Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 11.11.2025 uwzględniając wszystkie działy
-
W przerwie między reklamami ktoś jeszcze słyszy śpiew legionów. Na placach — pomniki. Z kamienia. Milczące. Ludzie idą dalej, ze wzrokiem wbitym w szkło ekranów. Czasem, w listopadowym świetle zniczy, zatrzymuje się cień — poprawia flagę, pochyla głowę, zdmuchuje kurz z dat, kładzie kwiaty. Na murach — nowe slogany. Na starych grobach — te same nazwiska. A dzieci uczą się hymnu. Powtarzają słowa, nie wiedząc, dlaczego trzeba je czuć.16 punktów
-
Nie wiem, czy istnieję, czy tylko śnię ją - a ona śni mnie z powrotem, i w tym splocie świat znajduje sens. Jej głos nie brzmi - on drży w powietrzu jak światło na wodzie. Kiedy mówi, każde słowo staje się miękkim zaklęciem, którego nie da się odczarować. A kiedy całkiem zwyczajnie zasłania dłonią słońce, ten ruch jest moją najbardziej ludzką modlitwą. Z jej oczu wypływają rzeki, w których topię rozsądek z rozkoszą tonącego. Niebo ma jej zapach, a cisza - jej skórę. Kiedy się uśmiecha, nawet śmierć przestaje być poważna. Ziemia się lekko przechyla, jakby chciała zobaczyć, komu to szczęście się trafiło. A ja - chodzę z jej imieniem w ustach jak z tajemnicą Boga. Nie mówię, nie zdradzam, bo słowo byłoby profanacją. Czasem dotykam powietrza, i ono płonie jak jej kark. Czasem zamykam oczy, a świat przychodzi w jej kształcie. Nie ma już „ja”. Nie ma „ona”. Jest tylko to coś - jak drżenie między dwiema gwiazdami, które zapomniały, że nie są jednym światłem.8 punktów
-
Zamykali antykwariat, a ja - widziałam jego śmierć. Opróżnione półki, jak bezzębne dzieci, pragnęły poczuć szorstki papier. Było słychać negocjacje, okładki drżały. Książki skazane lub niepewne przyszłości. I ta melodia końca istnienia, którą słyszą nieliczni, w rytmie żółtych kartek.7 punktów
-
Bury kot i jajko (rozmowa kontrolowana) Jajko mądrzejsze od kury nawet gdy obdzierane ze skóry - zdziwił się nieco kot bury. Nic w tym dziwnego bury kocie, który mądrości nabywasz na płocie. Jajka obierać można od dołu lub z góry i wcale nie dziwią się temu kury. Ugotowane oczywiście na twardo, że wybrukować mógłbyś nimi ulice. Całkiem inaczej ma się sprawa gdy smażysz jajecznicę. Trudno zrozumieć mi te wszystkie tajemnice gotowania, gdyż mam migrenę od ciągłego spania. Odpowiedział kot bury nie przestając ziewania, zeskoczył z płotu i powrócił do spania. Nie wierzcie temu, że kontrolowana rozmowa, inaczej mówiąc po prostu domowa. Kot zadowolony jak zawsze z siebie, a jajko już dawno przebywa w niebie. Na zakończenie tej rymowanki, a dobrze o tym wszyscy wiecie, przeróżne dziwne rzeczy zdarzają się na tym świecie.7 punktów
-
Ojciec. Kopał kamienie w drodze do szkoły, trwała elektryfikacja wsi. Pyskaty, ale praca w polu i silne ręce poskramiały górność myśli. Człowiek lądował na księżycu, a grusza w ogrodzie wciąż rodziła owoce, nakrapiane wspomnieniem wojny. Rekrut. Potem ciężki plon od rana po zmierzch. Tam, gdzie dziś mruczą holenderskie kombajny. Przerwana dekada. Brakło już oddechu dla ciągłych oklasków. W końcu ja. I miasto. W nim dom z niczego wydobyty. Walka o cement, Jak synonim awansu Układał szyny tam, gdzie teraz zarosła trawa. Pokolenie niepotrzebnych. Wreszcie wycug u Niemca. Dobrowolny, choć z protekcji, przy maszynie. Taki jest w końcu postęp. Dziadek miał gorzej. On miał przymusowy, jako inwentarz domowy. Ojciec kończy siedemdziesiąt lat. A ja? Kim mądrzy Europejczycy mogłem zostać z taką metryką?7 punktów
-
Pęknięcie harmonii To prawda A bardziej praktycznie To numer w rejestrze I uwaga na marginesie Z czasem kod źródłowy W kartotece Gdy myśląc w przerwie na kawę O poważnych klasykach W sytuacji groteski Buduje się frazy oskarżenia Z niuansów splątanych z frazesem Technologia obróbki Skrawaniem ludzi Cięciem brutalnego słowa Wulgarnym skrótem Ciosem otwartej ręki W zdziwioną twarz Trzeba realizować plan I wyrabiać normy Miernikiem satysfakcji Nad i pod progiem Przestępcy to Nie psychopaci ze skandynawskich kryminałów A mali cwaniacy Według niepoliczalnych kategorii Maniacy z emfazą Nałogowcy z demencją Leczeni własną chorobą Wymagają proroczej troski I liczb7 punktów
-
Przystanęli na chodniku, pod opiekuńczym granatem nieba. W latarniach jarzy się ich śmiech. On jej poprawia puchaty szalik, ona przytula jego dłoń do mokrego policzka. Nie wiedzą, co dalej ty postanowisz, i co ja dla nich wymyślę. Codziennie ich piszemy, rozchylamy im usta do milczenia wrzącego jak wszechświat. Są przechodniami w mieście niedokończonym, są, nami. Imiona deszcz zmył z cieni. Nie wiedzą dokąd prowadzi uliczka wśród akwarelowych plam udających kamienice. On jej poprawia szalik, ona mruży błyszczące oczy, ciemne kropelki kawy. Znikają i pojawiają się z każdym naszym przenikliwym słowem, by później odchodzić niezauważalnie w zamazaną przestrzeń, w noc, w niewyczerpaną ranę.7 punktów
-
A chciała namówić mnie na vice versa a ja zbladłem totalnie i zapadłem się w mega jeszcze większy egocentryzm i egotyzm. Rozegrało się trzęsienie wnętrza. A zatem ano właśnie a zostawiła mnie w coraz to wzrastającej tęsknocie urastającej nawet w dobry wiersz bez ujścia i bez wyjścia... Potem zabrnąłem w vice Versace w całe strofy zmory bez prawa odwrotu. Warszawa – Stegny, 10.11.2025r.6 punktów
-
Litwo! czy mnie jeszcze miłujesz czy myślisz o mnie jak moja Ojczyzna czy tęskno wypatrujesz z wiarą wskrzeszoną na pokuszenie. A gdy wracać będę na Macierzy łono i w Ostrą Bramę zanosić pokuty to z Góry Krzyży spójrz na mnie łaskawie ujmij od kończyn i bez miar błogosław. W miłości nie rachuj a kwieciem pachnącym w krąg ciżby się wlewaj a rozlej przytomnie po placach przelatuj a złotym promieniem Żydom na kramach przyświecaj usłużnie. Powtarzam te strofy pobożnie cytuję co wiarę w narodzie przez wojny trzymała i teraz to stojąc u progu katedry tę noc ponad głową gwiaździście rozkładam. Bo na nic błagania wróg stoi na powrót i jak przed wiekami tak teraz się kłębi aż znowu musimy walić w tarabany i trąby bojowe wydobyć z odmętu. Tymczasem przenosisz ponad głowy dachów gdzie duchy szlacheckie tej ziemi się tłoczą gdzie kurze bojowe powietrzem zakręcą i w nozdrza podetkną mi wonie morowe. Tak pójdę polami na dawne stanice biel kwiatów obaczę i zerwę je w słowach gdzie zieleń wezgłowia zachwyci me lico Ukłonię się wiatrom wiejącym od nowa. W rozstajach wiekowych kapliczek gromada gdzie szlachcic się żegna i z konia nie zsiada i zatnie rumaka popędzi przed siebie to czasu przeszłego świadectwo da w niebie. I ja swoją miłość przytulam tak czule trochę opowiem by żałość w niej wzniecić lecz wolę w jej oczy spoglądać i marzyć by nigdy tych wojen mój naród nie przeżył. Idziemy a Wilno po bruku nas wodzi Maryja już tęskno przyciąga do siebie na drzwiach pocałunek pokutnie składamy a w puszkę pątniczą wrzucamy medalik. Ach przestań już myśleć przeklęta ma głowo nie wskrzesisz umarłych z popiołów nie wstaną naręcza bukietów rozrzucisz po polu na Rossie co świadkiem przez wieki zostanie.6 punktów
-
Zimny jesienny wiatr, Szybując nieśpiesznie w przestworzach, Widząc morze biało-czerwonych flag, W widoku tym się zakochał. I pędząc tak pod niebem Warszawy, Zapragnął ku nim się zbliżyć, By widokiem tym się zachwycić, Tak bardzo nim zdumiony. Nasz niegasnący patriotyzm, Tyloma emocjami okraszony, Najszczerszy jego wzbudził podziw, Zimnego wiatru gorący rozniecił zachwyt. W łopoczące biało-czerwone flagi Zaplątały się jesiennego wiatru powiewy, Pięknu ich nie mogąc się nadziwić, Pięknem ich poruszone do głębi. A wiatr między flagami wciąż tańcząc, Ciekawsko się rozglądając wokoło, Zachwycony nieskazitelną bielą i krwistą czerwienią, Uniósł się ku pobliskim dachom. I muskając łagodnie stare kamienice, Gdzie historia w cegłach wciąż drzemie, Zapytał się ich półszeptem, O tak wspaniałego widoku przyczynę… I opowiedziały mu kamienice stareńkie, Niezłomnego i dumnego Narodu historię, Jego bohaterskie, tragiczne dzieje, Naznaczone tak bardzo bólem i cierpieniem. I zimny jesienny wiatr, W milczeniu się w nią wsłuchiwał, Jakby tego szczególnego dnia, W pamięci swej ulotnej chciał ją zachować. I opowiedziały mu Ojców Niepodległości pomniki, O uciemiężonego Narodu niegasnącej woli, Mimo przeciwności losów wszelakich, Tlącej się w pokoleniach kolejnych… A ciekawski choć ulotny wiatr, Mieszając się między wielki ten marsz, Do serc dumnych Polaków zajrzał, By odgadnąć drzemiące w nich marzenia. Samemu będąc niewidzialnym, Na pograniczu światów materialnych i duchowych Dostrzegł niewidzialne te więzi, Łączące Naród tak dumny. A pozostając wiernym przyrody siłom, Z praw natury się nie wyłamując, Zamierzył oddać uniżony swój hołd, Wspaniałym polskim patriotom. I muskając łagodnie ziemię, Uniósł złote jesienne liście, Niczym niegdyś na polach bitew, Dumni żołnierze sztandary łopoczące. I uniesione podmuchem gwałtownym, W poprzek placów i ulic szerokich, By w powietrzu zaraz zatańczyć, Jeden po drugim oderwały się od ziemi, A ten wirujących złocistych liści taniec, Dla dumnych patriotów był hołdem, By zasłużoną oddać im cześć, Szczerym wiatru dla nich pokłonem… I roześmiane twarze dziecięce, Operlił wnet jesiennym rumieńcem, By namalowane na nich pędzelkiem, Skrzyły się flagi biało-czerwone, By choć na policzkach jedynie namalowane, Gdy w objęcia nocy odpłynie już dzień, Pamiętnych przeżyć rylcem W dziecięcych sercach pozostały wykute… A wiatr... już nie zimny... Lecz nieznanym mu uczuciem rozpalony, Samemu zapałał tej jesieni, Miłością do barw tych szczególnych... Nie mogąc osobiście uczestniczyć w wielkim Marszu Niepodległości w Warszawie, choć tym skromnym patriotycznym wierszem mojego autorstwa chciałbym połączyć się duchowo z wszystkimi jego Szanownymi uczestnikami...5 punktów
-
podstawić nogę kopnąć go w dupę zadać cios w splot słoneczny strzelić prosto w serce wykręcić ręce chwycić za gardło złamać nos uderzyć w policzek a potem w drugi skoczyć do oczu stuknąć w czółko istota biała istnieje na czubku głowy w niedostępnej szarej strefie i do niej już nie podskoczysz niszczycielu5 punktów
-
-Mistrzu, tyle się mówi na temat ojczyzny. -O tym najwięcej mówią czyny oraz blizny, słowa zaś najpiękniejsze, łatwo wypowiedzieć, lecz ten, kto je wygłasza, często chwali siebie.5 punktów
-
Nie_dziel_a Nie dziel, a jeżeli już chcesz, to tak, żeby i tobie starczyło. Nie da się przelać siebie całej, gdy nad głową naczynia zespolone. Czy z któregoś uleje się, kiedy będzie to naprawdę potrzebne... Możliw*. *...możliw - wiadomo - nieodżałowana Asia Kołaczkowska. listopad, 20254 punkty
-
Szedłem powoli a świat przygasał zmęczony dniem. Liście szeleściły pod nogami jak rozmowy, których kończyć nie trzeba. Myślałem wtedy, że miło by było w końcu odnaleźć się, Ale ta jesień już uciekła, zanikła za chmurami na końcu nieba. Może... zimą wrócę? Wtedy świat zamilknie spokojniej niż dźwięk. Wtedy właśnie rozbudzą się moje sny, wytłumaczą pragnienia, których już nie trzeba. I jeśli wrócę, niech nikt nie pyta mnie czy dzień jest dłuższy od krwistego nieba. . . .4 punkty
-
Trzask drzwi. Echo roznoszące się po moim umyśle Odbija się od postawionych przeze mnie ścian, Wraca do mnie jak cień w dnie pustej szklanki po whisky, Do której mogę włożyć swe serce i wypić raz jeszcze schłodzone.4 punkty
-
niektórzy nie biorą jeńców od razu strzelają gdy znajdziesz na mrozie żołnierskie rękawice z dłońmi w środku zrozumiesz z chałupy obok zaraza nikogo wiosną nie puściła na pańszczyznę z tych czternastu rodzin przetrwały dwie widzę ich nazwiska w drzewie rodu to wieś na korzeniu z piachem zamiast ziemi ojcowizna matka sra mi do głowy odrabia karmiczny stan zastałych rzeczy dzieci co dzień łamią imadło pokoleń żyję jednak w soczewce niepodległości4 punkty
-
Śniłam tej nocy bliskość lasu. Zamszowe wspomnienie mchu kruszy moje rzęsy. Przywołujesz mnie ciszą. I nie potrafię zrozumieć, rzeczywistości drzew.! Były prawdziwe czy tylko odbijały się w tafli.? Jakby świat istniał naprawdę ponad linią horyzontu.!?4 punkty
-
W sennościach pokoju, w strudze światła od sadu Leniwi się kanapa obrzmiała ciepłem dojrzałego lata. Po niej słońce psoci, To muskając twe ramię, to plącząc złote włosy, A plącząc tak kusi przymrużone me skrycie oczy. W oknie z firanką zatańczył wiatr lekkoduch sadu, Czarując o owocach cieżarnych od słodkiego jadu. Nagle odkrył twą sukienkę... i poleciał, by zaszemrać falbanami w zielony groszek, Jakby szepcząc namiętnie do ucha: ach proszę! A w sadzie świerszcze stroją skrzypce do balu... I zdradziła sukienka przed frywolnym mym wzrokiem Sekrety twego ciała okryte skrawkiem bieli. Znudzone sennym półmrokiem, Uwodzą niczym cenne klejnoty Spragnione dreszczu zmysłowej pieszczoty. Już myśli szaleją, już malują obrazy, Przepojone wonią twego ciała pejzaże bez skazy. Pijane oddechem sadu Przywołują wspomnienia dawnych wojaży I pierwszych odkryć, do których ciało tęsknie marzy. A skrzypiec jęk wciąż dobiega od sadu ... Więc niech bal się zaczyna, niech już gra orkiestra, Niech prowadzi do tańca w nam tylko znane miejsca, Gdzie my wciąż jesteśmy, Gdzie wszystko się spełnia Gdy tak niewiele trzeba, a szczęścia staje się pełnia. Bo wystarczy senność pokoju w strudze światła od sadu, I leniwa kanapa obrzmiała ciepłem dojrzałego lata, I słońce w twoich oczach, I muśnięcie twych ramion, i zapach złotych włosów, I by tak zostało po wszechczasy naszych losów. A do snu świerszcze na skrzypcach w sadzie niech nam grają, gdy słowa te ciałem sie stają.3 punkty
-
dzień jak każdy wilgotno chłodno a taki zadumany uroczysty nieśmiało się uśmiecha patrzy ufnie w jutro przez okno przeszłości wierzy historia zmiatała i zmiecie zło nie wybacza przyroda w swoim cyklu mknie z ziemią w przestworzach a my jak kosmonauci płyniemy pokoleniami szeroką rzeka w przyszłość patrzymy na nasz kawałek podłogi kochana POLSKA dbały o nią pokolenia poświęcając i życie nie marnujmy tego otwórzmy oczy na prawdę nie jest ONA w TV internecie jest obok nas w nas w naszych domach chwała BOHATEROM wierność należy się Polsce nie,,liderom,, mamy wielu przyjaciół ufajmy im z rozsądkiem sami decydujmy o sobie Polskę często zawodzili to nie slogan 11.2025 andrew3 punkty
-
kto innym podcina skrzydła sam jest niezdolny do lotu wystarczy mu chleb i grunt pod nogami jakby nie było nieba3 punkty
-
nie deptaj człowieku dawnych śladów nie pozwól by umierały one nie kłamią są drogowskazem nic nie ukrywają są szczere pomagają zrozumieć to co już było co może jeszcze zawróci wówczas będzie ci łatwiej będziesz bliżej prawdy zrozumiesz ją bądź ostrożny nie kalecz ich one są jak serca muszą żyć3 punkty
-
I tak. I tak. Jestem. Nie wiem. Nie czuję się nic. Oddech przechodzi przez szkło stworzenia, rozbija się o własną przezroczystość, a jego odłamki tańczą w próżni - jak anioły, które zapomniały, po co mają skrzydła. Czas spada jak popiół z wypalonej wiary, a jego płatki śnią o ogniu, którego już nie ma. Dno chwili rozsypało się w pył - a w tym pyle milczą ogrody, które aniołowie podlewają łzami zapomnienia. Nic nie wraca. Nic się nie zaczyna. Ten wdech - to echo cudzego istnienia, cudze serce bije we mnie, jakby ktoś inny próbował pamiętać, że jestem. W mroku słychać modlitwy, których nikt nie wypowiedział, i ciszę, która drży, jakby sama chciała zostać imieniem. Ruch – bez znaczenia. Widok – obcy. Świat – zamknięte oko Boga, który śni siebie w zapomnianym języku światła. Kamień – pamięta gwiazdę, która już dawno zgasła, ale jej blask jeszcze trwa w nim jak wspomnienie raju. Człowiek – cień własnego pytania. Nie zostawia śladu, bo nawet cień ma już dosyć towarzyszenia pustce. Cisza kruszy się w palcach istnienia, a powietrze nie zbiera głosu, jakby słuch samego Boga został zatopiony w oceanie jego własnego milczenia. Nie pamiętam, czy to ja oddycham, czy to pustka oddycha mną. Każdy gest – dotyk po śmierci światła. Każda myśl – pył, który zapomniał, że był gwiazdą. Każdy moment – spadanie w dół, w nieskończoność, gdzie czas zamienia się w ciało nicości, a nicość - w puls serca Boga, który zapomniał, że jest Bogiem. I tak. I tak. Jestem. Nie wiem. Nie czuję się nic. Tylko chłód, co pachnie końcem, jakby noc rozłożyła skrzydła nad resztkami istnienia, jakby ciemność chciała uczyć światło, jakby cisza chciała śpiewać, a śpiew - płakać. Nic. Nic. Nic. A jednak - pod popiołem drży iskra: maleńki błąd nicości, który przez ułamek sekundy pomyślał, że chce być. I w tym błędzie - rodzi się światło. Rodzi się czas. Rodzi się miłość, która nigdy nie miała prawa zaistnieć. Bo nawet nicość, gdy się zapatrzy w siebie zbyt długo, zaczyna marzyć o miłości.3 punkty
-
@Simon Tracy Bardzo dziękuję i życzę pięknych obchodów Święta Niepodległości. Chciałam w tym wierszu pokazać też coś więcej: że pamięć nie może być tylko obowiązkiem, ale czymś żywym, czułym, zrozumiałym. Że nie wystarczy stanąć przy pomniku raz w roku - trzeba rozumieć, dlaczego tam stoimy. Mieć świadomość, że to nie tylko rytuał, ale część naszej własnej historii. @Marek.zak1 Bardzo dziękuję! Twoje słowa o "cichej, zwykłej miłości" to dokładnie to, o czym też myślę. Ta miłość od podniesienia papierka na ulicy, od drobnych gestów, od szacunku dla wspólnej przestrzeni - to jest fundament. Nie dzielenie na "prawdziwszych" i "gorszych" patriotów, nie polityczne rozgrywki, tylko zwykła, codzienna troska. Historia jest ważna - wiem, że to dla Ciebie istotne. Ale najpiękniejsza jest wtedy, gdy łączy, a nie dzieli. Gdy jest opowieścią dla wszystkich, a nie bronią w politycznej walce. Dziękuję za optymizm - jego też nam wszystkim potrzeba. W takich czasach szczególnie. Pozdrawiam serdecznie! @JuzDawnoUmarlem@Leszczym@Nata_KrukSerdecznie dziękuję!3 punkty
-
W Dniu Święta Niepodległości 11 Listopada warto przypomnieć wiersz Aleksandra Fredry: "Ojczyzna nasza." OJCZYZNA NASZA Autor: ALEKSANDER FREDRO Na długich górach czarne świerki rosną, Z wiatrem północy szumią pieśń żałosną, A dołem, dołem, jak wzrok sięgnąć może, Złocistych kłosów kołysze się morze; Na morzu wyspy kwiecistej murawy I rozproszone, jak wędrowne nawy, Gdzieniegdzie domki bieleją z poddasza... To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza! Ciemne błękity mleczna droga dzieli, Ziemia spoczęła w zroszonej pościeli, Czasami tylko koń zarży na stepie Lub na jeziorze ptak skrzydłem zatrzepie, Czasami tylko spływa z gór jak struga Trąby juhasa nuta smętna, długa: Obudzą czujność i napaść odstrasza... To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza! Zima pokryła pola, lasy, skały, Nad strumieniami zawisły kryształy; Po srebrnych wstęgach przez białe doliny Suną się sanie, jak szare godziny; Liszka na słońcu czerni się z daleka, Gromada ptasząt pod strzechę ucieka, A dym w słup bije, w obłok się rozprasza... To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza! Dworek przy drodze, na słupach wystawa, Wrota otworem, na dziedzińcu trawa, Studnia z żurawiem, gołębnik przy stronie, Za gumnem w kwiecie bielą się jabłonie; Krzyczy na słotę paw w stercie schowany, A na lamusie klekocą bociany, Gospodarz wita, do domu zaprasza - To Polska!.. Polska!... To Ojczyzna nasza! Gdzie jeszcze mężne nie wygasło plemię, Co za swych ojców wiarę, mowę. ziemię Ciągle nadstawia piersi, serca, głowy Na miecze wrogów, najeźdźców okowy, Co póki działać, walczyć nie przestanie, póki będzie, póki tylko stanie Jednego męża, jednego pałasza - To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza.3 punkty
-
3 punkty
-
@Maciek.J No to niech będzie o Bethovenie Beethovena, gdy mieszkał w Bonn katedralny zahaczył dzwon. Chociaż z tego powodu, geniusz ogłuchł za młodu, głośne dzieła stworzył był on. Pozdrawiam3 punkty
-
po deszczu witać się z łąką zbierać polne kwiaty i jaśmin moje małe cuda do bukietów pływające w filiżance herbaty wracać do domu pąków peonii jak tańcząca kapłanka rytuał2 punkty
-
Z sennej otchłani promień światła refleksem ciszy, lśnieniem ciał rozświetla ciemność przenikając noc, która kruszy ciężar gwiazd. Dryfując lekko zmysłem lotu miękkością skrzydeł wzruszam czas, a może ze mną zamkniesz oczy by znaleźć w sobie światła blask.!?2 punkty
-
Pod murami szpitali cisza jest gęstsza niż krzyk. Powietrze pachnie kroplówką i strachem, a ludzie czekają na cud, którego nie ma w kasie, nie ma w kolejce, nie ma w oczach lekarzy, którzy już przestali marzyć o ratunku. Wiatr przewraca kartki skierowań, jakby czytał nekrologi przyszłości. Dzieci gasną na białych oczach nowotworów, a śmierć ma twarz anioła w masce chirurga. Brak pieniędzy waży więcej niż życie. Ich śmiech kona w korytarzach, jak płomień świecy w przeciągu - i nikt nie zdąży przyłożyć dłoni, bo dłoń kosztuje. Serca biją w rytm numerków, ekrany liczą tętno zamiast nadziei, a człowiek rozpływa się w systemie jak sól w formalinie. Kto policzy łzy, których nie ma komu wycierać ? Kto opłacze ludzi, co umierają, zanim zdążą wejść ? Pod drzwiami szpitali zostaje tylko cisza - zimna jak stal szpitalnych łóżek, martwa jak modlitwa, która nie znalazła adresata.2 punkty
-
W natłoku wielu myśli i wypłakanych łez. Tłumaczyłem ci boże jakie to życie jest. Wpatrzony nocą w okno prosiłem Cię o zdrowie. Szeptałem wzrok spuszczając, że samotności się boję. Czas goił wiele ran, lecz ciągle powracały. Bałem się nie raz ten świat pozostawić. Samotny smutny jeden chodziłem na spacery. Miałem wrażenie, że zaraz pozostanę niemy. Lecz pewnego wieczoru poznałem pewną damę. Którą mogłem nazwać pełnego szczęścia mianem. Do dzisiaj zaskoczony w odwzajemnioną miłość. Wrzucam smutki i żale w wielkiego ognia stos. Dziękuję ci kochanie, że wciąż przy mnie jesteś. Chciałbym choć nie mogę zachować zdrowia resztę. Mogę wręczyć tylko swe własne dobre serce. Nie siłę i urodę wiec daję jak najwięcej. Wtuleni w swe ramiona po ciężkim pracy dniu. Wpatrzony w twoje oczy rozumiem cię bez słow. Uciekają kłopoty w tedy boją się nas. Kochając siebie bardzo tak wiele możemy dać.2 punkty
-
Czy rozumiesz nie kochać kogoś, kiedy lampy się zapalają, tęsknić za mrocznawym morzem, gdzie nie znajdą mnie wcale Nie rozumiesz tych niemych chwil, gdy ktoś mówi, a ciebie nie ma, tyś horyzont a życia wir odpycha w wewnętrzną przepaść Czy rozumiesz zebrania ludzi, gdy nie szukasz nikogo, zbyt znasz ich, lecz nie możesz wytropić sam siebie, co tu robisz, śmiejąc się na dnie? Nie rozumiesz szukającego, który tabor wiecznie ma w głowie, który nie chce nic dzierżyć na własność, od pieniędzy woli odpowiedź Czy rozumiesz moją samotność, szczęście w sercu, a obok jazgot, który truje sen i fantazje, nie masz uciec gdzie, aby zasnąć Czy rozumiesz nie kochać kogoś i latami umykać w dal Ja tak zawsze w mym sercu miałem, że wolałem nieznane niż was2 punkty
-
Zegarek na piekarniku wybił szesnastą. Słońce jeszcze nie zdążyło wstać, a cztery cyferki wisiały zawieszone pośrodku niczego, głosząc w eter jedyne w co mogły wierzyć, w istotę swojego istnienia - w to, że jest właśnie godzina szesnasta. Przeszedłem po cichu korytarz, stawiając ostrożnie ciężkie, zimowe buty, zaczynając na pięcie, a na palcach kończąc, przekręciłem ostrożnie zamek i wydostałem się na klatkę schodową. Czerwone diody tym razem pokierowały mnie ku włącznikowi światła z małą ikonką Schrödingera - z żarówką albo może dzwoneczkiem, co okazać mi się mogło dopiero po naciśnięciu przycisku. Oczywiście zaryzykowałem, a włącznik zamiast budzić nad ranem sąsiadów rutynowo włączył światło. Okropne to wszystko. Nie chciałbym, żeby o tym teraz wiedziała, ale mogę o niej myśleć jedynie jak o substytucie namiętności prawdziwej, takiej namiętności po której nie boli mnie głowa, takiej po której nie muszę brać prysznica, a najlepiej takiej po której mógłbym już umierać. Jeżeli sen to półśmierć, a samotność to ćwierćśmierć, to miłość musi być jej trzema czwartymi. Odwróciłem się do drzwi, zmazałem rękawem wypisane kredą "M + B" i w lepszym nastroju zbiegłem po schodach. To była moja pamiątka na pożegnanie - "K" jak Kalipso, na przestrogę dla wszystkich chłopców szukających w tym życiu uciechy. Choć to jedynie kropla w morzu, na którym dryfują te wszystkie Ogyggie, zdolne pomieścić każdego poszkodowanego przez los, biednego studenta czy starego wdowca, jedne z miliona drzwi hydry, gotowej do połknięcia każdego żeglarza błądzącego między Kazimierzem a Grzegórzkami, Krowodrzą a Łobzowem, między swoją ostatnią miłością z liceum a snem wiekuistym. Czy ja byłem w jakikolwiek sposób lepszy od tej niezaspokojonej męskiej masy? I tak i nie. Zawahałem się jeszcze przez chwilę, po czym otworzyłem drzwi na ulicę. Poranek był paskudny (chociaż zazwyczaj takie poprzedzają najpiękniejsze dni), wiatr podrywał brudną, szarą mgłę ciskając mi ją jakimś sposobem prosto w twarz, nieważne w którą stronę bym nie poszedł. Czułem jak powoli woda przesiąka moje włosy, które coraz to cięższe zaczęły przylegać mi do twarzy. We wrześniu mógłbym uznać taki Kraków za czarowny, lecz teraz, w październiku, już absolutnie mi to zbrzydło. Jesień potrafi być urocza, niby najlepsza kochanka, a najlepsza kochanka to taka, po której aż miło wracać do żony, i ja także zachciałem już wracać do lata. Pierwsze kroki wbiły mnie w marynarkę. Z głową schowaną w kołnierzu, niby żółw, zaplanowałem przeciąć na wskroś stare miasto, o tej godzinie nadnaturalnie puste, kiedy już ci najgorzej bawiący się wrócili dawno do domów, a najszczęśliwsi skończyli na afterparty z Morfeuszem. Na ulicach pozostali tylko ludzie tak samo jak ja ambiwalentni. Dziwne w tym uczucie solidarności. Tak zawieszeni gdzieś pomiędzy nocą a dniem nakładamy dla siebie prawdziwe śniadanie mistrzów - wyrzuty sumienia. Z jednej strony mogłem pozostać wczoraj w Itace, spędzić wieczór na rozwiązywaniu starych kolokwiów lub przy lepszej czy gorszej książce, zrobić sobie ładną kolację albo posprzątać pokój. Z drugiej, jeżeli już się w to wpakowałem, mogłem pozostać u niej do rana, dać się jej złapać za gębę kochanka, a może poopowiadać jej o "wolnych duchach" i "potrzebie rozłąki", powołując się przy tym na jakiegoś romantycznego poetę, po czym wyjść na pierwszy tramwaj do domu. Może i unikam aktualnie odpowiedzialności, ale zbrodnia już została dokonana, pytanie czy ona będzie jeszcze chciała do mnie wydzwaniać. Mógłbym ją zablokować - oczywiście, ale ona w żadnym stopniu na to nie zasłużyła, wolę zostawić katowski topór w jej dłoni, bowiem nie wierzę w istnienie zbrodni bez kary. Jeżeli nie zostanę ukarany, nie będę zbrodniarzem, zostanę po prostu “dupkiem”, albo “chujem”, co byłoby zdecydowanie gorsze. Zbrodniarzy się resocjalizuje, ale chujem pozostaje się do końca życia. Spacer zawsze uważałem za rodzaj modlitwy, za sposób na wprowadzenie siebie w ten sam trans, który inni osiągają powtarzaniem zdrowasiek albo buczeniem w pozycjach jogi, w trans wybijany po kolei na betonie, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, cały świat zamyka się w tych dwóch słowach, wszystko i wszyscy są ode mnie oddzieleni tylko pewną ilością lewych i prawych, ja jestem wszechświatem doświadczającym samego siebie, więc kroczę, i muszę kroczyć, lewa, prawa, lewa, prawa, pamiętam czasy lepsze, czasy zauroczeń, nowych doznań, czasy, kiedy ludzie sami wyciągali do mnie dłonie, ale to nie ma znaczenia, pomiędzy miłością a rozstaniem jest tylko x lewych i prawych. Uciekłem, skończyły się czasy Feaków, gościnności, zabawy, igrzysk, odpłynąłem na ostatnim statku, na tramwaju zwanym dorastaniem, z jednorazowym biletem i nosem spłaszczonym na szybie. Im dalej patrzyłem, tym bardziej mi się wydawało, że stoję, ale teraz, patrząc pod nogi, muszę uważać, aby nie stracić gruntu pod nogami, i cały czas próbuję za nim nadążyć, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa. Kompletnie przemoczone włosy odgarnąłem z twarzy, wracając przez sekundę do klnięcia na krakowską pogodę, na brak kaptura, a przede wszystkim, na tę całą sytuację, na młode dziewczyny, na pożądanie, na bary na Kazimierzu, na szybki seks, oraz oczywiście - na samego siebie. Na mojej drodze krzyżowej mijałem kolejne stacje, pamiątki minionych wieczorów - bary, pasaże, uliczki, teraz wszystkie martwe, na tyle wiernie oddające obecny stan mojego ducha, że potrzebowałem chwili aby uświadomić sobie, że już za jakiś czas one z powrotem będą tętnić życiem, wypełnią się paczkami studentów, lanym piwem, dymem papierosów, głosami mniej i bardziej zrozumiałymi, rozmowami o wszystkim i o niczym, flirtami i odrzuceniem, słowem - życiem. Złowieszcze to memento mori. Nic nie płynie, tylko ja przemijam, konsekwentnie kończąc i zaczynając następne ulice, a krakowskie bary będą trwać wiecznie, nigdy nie skończy się zabawa, choć dla mnie zabawy już nie ma, nigdy nie przestanie grać muzyka, chociaż ja już nie mogę jej słuchać. Kolejne bicia perkusji przechodząc mi przez tors nadały mojemu sercu tempo, którego wiem że nie będzie ono w stanie utrzymać. Kolejne wspomnienia zaczęły po kolei wypływać na wierzch, przykrywając sobą teraźniejszość, którą zamalowano jak na starych obrazach, aby na jej miejsce postawić coś o wiele piękniejszego.2 punkty
-
Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu. Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.2 punkty
-
@andrew Bardzo dziękuję! To właśnie takie domy sprawiają, że pamięć żyje. Pozdrawiam. @Whisper of loves rain Bardzo dziękuję! za tak wnikliwą analizę. Tak , to "smutna diagnoza", ale chciałam, żeby była uczciwa. Bez oskarżania, bez patosu, tylko spojrzenie na to, jak naprawdę wygląda nasza pamięć dziś. I dziękuję za "lekcję pokory". Tak - prawdziwy szacunek dla historii to nie znicz raz w roku, nie gestykulacja, nie wyuczone słowa. @lena2_ Bardzo dziękuję! I jest coraz trudniej, aby to zmienić. @hania kluseczka Świetnie, że byłaś marszu i że był piękny. :) To, o czym piszesz - to właśnie jedna z tych bolesnych rzeczy. Że uczestniczenie w marszu niepodległości dla jednych jest naturalnym gestem patriotyzmu, dla innych - powodem do oskarżeń. Dom rodzinny, o którym pisałam w innych odpowiedziach, to właśnie to miejsce, gdzie uczymy się, że można kochać ojczyznę bez nienawiści do innych. Że można uczestniczyć w obchodach bez stygmatyzowania tych, którzy patrzą na to inaczej - i odwrotnie. Dobrze, że poszłaś tam, gdzie czułaś, że powinnaś być. Pozdrawiam. @KOBIETA Bardzo dziękuję! Pozdrawiam serdecznie! :) @Leszczym@FaLcorNSerdecznie dziękuję!2 punkty
-
Na szklanym przezroczu umysłu Pęknięcie Mózg nietknięty Psychika popękana. Na osi życia urwanie Stabilna aktualność Przewrót przeszłości Nieszczęście teraźniejszości Cień w rozwoju przyszłości. Dawne złamanie się odezwało Rany otworzyły na przestrzał Osłabienie wróciło. Źle poprowadzone sytuacje Niewypowiedziane wprost słowa Wszystko na nowo W dawnych i tysiącu nowych seriach konfiguracji I zapętleń W nieustającym cyklu niespełnienia I nie przepracowania. Nie ma już powrotów Ale nie ma też ucieczki Skazani na życie w symultaniczności I starcie czasoprzestrzeni2 punkty
-
@violettaViolka :))) @MigrenaNie, nie mój, protestuję. Tylko jak Ciebie czytam, to piszę, to, co przychodzi mi na myśl :)2 punkty
-
@Migrena tak ojczyzno, „Nie wiem, czy istnieję, czy tylko śnię ją - a ona śni mnie z powrotem, i w tym splocie świat znajduje sens.” „Nie mówię, nie zdradzam, bo słowo byłoby profanacją.” „Czasem zamykam oczy, a świat przychodzi w jej kształcie.” w tym wolnym i niepodległym istnieniu, cóż tu można więcej dodać: natchniony, patriotyczny tekst. I ta swoboda pozwalająca interpretować czytelnikowi tekst jak czuje.2 punkty
-
@Migrena Oj Jacku… a ona to czyta? Nadam Ci kolejne imię – Świrusek :) W tym pozytywnym znaczeniu, bo już od samego czytania kręci się w głowie. Miłość aż buzuje, jakby świat sam się nachylał, żeby podejrzeć, komu się tak trafiło - i kto tu kogo właściwie śni!2 punkty
-
Powracam myślą w tamte czasy jak co roku w porze późnej jesieni kłosy zbóż znowu latem jakby ze złota się złocą na tych polach nowe ziarno się rodzi gwiazdy srebrzą się cichą tak spokojną nocą a przecież i słońce radosne też już wschodzi kiedy dzień co każde rano budzi się od nowa i jak ogień płonie gdy zachodzi czerwienią orzeł rozpostarł skrzydła już leci w stronę nieba to rocznica jest polska nasza listopadowa raduje się bardzo serce poety znów natchnione krwawiło tyle razy aż pozostały blizny na stole pachnie znowu bochen chleba zasnęli tylko snem wiecznym nasi bohaterowie pochowani w grobach u matki Ojczyzny historia dzisiaj ich oceni i o nich nam wszystko opowie Bóg w święty dzwon w dzień oznaczony uderzy dziękczynienia hymn dzisiaj za to mu śpiewamy nowe obrazy poświęcimy w rzeźbione misternie ramy za wiekowe ziemie które wróciły do Macierzy na zawsze tu pozostaną gdzie polskie powstało plemię2 punkty
-
zabrać w podróż niekończącą lotem tam gdzie sferycznie kule energii nitka po nitce jak babie lato, konstelacje połączeń dziel mnie i szanuj niczego nie żałuj umarłem w tobie by żyć po kres otoczyć w ramionach po kłębku dotoczyć nie wspomnień las w nim zatraciliśmy siebie na raz na dwa po trzy fuzją uderzeń przebacz i wskrześ na odchodne cześć bez zdrady bywa też źle ukoić w harmonii przystanków bez pauz złowrogich pieśni bajka będzie długa wysoki dźwięk przenikliwy szum wypadł trup ślady stóp prowadzą od morza2 punkty
-
@Wiesław J.K. To zabawny, lekko absurdalny wiersz z nutą filozoficznego humoru. Końcowa refleksja jest świetnie ironiczna - po całej tej absurdalnej opowieści autor mówi "nie wierzcie temu", jakby podkreślał, że nie należy szukać tu głębszego sensu. A jednak jest tam delikatna mądrość - "przeróżne dziwne rzeczy zdarzają się na tym świecie". Super!2 punkty
-
2 punkty
-
@Berenika97 Nika. z moją nieśmiałością - dla Ciebie. Głębia Twoich myśli mnie onieśmiela. Twoje słowa - jak światło w mroku - miękko otulają każdy cień, który w nas drży i szuka obecności. Twoja wrażliwość tańczy w przestrzeni między słowem a oddechem, a ja patrzę, jak w Twoim spojrzeniu nawet najcichsza nuta ciszy staje się śpiewem. Niech każda iskra Twojej myśli przypomina Ci, że jesteś tu potrzebna, że Twoja obecnosć jest ciepłem, które nie znika, nawet gdy świat milknie. A w tym wszystkim - maleńki puls serca, który drży wśród słów, jest dowodem, że nawet najcichszy gest może rodzić światło, czas i miłość. Ten wiersz jest moim sposobem na powiedzenie dziękuję.2 punkty
-
@Berenika97 Wiersz o pamięci, która nie jest wzniosła, tylko ta codzienna, trochę zmęczona, trochę zagubiona. O kraju, w którym symbole stoją jak pomniki, często niezrozumiane więc nieruchome, ciężkie, a ludzie przechodzą obok nich, jakby bali się ich dotknąć. Nie wiedząc skąd i dokąd kroczy definiująca ich historia, przez co i teraźniejszość wydaje się czymś obcym.2 punkty
-
patrzę na wysokie sosny pną się do nieba mech tuli stopy płynę w ocenie zieleni paprocie po częściowym makijażu malują się brązem piją soki ziemi raczą powietrzem skąpanym w słońcu prowadzą do krainy czarów rozglądam się za kwiatem zakwita jeden raz odpłynąłem w nicość zapomniałem po co... tylko GPS sprowadzi ponownie do pięknej grzybowej doliny krzewy patrzą na ludzi robią miny jak do lustra suche gałęzie strzelają pod nogami wybuchają śmiechem widząc strach na witrażach z mgły konwalie pierwiosnki zakodowane w chmurze pamięci lasu śpią nic nie widząc powrócą gdy wiosna kliknie enter a grzyby przypomniałem sobie grzyby innym razem 10.2025 andrew Na żonę zawsze można liczyć, nie zawiodła.Pełny koszyk2 punkty
-
@Kamil Olszówka Ktoś maszeruje w biało-czerwonych barwach, ktoś inny czai się na nie, ktoś inny ma pomysły, aby ich podobno niemodny fason przemalować w coś innego.2 punkty
-
@Robert Witold Gorzkowski Świat, który został tylko w naszej wyobraźni:)2 punkty
-
Ten wiatr, zwykłam słuchać jak się wzmaga Boskim szczęściem upojona; Mogłaś widzieć, że się ze łzami zmagam, Lecz płakałam zachwycona. Uwielbiałam, gdy leżąc w samotności W długą, ciemną zimową noc, Śniłam nadzieje i szczere radości, Których w dzieciństwie znałam moc. I och, one lepsze niż wszystko były, Co przynieść mogą przyszłe dni, Niczym gwiazdy w niebo się wzbiły, Do dziś ich światło jasno lśni. I Emily (1839): That wind, I used to hear it swelling With joy divinely deep; You might have seen my hot tears welling, But rapture made me weep. I used to love on winter nights To lie and dream alone Of all the hopes and real delights My early years had known. And oh! above the best of those That coming time should bear, Like heaven's own glorious stars they rose, Still beaming bright and fair.2 punkty
-
marno trawisz, kochanie... więc przeżyj nas raz jeszcze. weź soczyście, bez zbyt fabularnych marzeń w tle. weź nas glutaminowych, wyśmienitych, jak umami. i słowami w ustach nas rozpłyń - wystarczy, że powiesz, a dalej, łapczywie do serca śliną nasz język przyniesie.2 punkty
-
@Berenika97 Dla Fizyki nasz nowy partner z Mechaniki Kwantowej jest bardzo niewygodny.:)) Udany wiersz.2 punkty
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne