Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Astygmatyzm miłości, rozdział 11


Po matce widziałam, że płakała wiele godzin. Tata nie wiedział, co ze sobą zrobić, gdzie skupić wzrok, jaką postawę przyjąć, co powiedzieć. Wszyscy spoglądaliśmy na siebie trwając w przytłaczającym milczeniu. Nie mogłam dłużej.

- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że Was widzę...
- Nie dawałaś znaku życia tyle miesięcy - matka wciąż nie mogła opanować drżenia, musiała być w szoku.

W tym momencie weszła pielęgniarka. Omiotła nas wzrokiem.

- Może jednak podać państwu coś na uspokojenie? Zaraz przyniosę, a Patrycja niech się nie podnosi z łóżka. - Poczułam się jak małe dziecko, o którym rozmawiano w jego obecności a nie z nim.
- Jak pani uważa - ledwie słyszalnie szepnęła mama.

Po chwili odważyłam się na pytanie.

- Byliście u Dawida?

Matka chyba niedosłyszała, natomiast ojciec zareagował gwałtownie.

- Myślisz, że jeszcze będziemy odwiedzać smarkacza, który doprowadził do ucieczki naszej córki z domu?!

Jego wybuch wbił mnie w pościel. Bezwiednie zamknęłam oczy.

- Ale tatusiu ja...
- Milcz! Jak tylko wrócimy do domu, to wszystko będziesz wyjaśniać. Ale i tak wiemy, że to jego wina, nawet nie próbuj go bronić.
- Niee... wy nie rozumiecie - jąkałam przez łzy - to ja...
- Nic nie mów już dziecko drogie. - Tym razem odezwała się matka. - Teraz jesteśmy już z Tobą, zajmiemy się wszystkim. Zaopiekujemy się maleństwem...
- Wychowam dziecko razem z Dawidem.
- Głupstwa pleciesz - matka chyba starała się mnie w ogóle nie słuchać - wszystko się ułoży, ociec kupi łóżeczko, wózek... prawda Romku? - spytała lekko nieprzytomna i otępiała matka.
- Tak - Odrzekł głucho ojciec.

Weszła pielęgniarka i rozdała wszystkim leki uspakajające. Zaproponowała jednocześnie rodzicom by wypoczęli w jakimś hotelu (w szpitalu nie mieli miejsca) i odwiedzili mnie za kilka godzin. Wszyscy wyszli bez słowa. Ojciec nawet na mnie nie spojrzał zamykając drzwi.

Czułam się potwornie. Samotna. Opuszczona. Zagubiona.
Musiałam porozmawiać z Dawidem.
Koniecznie.

Nie byłam jeszcze śpiąca, więc powoli wstałam, ubrałam szlafrok, który przywiozła mi mama. Rozejrzałam się, czy po korytarzu nie krąży jakaś pielęgniarka i udałam się na poszukiwania oddziału intensywnej terapii. Nie wiedziałam, czy Dawid nadal tam leży, ale może tam się dowiem, gdzie go ewentualnie przenieśli.

- Przepraszam, szuka pani kogoś? - z tyłu zahaczyła mnie pielęgniarka.
- Nie, nie...Tzn. Tak! Szukam. Dawida Szymkowskiego. Wie pani, gdzie on leży?
- Hmm, czy to młody chłopak ze złamaną nogą? O tego pani chodzi?
- Tak! - krzyknęłam uszczęśliwiona.
- Zaraz go poszukamy. - I ruszyłyśmy na drugi oddział.

Nie minęło parę chwil, jak uchylałam drzwi od sali, na której znajdował się między innymi Dawid. Nie spał. Spojrzał na mnie, jakby nie mogąc uwierzyć, że naprawdę stoję przed nim. Pielęgniarka zamknęła za mną drzwi.

- Dawid... - wyszeptałam.
- Pati, jak się tu znalazłaś? Nie musisz leżeć?! Siadaj tutaj. - wskazał mi krzesło obok swego łóżka. Usłuchałam.
- Musiałam z Tobą porozmawiać...
- Ja z Tobą też muszę... Muszę wszystko wyjaśnić...
- Poczekaj, nie... moja sprawa jest ważniejsza...

Dawid spojrzał na mnie nie wiedząc, czy ma się bać, czy cieszyć.
Wzięłam głęboki oddech. Ech, jakie to trudne...

- Są tu moi rodzice...
- CO!?
- Wczoraj zadzwoniłam do domu... Dawid, my teraz potrzebujemy pomocy, ja lada dzień mogę urodzić, nie wiem, czy sobie sama poradzę. Nie wiadomo, kiedy Ty wyjdziesz ze szpitala, co będzie dalej? Po prostu musiałam do nich zadzwonić. - skończyłam mówić ledwie słyszalnym głosem, niemal proszącym o wybaczenie. Cały czas jak mówiłam wpatrywałam się tępo w kołdrę, na której leżały jego ręce. Gdy skończyłam widziałam już tylko zaciśnięte pięści. Bardzo powoli podniosłam wzrok na jego twarz.
Wściekłość. Gniew. Wzburzenie. Chyba strach...
Tyle wyczytałam z roziskrzonych oczu, które wydawać by się mogło oczekują ode mnie jakiegoś wytłumaczenia.

- Dawid nie miałam z Tobą kontaktu. Musiałam z kimś..
- I akurat musiałaś dzwonić po rodziców, tak?!
- No, ale zrozum...- nie dawał mi dojść do słowa.
- Nie, nie zrozumiem! Źle nam było?! Teraz Cię zabiorą i już mnie więcej nie zobaczysz! I ja Cię więcej nie zobaczę! A co z naszym dzieckiem? Pomyślałaś o nim!?
- Dawid, proszę Cię nie krzycz... denerwujesz i mnie i niepotrzebnie dziecko. Oczywiście, że o nim pomyślałam i właśnie dlatego sprowadziłam tu na trochę rodziców. Potem, jak wydobrzejesz, sami się wszystkim zajmiemy. I będzie jak wcześniej.
- Nic już nie będzie tak samo. Czy Ty nie rozumiesz, że jak oni teraz Cię odnaleźli to już nie wypuszczą z rąk?
- Ależ skąd! Oni zrozumieją naszą decyzję, będą musieli ją uszanować.
- Pati, czy Ty udajesz taką naiwną?!

Miał rację... Wmawiałam sobie, że będzie dobrze, ale po rozmowie z rodzicami wiedziałam, że nie obędzie się bez problemów. Nie chciałam jednak, żeby o tym wiedział. Zastanawiałam się czy brnąć dalej w tę farsę... Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.

- Będzie dobrze...Dawid musi się nam udać...
- Pieprzenie. Zabiorą mi Was.
- Nie! - rzuciłam mu się na szyję zmęczona całą sytuacją, musiałam się w końcu wypłakać - Dawid ja nie chcę żeby mnie zabierali. To jest nasze dziecko i ja wiem, że... że Ty je kochasz tak mocno, jak mnie i że będziesz doskonałym ojcem. Ja... ja im nie pozwolę się mieszać do naszych spraw. Ja tylko chciałam by tu przyjechali na moment, na tę ciężką chwilę. Ale oni zaraz pojadą. Naprawdę. Obiecuję Ci. Oni nie mogą... nie mogą nam....
- No spokojnie... już, będzie dobrze. Masz rację, jakoś się ułoży. Nie damy im się rozdzielić. No nie płacz już kochanie... Pewnie jak wydobrzeję i zobaczą, że już wszystko w porządku to sobie pojadą. Pokażemy im mieszkanie, na pewno im się spodoba. No Pati podnieś głowę... Spójrz na mnie... Pati?... Śpisz?...

Byłam tak zmęczona, nie mogłam podnieść powiek... Tak senna. Dawid coś do mnie mówi? Dawid...

- Pati no zbudź się, nie możesz tu spać. Musisz kochanie wrócić do siebie, bo tu Wam niewygodnie... Paatii... No wstawaj skarbie... Pati? Pat!?..... Siostro! Siostro!!

- Co się dzieje?
- Nie mogę jej dobudzić! Jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy, myślałem, że zasnęła, ale ona nie reaguje, chyba straciła przytomność...



c.d.n.

Opublikowano

To fragment szerszej całości? Historia raczej znana. Mam nadzieję na jakieś zaskoczenie. Dialogi świetne. Słychać "osłuchanie", czego wielu - także mnie - brakuje. Ciekawe co się urodzi...?

Opublikowano

to jest fragment wcześniej publikowanej, dość szerokiej całości :) chyba z 11 rozdział, ale nie miałam pewności, więc nie numerowałam tym razem. Reszta powinna być dostepna w archiwum, ale jeszcze chyba nei jest.

Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że moje dialogi uważasz za dobre :)

dzieki za komentarz i, gdy tylko będą dostepne, zapraszam do zapoznania się z poprzednimi rozdziałami
Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

ok. czekam. chodzi mi po głowie poczwarka, ono i ...alien. skrzywiony jestem. kiedyś myślałem nad farsą. na ścianie wisi plakat sportowca-murzyna. żona ciągle patrzy na obsesje męża i w końcu rodzi ślicznego murzynka. ona biała, on biały, a dziecko nie. co ludziom powiedzieć? przeca od pół wieku murzyna we wsi nie było, ona też tylko prała i sprzątała, a tu masz.. sugeruje się tylko tym, wcześniejszych rozdziałów nie znam. pozdrowienia. jac

Opublikowano

No!!!!! nareszcie doczekałam się kolejnej części...dobrze się czytało(jak zwykle)...Tylko dlaczego znowu się kończy w najlepszym momencie???? :) no nic..pozostaje mi czekać na kolejną część...pospieszać nie będę :)
"- Będzie dobrze...Dawid mu się nam udać..."- chyba miało być musi? ale to drobnostka...gdzieś tam brakowało mi przecinka,ale nie moge teraz znaleźć gdzie,za co przepraszam :)
Podsumowując- świetnie
Pozdrawiam serdecznie N.Z.

Opublikowano

Mi też się podobało :) Choć historia zalatuje telenowelą, to czyta się ją bardzo dobrze. Masz poprawny warsztat. Musisz tylko pomyśleć nad czymś, co będzie wyjątkowe w Twoim opowiadaniu. Bo taka sobie historyjka o życiu i miłości nie zrobi furory. A szkoda marnować Twój czas i talent na coś bylejakiego merytorycznie.

Pozdrawiam serdecznie,

Gwyn

Opublikowano

Tak właśnie telwizja podtruwa literaturę, odbierając jej naturalne prawo do pisania prosto o życiu. Od literatury oczekujemy już tylko dziwactw, puent i zaskoczeń. Dlatego podziwiam trud Natalii i wierzę, że się opłaci. Myslę, że wróci jeszcze czas zwyczajnych opowieści do poduszki, kiedy już nas zmęczy nieświeży cokolwiek postmodernizm...

Opublikowano

Przepraszam, że dopiero teraz komentuję ten fragment, ale wcześniej jakoś mi nie wychodziło:) Może denerwował mnie tytuł, może nie. Nieważne.


A więc najpierw słowa uznania za dialogi. Pozwalają dosyć błyskawicznie przebrnąć przez tekst, bo są naprawdę dobre, naturalne.
Tylko, że z tym wiąże się coś, co nieco mniej mi się spodobało. Tzn., przeczytałem, ale niewiele mi z tego zostało w głowie.

Nieważne, czy literatura przekazuje coś o życiu, czy jest zamknięta w swoim wysublimowanym świecie, musi coś przekazywać. COś powinno zostawać w mózgu czytelnika, drążyć, jak u Słowackiego:

'Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mnie żywemu na nic... tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi. '

Oczywiście to tylko stan idealny, ale staraj się, Natalio, do niego dążyć.

Pozdrawiam

MZ

Opublikowano

Michale nie masz za co przepraszać :)
co do tego, że się dobrze czyta bardzo się cieszę, a co do tego, że mało pozostawia? to jest fragmencik całości :) jak skończę pisać tę "telenowelię" to chyba pozwolę sobie zamieścić jeszcze raz, ale wszystko razem.
Chociaż trochę mnie teraz ruszyłeś, w pozytywnym sensie oczywiście, każdy fragment powinien coś w sobie nieść... hmmm drążcymi rękoma będę publikować kolejną część :)

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Asher :) Nie twierdzę, że proza musi być "wydziwiona". Tylko że pisząc, piszemy o czymś z założenia interesującym. I jeśli chcemy, by nie był to kolejny Harleqin (czy jak to się pisze), musimy się postarać.

Prawda, każdy fragment powinien coś przekazywać. Całość też. Mottem powieści może być "miłość jest wielka, wszystko zwycięży", ale skoro chcemy zastosować tak oklepany motyw, powinniśmy to robić w nieoklepany sposób. W przeciwnym razie proponuję go zmienić.

Czytelnik oczekuje od tekstu czegoś, co utkwi mu w pamięci. Nie chce czuć się tak, jakby znów podglądał sąsiadów przez dziurkę od klucza. Uważnie patrzy w każde słowo i ma nadzieję, że na końcu zostanie uraczony czymś smakowitym. Trafnym wnioskiem, o którym nie pomyślał, zaskakującym obrotem sprawy, morałem...

Telenowelowość jest zła. Miłość i współczesne realia nie. O ile, oczywiście, przedstawi się je w wartościowy sposób.

Pomyślcie o szablonowym wypracowaniu, które co prawda napisane jest dobrym językiem i zawiera duzo literackich przykładów, lecz nie ma w nim niczego nowego, oryginalnego. Ot klepanie tego samego, co reszta klasy. Nauczyciel wystawi piątkę, ale do druku wypracowanie niestety nie trafi.

Pozdrawiam,

Gwyn

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Aby łamy, karoseria i resorak mały - ba.    
    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
    • ładnie   chłodne spojrzenia poranków pochmurne deszczowe dni a przecież nie raz się trafi że słońce kasztan da mi   na krzakach żółci się pigwa pod drzewem niejeden grzyb nad nami czerwień jarzębin wiatr z liśćmi rozpoczął gry ...
    • @Somalija stałaś tam, stojąc w słońcu. a wiatr rozwiewał ci włosy. to było wtedy, kiedy o wieczorze liliowe zapalały si,e obłoki, w którymś lipcowym dniu gorącego lata, w którejś znojnej godzinie podwieczornego skwaru...
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       A ja Ciebie i Twoje komentarze :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...