Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Andrzej nigdy nie potrzebował budzika. Zawsze o świcie budził go kogut sąsiada.
Dzień zaczął się jak każdy inny. Andrzej zjadł pajdę chleba ze smalcem domowej roboty, potem poszedł do pokoju, otworzył szafę z garniturami i długo przeglądał zanim wybrał jeden. Ciężko było wybrać, zwłaszcza że wszystkie były identyczne. Krawaty też były takie same, wszystkie w czerwone i białe pasy, co nie ułatwiało wyboru. To właśnie Andrzej zapoczątkował modę na takie krawaty i obecnie był to ostatni krzyk mody we Wsi.
Tego dnia miał wiele spraw do załatwienia. Był prezydentem Wsi, funkcja bardzo poważna. Musiał radzić sobie z różnorakimi problemami, pomagał Mućce sąsiada, kiedy ta się cieliła, był sędzią we wciąż toczącym się sporze o miedzę pomiędzy Pawlakami i Kargulami, ale przede wszystkim jako przedstawiciel Wsi, od czasu do czasu musiał wygłaszać przemówienia do narodu.
Popatrzył do terminarza. O dziesiątej umówił się z Boryną na spisanie testamentu, Andrzej jako prezydent mógł bowiem pełnić funkcję notariusza. Zanim wyszedł, przeczesał włosy i uśmiechnął się do odbicia w lustrze. Odbicie jednak nie odwzajemniło uśmiechu.
Boryna siedział na ławce przed domem i czyścił podeszwę buta.
-Witaj Macieju, co robicie?
-Witaj Andrzeju, wlazłem w gówno to i muszę buta wyczyścić. Siadaj tu koło mnie.
Rozmawiali o polityce, zmianach, Unii, przyszłości Wsi, w końcu jednak Andrzej popatrzył na zegarek i powiedział:
-Macieju lubię z tobą gadać, boś ty swój chłop. Ale spiszmy ten testament, bo mam dzisiaj jeszcze wiele spraw do załatwienia.
-A więc chcę, aby mój majątek po śmierci tobie przypadł. Ani grosza dla mojego syna, a tym bardziej dla żony. Tyś łebski chłop, potrafisz inwestować, zainwestuj więc moje pieniądze w rozwój naszej Wsi.
-Cieszę się, żeś takim patriotą, Macieju. Podpisz tutaj, bo żem już przygotował wcześniej pismo, wiedziałem że na kogo jak kogo, ale na ciebie liczyć mogę.
-Tobie się należy więcej mój drogi. Postanowiłem, że ci dam jeszcze swoją babę, urodna taka, puszcza się ze wszystkimi, jednak ja pobieram opłaty od interesantów. Na Jagnie więcej zarobiłem niż na sprzedaży zboża swojego. To żyła złota. Dla ciebie gratis, oczywiście. Przyłaź kiedy chcesz.
-Miło to Macieju z twojej strony, cieszę się, że mam we Wsi takich ludzi – powiedział Andrzej i uścisnął mu dłoń.
We Wsi tego dnia odbywało się wesele. Oczywiście zaproszono i prezydenta. Niestety Andrzej był spóźniony, bo musiał nakarmić świnie i wyrzucić gnój. Wszystkie te czynności wykonywał z klasą, jak na polityka przystało, ubrany w garnitur.
Wreszcie wieczorem udał się do remizy OSP. Kiedy wszedł, zabawa trwała już w najlepsze.
Jako pierwsza obecność Andrzeja zauważyła pani Renatka, wokalistka znanego i popularnego we Wsi zespołu „Kurwiki”.
-Powitajmy naszego prezydenta – krzyknęła ze sceny.
I wtedy stało się coś dziwnego, mianowicie pan młody i jego goście w milczeniu, ostentacyjnie opuścili salę. Reszta również zamilkła i czekała na to, co zrobi prezydent.
Andrzej spokojnie wyszedł na scenę, zabrał mikrofon pani Renatce i zaczął przemawiać:
-A niech sobie idą precz. Nie dość, że chcą sprzedać naszą Wieś, to jeszcze nie znają się na modzie, nie noszą naszych krawatów. Inteligenci zasrani. Wiedzcie, że to my, chłopi jesteśmy sercem tego narodu i to my rządzimy Wsią. I nie damy się bez walki. Tak mówię ja – wasz prezydent. A teraz bawmy się!
Zewsząd podniosła się wrzawa. Wszyscy zaczęli klaskać i skandować: „Andrzej, Andrzej”.
Prezydent zadowolony oddał mikrofon pani Renatce.
Wesele, trwało dalej. Nikt nawet nie odczuł nieobecności pana młodego. Około północy do Andrzeja podszedł chłop z zawiniątkiem.
-Panie prezydencie, znalazłem to pod remizą, ale nie wiem co z tym zrobić.
-A co to? - spytał Andrzej.
-Wygląda jak róg i chyba jest ten, no... ze złota.
-A, jak ze złota, to przetopić, będą pieniądze na rozwój Wsi.
Wesele trwało do rana, a potem jeszcze następnych kilka dni. Wszyscy optymistycznie patrzyli w przyszłość i powiadali, że taki prezydent jak pan Andrzej to prawdziwy skarb narodowy.

Opublikowano

No i ciągl dalszy nurtu politycznego na naszym małym podwórku ;-) fajnie skonstruowane, pomysł worka na wymowne postaci i przedmioty z naszej literackiej wsi jak najbardziej przypadł mi do gustu. Co do zaangażowania - trudno mi się wypowiedzieć. Piotr to Rowicki to to wprawdzie nie jest, ale bez poważniejszych zarzutów, a z uśmiechem i z wysoką oceną :-)

Opublikowano

Wójt też byłby zrozumiały, bo mikroperspektywa zawsze może być do kwadratu. Miło, że są kargule, boryny i chamy w rogu, ale to zamieszanie motywów mi nie podeszło. Idea super, zespół kurwiki cacy, przetopienie rogu arcymiodek, ale za mało. Coś bym z tym zrobił, ale nie wiem co.

Opublikowano

Nie oglądałam, ani nawet nie słyszałam o filmie Smarzewskiego. Można prosić o konkretniejszą informację na temat owego filmu?

Dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta   wiem Violetta :) a ja z Tobą ! Zawsze !    I tylko sobie żartuję:)))
    • @KOBIETA plusik za pracę na lekcji ;) - nazywasz uczucia.  
    • @Robert Witold Gorzkowski   :) odurzenie i otrzeźwienie    świetny wiersz !!! :)   
    • mróz, aż oko wykol. w wieczornych ciemnościach aż eksploduje blask bijący od gospody Pod Wściekłym Azorem. w środku – dziesiątki gorących żyłek (w tych stronach, aby nawiązać kontakt z drugą osobą, trzeba wysnuć z nozdrzy świetlistą pajęczynkę, wetknąć ją w ucho "rozmówcy"). bezdźwięczny rozgwar. pospolity środek odrętwiający wlewa się do ust gości. zziębnięty proboszcz-staruszek zwiesza nos na kwintę, żali się szynkarzowi, że znowu odór i zgroza, kolejny utopiec i dwóch nieumarłych przywlokło się prosić o rozgrzeszenie. jak tak dalej pójdzie – sama Śmierć zjawi się przy konfesjonale! sołtysowi jest wstyd, że potrafi majsterkować (talenty i umiejętności to tutaj straszny obciach!). zapomniał maski, więc podnosi przydrożny kamień, po czym z zapamiętałością uderza się nim w twarz. może sąsiad, do którego idzie pożyczyć wyrzynarkę, nie połapie się, z kim ma do czynienia, w przypływie hojności-gościnności da urządzenie nieznanemu opuchleńcowi.   tymczasem opadam z Księżyca, kochanie, wprost pod twoje okno. mam napomadowane wąsiska półłokciowej grubości, na sobie – plażowy strój z lat 20. XX wieku. paskudny i w paski. robi ci się lepko na sercu na mój widok. wsiadasz do gondoli balonu. przesyłam pajęczynką miłosne wyznania, komplementy, po czym zwiększam płomień. wzlatujemy. nawet jeśli coś pójdzie nie tak i przyjdzie się rozbić – bądź spokojna, nie skończy się tragedią. Śmierć, zamyślona, robi listę grzechów. jest zajęta rachunkiem sumienia.
    • Stary rok, przygarbiony, posiwiały i bez Jednego zęba, gdyż życie dało mu w kość, Pakuje swoje manatki i układa w kartony Kalendarium zebrane w czasie kadencji.   Usiadł ostatni raz w fotelu i wspomina Miniony czas porażek i wielkiego smutku. Przywitano mnie hucznie fajerwerkami, Strzelały szampany i konfetti na balach.   Niech żyje nowy rok – niosło się hucznie Od wsi po metropolie, witano mnie brawami, Jak króla, a może i cesarza, wznoszono toasty, Klepano się po plecach jak po wygranej w totka.   Z tego uwielbienia unosiłem się niczym ptak, Na skrzydłach niesiony radością ludzi I marzeniami o lepszym, szczęśliwym życiu. Cóż, z początkiem stycznia, gdy opadła euforia,   I krzyki poniosły się po krainie, a tamtamy Zadudniły, że podwyżki, podatki i brak chleba. Zamknąłem oczy ze wstydu i zatkałem uszy, A w kalendarzu przerzuciłem kartki na kwiecień.   Niech wiosna nastanie, uśmiechnięta, radosna, I da promyk nadziei, a zapach kwiatów Niechaj się niesie i mile drażni nosy złośników. Niestety, zaczęły się jęki na upały i powodzie,   A rolnik rzucił beretem w glebę, klnąc I złorzecząc na nieurodzajny, zły rok. Chwalono babie lato i barwną jesień oraz Zbiory grzybów, lecz o mnie cicho sza.   W smutku minął listopad, nadeszły srogie mrozy, Oczywiście też z mojej winy, a w grudniu podają Deszczową prognozę pogody na Sylwestra I psioczą pod nosem: „Na ciebie, starcze, już czas”  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...