Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

kotwica


Rekomendowane odpowiedzi

dopóki matka stoi przy oknie wpatrzona w drogę niby w cień lichtarza
z którego płomień przed świętym obrazem spogląda na mnie
by słowa przypomnieć na chwilę zapomni ostatnią łzę i oset przygarnie
w pewien obszar czasu czytając wzrokiem łany pszenicy wiem że nie mogę
wrócić tu gdzie sczerniała ikona domu pachnie jeszcze potem i strzechą

dom czy tylko cztery ściany pod dachem historii i okiem czereśni
skrzypiące dobre łóżko zaklęte w nocny pejzaż dopóki ojciec żył twardą ręką
trzymał kotwicę rzuconą w ukojenia przystań i rozdawał ciepło
co pięło się ku skroniom szyfrem do drzwi do nas drugiego takiego
nie spotkam długo czekałem aż stopnieje śnieg z wszystkich naszych zim

koryguję niebo do chabrów z dzieciństwa i na stawie co zawsze udawał morze
buduję most dla nadziei i wiary po którym przechodzi pustka
drwa narąbane piec napalony pierzchły ostatnie metafory i końskich
kopyt odległy tętent na ścieżce co znała wszystkie zdarte kolana

z pustych domów moich sąsiadów wzbierająca tęsknota wylewa się rzeką
co ją kiedyś zwano matką ścieku mój ciebie pytam ty wiesz
jeszcze żyjesz jeszcze płyniesz obok tamtych lat wczoraj na moim podwórku
zapadła się studnia żuraw uciekł wiatr porwał gdzieś skrzypienie kół

można kochać do bólu nienawidzić prostacko lecz jak przejść obok milcząco
wracając na miedzę krótkich portek z dzieciństwa do mieszkania skowronka
co ze słońcem na skróty polnym niebem gnał nie przytulić do wyki
nie osmolić sporyszem nie krzyczeć jak się pożegnać ze starym świątkiem gdy tyle
mu się spraw powierzyło jak się modlić żeby wróciło to co minęło bezpowrotnie

anioł pokory się uśmiechnie potem odejdzie
ty pozostaniesz z tęsknotą która zna tęsknotę
matki co wciąż znakiem krzyża wita kolejny dzień

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ło rety. Na pierwszy rzut oka to wygląda na umowę najmu garażu. Nawet wyłączyłem muzykę żeby móc się skupić nad tym (u)tworem. Ale nie pomogło. Ledwo udało mi się doczytać do końca.

Po pierwsze "primo" - konstrukcja wiersza przeraża natłokiem słów w każdym wersie.

po drugie "primo" - budując takie długie wersy i nieużywjąc przynajmniej kropek i przecinków
powodujesz że cholernie ciężko się połapać gdzie się zaczyna a gdzie
kończy się zdanie. I powstaje z tego niesamowity bełkot.

po trzecie "primo" - brzmi to jak opis średniowiecznej wsi przez jakiegoś wędrownego
obcokrajowca na bani. "cienie lichtarzy" , "święte obrazy", "łany pszenicy"
"anioły" , ze trzy "tęsknoty"... seta w przełyk, kulka w łeb, cap carap und
aufwiedersehen.

po czwarte "primo" - ciężkostrawne to jak kebab z wołowiny dla hindusa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • to była najczarniejsza godzina nocy kiedy świat zaczął im się kurczyć na grudzie ziemi obiecanej w makiawelicznyn kontraście ryk sytych oprawców głód i brud wiekuisty tu obrzezali ich z życia i ułożyli w kopiec swoisty trójkąt Pascala mrowisko przeszłości utleniając się zamknęli Księgę Wyjścia i na skraju koszernego nieba tańczą w kole Mojżesza    
    • @Jacek_Suchowicz Każda wymówka jest dobra teraz trend jest na Bobra Pozdr.
    • @Jacek_Suchowicz dzięki  Również pozdrawiam 
    • @Jacek_Suchowicz Satysfakcja dla mnie spora Fajny wierszyk, mądry morał. Pozdrawiam Adam
    • Wszystko o kant – czegokolwiek. Łóżka, stołu, spodni. Teorii Immanuela przedstawionej w Krytyce. Wszystko zbłąkaniem rozumu na ścianie w postaci iluzji. Powinienem być instead of – to anielski młyn - jestem, zniekształcony głos Boga u Lema. Wyjątkowe stany – somnambulizm pod oknem ukochanej w postaci zespołu Elpenora – niech szlag trafi fantastykę i pchły (kogokolwiek, kolego). Shut up!, duplikacja dwóch w syndromie Gansera – mój stres, twój wybór –  choćby kur, miss world, studiowanie popisu składania jaj przed kogutem, resztki snów pochowanych paskiem zegarka na przegubie dłoni. Starej dłoni. Wszystko jest kantem i o kant – czegokolwiek. Niech trafi szlag – was, mnie, ich – przede wszystkim ich,   onych. Oto jestem – bez zgody. Według artykułu dwudziestego trzeciego. Opisuję, co widzę – i bez urazy. Że ściąłem drzewo dobra i zła – patologiczne upicie – splotłem wieniec cierniowy, nakładając na głowę przeźroczystej postaci welon. I zawołałem – sanna! Ho, ho - jak ja wołałem – owe sanna! I kląłem przy tym to, na czym świat stoi. Aż padł  na twarz, uruchamiając wszystkie mięśnie, każdy, nawet najmniejszy miocyt, to nie był krzyk – by wydyszeć –  Eli, Eli, lema lema lema… (jak kibic) sabachthani. Shut up! – zakrzyknął (i to był ryk) setnik  w obcym języku. Przebili mu bok, krwawił – wyciągnęli na środek drogi, Longinus pochylony nad Caiusem. Płakał. Ten pierwszy. I usłyszałem, jak jakaś kobieta – pięćdziesiąt lat – przeklina świat, nas, żołdaków po obu stronach granicy, pograniczników, wieczną ruchomość celu. I pomyślałem, że drab leżący obok jest ŚWIĘTY. A drab, skulony obok – przeklęty. I rozdarłem kotarę, by widzieć obu. Boga – ŚWIĘTY, ŚWIĘTY, ŚWIĘTY Serafinów i Tronów, w piżamie, gdzie ukryty papieros, dłoń na szyi strażnika zaciśnięta w nienawiść.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...