Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
7

Witold postanowił zakończyć swoją karierę reżysera. Zamierzał to uczynić w sposób efektowny i dołączyć do grona tych, którzy w młodym wieku użyźnili glebę. Muzycy, artyści, indywidualiści, samobójcy. W każdym pokoleniu pojawia się ktoś, kto uważa, że nie przystaje do świata i pragnie uciec w pustkę.
Za ostatnie grosze przyjechałem w sobotni mglisty poranek do Krakowa. Komórka Witolda milczała. Tradycyjnie. Wyłączył ją pewnie wieczorem i zostawił na hotelowej szafce nocnej. Wawel, murki, trawniki, chodniki, Wisła. Tam poszedłem. A mówią, że to kobiety mają intuicję. Kobiety i Konrad Czerwoniecki. Niedoszły samobójca siedział na ławce karmiąc ptaki. I tym tuczeniem dziobo-pierzastych tak był zaabsorbowany, że dopiero po kilkunastu sekundach zauważył mnie. Gdy w końcu nastąpił ten moment spostrzeżenia, podniósł swoją nieuczesaną czarną czuprynę. Dostrzegłem w jego oczach taką iskrę jak gdyby podkradał prąd z pobliskiej elektrowni. Zwariował? Zgarbiona i przyczajona sylwetka Witolda wróżyła tylko jedno – chciał uciec – a zobaczył we mnie agresora, który mógł pokrzyżować plany. I miał rację. Moja osoba – to najbardziej ekspansywna odmiana życia z jaką mu przyszło się stykać w ostatnich latach. Najechałem jego spokojny ogródek ze swoją dziką bandą rabując święty spokój, pierdoląc jego dziwki. Zdeptałem roślinki. Niegrzeczny Konrad. Wdepnąłem nawet w rabatkę - którą tak porządnie pielęgnował i ukrywał przed pasożytami – w jego osobowość.
- Niech cisi w końcu przemówią – rozpocząłem rozmowę. Witold popatrzył na wodę i zamyślił się.
- Wisła jest dość głęboka. Tu gdzieś rodzice utopili dziecko. Wizję lokalną pokazała telewizja. – Z oczu znikł mu blask. Dziecko utopili? Czy myślał w tej chwili o śmierci?
Co czuje człowiek, któremu brakuje tchu? Czy to prawda, że całe życie przelatuje wtedy przed oczyma z prędkością pociągu ekspresowego? A może jedyną rzeczą jaka zaprząta umysł jest chęć wydostania się na powierzchnię? Witold prawdopodobnie by nie walczył. A może w ostatniej chwili pojawiłyby się wątpliwości? Czasami chęć przetrwania ma decydujący głos. Czasami jest za późno. Teraz jest wyjście awaryjne. Mogę go złapać. Jakby się stawiał, to mu przywalę. Jest wysoki i zdesperowany, ale ja jestem szybki. A jeśli się wyśliźnie? Co będzie jeżeli obaj wpadniemy do wody? Nie umiem pływać. Wisła jest zimna. Złapie mnie skurcz i pójdę na dno jak kamień. A co jeśli przy próbie ratowania Witolda się utopię, a on przeżyje? Za dużo myśli. Plątanina możliwości.
- Witold, wracajmy już – zaproponowałem.
- Chyba sobie kupię kota. Nie mam czego głaskać.
- Dobrze, kupimy ci kosz kociaków, ale teraz chodź ze mną. Wszyscy się martwią.
- A film?
- Przecież nie masz nawet zatwierdzonego budżetu.
- Ech...
- Wstąpimy na koktajl czekoladowy. Uff. Mnie się chyba bardziej niż tobie przyda. Wypijemy, a później pójdziemy na koncert jazzowy i do hotelu po rzeczy.
Konrad Czerwoniecki miał dar przekonywania. Witold miał kasę na te wszystkie przyjemności, więc posiadał instynkt przetrwania. Konrad Czerwoniecki pozbawiony pieniędzy był typowym samcem, posiadał intuicje. Witold dzięki intuicji Konrada Czerwonieckiego ocalił swój cenny żywot. Cenny żywot Konrada Czerwonieckiego w dużej mierze zależał od „Bezkrwawej” Moniki – w mniemaniu ich obydwu - najlepszej samicy w kraju. Kariera aktorska Parkulesa w dużej mierze zależała od Witolda. Sukces filmowy Witolda zależał w pewnym stopniu od dobrego scenariusza Doktora Proktora. Doktor Proktor bardzo stęsknił się za swoją publicznością. Wniosek: heroiczny bój Konrada Czerwonieckiego ratującego Witolda od dokonania samobójstwa na swoim reżyserskim żywocie, spowodował że cały układ się nie rozsypał i historia mogła potoczyć się dalej.


8

Następnego dnia obudziłem się z potwornym kacem. Koktajl czekoladowy. Niech go!
- Chciałbym, żebyś napisał dialogi do mojego filmu – krzyknął rozentuzjazmowany Witold.
- Która godzina? – Nie mogłem znaleźć zegarka, a telefon dawno się rozładował.
- Już po siódmej. Wstawaj.
Gdy wyszedł, nakryłem się kołdrą i zasnąłem. Musiałem nabrać sił, bo przecież to mnie przypadł ten zaszczyt ratowania czołowych polskich artystów przed samobójstwami, depresjami, przedawkowaniem koktajlów, alkoholizmem, wąchaniem koki i innymi wyskokami.
Dwie godziny później wziąłem prysznic. Świeży i czysty zasiadłem do stolika, gdzie nieoczekiwanie pojawił się laptop. Czyżby role miały się odwrócić? Teraz Witold ze swoją hordą postanowił najechać moje państewko? Dobra. Spróbuję napisać dwadzieścia stron. Najwyżej powiem, że nie podołam zadaniu. Wprawdzie ze scenarzystami w kraju krucho, aczkolwiek należy wierzyć, że znajdą się jacyś, którzy stworzą coś godnego. Dwadzieścia stron to nie tak dużo. A gdyby tak zebrać moje przemyślenia na temat całej tej wstrętnej amerykanizacji, ekspansji języka angielskiego i totalnego zidiocenia, które osiąga swoje apogeum na forach, blogach i komunikatorach internetowych, to byłoby to coś nieźle pokręconego.
Wieczorem zapisałem na dysku plik film.doc i poszedłem na dworzec.
Konrad Czerwoniecki - Ostatni koktajl czekoladowy:
W zarysie sytuacja przedstawia się tak: do starego domu przyjeżdża autokar. Wysiada z niego grupa ludzi, którzy zamierzają na kilka dni odciąć się od cywilizacji. Mają do dyspozycji 5 pokoi, salon z pianinem, jadalnię, kuchnię i łazienkę oraz dwie toalety. Pozbawieni są telefonów, komputerów, internetu. Skazani na siebie muszą rozmawiać, razem spożywać posiłki i spać we wspólnych pokojach. I tu właśnie dochodzi do różnych interakcji, wychodzą na jaw różne fakty z ich życiorysów...

- Hm, początek trochę niemrawy, ale po scenie pokazującej próbę gwałtu, bójce dwóch młodych chłopaków i tymi zeschizowanymi ujęciami w salonie, muszę przyznać, że robi się bardzo ciekawie. – zreferowałem swój pomysł Witoldowi. Ten kiwnął głową i jak to miał w zwyczaju, zamilkł.
Pisarz, scenarzysta, współpracownik reżysera - tak, te role mi odpowiadały, jednak do pełni szczęścia brakowało jeszcze jednego. Między mną a Witoldem sytuacja wyglądała klarownie. On poznał mnie z „Bezkrwawą” Moniką, ja uratowałem mu życie. Byliśmy kwita. Nadeszła stosowna chwila, bym sięgnął po to, czego tak bardzo pragnąłem.
Budżet został zaklepany miesiąc później. Ekipa filmowa ustaliła grafik prac, a pierwsze zdjęcia zostały zarejestrowane w podsuwalskiej wsi.





-------
A w części IV zasmakujecie "Ostatniego koktajlu czekoladowego
Opublikowano

i zostawił na hotelowej lampce nocnej - szafce

Wstawiłeś dwie części ósme;) Przyznam, że każdy kolejny fragment, który wrzucasz - jest inny od poprzedniego, chodzi głównie o to, co pisałem Ci wcześniej: pierwszy był błyskawiczny, drugi "zagęszczony", tutaj natomiast dostrzegam spokojną, niezmąconą płynność, którą aż prosiłoby się rozciągnąć na dalsze partie tekstu. Dalsze. Wcześniejsze są w porządku i widzę je jako taki zróżnicowany wstęp. Tym bardziej niepokoi, że gdy limit minie, wstawisz już ostatni koktajl. Chciałbym Cię kiedyś zobaczyć na dłuższym dystansie (mini-powieść czy nowela).

Nie mam się do czego przyczepić, kropki i przecinki są w porządku. A jeśli nie, trudno:) W części siódmej podoba mi się bardzo przeciwstawienie sobie wyrazistych bohaterów, wynikają z tego soczyste dialogi.

- Witold, wracajmy już – zaproponowałem.
- Chyba sobie kupię kota. Nie mam czego głaskać.


No, właśnie.
Cieszy mnie również, że potrafisz wydarzenia rzeczywiste przekuć w swej popkulturowo-muzyczno-lokalnej wyobraźni w fabułę, a postaci żyjące naprawdę - w bohaterów fikcjonalnych. Odbieram to jako pewną wariację, bo obok istot egzystujących faktycznie, pojawiają się persony zrodzone w Twej, hmm, wielowymiarowej wyobraźni. Co także jest ciekawe.

Inna sprawa - pozytywna, bez obaw - że nawet gdyby ktoś zarejestrował się w tym momencie na forum, np. Bonifacy1982 albo cookie345, i kliknął tutaj - podołałby lekturze, nie znając kontekstu. Dobre jest to, że nie zabrnąłeś zbyt daleko w prywatne aluzje, parodie i kryptocytaty (choć i tych nie zabrakło), lecz zbudowałeś tekst - miejscami - na kontekście szerszym i na tym oparłeś swą historię, co czyni ją zrozumiałą w sposób wystarczający.

Kolejna zmiana, którą dostrzegam - poza stylistycznymi - to postać Konrada, która "im dalej w las", to jest w tekst, staje się bardziej wyrazista. Nie wiem, czy to celowe. Konrad jest narratorem, zawsze gdzieś się kręci i uczestniczy, ale... jest go najmniej. Teraz dopiero pomału wyłania się jego charakter, ukazując jako taki spójny obraz.

Bywaj,
w.

Opublikowano

No ładnie się rozpisałeś. Moja odpowiedź zapewne nie będzie tak długa i wnikliwa. Skupię się na rozwikłaniu pewnych kwestii, które zasygnalizowałeś.

Błędy poprawiam. O już!

Postać głównego bohatera rozkręca się, co jest normalnie, bo trudno kogoś ukazać na kilku stronach, a głębokie psychologiczne analizy raczej w tym tekście się nie pojawią.

Na dłuższym dystansie mógłbym się tylko sprawdzić pod kilkoma warunkami: 5 dni wolnego, niezmącony spokój, opracowany pomysł i dużo weny oraz determinacji, by przekuć to w kilkudziesięciostronicowy tekst.

Muszę Cię zaskoczyć. Nie wiem czy wiesz, ale dopisałem jeszcze trochę tekstu i będzie to swoisty epilog.

Dzięki za ten bardzo obszerny i budujący komentarz. Teraz już strach w ciemnych pomieszczeniach będzie mi obcy!

Opublikowano

'' Witold postanowił skończyć swoją karierę reżysera. '' - w/g mnie, lepiej brzmiałoby '' zakończyć ''
z '' pustką '' się nie zgadzam, ale to grząski grunt, więc dam spokój:)
'' Komórka Witolda milczała. Tradycyjnie. '' - może, weź pod uwagę - '' Komórka Witolda milczała - tradycyjnie ''.
'' I tym tuczeniem dziobo-pierzastych tak był zaabsorbowany, że dopiero po kilkunastu sekundach zauważył mnie. Gdy w końcu nastąpił ten moment zauważenia, podniósł swoją nieuczesaną czarną czuprynę.'' - powtórzenie '' zauważył - zauważenia ''. Sugestia: '' Gdy w końcu nastąpił ten moment spostrzeżenia ( lub zaobserwowania ), podniósł swoją nieuczesaną czarną czuprynę. '' - lub jakoś jeszcze inaczej.
'' Witold prawdopodobnie nie walczyłby '' - '' Witold prawdopodobnie by nie walczył '' - lepiej być może tak by brzmiało, nie wiem?
'' Konrad Czerwoniecki pozbawiony pieniędzy był typowym samcem, posiadał intuicje. '' - intuicja jest domeną kobiet raczej, typowy samiec może natomiast posiadać instynkt, najmocniejszy - ten samozachowawczy:)
w ostatnim zdaniu, zamiast '' wykonane '', lepiej by pasowały '' nakręcone '', albo '' zarejestrowane ''.

Tyle tylko, powiedzmy - błędów, zarejestrowałem w swoim niemerytorycznym umyśle:)

Znowu jest inaczej, przyswajam tekst bardziej, jakby dosadniej. Całość zaczyna mi się naprawdę podobać. Postacie nabrały konkretniejszego, silniejszego wyrazu. Dodałem dźwięk cichego djembe, pobrzmiewającego ponad tekstem, jakby to był nieodzowny atrybut do zrozumienia opowiadania i wszystko wydało mi się jasne.
Potrzebowałem bodźca. Tym razem okazała się nim rozciągnięta kozia skóra, w którą uderzają opuszki palców:)
Poczułem atmosferę.
Dawaj dalszy ciąg.

Pozdrówka:)
M.

Opublikowano

Dziękuję dobry człowieku. Wprowadzę wszystkie Twoje wskazówki, bo są bardzo trafne, poza jedną. "Intuicja" - w tym kontekście jest użyta celowo błędnie, to raczej ironia, wykpienie.

Zwykle do tych tekstów warto mieć podkład, sam piszę często w towarzystwie muzyki, która wywiera wpływ, odciska swoje piętno.

Opublikowano

W siódmej części trochę osłabłeś, straciłeś parę i juz myslałem, że padniesz na deski. Ale gardę podniosłeś, zrobiłeś unik, łyknąłeś powietrza i w ósemeczce znów jest gicio. Nie ma K.O. :) Jest za to fajny tekst.

Ekipa filmowa ustaliła grafik prac, a pierwsze zdjęcia zostały wykonane się w podsuwalskiej wsi. - Coś jest nie teges z tym zdaniem.

Opublikowano

Powiem Ci szczerze, ze pierwszy raz spotkałem się z tym określeniem, więc nigdy się nad nim nie zastanawiałem. Może z tej prostej przyczyny, ze do Suwałk mam dalej, niz do Holandii, czy Austrii :) Może napisz "we wsi pod Suwałkami? A może niech inni coś podpowiedzą, bo być może niepotrzebnie się czepiłem.

Opublikowano

Taki określenie istnieje, słyszałem je kilka razy w telewizji no i można trafić na nie w internecie. Sądzę, że to kwestia Twojego aparatu percepcyjnego, który niechętnie chce zaakceptować coś dotychczas nieznanego. Przemyślałem i zostawiam ten zwrot. Hehe. Innych chyba już nie będzie.

P.s.
Chciałem jeszcze dodać do wcześniejszego komentarza, że intuicja o której pisał Sam Jeden nie dzieli się na płci. Każdy człowiek posiada intuicję. A główny bohater niekoniecznie jest supermacho. Jest po prostu zwykłym człowiek. Everyman. Hehe [rzucam tym "hehe" żeby unikać innych zwrotów].

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jesień jest zawsze piękna w barwach ciepłych skąpana wspomina uroki lata pokory ucząc od rana ;)))
    • W podziemnym przejściu handluje głupek. Z roztartym nosem jak majeranek. Wertykalnie przedstawia swoje dzieła. Wystawia arlekiny jak z rękawa. Nostalgia za wódą wyryła mu bruzdy na czole i policzkach. Czarne jak heban usta, przepalone fajkami, wydmuchują już tylko w dal sadze. Przechodząc obok niego, wymamrotał coś pod nosem: — Kup pan książkę. Spojrzałem. Uśmiech u stóp drabiny — Henry Miller. Nowela za uśmiech i pięć fajek. Do dziś nie mogę jej zapomnieć. Wyryła mi na czole takie same bruzdy. Tyle że ja już tyle nie palę. Nieraz, kiedy czuję fajki, wstrzymuję powietrze i nie oddycham. Po drodze tyle syfu w powietrzu. Butadien w aerozolu, brylantyna we włosach. Boję się, że wybuchnę od zapalonego papierosa. Eksploduję jak brudna bomba w Central Parku. Impreza u hermafrodyty. Tam zawsze odchodziły niezłe akcje. Umówiłem się z kumplem. Furmanek jeździł bordowym polonezem. Kurwa, strach było wsiadać — bagażnik pełen dragów. Ale co tam — imprezą pachnie. Pojechaliśmy do „Kulturalnego” na parę piwek. Tam ekipa już czekała. Z głośników zalatywało Riders on the Storm – The Doors. Zapaliłem papierosa, czekając na browara. Dwóch znajomych z roku zaparkowało pod knajpą i wciągali kolejkę „wściekłego”. Wzięło mnie na kazania: — Po pijaku to średnia jazda, chłopaki. — A poza tym, na Karmelickiej macie samochód na chodniku. Pały zholują. Po pół roku na obronie dowiedziałem się, że pały… to oni. Niezły film. A Furmanek częstował ich marychą, nie wiem ile razy. I ten bagażnik z dragami. Wiem co mówię — nie raz w nim jechałem. Siedząc z Dominikiem, oglądaliśmy laski. Pełno ich tam było — w końcu „Kulturalna” i „Rentgen” to knajpy UJ-tu. Dwie miejscówki, gdzie można było naprawdę zabalować. Siedzimy i oglądamy. W drugiej Sali jakiś performance — laski w białych kitlach mieszają koktajle. Wymalowane na kobiety-wampy. Faceci z ogonami, wymachując rękami, oddają się rytmicznym, fallicznym tańcom. A my tak ukradkiem: raz na zgrabne tyłki studentek, raz na performance. Rozmawiamy o filozofii kartezjańskiej i dualizmie. Skąd ten Kartezjusz — sam nie wiem. Ale jak mawiał Dominik: — Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. — Wiesz, czemu Konfucjusz jeździł tyłem na osiołku? — Bo chciał zobaczyć świat od tyłu. I tak w kółko. Zaczął się temat piękna. — Stary, wiesz czym jest piękno? — Znasz istotę piękna? Zamyśliłem się. — Piękno… rzecz względna — odpowiedziałem. — A czy brzydkie może być piękne? — No wiesz, stary… — Zrób kolejkę, to ci powiem, jak to jest. Podczas rozmowy nie zauważyliśmy, że zrobiło się ciasno przy stoliku. Wzięliśmy jakieś browary. Po chwili wracamy do rozmowy. Dominik uśmiechnięty, ciągnie swój wywód. — Bo widzisz: ona — piękna, zgrabna, rasowa blondyna. A on — niski, cherlawy, syfy na twarzy. I są razem. I się kochają. Albo odwrotnie: ona niska kulka, a on wysoki, postawny facet. Wszyscy razem, wszyscy się kochają. — No tak… w sumie często tak bywa — przytakuję. — Bo oni zanurzeni byli w tej samej boskiej materii. Dotknęli oboje istoty tego samego piękna. — Dobrze mówisz, stary. — Platon był gościem. Dominik nie zwraca na mnie uwagi, nawija dalej. — Widzisz, na rynku, przy Adasiu, jest kałuża. Brudna. Ktoś w nią splunie, ktoś zakiepuje fajkę, ohyda. Każdy ją omija, żeby nawet kaloszy nie zamoczyć. — Ale… przyświeci słońce. Odbije się w niej wieża Kościoła Mariackiego. I ta sama kałuża staje się dziełem sztuki. Możesz kupić akwarelę i będziesz się nią zachwycał całymi dniami. — Piękno, piękno i jeszcze raz piękno. Pojęcie względne. Można by o nim całymi dniami i nocami rozprawiać. Ciężko by było — gdyby się nie przysiadła Siwa. Ładna blondynka z kamienicy przy Alejach. Ojciec jakiś szych, ponoć w policji. Wiecznie go nie było — więc piliśmy i upalaliśmy się u niej w mieszkaniu. Raz o mało nie spadłem z dywanu. Siwa chodziła z Oliwią — przyjeżdżała ze Śląska. Czarnula, włosy na Kleopatrę. Rasowe kobiety, obie. Na roku było ich sporo. Ja, Dominik, Furman i Piotr — byliśmy trzy razy K. Z kilkoma jeszcze facetami byliśmy mniejszością. Rok należał do kobiet. Była drobna Kaśka — dla odmiany, ojca miała z Indii. Ładna ciemna karnacja. Była Magda z Tarnowskich Gór. Wszystkie łączyło jedno — były ładne i mądre. Ale nie o tym mowa. Siedząc z Dominem w knajpie, rozmawiając o filozofii, oglądając panienki, w pewnej chwili postanowiliśmy: — Wyruszamy. Na zachód. Na koncert do Wrocławia. Prawie wakacje, piękne lato. Wyruszamy stopem przed siebie.                                                                                              
    • Śliczny, taki czuły wierszyk.
    • Myśl pozytywna nas uratuje:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...