną współpracować, opuść pokład i zbuduj tratwę o własnych siłach - Jegor wyciągnął otwartą dłoń do oponenta.    Bojar parsknął tylko w stronę Jegora, marszcząc gniewnie czoło, odszedł ze śródokręcia, by usiąść na nadbudówce. Halyjczycy również się rozeszli po całej długości statku, widząc, że napięcie się rozładowało. Jeden z nich pozostał dłużej i staną twarzą w twarz do Jegora.     - My dobrze wiemy kim ty jesteś, słynny ataman Dynmo! Oddajemy się pod twoją komendę - po czym wrócił do towarzyszy.    - Bacz na tego człowieka Ekimie - Jegor zwrócił wzrok w stronę Michaiła - wśród ocalałych jest jeszcze kilku innych Sepentrionów, nie chcę by buntował ich przeciw nam, gdy wyruszymy na eksplorację. Wezmę ze sobą trzecią część ocalałych Halyjczyków, wyruszam w południe.    Po tym każdy poszedł w swoją stronę. Ekim deska po desce oceniał kondycję statku, znalazł gdzieś skrawek suchego papieru, odłamał kawałek zwęglonego drewna i wykreślał dalszy plan działania. Jegor natomiast udał się na sczerniały forkasztel, gdzie wykonywał ćwiczenia mające rozluźnić jego obolałe mięśnie. Profesor Heinrich zerknął na niego kilka razy i był zdumiony, że ludzkie ciało potrafi tak się wygiąć i przyjąć te niepojęte, nieforemne kształty. Sam Teuton nie miał zbyt wiele do roboty, temu wypytywał ocalałych o ich doświadczenia z licznych żeglug, miał nadzieję, że któryś nawet przypadkiem natknął się na poszukiwane przez niego miasto. Żadna rozmowa nie przyniosła mu oczekiwanych rezultatów.
    • Generalnie mi się nawet podoba, klimatyczny,  obrazowy, puenta wyrazista, pełna emocji.  Ale jako ta perfidna szczególara zastanawiam się nad rolą kropek przed wykrzyknikami i tym wersem:

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      początkowo odczytałam to jako dopełniaczówkę będącą jednocześnie oksymoronem,  ale z kontekstu wnioskuję, że to tylko miejscowienie akcji w czasie, stąd - moim zdaniem - spokojnie mogłaby tu zaistnieć inwersja: Mroźnej nocy obiecałeś mi ciepło, bez szkody dla brzmienia, ten wiersz nie jest przecież regularnie rymowany.  I jeszcze: Osobiście pozbyła bym się tutaj przecinka po "rany" napisała wypełniają, bo w ten sposób właśnie ten tekst odbieram, tak rozumiem tę frazę.  Fakultatywnie można by jeszcze w ostatnim wersie dać na końcu wielokropek, ale to tylko moje widzimisię :)    Tyle na tę chwilę, reszty nie ruszam :)   Pozdrawiam :)   Deo
    • Świetny wiersz, piękne obrazowanie z żywiołami w tle, puenta mi jakoś klimatem wewnętrznie bliska.   Pozdrawiam :)   Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...