Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 04.12.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Chcę, aby zostało po mnie coś poza guzikami, gdy przyjdzie godzina próby. W szeregu, na szachownicy — jej koszmar jak cień idzie przez lata mojej dorosłości. Nie wagarowałem jak inni, gdy łobuzy na lekcji przyrody zabili Pana od historii. Jego brulion, poplamiony, mam w szufladzie — pomimo drwiny — ocalony. Choć inni w tym czasie, zaplatając kwiaty we włosach, radzili mi leczyć się z paranoi, dziś mają opcje awaryjne, plecaki ucieczkowe, adres na Costa del Sol i kompletny brak obowiązku. A ja — mam siebie.
    12 punktów
  2. Pragnę ciszy na własność – miękkiej przędzy, którą zwinę w kłębek i schowam pod podszewką płaszcza, żeby przy każdym kroku ocierała się o mnie łagodnie i była gotowa na zgiełk.
    10 punktów
  3. Patrz ostatnia w życiu ciemna noc jaśnieje w zwykłych śmiertelnikach wzbudza ukojenie i przez zgasłe oczy w tajemnej godzinie wraca na cmentarze darń z grobu odwinie. Duchy rozproszone nad skrzydłami niesie Anioł co w świętości ludzkie zwidy wskrzesza nad płonącym światem w szaty proch ubiera i świecą się na nim jak boskie stygmaty. Patrzę z góry świta w głąb duszy spoglądam pamiątki przeszłości palą wszystko tłumnie oby już nie myśleć łzami nie zalewać wieńców nie zawieszać w grobowej kolumnie. Mikołaj z Gorzkowa ród swój ustanowił Jachnie siostrze swojej majętność zapisał aby dzieci z Paszka i związku drugiego dziedziczność na wieki w Dominium objęli. Potomstwo to dało zalążek rodzinie Gorzkowskich sukcesji dom herbu Tarnawa funkcje przyjmowali na lubelskiej ziemi i dostojnie liczne dzierżyli urzędy. Jan z siostrą Elżbietą mieli Wielopole które po nieboszczyku Żółkiewskim dostała później ród ten wydał hetmana sławnego miarą swej wielkości Moskwę okupował.
    9 punktów
  4. POCZTO. odczep się od poetów. Berenika jest nasza!!! Wchodzę na pocztę, a powietrze stoi tu jak bulion z unieważnionych znaczków - tak gęsty, że mógłby mieć własny numer PESEL i prawo do świadczeń. Wisi ciężko, lepi się do twarzy, pachnie mieszanką paragrafów, drożdży absurdu i pyłu ze sprawozdań rocznych fermentujących w kątach jak zakalec czasu, którego nikt nie miał odwagi wyrzucić. Kolejka trwa jak wieloletni eksperyment, w którym każdy klient jest prototypem cierpliwości, a każdy oddech brzmi jak próbna syrena katastrofy atomowej. Poczta pachnie, jakby ktoś zagotował cały XX wiek w jednym garnku, dodał szczyptę PRL-u, garść rozporządzeń „nieaktualne od 1998”, a na koniec przypalił to kadzidłem z formularza PZ-12/9B, którym od pokoleń straszy się dzieci i pracowników administracji. Kobieta przede mną wygląda, jakby weszła tu w 1983 roku i od tamtej pory zmieniała tylko fryzurę - zgodnie z zaleceniami kolejnych ministrów infrastruktury. Jej spojrzenie ma konsystencję skupionych w jeden punkt paragrafów - lepi się do wszystkiego, co narusza rytuał czekania. Nad głowami wisi wyświetlacz - miga jak sygnał z umierającej cywilizacji, która przegrała z własną instrukcją obsługi. NUMER 702 → OKIENKO 4. Tyle że okienko 4 istnieje tylko jako legenda - jak Yeti, Atlantyda i listonosz doręczający przesyłki pod właściwy adres. Za szybą siedzi kasjerka. A może kapłanka? Ma minę, jakby przeżuła regulamin, połknęła go i trawiła z dumą dynastii, która żywi się wyłącznie biurokratycznym papierem. Jej okulary skupiają światło tak mocno, że wystawione na słońce wypaliłyby w moim awizo dziurę wielkości małego meteorytu. - Następny!, woła głosem o strukturze tłuczonego szkła. Podchodzę, podaję awizo. Patrzy na nie jak na mapę DNA smoka znalezionego w bagażniku mikrobusu. - Nie mamy. - Jak to nie macie? Przecież jest tu napisane… - System tak mówi, odpowiada tonem, który potrafiłby zatrzymać zegar atomowy. - Ale system kłamie. Za jej plecami sterczą regały - labirynt Kurzu Archiwalnego z kartonów, które jęczą nie tylko z wysiłku, lecz także z ulgi, że nie muszą być odnalezione właśnie teraz. Każdy drży, jakby skrywał duszę petenta, który nie doczekał się własnej przesyłki i powoli przeszedł w stan mitologiczny. - A to?, pytam, wskazując na stos wielki jak góra lodowa, która zatopiła Titanica, ale z naklejkami „PRIORYTET”. - To przesyłki, które szukają siebie nawzajem, mówi powoli. - Jak dusze, które nie wiedzą, że są w tym samym systemie. Czasem się odnajdą. Czasem nie. My nie decydujemy o przeznaczeniu. Za mną kolejka szumi jak powódź goryczy. - Ja chciałam tylko znaczek…, jęczy ktoś. - Ale chyba umrę tu z godnością. - A mój list?, pyta inny. - Wysłałem do sąsiada, dotarł do Uzbekistanu, wrócił do mnie, ale ktoś dopisał przepis na barszcz. Kasjerka wstaje, jakby unosiła ją smuga archiwalnego kurzu. Podchodzi do regału, wsadza rękę między paczki - i wtedy to się dzieje. Regał zaczyna mruczeć. Tak mruczą rzeczy, które milczały za długo. Kartony przesuwają się jak powolne kontynenty absurdu. Szuflady wysuwają się same, jakby otwierała je paszcza biurokratycznego potwora. Kasjerka zamiera. Jej oczy rozszerzają się jak dwie żarówki pod napięciem ostatniej woli. - Jest…, szepcze. - Przesyłka odnalazła swój los. Wyciąga karton - wygląda, jakby przetrwał cztery wojny, osiem powodzi, jedną deportację do równoległego wszechświata i pełne stulecie internetowych błędów 404. - Proszę, mówi. Trzymam pudełko. Jest otwarte. Na boku, obok zamazanego kodu kreskowego, widzę ręcznie dopisane czerwonym tuszem: "TYP PRZESYŁKI: ZAPOTRZEBOWANIE EGZYSTENCJALNE". - Dlaczego w środku są… ziemniaki? Patrzy na mnie spojrzeniem, które mogłoby zatwierdzić budżet państwa. - Tak bywa. Poczta jest… płynna w interpretacji przeznaczenia. - Ale ja zamawiałem książkę. - A może to książka zamówiła pana, odpowiada ironią niczym księżna chaosu. - A ziemniaki… cóż. One przyszły, bo mogły. Patrzę na nie. Na ich skórkach wgniecenia: jakby ktoś próbował odcisnąć alfabet, którego nikt już nie pamięta. Chcę protestować, ale coś we mnie pęka. Mój wewnętrzny system doręczeń sam się rozszczelnia. - Czyli nic się nie da zrobić? - Możemy złożyć reklamację, mówi z westchnieniem archeolożki biurokracji. - Rozpatrzymy ją między sześcioma dniami a sześcioma eonami. Kolejka za mną sapie jak stary parowóz. Jeden z klientów osuwa się omdlewająco na gablotkę z długopisami „Poczta Polska - 12 zł”. Wychodzę. Drzwi zamykają się za mną z jękiem bramy do krainy, z której nikt nie wrócił z własną przesyłką w stanie nienaruszonym. Świat na zewnątrz jest jaśniejszy. Ja, cięższy o pudełko ziemniaków, które przyszły do mnie z taką pewnością, jakby znały mój los lepiej niż ja. Na etykiecie miały odręczny dopisek: CEL: KOREKTA LOSU ODBIORCY. Za mną poczta szumi jak zmęczony potwór. I kiedy już jestem poza nią doganiają mnie jeszcze, drzwi pamiętające Gomułkę i przytrzaskują mi nogę, jakby chciały zatrzymać mnie na zawsze, w swoim królewstwie zagubienia i pomyłek.
    8 punktów
  5. I śni mi się już tylko jakieś jasne ciało Przykryte złotą tkanką planet października Jarosław Iwaszkiewicz, Plejady I. Patrzę na gwiazdy, gorące litery na granatowym, jesiennym niebie. Zastanawiam się, w słowa jakiego języka ułożą się dla liści klonów, odpowiadających im ledwie dostrzegalnym drżeniem na utrudzonych gałęziach. Jesteś najcierpliwszą konstelacją. Od dawna wysyłasz znaki do miejsc, których jeszcze żadna ludzka mowa nie umiała nazwać, ani wypełnić rozpadlin w ich skorupie pamięcią o świetle. Ty to potrafisz. Wiesz, po co niedługo drzewa odsłonią się przed przeszywającym wzrokiem wiatru z północy. Gwiazdy świecą także zimą. Dla bezlistnych klonów, które już nie mają żadnych tajemnic. Dla mnie, żeby lśnienie śniegu pod stopami nie bolało tak mocno. II. Blizny to znaki, które łączą wszystkie narzecza, gwary i dialekty świata w jedną opowieść. W tej opowieści migotliwe pocałunki deszczu na źdźbłach traw rozlewają się twoimi niezliczonymi imionami. Bo nie masz jednego imienia. Każdy kwiat, każda gwiazda, każdy płatek śniegu, każda łupina po pękniętym owocu, rzuca ci posłusznie pod stopy swoją własną nazwę. Codziennie możesz być inną postacią piękna. Taką, jaką zechcesz przyjąć z moich słów. Upływ krwi to już przeszłość. Teraz pod cienką membraną szeptu tętnią tysiące kolorów, które uczysz czułości. Niewyczerpanej, niewyobrażalnej, nienazwanej dotąd w żadnym ziemskim rozkwicie. III. Drzewa o zachodzie. Słońce obmywa je z trudów dnia czerwonozłotą pieśnią. Jestem jedną z gałązek. Ty - głosem, który się pamięta z dzieciństwa, głosem czytającym baśń albo wskazującym drogę. Jestem tylko jedną z gałązek. Ty - baśnią, drogą, troską. Kiedyś podaruję ci to słowo. To, którego się szuka przez całe życie, aby słońce nie znikało z nadejściem nocy, lecz wciąż trwało zmierzchom na przekór. Wówczas, głęboko pod stwardniałą korą, w późnojesiennych dziuplach, na granicy łzy i uśmiechu, solenna obietnica stanie się wiecznym promieniem.
    7 punktów
  6. W ocenie twoich oczu szybują uczucia, jakby wichry nosiły je wzdłuż brzegów zmarznietych mórz. Mgła szczerzy kły — noc wpełza między żebra. Ty córko zaniedbanych świtów, wleczesz przez dzień swoje ciało jak wilgotny płaszcz, ciężki od niewypowiedzianych pragnień. Zapomniana przez dłonie, które dawno wyschły z czułości, nie czujesz już własnego ognia — tylko dym błąkający się pod skórą. Byłaś niegdyś burzą: dzikim pulsem bioder, rosą na kościach świata, szumem lata w otwartych oknach. Teraz to imię grzęźnie w ciszy, jakby noc je trzymała w pazurach od zbyt wielu zim. Każdy krok niesie w niej echo: puste pokoje serca pchane przez przeciągi wspomnień; każde lustro odwraca wzrok, bo tracisz blask, który niegdyś roztapiał mrok. Lecz we wnętrzu — w zakamarkach, do których nie dociera żaden dzień — kisi się jeszcze iskra, zawzięta jak korzeń trzymający się czarnej ziemi. Iskra, która nie słucha rozkładu ani lodowatej oceny. Może więc, jeśli spojrzysz inaczej, rozchylisz w niej noc jak skorupę orzecha, i pozwolisz, by z popiołów wypłynęło jej prawdziwe ciało — kobiece, ciężkie od światła, dzikie jak świt po burzy, gdy świat drży, bo przypomniał sobie, że żyje.
    7 punktów
  7. cisza po zmarłym bywa tak cicha że aż boli jest niewidzialna a mimo to ją wyczuwamy boimy się jej lękamy czy nie przemówi taka cisza jest trudna bo płacze
    6 punktów
  8. mężczyzna z wiekiem staje się ciekawszy tak mawiała babcia z namaszczeniem przecierając stare tremo pamiętające czasy przepychu i blichtru wczoraj spod mokrych rzęs patrzyłam na ciebie ze strachem brak wiary przykrywał uśmiech rozdarta miękłam z czułości zobacz już zbladła skóra jestem gotowa na nowe pęknięcia wszystko czego dotykam sypie mi się z dłoni ciemne chmury spłoszyły wiatr jesionka nie chroni przed chłodem w torebce nadal noszę rubinowe kolczyki boję się że kiedy je włożę czar pryśnie ten zew krwi i zmysłowo zlizane łzy cała esencja czułości
    6 punktów
  9. Kiedy Staś i Nel wędrowali w pustyni i w puszczy, Brytyjski Korpus Ekspedycyjny wyruszył z Egiptu na południe by zdławić powstanie Mahdiego. Spore wrażenie wywarli na Brytyjczykach wojownicy z plemienia Hadendoa, których - za sprawą awangardowych fryzur - nazywali Fuzzy-Wuzzy. Do wspomnianego przełamania kwadratu (solidnej formacji defensywnej, która zazwyczaj wytrzymywała wszystkie ataki) doszło pod Abu Klea w 1885. Wiersz, zgoda, kolonializmem ocieka, ale wyraża też żołnierski podziw dla wytrwałego przeciwnika, podziw - na który nie wszystkich było stać. Byłaby to ciekawostka z minionej epoki, ale niestety w Sudanie wojna - choć bez Brytyjczyków - trwa nadal. Z wieloma ludami walczyliśmy za morzami, Jedni byli odważni, inni wcale: Z Pasztunami, Zulusami, Birmańczykami; Ale to Fuzzy bił się najwspanialej. Nigdy nic po taniości nie dało się z nim: Krył się w chaszczach i konie nam podcinał, Wyrżnął nam warty pod Suakim Z naszymi wojskami chołubce wycinał. Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy, w twoim domu w Sudanie; Zacofany z ciebie poganin, ale wojownik na zawołanie; Dajemy ci certyfikat, a jak chcesz mieć podpisany Przyjdziemy pohulać, jeśliś zainteresowany. Próbowaliśmy szczęścia na Chajberskiej przełęczy, Burowie opukali nas jak głupich na milę, Birmańczyk dreszczami Irawadi nas dręczył A Zuluscy Impi zdeptali nas ze stylem Lecz to co oni nam zrobili to bzdety Przy tym, co Fuzzy nam nawarzył Staliśmy twardo - mówią gazety Ale jeden do jednego Fuzzy nas przysmażył Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy, żonkę i dzieciaka Mieliśmy rozkaz cię złamać i dlatego cała draka. Waliliśmy w ciebie z Martinich, więc dużych szans nie miałeś; A jednak, Fuzzy-Wuz, nasz kwadrat przełamałeś. On żadnych swoich gazet tam nie ma, On nie ma medali, nagród ni zaplecza, Więc nam o jego zdolnościach świadczyć trzeba W używaniu dwuręcznego miecza: Kiedy nagle z krzaków wyskakuje i znika bez znaku Ze swoją szeroką włócznią i skórzaną tarczą, Miłe dnia godziny z Fuzzy'm w ataku Zdrowemu Tommy'emu za rok wystarczą. Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy i przyjaciół co przepadli Gdybyśmy kumpli nie stracili, płakać z tobą byśmy wpadli; Lecz się daje i zabiera, więc uczciwie handlowałeś, I choć straty miałeś większe, przecież kwadrat rozerwałeś! On rusza w dym, gdy strzelamy salwami I nim się obejrzymy, po głowach nas bije; W gorącym piasku kąpany, czesany cierniami I zazwyczaj udaje, kiedy nie żyje. Jest stokrotką, kaczuszką, jagnięciem! Jest szaleństwem kauczukowego idioty, Jedyny ze wszystkich, reaguje ziewnięciem Na widok Pułku Brytyjskiej Piechoty! Za ciebie ten toast, Fuzzy-Wuzzy, w twoim domu w Sudanie; Zacofany z ciebie poganin, ale wojownik na zawołanie; To za ciebie Fuzzy-Wuzzy, choć fryzurę masz spod wiadra, - Ty skoczny czarny łotrze - boś Brytyjski złamał kwadrat! I Rudyard (1890): We've fought with many men acrost the seas, An' some of 'em was brave an' some was not: The Paythan an' the Zulu an' Burmese; But the Fuzzy was the finest o' the lot. We never got a ha'porth's change of 'im: E squatted in the scrub an' 'ocked our 'orses, E cut our sentries up at Sua~kim~, An' 'e played the cat an' banjo with our forces. So 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, at your 'ome in the Soudan; You're a pore benighted 'eathen but a first-class fightin' man; We gives you your certificate, an' if you want it signed We'll come an' 'ave a romp with you whenever you're inclined. We took our chanst among the Khyber 'ills, The Boers knocked us silly at a mile, The Burman give us Irriwaddy chills, An' a Zulu ~impi~ dished us up in style: But all we ever got from such as they Was pop to what the Fuzzy made us swaller; We 'eld our bloomin' own, the papers say, But man for man the Fuzzy knocked us 'oller. Then 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, an' the missis and the kid; Our orders was to break you, an' of course we went an' did. We sloshed you with Martinis, an' it wasn't 'ardly fair; But for all the odds agin' you, Fuzzy-Wuz, you broke the square. E 'asn't got no papers of 'is own, E 'asn't got no medals nor rewards, So we must certify the skill 'e's shown In usin' of 'is long two-'anded swords: When 'e's 'oppin' in an' out among the bush With 'is coffin-'eaded shield an' shovel-spear, An 'appy day with Fuzzy on the rush Will last an 'ealthy Tommy for a year. So 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, an' your friends which are no more, If we 'adn't lost some messmates we would 'elp you to deplore; But give an' take's the gospel, an' we'll call the bargain fair, For if you 'ave lost more than us, you crumpled up the square! E rushes at the smoke when we let drive, An', before we know, 'e's 'ackin' at our 'ead; E's all 'ot sand an' ginger when alive, An' 'e's generally shammin' when 'e's dead. E's a daisy, 'e's a ducky, 'e's a lamb! E's a injia-rubber idiot on the spree, E's the on'y thing that doesn't give a damn For a Regiment o' British Infantree! So 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, at your 'ome in the Soudan; You're a pore benighted 'eathen but a first-class fightin' man; An' 'ere's ~to~ you, Fuzzy-Wuzzy, with your 'ayrick 'ead of 'air — You big black boundin' beggar — for you broke a British square!
    6 punktów
  10. Żar Pragnienia Podnieca Ogień Wypala Ziemię Przemienia Ją W Dym I Wiatr Nietykalny Wolny Orkan Tchnienie Życia Duch i Odddech
    6 punktów
  11. przez długie lata starannie mnożąc dopieszczałem swoje oczekiwania dziś kostkę złotego cukru dzielę na dwie i wrzucam do pustej szklanki
    6 punktów
  12. nie spotykają się łatwo umysł taki rozległy... co było a będzie co pamięć a wymysł zmysły jednoczą się w punkcie tylko teraz! w dodatku umysł błądzi a zmysły zawodzą nie pamiętam dokładnie pamiętam wybiórczo snuję zaś coś co niekoniecznie się wydarzy postrzegam i czuję tylko w pewnym zakresie bo pies z kotem już inaczej a też przecież mają prawo do tego świata więc cała ta niedokładność zamazanie i sprzeczność tkwi w tobie człowieku ty paradoksie
    5 punktów
  13. Noc już mnie dotyka, czas na sen. Zatapiam się w święconej wodzie namiętnością lwich łap a świeca płonie krwawym blaskiem. Ściany zamykają przestrzeń odtwarzam czarno - biały film jak echo w zaparowanym lustrze. Moja twarz to twoja twarz. Może masz tytanowe serce ale śnisz tylko dla mnie.!
    4 punkty
  14. Tam gdzie mnie nie było, to pusta ulica przed twoim domem. Otoczona oknami, oczami za firanką. Stałem tam kiedyś gdy zapaliłaś światło w swoim pokoju. Duszno od spojrzeń ludzi spod zasłon. Moich oczu wlepionych w iskry dookoła wirującej nocą wiolonczeli. Ktoś obcy wyciągnął do ciebie moją rękę. Byłem w niebie, byłem w piekle, siedziałem już skurczony w swojej nowej trumnie. Widziałem go przed domem, stał i patrzył na nas. Tylko tu byliśmy bezpieczni pod żarówką sześćdziesiąt wat. Widziałem go z okna jego cień mieszkał na murze domu naprzeciwko. Patrzył gdy ręka chwyciła smyczek, ślizgała po strunach twojego instrumentu . Zapach rozgrzanej kalafonii smarował muzykę. Wysokie „C” rozprysło kilka kropli krwi.
    4 punkty
  15. brakuje mi tak niewiele... z utkanej prozy wycinam sylwetki bogów, dłonią przemierzam lapidarne szczęście, w tysiące wielokropków biegnę, przez zaspy marzeń przedzieram się, wśród spęczniałych myśli z frywolnym chichotem bezpańskiego losu idę - ręka w rękę
    4 punkty
  16. Nową wyspę odkryto! Z odległych krain przypłynęli złotoręcy, złotoocy — co na tubylców zarzucając sieci, wołali — ze zgrozą w pierwotnej mocy — to analfabeci! Dziękuję za przeczytanie! Pytanie dodatkowe: czasem zdaje mi się, że każdy mój utwór jest zupełnie różny od poprzedniego — i następnego. Jak sądzicie: taka rozbieżność jest u artysty rzeczą dobrą — czy może wręcz przeciwnie?
    4 punkty
  17. Przyzwyczaiłam się do twojej obecności w mojej głowie. Obserwujesz jak dzisiaj układa się moja sukienka. Mówisz do mnie tak dobrze znanymi mi słowami. Nie mogę dostrzec twojej twarzy. Telefon milczy.
    3 punkty
  18. już chyba ustały bóle fantomowe po sercu którym nakarmiły się gołębie jeszcze tylko daliby knebel zamiast języka żeby ciało wysyciło pragnienie monotonną zabawą w nomos kosmos orgazm i byłoby naprawdę dobrze ale aparaty chwytające znaczenia coraz trudniej oddają światło papierosy w żabce dickensa grójecka skręcić w banacha w uszach molekularne treści czy ziarenka piasku między płytami chodnika były tu wtedy gdy świat wydawał się przestrzenią bez pytań i odpowiedzi
    3 punkty
  19. jak czerwony kapturek w parku ręką wędruję po fontannie hubie zaglądam do świerkowych gałązek głęboko oddycham dla równowagi gram na szklanej czarce melodię
    3 punkty
  20. Szeregowa Berenika97, do mnie! Na przepustkę się zapisaliście, A butów nie umiecie wypastować. Odmowa, w ramach wyróżnienia czeka Was mycie garów na stołówce. Szeregowy Migrena, apel poranny To nie dyskoteka, co wy mi tu podskakujecie? Marsz po miotłę, na rejonie zewnętrznym Zatańczycie sobie z gwiazdami. Kapral Violetta was dopilnuje. Huzarc, wystąp! opowiedz kolegom I koleżankom, jak to było na samowolce. No śmiało – plutonowa Nata_Kruk Odprowadzi was w kajdanach do aresztu. No proszę, jak zwykle nieogolony Waldemar_Talar_Talar, co wy mi tu Za zbójnika robicie? do umywalni galopem! Czas: dwie minuty, buźka jak dupa niemowlaka! Alicja_Wysocka! „jestem”, zgodnie z rozkazem Dowódcy, zostajecie wyznaczona Na starszą sali numer 219, ma być ład I porządek, zrozumiano? „tak jest!” Infelia, zakało pułkowa, list do was przyszedł. Co mi tu wyciągacie rękę... padnij! Dziesięć pompek, ćwicz! odliczamy. A teraz szef kompanii zapewni wam rozrywkę. Pluton, baczność! w prawo zwrot! do strugania Kartofli biegiem marsz! tup, tup, tup... @infelia Z przymrużeniem oka...
    3 punkty
  21. natychmiast staje się to piękne automatycznie - bez najmniejszego wahania lśni jak złoto choćby było czarne jak głęboka bezgwiezdna noc listopadowa
    3 punkty
  22. @KOBIETA też piękny 🙂 @Simon Tracy @Simon Tracy z wiekiem może większość mężczyzn mądrzeje Jednak nie wszyscy Uwierz To samo dotyczy również kobiet żeby nie było że jestem bardzo stronnicza 🙂
    3 punkty
  23. @iwonaroma temat upadł ale my żyjemy. spocznij dziewczyny. idziemy. zrobimi balalet. ulala :))))))))) jesteście super:)))))) @KOBIETA spoko Dominika:))))) nadajesz się. i to bardzo:))))))))) będą alkohole, sex i cygara. zatańczymy? wchodź na stół! o jak dobrze.......
    3 punkty
  24. @iwonaroma z Tobą zawsze Iwonka :) Niebieski Tygrys i Niebieskie Ptaki ;) wiesz... nie wiem czy ja się nadaję ...do szkółki ;))) to wszystko jest bardzo dziwne ...niepokojące ...oni ...w strukturze organizacyjnej zatrudniają nawet na etacie "przyzwoitki" ...;) co to są za jednostki ? wyobrażasz sobie ? ;))) pozdrawiam wszystkich :) dobrego dnia :)
    3 punkty
  25. Każdy świt niczym cios w serce Żywe przez ostatnie chwile Zmierzch potokiem cichej krwii Bez przerwy zalewa sumienie Pnącza śmierci wrastają głęboko W obumarłe ciała myśli Bezsilny wzrok wiecznie utkwiony W mrocznej codzienności Oh, smutno mi patrząc na ludzi Tkwiących w tym potworze
    2 punkty
  26. @KOBIETA ja dzisiaj też wyskoczyłam w letnich butkach, ale było zimno:) każdy kogoś kocha, ja też kocham:)
    2 punkty
  27. @Migrena ;) w amerykańskich ? Trampkach? :) @violetta wszystkie poza mną;) ja się w kimś innym zakochałam;))) w zasadzie raz w tygodniu się zakochuję i odkochuję;) ale go uwielbiam:)))) w trampkach;)
    2 punkty
  28. Zamarłem w posąg, straciłem wszak czucie. W beznamiętności jest mi wszystko jedno, Czy też dryfuję czy opadnę na dno; Lepsze byłoby chociażby otrucie, Rozpalenie żył, nagłe serca kłucie, Powietrza hausty, przyspieszone tętno. Za martwienie się o życie mi tęskno, Bo teraz warte jest tyle co plucie. Ale i ten lód w końcu roztopnieje, Ponieważ rzeczy naturą się dzieje, Że po zimie brzask i wiosna przychodzi. Dmuchną zefiry, ciepły wiatr zawieje, Nową przyniesie na jutro nadzieję, Że się i we mnie namiętność obudzi.
    2 punkty
  29. @Omagamoga "podnieca ogień i wypala ziemię" myśl Heraklita z Efezu:)
    2 punkty
  30. @KOBIETA trochę sobie wzięłam dla zapachu:) Sosnowe też:)
    2 punkty
  31. @violetta w klimacie lekko świątecznym;) gałązki świerku i czerwień …tak mi się skojarzyło;) pozdrawiam z uśmiechem Violetta :)
    2 punkty
  32. @Omagamoga W pełni Zimnego Księżyca…z żaru pragnień …ulotny dym, wypalenie i wycie głodnych wilków.
    2 punkty
  33. dzisiejsza noc była smutna bez gwiazd i księżyca drzewa nie szumiały milczał wilk i echo sny się wałęsały - mysz i szczur mocno rządziły ciemność im pomagała pijany kumpla szukał strach się czaił myśl bała się myśleć na cmentarzu umarli o coś się kłócili dzisiejsza noc była sobą nic a nic nie kłamała można nawet rzec że prawdziwa była
    2 punkty
  34. @Berenika97 Dziś też pisałam o ciszy - chyba jej bardzo potrzebujemy. Ciepły i piękny wiersz. Pozdrawiam. :)
    2 punkty
  35. @Christine Christi. wejdę lekko, tak jak prosisz, jakby każdy Twój wers był listkiem, który porusza się od mojego oddechu. dziękuję Ci za to otwarcie, za ten delikatny próg, który mi podajesz. bo w Twoich słowach już jest wiersz - ten z drżenia i z milczenia, najprawdziwszy. obiecuję, że uniosę tę kruchość, bo właśnie taka poezja jest najbliżej serca. już odnajduję w Twoich słowach również siebie, jakbyś pisała lustrem, nie "atramentem." więc czekam niecierpliwy.....:) J.
    2 punkty
  36. @violetta O Tak :) @Rafael Marius Nie może dlatego, że są bliższe prawdziwym realiom? @Marek.zak1 O tak, czasem warto odpuścić. Również pozdrawiam. @Berenika97 Bo to ostatnio jakby obie te rzeczy mnie "dopadają" :)
    2 punkty
  37. dla pani doktor D. chodzi normalnie o Dominikę. W poczekalni pachnie lękiem, kawą i lekko zwietrzałą rzeczywistością, którą ktoś chyba rozpuścił w kubku z melisą, żeby pacjenci łatwiej zapomnieli, kim są. Powietrze jest tak ciężkie, że gdybym wziął głębszy oddech, pewnie musiałbym prosić o pozwolenie budowlane. Ciężkie tak, że gdybym kichnął, pewnie dostałbym mandat za naruszenie konstrukcji nośnej rzeczywistości. Siadam na krześle, które skrzypi jak sumienie po długiej nocy. Nad głową plakat: “Twoje myśli – nasza pasja.” Brzmi jak motto piekarni, która wypieka sny na twardo. Wreszcie wchodzi ona, cała złożona z elegancji i chemii mózgowej, z taką kobiecą pewnością ruchu, jakby weszła tu tylko po to, żeby ustawić Wszechświat pod odpowiednim kątem światła. Szpilki w kolorze ust. Usta w kolorze milości. Miłość w kolorze błękitu. Psychiatra. Czarny pas z rozmów trudnych, pół-bogini neuronów, pół-urzędniczka emocji, człowiek, który nawet cień potrafi zdiagnozować. Patrzy na mnie tak uważnie, jakby próbowała wyłowić moje myśli siatką na motyle, ale taką do połowu gigantycznych, świecących mutantów. - Proszę usiąść, mówi łagodnie, tak łagodnie, że mam ochotę od razu powiedzieć wszystko, łącznie z tym, że w 2004 ukradłem bratu jogurt i do dziś mnie to męczy jak filozof po nieudanym haiku. I spogląda na mnie zmysłowymi oczami, jakby właśnie otwierała książkę, którą kiedyś napisałem w dzieciństwie, ale zapomniałem ją opublikować. - Co pana sprowadza? Ton jak u egzorcystki, który już wie, że w środku siedzi demon, pije kakao i udaje krzesło. Zaczynam mówić. Słowa wysypują się ze mnie jak klocki Lego, które mają osobny dział w piekle dla dorosłych. Psychiatra notuje. Notuje tak szybko, jakby rysowała mapę mojego kosmosu, ale coraz bardziej jej wychodzi plan ewakuacji. - Widzi pan, mówi po chwili, tu jest lęk uogólniony, tu poczucie winy, tu myśli natrętne, a to… - wskazuje na mój opis życia jak badacz na dziwne znalezisko w lesie - …to wygląda jak opuszczony plac zabaw. Nagle jej oczy błyszczą. Tak błyszczą, jak oczy dentysty, który właśnie znalazł kanał do UNESCO. - Proszę pana… to, co pan ma w tym swoim umyśle, to jest…fenomen! Nachyla się nade mną jak muzealniczka nad wypchanym mamutem. - Gdybyśmy żyli w średniowieczu, pana lęki byłyby świętymi relikwiami. To jest sztuka! Neuronalny barok! Gotyk rozpaczy! Polifonia paniki ! Ja czuję, że zaraz rozpłaczę się śmiechem albo śmiech rozleje się we mnie jak depresja na promocji. -Musimy zrobić porządek, mówi nagle. Ton jak chirurg, który zaraz wytnie z ciebie cały średniowieczny teatr moralitetów. Wyciąga receptę. Kartkę, która wygląda jak bilet wstępu do lepszego świata, ale bez miejsc siedzących. - Przepiszę panu coś, co przytuli pana od środka. Serotonina w tabletkach, takie czułe aniołki dla mózgu. Pisze, pisze, pisze, jakby przepowiadała mi los. Jakby wróżyła z farmakologicznej kuli. W końcu patrzy na mnie z uśmiechem, który mógłaby uleczyć pół miasta albo wywołać panikę w drugiej połowie. - Proszę przyjść za miesiąc. Zobaczymy, czy pańska dusza wróciła na swoje miejsce, czy nadal próbuje wynająć mieszkanie gdzieś indziej. Moje myśli... Myśli zaczęły mi się plątać tak dziko, jakby w mojej głowie odbywał się maraton chomików po energetykach, każdy z nich z dyplomem z filozofii i kryzysem egzystencjalnym w łapce. Wychodzę. Korytarz faluje jakby rzeczywistość była dmuchanym materacem nadmuchanym przez poetę z astmą. A ja kołyszę się lekko, jakby sam Wszechświat też brał udział w terapii i dopiero próbował zdecydować, kim chce zostać w przyszłym tygodniu. Zamykają się za mną drzwi gabinetu, a ona już wita następnego pacjenta - z tą samą uwagą i czułością, jak kolekcjoner motyli, który wie, że zaraz zobaczy kolejny piękny, drżący, trochę zniszczony, ale absolutnie niepowtarzalny egzemplarz. Idę dalej korytarzem i czuję, że coś we mnie ucichło - nie zniknęło, ale zmieniło kształt, jakby w środku zgasły ekrany zapowiadające mój prywatny Armagedon.
    2 punkty
  38. Umysł jest jak zegar co działa pokrętnie: Zegarmistrz nastawił go precyzyjnie Nakierowując jego rytm Ale ten potrafi się zatrzymać I cofać o całe kwartały Lub wybiegać wprzód A nawet symultanicznie wskazywać różne czasy Wbrew racjonalnemu porządkowi. Gdy taki zegar się popsuje Obluzuje w nim jedno koło zębate To nastawić go jest zadaniem siermiężnym: Składaniem mozaiki Bez kompletu elementów Komunikacją przy ciągłym zapominaniu Własnego języka. Możemy poznać każdy szczegół konstrukcji Umieć wyrysować i opisać cały mechanizm Mieć precyzyjne narzędzia A i tak nie umieć przywrócić biegu Wskazówek naszego zegara.
    2 punkty
  39. @Migrena Dziękuję Ci z całego serca za te piękne słowa! Twój komentarz sprawił mi ogromną radość – Twoje refleksje o wewnętrznym spokoju i tarczy wobec chaosu życia są niezwykle trafne i poruszające. :))) @Simon Tracy Dziękuję Ci serdecznie za ten komentarz! Cieszę się, że możemy się w tym wersie odnaleźć. Cisza i spokój – to naprawdę bezcenne. Pozdrawiam. @A.Between@Wiechu J. K.Bardzo dziękuję! :)
    2 punkty
  40. Nie wiem kiedy się zakochałam .?! ;))))) Może gdy szybował ze mną w przestworzach.? Opadałam z nim w przejrzystość chmury w niebo polukrowane cukrem pudrem. W słoneczny dzień na migdałowej łące śnimy rumianki, opieram dłoń o niebieskość. Rozpuszczona łagodność i błękitne kły, które jeszcze nigdy …mnie nie ugryzły.! Migrence :)))
    2 punkty
  41. Wiersz ten napisałem mając 17 lat w hołdzie jednej z najlepszych książek jakie moje oczy miały przyjemność czytać i jej autorowi. Chodzi o "Widmowych piratów" W.H.Hodgsona. Przez wiele, wiele lat był to najdłuższy wiersz w moim dorobku, aż do czasu zabrania się przeze mnie za prozę poetycką. Najstarsi nie pamiętają tak silnego sztormu. Biją o brzeg z pełną goryczą i furią, zielonkawe fale. Wyrzucają na piach połamane deski - resztki okrętu. Zatonął rankiem na skale. Wszyscy martwi, nie ujrzą rodzinnego domu. Uczciwi ludzie. Różne towary do wioski zwozili. Nawet przed najstraszniejszym sztormem nigdy nie trwożyli. W porcie jeszcze wierzą, czekają na dobre wiadomości. Ciała na dnie. Rozgryzione. Miejscami nagie świecą kości. Do poszukiwań zgłaszają się nawet miejscowi piraci. Ostatnio kiepsko idą interesy. Nastały dla piractwa czasy bessy. Czarny statek. Co bardziej gorliwi na nabrzeżu się żegnają. To nie ludzie a samego czarta kamraci. Kapitan mówi do załogi: Pogoda zapowiada się cudownie. Obyśmy powrócili mając pełne ładownie. Słońce zachodzi, przed nimi tylko bezkresna woda. Kotwica w górę. Każdej chwili szkoda. Marynarze z rozkazu bosmana, już wspinają się po fokrei. Zwinnie, szybko ze sprawnością gazeli. Wyżej fokbombramsel powiewa, na nim gniazdo obserwacyjne Z niego widok na całe morze się rozpościera. U steru posadzony młody bosman. Stoi jak duch w zapadającym mroku. Oparty o reling, pyka fajkę oficer wachtowy, na tej zmianie on jest pan. Przebrzmiało dziesięć dzwonków, wachty ostatnia godzina. Wszyscy bacznie obserwują. Nocą morze należy do Lewiatana. Wierzcie mi diabelska to gadzina. Nieraz to starzy w tawernie bajali, że łeb potwora wśród fal mylnie za skałę brali. Co bardziej odważni na łodziach się tam wybierali. Czy był to Lewiatan czy wierzchołek skały. Nigdy się nie dowiemy. Łodzie nie powracały. Na pełnej prędkości galeon fale przebija. Na niektórych dziób pod niebo wzbija. Horyzont mgłą z lekka zasnuty. Statek ciemny, blask złoty bije jedynie z okien kapitańskiej kajuty. Dwanaście dzwonków. Zasłużony odpoczynek. W takich chwilach człowiek żałuje, że nie ma na statku dziewczynek. Bosman oczy przeciera ze zdumienia. Mgła przy okręcie to nic takiego, ale jej kolor.... ... zielonkawa Niczym młoda wiosenna trawa. Po sześciu godzinach przy sterze, musi być dobrze zmęczony. Umysł biedaka halucynacjami trawiony. Statek już pośrodku mgły. Niczego na pięć kroków nie widać. Słychać komendy i żagli łopot. Ktoś z drugiej wachty szuka sternika. Jakaś dziwna ta mgła. Jej chłód nawet myśli przenika. Wtem w okolicach fokmarsela jakaś postać, to pojawia się to wśród żagli znika. Oficer zauważył go. Trzeba zdjąć nieszczęśnika. On jakby nie chciał. Wciąż nas unika. U dziobu coś z mgły się wyłania. Nie.... niemożliwe. Wydaję mi się, że słyszę za relingiem na sterburcie głośne nawoływania. Wszędzie wrzaski, trzaski, brzęk broni.... ... Tylko ja przeżyłem. Widmowi piraci statek opanowali. Nie wiem dlaczego życie tylko mi darowali. Resztę naszej załogi na swój okręt zabrali.
    2 punkty
  42. @Simon Tracy Rozumiem, że czujesz żal związany z niewykorzystaną szansą. Ludzie często zastanawiają się nad drogami, których nie wybrali. Dobrze, że piszesz, to droga, z której , mam nadzieję, że nie zejdziesz.
    2 punkty
  43. @infelia Berenika97 stawia się! But błyszczy, ale tylko lewy, ale za to jak błyszczy! Jak przyszłość wojska - czyli mętnie i z nadzieją, że nikt nie sprawdzi go od spodu. Prawy zdezerterował w poszukiwaniu lepszego dowódcy. Ale i tak bym go nie wypastowała, bo Huzarc wrócił z samowolki i pomylił pastę z pasztetem. Pozdrawiam.:)
    2 punkty
  44. @viola arvensis Dwa, z małą różnicą, cytaty, które mówią o tym samym. Pozdrawiam.
    2 punkty
  45. nad ranem unoszą się obrazy jakby czas zapomniał o własnych granicach wciąż słyszę echo kroków które kiedyś brzmiały obietnicą w świetle odbitym od szyb tańczą cienie dawnych uśmiechów lekkie jak oddech pierwszej nadziei próbuję je dotknąć a przechodzą przeze mnie jak wiatr który nie zna powrotów i tylko serce niesie ich ślad jakby jeszcze chciało wierzyć że utracone nie znaczy zgaszone
    2 punkty
  46. Ojciec pyta, kiedy w końcu zostanie dziadkiem. Ja się pytam, czy zrobił coś w tym kierunku. Mówi, że tak, że zrobił, syna. Trochę mało - odpowiadam. Córce łatwiej by było rozkochać jakiegoś bogacza, a ten zapewniłby wnukowi przyszłość. Ja z trudem swoją próbuję zapewnić, a nie za wiele jej już zostało. Jury konkursu oświadczyło, że preferuje wiersze o miłości nad tymi o życiu. Potem przy sobocie płaczą nad winem, że rock umarł, a Narodowy wypełniają rymy i refreny pod nóżkę. Ja płaczę, że psychodeliczny Artur chałturzy z biesiadnym Dawidem, i za chwilę jego spuścizną będzie hit na wesela. A może zamiast moim, to trzeba było zostać ojcem jednego z nich, to wnuków by pewnie było więcej, niż aktualnych problemów. Ojciec staram się, ale na razie tylko śpię i pracuję. Na robienie wnuków sił i tygodnia mi już nie starcza. A w weekendy próbuje pisać wiersze o miłości dla szanownego Jury.
    2 punkty
  47. @infelia Przyzwoitkę.? W jakim celu.? Chyba do pary.? ;) i tak będę jęczeć ;)))
    2 punkty
  48. @Christine Christi. "Czerwienią płonie w trawie cichy znak Jakby szept wiatru musnął lekko lato W delikatności swojej skrywa cały świat, Polny mak - krucha piękność pod błękitem dnia". przepięknie to napisałaś:))))))) wiem że w Tobie jest magia. te cztery wersy tworzą urzekający obraz polnego maku. pragnę Twoich wierszy:)))))) chcę je czytać i zamyślać się nad nimi:))))))) och, Christi.
    2 punkty
  49. Jestem... Snem Marzeniem Oddechem I bezwstydnym grzechem A ty jesteś... Prawdą Światłem Życiem I moim lustrzanym odbiciem
    2 punkty
  50. Dziękuję Ci za wersy, których inni nie słyszą, za chlust mrozu w policzki na plaży, kiedy wystukuję ścieżkę niewydeptaną ku czerwieni, którą podzieliłeś się ze mną i zmierzchem tuż za mymi plecami. Za ból, który przyniósł wytchnienie, za miłość do innych, która obróciła się w miłość do siebie, za koncert wrzasków zmieniający się w ambientową ciszę, w której uśmiechamy się wzajemnie, bez wykrzywiania ust, odrzucając wszystkie wesela i pogrzeby, nazwy i spotkania, o których myślisz, rozmawiasz i śnisz, a których trucizna Nas od siebie oddala Dziękuję za to, że najważniejsi jesteśmy My, Nie ona lub one, lecz ja i Ty
    2 punkty
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...