Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Chcę nie znaczy żądam
nawet nie pragnę
tylko ogrzewam pod swetrem
małą nadzieję.
Nie proszę
nie wiem czy jest kogo
czy słucha jeśli jest
i czy wybacza zwątpienie.
Inaczej nie potrafię
chcę by się podobało
chcącym powracać
i to mój grzech największy
którego inni nie odpuszczą.

Opublikowano

Rozmawiasz sobie z Panem, wyznajesz grzech próżności. To niewątpliwa wada artysty, który zawsze oczekuje blasku sławy, braw publiki, uznania. Najstaranniej skrywana nawet, wyjdzie jak szydło z worka. Skromność jest rzadką cechą artysty. Jeśli nawet można ją zaobserwować w postawie twórcy - jest ona kreacją. Pozą.
Och, pewnie źle zrozumiałam Twój wiersz, Mateuszu, ale tak mi się czyta. I jeśli tak - jest to szczera prawda o nas tu - wszystkich. Piszemy, żeby się podobało.
Podoba się, Mateuszu. Ja też chcę jeszcze. Cieplutko, Para:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Czy jest jakiś Pan? Chcę, aby to, co piszę trafiało do ludzi. Nie jestem próżny - na cholerę mi pisać, jeśli nikt nie będzie czytał? Albo jesli bedą czytać zakonni - ci, którzy są wtajemniczeni,
ale tylko tak sie im wydaje? Pozdrawiam Aniu.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



wiem, że są różni poeci. nie wiem, czy chcą wywoływać odruchy, o których mówisz.
powiedziałam, że podoba mi się Twój wiersz.
tyle.
pozdrawiam również.
Magdo, dzięki za czytanie i komentarz. Cieszy mnie, że czytasz to, co piszę. A jeszcze bardziej, że Ci się podoba. Pozdrawiam ciepło.
Opublikowano

"Inaczej nie potrafię
chcę by się podobało
chcącym powracać
i to mój grzech największy
którego inni nie odpuszczą."

żyje się dla innych, pisze się tez dla innych. to nie grzech chcieć wykonywać swoje "powołanie" (zwał jak zwał, ale do wszystkiego wykonywanego nie z przymusu ma się "powołanie") tak by się podobało. podobanie to radość :)
dobry wiersz jak dla mnie. pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...