Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Taki ze mnie filozof


Rekomendowane odpowiedzi

siedzę w cieniu
ogród w wiośnie
zimny wiatr w plecy
nic taka aura
przed czarne chmury
piszę jak filozof
który nie doznał
myślami uciekam
w przeszłość
a powraca przyszłość
jak każdemu z nas
życie cierpkie
gorzkie jak piołun
na trudne pytania nie mam
mocnych argumentów
------------------------------
aby żyć
trzeba trwać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



więc trwaj i żyj
każdą chwilą dziś
jutro niepewne
z daleka

nie wiesz
piołun czy wanilia
bez odpowiedzi
zostawia los

ten jeden moment
co tak krótko trwa
jest darem niebios
dla Ciebie Aniu

serdecznie i cieplutko -
Krysia
Dziękuje Droga Krysiu ,,,wiesz jak lubię wierszem na wiesz!
Serdecznie z ukłonami!
Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a kiedy i trwać jest mi trudno
myślę o Tobie
który wspinałeś się pod górę
ociekając winami pokoleń

mój krzyż taki mały
a gnę się jak trzcina
będąc słabszą od niej

a Ty tuż za oknem
gałazką bzu łagodnie
kiwasz do mojego jutra

jakbyś głaskał po głowie
i szeptał
nie bądź smutna

;-)
alunko. Głowa do góry. To po prostu Twój udział w tym co kiedyś się wykonało. Trzeba iść. anna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To rozpamiętywanie minionego właśnie sprawia mi ulgę,,,wiesz dlaczego!
Serdeczności samych!
Ania
mogę się tylko domyślać(...), ale wiem raczej,
ten cień jest tutaj piękny skłania do refleksji,
chociaż czasem bywa ciemniej, to tutaj wychodzi słońce,
J. wzajemnie oj tak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a kiedy i trwać jest mi trudno
myślę o Tobie
który wspinałeś się pod górę
ociekając winami pokoleń

mój krzyż taki mały
a gnę się jak trzcina
będąc słabszą od niej

a Ty tuż za oknem
gałazką bzu łagodnie
kiwasz do mojego jutra

jakbyś głaskał po głowie
i szeptał
nie bądź smutna

;-)
alunko. Głowa do góry. To po prostu Twój udział w tym co kiedyś się wykonało. Trzeba iść. anna
Droga anno ,nawet nie wiesz jak milo , przemilo poczytac wiersz przeznaczony dla....!!!
Serdecznie , bardzo serdecznie dziękuje!
Życzę wszystkiego co naj....dla Ciebie!
Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To rozpamiętywanie minionego właśnie sprawia mi ulgę,,,wiesz dlaczego!
Serdeczności samych!
Ania
mogę się tylko domyślać(...), ale wiem raczej,
ten cień jest tutaj piękny skłania do refleksji,
chociaż czasem bywa ciemniej, to tutaj wychodzi słońce,
J. wzajemnie oj tak
Droga Judytko wiesz doskonale, wiesz wiesz!!!
Serdecznosci!
Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...