Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Chcesz wiersza bez przedhistorii
Hermino? Ty prowadzisz w tańcu,
liczysz kroki, dotykasz

lęku nie można tak po prostu
przeciąć. Życie toczy się
od walki do walki.

Widzisz? Zapadnia otwiera się rzadziej,
złe nie mrozi oddechem.
Kiedyś wyjmę kamienie z kieszeni,
(umiesz puszczać kaczki?)

pozwolę sobie na śmiech
w teatrze magicznym wstęp kosztuje rozum.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


"złe nie mrozi oddechem" - czy nie powinno być oddechu?
oddech nie mrozi, raczej oddech bywa zmrażany - tak mi się.
chyba, że o gorący oddech zła chodzi, w każdym razie coś się tu potknęłam.

ciekawy, metafizyczny;
taniec... - czy antidotum na strach jest pełna kontrola?
a może odrobina zapomnienia, lekkości - zrzucić kamienie i puszczać kaczki?
zrzucić ciężar w sposób beztroski, może twórczy?
nie trzeba walczyć, ale odnaleźć swój magiczny zakątek i umieć się uśmiechać, umieć w nim trwać - taki sposób na przetrwanie?
- magiczny teatr - trzeba być nieco szalonym, żeby zapomnieć o ciężarze i dać się porwać w ten trochę nierealny, ale lepszy świat.

pozdrawiam
kaśka.
Opublikowano

niestety, nie dyspononowałam taką wiedzą w tytułowej materii personalnej, swoje odczucia oparłam bardziej na wrażeniu, a przyciągnęła mnie metafizyka. ale z przyjemnością poszerzyłam horyzonty. teraz Autorka ma możliwość zapoznania się z różnym, a jednak w jakiś sposób zbieżnym fleszem o wierszu.
Pozdrawiam obie Panie
kaśka :)

Opublikowano

" Wilk stepowy" to bardzo ważna książka w moim życiu. Wracam do niej często i za każdym razem czytam inaczej. Hermina choć była tylko chwilą, zawsze nieobliczalną, potrafiła zmusić Wilka, by dotknął tego, co najgłębiej ukryte. Taki porządek jest potrzebny.
Tylko wtedy można wyjąć kamienie z kieszeni.

Złe nie mrozi oddechem - tak to właśnie miało zabrzmieć.
Bywało tak, że czułam na karku mrożący oddech. Cokolwiek to było nie było dobre.
Bardzo dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam.
Teresa

Opublikowano

strach przed życiem rodzi frustracje dlatego trzeba walczyć, wytaczać sobie nowe azymuty, szukać siebie w życiu można to czynić z uśmiechem ale i z rozumem w głowie wtedy jest łatwiej iść do przodu - tak sobie zinterpretowałem:))
dobry wiersz
pozdrawiam świątecznie
r

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...