Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

kiedyś się zmęczę czytaniem
i pójdę jak dziecko kryształek
nim zachód na niebie się stanie

a teraz się ciesz czytelniku że
jesteś tu jeszcze w senniku
swe miejsce zajmujesz jedyne

przychodząc ku życiu w myśl
skiniesz

Opublikowano

niepotrzebnie powtarza się "teraz":

kiedyś się zmęczę czytaniem
i pójdę jak dziecko kryształek
nim zachód na niebie się stanie

teraz się ciesz czytelniku że
jesteś tu jeszcze w senniku
swe miejsce zajmujesz jedyne

przychodząc ku życiu w myśl
skiniesz


dlatego pozwoliłam sobie na delikaty retusz, co mam nadzieję nie urazi autorki :)

Przesympatyczna miniatura :) Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie jestem autorką tak sama z siebie jedynie, nie wiem kto nią jest.
Bardzo się pomoc Twoja Dorotko
przydała, dziękuję serdecznie szczególnie za Twoją obecność pod tym i owym...J....
fajnie, że się coś podoba i uśmiech piękny Twój, u mnie narazie go brak
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


"dziecko kryształek" wolałbym "dziecko czyste" ;))
"teraz" niepotrzebnie zdublowane
przeczytałem J. i znikam
pozdrawiam
r
Rafale Drogi dziękuję za czytanie i przystanięcie tutaj
ładnie wyszedłeś na zdjęciu z tego wieczoru poetyckiego(miło poznać twarz) w Pionkach,
czasami sobie zaglądam jak jest kiedy i poczytuję to i owo, tak jak i Ty.
mm..no ładnie napisałeś, czy jak wiem czy czyste? i kryszłat się czasem
brudzi. J.fajnie..dziękuję cieplutko i serdecznie
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


hmm..no wszystko można zmienić zdaje się..zatem co proponujesz?
żeby nie raził? ten wyraz? ja nie znajduję słów
chciałabym żeby było inaczej. chociaż taki jest średni zdaje mi się
nawet bardzo..J. serdecznie i cieplutko dziękuję!
Opublikowano

Mini wierszyk sympatyczny. Dziecko kryształek też, zrozumie ten kto ma dzieci... A najważniejsze zakończenie, bez którego nie byłoby wiersza... Mnie się to "skiniesz" zamienia na "zginiesz" i nie wiem czy to podobieństwo celowe, ale jeszcze głębiej mnie zadumało.
Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Krzysiu...to jednak zostawić, no w końcu tak czy siak
każdy nim jakoś tam jest....Dziękuję i serdecznie b. J. za przybycie
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Chyba takie..które nim po prostu jest zawsze i wszędzie
spójrz na dziecko małe to zrozumiesz...Marcinie, J. serdecznie...i dziękuję bardzo za czytanie tego słabego wierszyka
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Niekoniecznie, ja ich nie mam, ale ilekroć patrzę na dzieci, tym więcej rozumiem
zamysłu bożego, my dorośli często tak nie potrafimy jak dzieci. Hmm..o tym akurat
nie myslałam pisząc tamto..ale faktycznie bardzo pasuje i nawet to istotnie- prawda,
nie wiadomo kiedy.
J. serdecznie dziękuję i cieplutko za zadumanie i przystanięcie Pielgrzymie..
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję Krysiu ..bardzo serdecznie i cieplutko
jestem wykończona już,nawet pisaniem dobrych wierszy czy jakoś tak
nie obchodzi mnie to czy będzie dobry czy nie. Po prostu jest to co jest.
po prostu J. dziękuję za uśmiech..mnie narazie go brak
Opublikowano

Śmiesznym jest, że trzy pokolenia po naszym zejściu zostajemy tylko w sennikach, wierszach i pamiętnikach potomnych. Właściwie jesteśmy myślą, i chyba to może po nas zostać na trwałe.
Podoba się. Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jeśli ktoś chce to zapamięta, jeśli nie to nie zdrojku,
ile jest wieszczy, o których bez echa...czasem pęknięta
tylko płyta nagrobkowa pozostaje porośnięta mchem.
J. serdecznie i cieplutko dziękuję za Twą myśl

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Życie mnie prześladuje, Czepiło się dekady temu ponad jak rzep psiego ogona, jak wracającego tatę zbóje.   Chciałem dostać ochronę, gdyż ta uparta przybłęda wszędzie za mną się szwenda i jeszcze podgląda mi żonę.   Co noc się pocę ze strachu, że jak niebo o mnie, zechce  się upomnieć, to mi w nim narobi obciachu.   By nie mieć tam przechlapane, dam - może przyda się komu. Na próbę sam przywiozę do domu i osobiście odbiorę  nad ranem.   Je bez grymasu wszystko (zupa mu nigdy za słona!), do mycia się daje przekonać. nie pije nawet towarzysko.   (Gwarancja rozruchowa, dostawa darmowa).
    • Nie no ten drut kolczasty, to rozwala system... ten wiersz na pewno już ze mną zostanie :)    Pozdrawiam
    • @Hiala niby zawsze można powrócić i nie chodzi tylko o taki fizyczny powrót, przecież przewartościowuje się coś wewnętrznie, w sercu jak to się mówi, to tak jak z zakochaniem , nikt Ci nie mówi , jesteś zakochana , po prostu to czujesz Pozdrawiam serdecznie Kredens  @wierszyki dzięki za komentarz i czytanie  Pozdrawiam serdecznie Kredens  @Alicja_Wysocka dzięki za tak wartościowy komentarz i za czytanie Pozdrawiam serdecznie Kredens  @Dagna właściwie to" nasze " to jest coś nieuchwytnego ,ale coś z czym czuliśmy się dobrze i bezpiecznie, każdy ma swoje wyobrażenie tego ,,czego" i też poczucie straty etc.  Dzięki za czytanie i piękny komentarz Pozdrawiam serdecznie Kredens  @Ewelina dzięki pozdrawiam serdecznie Kredens  @Witalisa dziękuję za czytanie i komentarz  Pozdrawiam serdecznie Kredens  @Waldemar_Talar_Talar dziękuję za czytanie i komentarz  Pozdrawiam serdecznie Kredens 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja po prostu piszę wierszyki, a męczą mnie te limity portalowe.   O tragedii Oskarka ja się nie rozpisałam, bardziej Ty w komentarzu ;) Jeśli media pomagają ludziom w walce o elementarne prawa, to akurat dobrze.   Bransoletka to moim zdaniem dziwny prezent dla nauczyciela, ale i innych przedstawicieli państwa, byłby to pewnie zagadkowy trochę podarunek.    Tymczasem, kajdanki zakłada się matce na pogrzeb niemowlęcia.  Ja akurat jakoś niestety tu się odnajduję w tym temacie. Pzdr.             Dziękuję :) Cieszę się, że coś tu udało się zobaczyć w tych moich wierszykach.  Moim zdaniem, wolałabym, by szkoła uczyła bardziej matematyki, a mniej wkraczała w sferę światopoglądową.  Udanych, bezpiecznych wakacji.   Dziękuję za głosy @Czarek Płatak @Berenika97 @Migrena    
    • Nie jestem tym, czym się wydaje. Wstałem i idę. Po podłodze lśniącej. Po dębowej klepce. Stąpam po srebrnych plamach księżyca. Po czymś, co jest tu, gdzie nie trzeba.   Szła tędy. W poplamionej sukience. Szukała czegoś. Macała rękami. Wypadały jej ze sztywnych palców przedmioty. Była świadkiem. Ja jestem świadkiem. Byliśmy… I kiedyś…A teraz była tu znowu, tylko po co? Miała na piersiach kwieciste wzory. Na sukience. W półmroku szare. Bezbarwne. Płytkie. Szła powoli księżycowym kanionem o ścianach ze lśniącego alabastru. Coś upadło na podłogę. Teraz. Albo wtedy. Echo niosło się. Niesie się chwilę. Niesie. Niknie...   Za oknem. Za oknami. Za kurtynami powietrza. Wody oceanu są takie jaskrawe. Szklana powłoka, nieruchoma płaszczyzna czasu. Idziemy wśród napastliwych ścian pełnych zimna. Trwogi. Tymczasem czyjeś ramiona. Czyjeś ręce. I te kroki w brzęku szkła, srebra. Trzęsącej się porcelany. Chrzęszczące stąpania. Śledzą nas czyjeś drwiące szepty. Dalekie nawoływania.   Na matowym blacie kontury słojów. Na stole. Na popękanym fornirze odciśnięte w kurzu dłonie. Ktoś coś pisał po nim palcem. Niewyraźnie. Zmięta kartka. Długopis z wypisanym wkładem. Ołówek ze stępionym grafitem. Gumka do ścierania. Zardzewiały cyrkiel. Drewniana ekierka… Nikłe odblaski mienią się na krawędziach szyb. Na serwantce. Na szklanych półkach z kompletem filiżanek do kawy, na pękniętej ściance porcelanowego dzbanka. Niosą się trzaski rozsychającego się drewna. W tym półmroku. W tej nocnej eskapadzie nienormalnych skojarzeń, domysłów. Widzeń we śnie. Idę, podczas gdy cień mój rozkłada skrzydła i wznosi się do lotu. Lecz nie uleci za wysoko w tym blasku drżącym. W płomieniach świec poustawianych, gdziekolwiek. Wszędzie… Zderza się z sufitem ćma. I jeszcze. I raz jeszcze… Majaczy. Owija się wokół żyrandola bezgłośny łopot skrzydeł. W zmarszczonych zasłonach pulsująca noc. .   Rozlane płaty stężałego wosku zdążyły już pokryć nogi krzeseł i puf. Kanapy. Wszystkich tych znieruchomiałych czworonożnych zwidów, których stąpania zrosły się z szelestem słów w nagłym porywie niczyich zwierzeń.   Czuję, że się unoszę. Niosą mnie czyjeś silne ręce. Ściskają. Z tyłu. Z przodu. Nieoczekiwanie. Jacyś mężczyźni w czarnych garniturach i modnych krawatach, zupełnie niepasujących i jakby kpiących z powagi sytuacji. I mówią do siebie chrapliwymi z wysiłku głosami: Już blisko. Coraz bliżej. - szepczą. Brama. Brama. Szybciej! Póki otwarta! Jeszcze kilka kroków. Jeszcze kilka, tylko… Tłum obserwatorów. Nieruchomy. Zatopiony w nocy. W półmroku księżyca. Wrośnięty w ściany. Czeka. I wszyscy o jednakowych twarzach. Zamazanych. Zatartych. Nade mną sklepienia z cegły. Wokół, obok schody, progi, piwnice. Mroczne wnęki z rzeźbami (ludzi?) Wysokie. Smukłe jak topole. Zakapturzone karykatury mnichów ze zwisającymi na ich kościstych nadgarstkach małymi dzwoneczkami. Przybite do krzyży uschnięte poczwarki rozwierają swoje pajęcze, pokryte ostrą szczeciną odnóża. Szeroko. I tak już zostały w tej pozie na wieki wieków. Amen. I dalej. Dalej... Zasklepione. Zapiekłe rdzą, prowadzące donikąd żelazne wierzeje. Zatrzaśnięte. Inne tylko uchylone. Inne otwarte szeroko do zapraszającej przymilnie doskonałej czerni wszelkiego rozkładu. Korytarze jakiegoś labiryntu... Obserwuję je pod różnymi kątami. Z innych punktów widzenia, z których nigdy nie miałem okazji ich jeszcze dojrzeć. I jeszcze, kiedy chwieje się ten osobliwy korowód w sześcianach zatęchłego powietrza i kiedy jestem w połowie drogi do czegoś, co można nazwać Bramą albo Przejściem, pajęczyny liżą mnie po twarzy w powiewie. Wspinają się z cichym skomleniem coraz wyżej i wyżej. Albo spadają, łasząc się do mnie na przemian. I okrywają całego. Brudne. Łaskoczą czule w zgniłym przeciągu piwnicznego cugu.   To już wszystko było, tyle razy. Aż tyle! I uschło dla świętego spokoju, aby stać się na powrót kamieniem.   Nade mną żyrandol. W szczelinach zasłon szare świetliki dnia. Wirujące cząsteczki kurzu. Ćma nieruchoma wtopiła się w kwieciste wzory. I tak już została, jakby martwa całkiem, choć żywa jeszcze. Aż do następnego ożycia we śnie. Aż do następnej nocy. Woń stearyny i wosku osiadła na kołnierzu koszuli, na mankietach spodni. Na srebrnych po matce łyżkach. Na ramach wiszących akwarel. Stopione do reszty świece. Rozlane okrągłe placki na blatach. Łzy zeskorupiałe spływają nieruchomo po nogach porozstawianych w nieładzie krzeseł. Teraz te rozpierzchłe tupoty uciekły w ciszę. W ekstazę absolutnego bezruchu i oczekiwania. Ktoś tu był. Czuję jeszcze ten nikły zapach zjełczałych perfum. Lecz nie mogę, nie mogę dojrzeć. Leżę twarzą do podłogi, zmagając się z nieustępliwą materią o nieskończonej grawitacji. I wciąga mnie wciąż. I wsysa atom po atomie. Ale słyszę. Słyszę znowu czyjeś kroki (matki?) Tak! Słyszę! Stukoty obcasów jednak ustają. Najwidoczniej staje przy mnie. Nade mną. I nachyla się nisko. Nisko…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-28)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...