Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

stara kobieta na torze
wychodzi z miasta
cała w czerni

przyjemności które ją wabiły
dawno już wyblakły
nie będzie się prosić
o uwagę świata

stoję na moście
widzę za nią światło
nie jestem jej synem
a nawet gdyby była
moją matką
to nikt tutaj do nikogo
nie wyciągnie ręki
nie zawróci z drogi

każdy osobnym torem
idzie do stacji bezpamięci

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czuję się na tym torze,jakbym to ja...
pozdrawiam wiosennie i optymistycznie
Optymistycznie? Ale rzeczywiście coś w determinacji tej uchodzącej z miasta kobiety było optymistycznego. Dzięki Januszu. Leszek.
Opublikowano

stara kobieta na torze
wychodzi z miasta
cała w czerni

przyjemności które ją wabiły
dawno już wyblakły
nie będzie prosić
o uwagę świata

stoję na moście
widzę za nią światło
nie jestem jej synem
a nawet gdyby była
moją matką
to nikt tutaj do nikogo
nie wyciągnie ręki
nie zawróci z drogi

każdy idzie swoim torem
do samotnej bezpamięci


Podoba mi się spojrzenie wiersza w sposób ciemny, ale bez zciemy ;)
Rodzimy się i umieramy sami. Trzymanie za rękę pomaga odejść spokojnie, ale nie jest w stanie zatrzymać pewnych procesów i nas, kiedy nadejdzie ten moment.
Relacja syn i matka podpowiada mi jeszcze jedną stronę oglądu wiersza.
Świetnie ujęte jest to w filmie pt. "Pora umierać". Jeden z moich ulubionych. Polecam.
Dobry wiersz, podoba się choć dokonałam drobnych zmian ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Agato, "Pora umierać" oglądałem z trzy razy, jest piorunujący a przy tym taki zwykły. Widziałem tę kobietę bladym świtem z okna pociągu, szła po torze z Wrocławia, obraz jak ze snu. Dziękuję i pozdrawiam. Leszek.
Opublikowano

Leszku, ta kobieta w czerni ascetyczna, jakby wycięta z obrazka, podświetlana dalekim swiatłem - to ładne. Ale też dlatego ucięłabym ciut z wiersza (trochę podobnie do koncepcji Agaty), jednak łącznie z torem.

Tak to czytam

[color=green]stara kobieta
wychodzi z miasta
cała w czerni

przyjemności które ją wabiły
dawno już wyblakły
nie będzie prosić
o uwagę świata

stoję na moście
widzę za nią światło
nie jestem jej synem
a nawet gdyby była
moją matką
to nikt tutaj do nikogo
nie wyciągnie ręki
nie zawróci z drogi[/color]

Pozdrawiam:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję Franko, podoba mi się. Tor miałby pozostać tylko w tytule?
przychylam się również do tej opcji.
tekst bardzo empatyczny, co rzadkie w tych stronach :)
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję Franko, podoba mi się. Tor miałby pozostać tylko w tytule?
przychylam się również do tej opcji.
tekst bardzo empatyczny, co rzadkie w tych stronach :)
pozdrawiam
Dziękuję Goliardzie, jeszcze nie potrafię pożegnać się z moją wersją, bez ostatnich wersów wiersz wydaje mi się nie dokończony. Pozdrawiam. Leszek.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...