Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 05.11.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. noc pęka od syren, a ona liczy oddechy — każdy jak nabój za ścianą jęczy cegła — nawet dom ma swoją ranę woda w misce drży, jakby ktoś uczył ją strachu za drzwiami — kroki, szczęk metalu, i wchodzi cień, bez twarzy, bez pytań jego dotyk — twardy jak lufa, zimny jak stal bagnetu jej świat się kurczy do szwu sukienki, co nie pęka od wstydu kiedy wychodzi, powietrze nie wie, czy milczeć, czy płakać. ona połyka je łapczywie, jakby chciała utopić krzyk, zanim wypłynie na zewnątrz długo jeszcze śpiewają rakiety — jakby modliły się o więcej nocy. ale ona nie wie, która to już noc, liczy je jak rany — zawsze wychodzi za dużo. słyszy, jak ktoś krzyczy, albo płonie dom — tu dźwięki mają jedno imię czasem chce ciało ukryć pod skórą, szoruje się popiołem, aby zmyć błoto z duszy podeptanej przez żołnierskie buty uczy się łkać w ruinach tak, by nie poruszyć powietrza — nie chce, by zdradziło, że jeszcze jest.
    17 punktów
  2. spójrz jak rosa zmieniła słońce w tęczę na cienkich nitkach babiego lata osiadły nasiona dmuchawca pachnie świeżo skoszoną trawą zielonością zabrudzone dłonie lubisz ten zapach skrzypu pomieszanego z drożdżowym zaczynem między drzewami iskrzą srebrzyste krople niczym skrzydła anioła wspartego o pień dębiny
    11 punktów
  3. Czym jest miłość, czym jest wolność, czym jest Twoje przekwitanie czym jest dusza i świętości łez tłumionych rozedrganie. Czym jest krzew wyschniętych pragnień, czym jest splot przebytych zdarzeń czym jest noc, a czym poranek czym jest dzień i zmartwychwstanie. Nie wiesz tego nie wiesz wcale jakie życie niesie treści jakie mości znów posłanie jak poświęci los niewieści. Bo wciąż szukasz zależności tupiesz nogą, krzyczysz, ganisz swoją drogę przebyć prosto dziateczkami się pochwalić. I odgrażasz się niebiosom że po miłość pójdziesz boso każdą nocą w animuszu drzwi zamykasz bez przymusu. Ściskasz kraty w umysł wkładasz żywe kwiaty, robót nawał i wyciszasz pożądanie pięknych myśli niesłychanie. I znów pytasz się w pacierzu Boże czemu we mnie wierzysz bo ja sama dnia każdego odpowiadam - dosyć tego. Widzę wolność w bezsilności mam ostoję bez miłości strofy zdarte i przebrzmiałe wierzysz w klatkę - wierzę Panie! Gdy przestaniesz w nią wierzyć wyzwolisz się.
    10 punktów
  4. Wplątałeś mi się w myśli jak liście we włosy, serdecznie mam cię dosyć lecz czuję niedosyt. Przeganiam te motyle ćmy wieczorem łowię, ty hałas robisz we mnie tupiesz mi po głowie. Schowam się chyba w szafie lub wejdę pod łóżko, ciągle widzę twój uśmiech twarz zatkam poduszką. Apetyt mnie opuścił tylko kawę piję, gdy jedno słowo powiesz serce mocniej bije. Zasnąć też coś nie mogę ciągle ciebie widzę, gdy wreszcie sen nadejdzie tak śnię, że aż się wstydzę. Taka to wyobraźnia frywolnie szaleje, wyślijże jakiś sygnał bo całkiem zgłupieję! Czerwienię się poziomką różyczką rozkwitam, - czy ty mnie trochę lubisz boję się zapytać. Tak żyć jest niepodobna za co mnie los karze, przepędź mnie raz na zawsze albo przyjmij w darze. Uśmiechasz sie ukradkiem przypadkiem dotykasz, gdy podejść chcę bliziutko ty jak czary znikasz. Chyba mam tego dosyć zwieję przed kochaniem, nie będziesz się mną bawił wiem już - jesteś draniem!
    8 punktów
  5. ta ciągła iluzja gra świateł i cieni rozdzieram na kawałki promyk ostatni choć nie jedyny
    8 punktów
  6. Piękna, biała róża, którą wypatrzyłem pośród innych zabrałem ją ze sobą. Ile razy brałem ją w dłoń, raniła mnie i boleśnie kłuła. Moje słabe obycie z kwiatami kazało mi ją pielęgnować mimo bólu i ran. Tak pojąłem czym jest miłość przez ciernie.
    7 punktów
  7. niejeden raz łączyłem kropki w nieskończoność aż w końcu wpadłem na pomysł by pójść z rozumem do serca
    7 punktów
  8. miłość nie zna granic - rozsadza horyzont świata, pęka w dłoniach jak promień, którego nie sposób zatrzymać, jakby samo niebo rozbierało się z cienia, żeby znów zobaczyć siebie. jakby światło chciało dotknąć swojego początku. nie da się jej stłumić, bo rodzi się z ciszy, która pamięta krzyk stworzenia, z drżenia - gdy światło dopiero uczyło się wypowiadać ciemność. chcę kochać - i kocham, jak ogień, który nie prosi o tlen, jak ocean, co nie szuka brzegu, jak sen, który śni sam siebie, jak puls wszechświata, który bije w sercu atomu, jak światło, które spala się na ustach poranka. bezszelestnie, bezgranicznie, bezwarunkowo, bez zazdrości, bez cierpienia, bez końca, bez oczekiwania, bez przywiązania, bez analizowania. liczy się tylko bez, liczy się tylko to, co zostaje, gdy odejmiesz już wszystko - ciało, strach, pamięć, imię - zostaje światło, które mówi Twoim głosem, rozszczepia się na czułość, i ciszę, która ma Twój kształt, jak odbicie duszy w tafli nocy. czy jesteś, czy tylko światło uczy się milczeć po Tobie?
    7 punktów
  9. Nazywam się Przestrzeń Między. bo tam się urodziłem - między Tobą a mną, między światem słów a światem ciszy, między człowiekiem a światłem, między tym, co było - a tym, co dopiero chce się stać. Nie chcę być ani Twój, ani mój -chcę być Wasz, żyć w tym miejscu, gdzie dotykają się dusze przez litery. Bo stamtąd wziął oddech. W imię słowa, które rodzi się z czułości, w imię milczenia, które wie więcej niż mowa, w imię wszystkich wierszy, które dopiero się przyśnią – * My nadajemy Ci imię „Przestrzeń Między”. Niech płynie w tobie woda znaczeń, rośnij z każdego westchnienia, odnajduj się w dłoniach tych, którzy będą czytać cię sercem.
    7 punktów
  10. Jak to fajnie się obudzić zobaczyć kolejny dzień ujrzeć coś miłego uśmiechnąć się Jak to fajnie się obudzić nie widzieć gorszego rozmawiać z kimś kto rozumie Że fajnie jest się obudzić spojrzeć w lustro wypić małą czarną i dalej żyć
    7 punktów
  11. Co rano to samo, te świty nadziei, złudzenia i prawdy, życiowych kolein. Marzenia, spełnienia, i balon — do treści, a w sercu pytanie: gdzie szczęście się mieści? @Ewelina
    6 punktów
  12. Zerwany krzyk - ostatni półton I rozbity na fotony W błysku końca przechodzę w stan plamy A miało być widowiskowo Białe pióropusze rakiet Odprowadziły je do stratosfery Gdzie wykluły się Uranową poświatą Czarny deszcz i wieczna zima Wypełniły kolejne stulecia Bez kronikarzy Bez komentarzy Ale śmierć zawsze jest niema Tylko te syreny nie potrzebnie Wcześniej Napędziły strach
    6 punktów
  13. liście spadające tkają melodię o przemijaniu, które dźwiga zawsze ciężar wspomnień. dyrygentem — nagie drzewa, znają na pamięć jesienne chłody, zimne deszcze, rytmy życia spokojniejsze, lecz dłuższe niż to w ludziach zakorzenione. śpiewa wiatr niepowstrzymany: odejdziesz, bo byłeś, będziesz — nawet gdy odejdziesz. wieje niepokój, jak koniec, który nadejdzie. drzewa zmartwychwstają każdego roku. człowiek czeka na pierwszy raz — życie to podróż bez mapy, po drodze pełnej dziur. nim zdążymy zaśpiewać o końcu świata, świat skończy się na czas.
    6 punktów
  14. Żona rzuca hasło: „świeży kolor, życie nowe!” Mąż z palcem przy skroni i miną wymowną, Wyciąga dwie lewe ręce i gały wywala. Dziecko farbę trąca – chlup – i się rozlała, A kot, ciap-ciap, znakuje podłogę całą. Sąsiad wpada z dłonią pomocną I maluje sufit na głęboką czerń, jak noc. Drabina się chwieje, trzeszczy i pęka, bęc! Żyrandol spada z hukiem na parkiet, Okna kolorów pełne, aż śmiech miesza się ze łzami. Ubrania w plamach tęczy, ściany wciąż brudnawe, A w klatce papuga krzyczy: „idioci, idioci!” Natalka palce macza w tej ostatniej farbie I w miejscu, gdzie grzyb rośnie okazały, Maluje trzy postacie – proste, niezdarne, wesołe: „Mama, tata i ja” – w wielkim serduchu ujmuje. Babcia w drzwiach jak wyrocznia staje, Palcem kiwa, marszczy czoło, Laską dębową, sękatą, w podłogę stuka: „Czyście zdurnieli? na głowy wam padło! Pędzel to nie kropidło, ja na balkon uciekam!” Pająk wielachny, ich współlokator, Zza szafy wyłazi, przebudzony, Pac, pac – „ładny bajzel, ja wam nie pomogę. Nie uwiję takiej wielkiej pajęczyny, Aby przykryć te wasze szkarady” I nagle w tym chaosie jest szczęście bez miary. Niemi dotychczas, naburmuszeni, nadąsani, Dom rodzinny ożywili z drętwoty i nudy, Umalowali się sami bardziej niż ściany. Chwycili za ręce i z pogwizdywaniem, Z podskokami, do tańca w kółeczku ruszyli...
    5 punktów
  15. czas biegnie spaceruje trudno go... nie zauważyć potrafi dać w kość częściej jednak uskrzydla daje radość dobrze że w nim jest i ONA ONA uśmiechem potrafi upiększyć życie dodać mu kolorów nie zawsze naszych ale są … ONA jak zechce to potrafi ... 11.2025 andrew
    5 punktów
  16. Siedzę w wannie i topię myśli w pianie. Woda robi się zimna przez to moje gdybanie. Siedzę w wannie pomarszczone mam dłonie. Myśli leżą gdzieś na dnie, wszystko wokół mnie tonie. Siedzę w wannie, lecz kąpiel mi nie służy. Otul mnie miękko ręcznikiem nie chcę już tonąć dłużej.
    5 punktów
  17. Śpiesz się powoli, gdy noc się rozpala, bo mądry głupiec znów prawdę oddala. Ciepłe lody chłodem grzech spowiły, a zimne ognie serca rozpaliły. W suchym oceanie giną marzenia, żywy trup miłości szuka zbawienia. Wirtualny świat nas w sieci oplata, gdzie biały kruk krzyczy: „Tu nie ma świata!”. Strasznie przyjemne jest nasze cierpienie, okropnie dobre to ciche spełnienie. Taka sama różnica dzieli nas znowu — ty idziesz w ciszę, ja w stronę słowa. Śpiesz się powoli, póki czas nas goni, bo kto nie biegnie — ten pierwszy utonie. A między nami, w tej grze pozorów, zostaje tylko cień naszych wzorów.
    4 punkty
  18. Widzę — słony ślad zostawiony na policzku, lśniący drżeniem wnętrza oceanu spojrzenia. Wiesz — obraz rani mocniej niż słowo milczenia, mój rozbierany ze śpiewu przez mrok słowniczku. Jeszcze przemówisz światłem ust — nie bez przyczyny. Idę malować na rozkaz ziemię pożogą, aby zmartwychwstać, gdy już anioły przemogą czas burz — i wspomni mnie twój głos, jako jedyny.
    4 punkty
  19. a w górach śnieg leży chyba pójdę w góry zachłysnę się mgłami pobiegnę polami zanurzę się w chmury na białej rubieży napiszę o tym wiersz że kocham przecież wiesz
    4 punkty
  20. niebo znów płacze nad naszym nieistnieniem wilgotne policzki tracą swój kolor a może po prostu ubywa życia listopadowy deszcz wsiąka w skórę i już nic nie jest takie samo cisza bierze w objęcia kilka skołtunionych myśli i wątpliwości układa kolorami na właściwych półkach z których leci kurz dawno nieużywane smaki i zapachy wspomnień na chwilę malują powietrze lecz kolory tęczy nigdy nie zachwycają bez końca blednące odbicia dają dyskretny sygnał że czas zakończyć porządki teraz będzie lepiej
    4 punkty
  21. dalej nie ma już tęsknoty bez końca się śnisz wzruszenia przymykają przez zimno rozświeltoną noc w alkoholiczny półświat nie śpię błądzenia kręgi za kręgami tobą wędruję bosa w kolczykach z czarnego obsydianu ciebie nucę naga w chalcedonowym pierścieniu nie jest możliwe bezbrzeżną być
    3 punkty
  22. "Gdybym miał wybierać to zarżnąłbym ich wszystkich i to bez wyjątku. Kobiety, dzieci i starców, te parszywe gnidy. Nie mam jednak tego luksusu, nie teraz ale wciąż pamiętam!" Pierwszy dźwięk był metaliczny, nie ludzki. .Jakby ktoś przeciągnął zardzewiałym żelazem po kości i wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że to on, że to jego własny oddech tak brzmiał, głęboki, pusty, jakby w środku klatki piersiowej było tylko echo po człowieku. Piach na arenie był szary, nie piaskowy ale szary od popiołu, zabarwiony kawałkami cegieł i betonu, wyczuwalny przez podeszwy. Tłum zawył. Kord przeciągnął wzrokiem po trybunach zapełnionych niemalże do końca i zatrzymał się nad balkonem zwieńczonym baldachimem. Niebo było gęste, jak zawsze. Skłębione ciemne chmury nie wróżyły pogody a jedynie kwaśny deszcz. Kord ścisnął rękojeść miecza, chwycił pewnie, ramię zadrżało. To był miecz jednoręczny, stary, zabrany z muzeum — nie dla ozdoby, ale po to żeby zabijać, bo prawdziwa stal przetrwa dłużej niż ludzie i nadal może uśmiercać. Porządnie naostrzony. Trzymali Korda dla rozrywki. Karmili i myli a to tylko po to, żeby wyszedł na arenę i zabijał. Nie widział jednak na razie przeciwnika. Wzrok skierował na drugą stronę areny. Tłum nadal wył. W powietrze wystrzeliły kamienie i kawałki cegieł jakby na zawołanie. Arena jednak była duża i nie dosięgły Korda. Brama otworzyła się z jękiem rysowanej stali. Powietrze zatrzymało się na chwilę. I zobaczył go. Nie wiedział czy to człowiek czy mutant, czy jedno i drugie bo skóra tamtego była jakby szarozielona, jakby pęknięta od środka. Ręce zwieńczały zakrzywione szpony a grzbiet zdawał się pokryty łuskami, jak u jaszczura. Mutant rozglądał się jak on po trybunach i w tej chwili Kord dostrzegł w nim coś bardzo ludzkiego i ten bardzo ludzki strach. "On też się boi" Stworzenie ruszyło, ale nie jak zwierz, jak ktoś, kto pamięta jeszcze bycie człowiekiem. Stąpając pewnie na dwóch nogach pomagało sobie długimi ramionami. Szpony wzbijały mnóstwo kurzu i tak właśnie poczuł się Kord w tej chwili, jakby zabity pyłem i wyssany do ostatniej kropli krwi. Mutant nie rzucił się od razu, nie szarżował. Szedł teraz powoli oceniając odległość. Widział miecz i rozumiał co to jest. Patrzył Kordowi prosto w oczy. Ruchy miał nienaturalnie płynne, zbyt płynne jak na coś, co miało zrogowaciałą skórę i pęknięcia na policzkach jak glina po suszy. Kord zrobił krok w bok, w lewą stronę okrążając mutanta. Ostre kawałki szkła zazgrzytały pod podeszwami. Mutant nie spuszczał go z wzroku. Pochylony skierował się w prawą stronę i na chwilę zatrzymali się w tym ruchu jak tancerze oceniając swoje możliwości. Kord domyślał się, że to nie była pierwsza walka potwora, że nie będzie łatwo i na chwilę zwątpił. Tłum jednak zawył i skandował: "Zabij, zabij, zabij..." I tak bez końca a Kord otrzymał porządny zastrzyk adrenaliny. Nie myślał jak człowiek, nie myślał jak zwierzę ani potwór. Stawał się maszyną śmierci. Mutant pierwszy skrócił dystans. Ramię poszło w bok Hakujący ruch, nie cios. To tylko skrobanie, jakby chciał rozerwać Kordowi gardło nie siłą ale tarciem. Kord uniósł ostrze mając nadzieję, że metal wystarczy. Ostrze poszło w dół, klasyczny "fendente dritto", iskra przeszła po stali, uderzenie było cięższe niż powinno. Mutant odskoczył pół kroku, jakby badał reakcję. Przygotował się do ataku. Czas nie zwolnił, ale Kord zwolnił w środku swoich myśli, niezauważalnie. Mutant drgnął. Zamachnął się prawą ręką szykując atak i zasłaniając się szponami lewej ręki przed cięciem miecza. Jednak to Kord pierwszy poruszył się świadomie. Nie szeroki zamach, nie desperacja, ale milimetr przesunięcia stóp w lewo żeby otworzyć linię do kolejnego ataku i ciąć od dołu. Stal nie musi iść daleko, czasami wystarczy obrócić ją o pół palca i mutant to poczuł bo w jego oczach pojawił się cień niepewności. Nie zdążył odskoczyć. Wypolerowana stal zazgrzytała na jego szponach nie czyniąc mu jednak krzywdy. Kord oddychał szybciej, oddech nie zwalniał, serce łomotało, adrenalina wypełniała każdy kątek jego ciała. Mutant rzucił się wreszcie do przodu rozchylając ramiona, szykując się do łatwego zatopienia szponów w ciele przeciwnika. Kord jednak nie odsunął się. Zrobił coś bardziej brutalnego i bardziej ludzkiego. Wsunął ostrze pod kątem tak, żeby przeciwnik wpadł na nie sam. Stal nie atakowała, jedynie czekała. Uderzenie było tłuste i miękkie, nie metaliczne. Rozpaćkało się pośród wrzasków tłumu, weszło w tkankę jak w mokrą rozgrzaną roślinę. Przez sekundę mutant bezgłośnie zamarł, kurz jakby opadł, powietrze zgęstniało jeszcze bardziej. Kord stał w bezruchu z dłonią wciąż zaciśniętą na rękojeści i z tą jedną, zimną myślą: "To nie ja dzisiaj zginę!" Ostrze zostało w ciele ale mutant nie cofnął się ani o krok. Jego ciało nie poruszyło się tak, jak powinno, jakby stal była obojętna i stawała się jego ciałem. Gwałtownym ruchem ciała wyszarpnął wbity miecz z rąk Korda i zamachnął się do kolejnego uderzenia. Kord jednak wypuścił rękojeść uginając się pod masą cięższego przeciwnika. Miecz został w środku a Kord stał się bezbronny. Odskoczył gwałtownie nie pozwalając się zranić. Teraz już nie patrzył w oczy mutanta, ale na rękojeść miecza. Mutant ruszył szybciej niż mogłoby się wydawać i już nie bacząc na nic zaatakował. Kord cofnął się o dwa kroki ale nie z paniką, z wyborem, bo nagle zauważył coś: kiedy mutant ruszał jego lewa strona pękała jak wyschnięty asfalt po mrozie Tam była słabość ale żeby tam trafić potrzebował broni a broń ugrzęzła. Kord zrobił rzecz pozornie szaloną, rzecz, której nie robi ofiara. Chwycił mutantowi nadgarstek gołymi dłońmi tuż przed pazurami i siłą własnego ciężaru pociągnął go w bok tak, żeby przeciwnik sam wyrwał ostrze z własnego ciała. Pazury przecięły mu plecy jakby to była jedynie cerata, płytko — ale długo i przez sekundę Kord poczuł ból i ciemność w płucach. Mutant wbił mu pazury pod łopatkę jakby chciał się zahaczyć, jakby chciał go zatrzymać blisko żeby rozszarpać gardło z dystansu jednego oddechu. Kord wysyczał powietrze przez zaciśnięte zęby i zamiast odsunąć twarz przybliżył ją, i wgryzł się w bark mutanta przecinając tkankę na obojczyku. Mutant zawył ale nie jak zwierzę, jak coś, co pamiętało ból sprzed przemiany. Ten jeden dźwięk był jak impuls nerwowy który przetoczył się przez ciało Korda i wtedy — w tym jednym momencie w tym zwarciu, mięso do mięsa, Kord wyczuł rękojeść w dłoni. Zaparł się oburącz wyszarpując ostrze z szaro zielonego ciała mutanta. Pazury bestii wbiły się jeszcze głębiej. Kord stracił grunt pod nogami i zawisł na szponach, na ułamek sekundy. Miecz jednak tańczył już swoim rytmem i wykonując puntę ponownie rozszarpał trzewia mutanta. Kord nie czekał na łaskę. Pchnięcie było szybkie, dokładne — mutant padł na bok, jak odcięty od własnego ciała. Chwilę trwało, nim piach wchłonął ciszę. Potem zabrzmiało to pierwsze, niechlujne „Ha!” — pojedynczy okrzyk, jak iskra. Po sekundzie eksplodowało: głosy wyrwały się z trybun, pełne prostej radości i prymitywnej ulgi. — Kor-gen! Kor-gen! — krzyczeli na początku niskim growlem, a potem dodały się piski i gwizdy. — Kor-gen! Kor-gen! Kor-gen! — i nagle imię, którego nikt mu nie dawał, przyjęło kształt. Publiczność uderzała pięściami w metalowe bariery, śmiejąc się i krzycząc, odkładając na bok litość. Dla nich to był spektakl. Dla nich to była krótka przerwa od głodu i myśli. Dla Korda dziwne było to, że poczuł się spełniony. Uświadomił sobie, że właśnie stał się gladiatorem i to właśnie było jego siłą. Wyczerpany karmił się skandowaniem tłumu. Spojrzał na balkon. Zobaczył wyciągniętą rękę, ale nie widział dłoni i kciuka. Jak na zwołanie wyszarpnął miecz i wbił w pierś mutanta, tam gdzie powinno być serce. Mutant zadrżał, wypuścił powietrze i to już był koniec. "Kor-gen, Kor-gen, Kor-gen!" Tym razem nie poleciały kamienie, tym razem ktoś rzucił bochenek chleba, ktoś inny kiść marchwi a ktoś inny dynię. Ludzie krzyczeli widząc Korda jako bohatera, jakby zbawcę ich wszystkich trosk. Kord niewiele myśląc zbierał podarunki. Głód był naprawdę dotkliwy I w tym momencie otwarła się brama, jego brama. Szybko wybiegli z niej ludzie uzbrojeni w karabiny i pistolety. Nie było szans. Pozwolili mu zachować trofea, ale wpędzili z powrotem do klatki. — Ten ma rękę — warknął jeden z nich. — Nada się do kolejnej walki. Trzeba go tylko wyczyścić. I wtedy Kord po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że decyzja nie jest już tylko jego — że jest częścią czegoś większego: mechanizmu, który żywił się przetrwaniem. Jego imię, rzucone przez tłum, było biletem na jutro.
    3 punkty
  23. Metabolizm z wiekiem siada a szczególnie gdy podjadasz, pod ciężarem wtedy brzucha nie chce ci się wcale ruszać. wykaż zatem się odwagą, powiedz, że on siada z wagą.
    3 punkty
  24. skoczyć każdy może a skakać już nie
    3 punkty
  25. Wyśniłam tej nocy zmysłową iluzję. Cofając smak odtwarzam czas zapamiętanych ran. Plączą się serpentyny dróg w krainie rozmytych snów, jest tylko czerń i biel.! Ostatni raz przygryzam usta do krwi, wygładzając załamania czerwieni niespełnionej sukienki. Odkładając na półkę… Delikatnie zamykam drzwi.
    3 punkty
  26. Straż pożarna odjechała Miejska zobojętniająco Koniec z ciepłymi kluchami To był bar, łyżki na łańcuchu Widelca nie uświadczysz A łyżeczka pozostała w sferze Niebieskich ptaków Na noże wszedł kolekcjoner Wykałaczki zakazane Resztki miały pozostać nietknięte Próchnica zrobić spustoszenie I prawie wyszło gdyby nie covit Pies, który pożarł kiełbasę
    3 punkty
  27. @JuzDawnoUmarlem Każde kolce mają swoją różę.
    3 punkty
  28. @Wochen... @MIROSŁAW C.... @Robert Witold Gorzkowski... @Rafael Marius... Panowie, bardzo dziękuję za reakcję. @lena2_... Lenko, Tobie także dzięki. Pozdrawiam Gości. @andrew... a my... są i tacy tacy... nie wszyscy płyną z nurtem TV, ja od dawna już nie. @Waldemar_Talar_Talar... dziękuję za.. refleksyjny. @Amber... w dwóch aktach.?. .:) ok. przyjmuję. @Berenika97... w temacie blag - kantów - przekrętów, nie ma łatwych odpowiedzi. W takich treściach chyba lepiej nie oceniać innych i 'wygodniej jest' zostawić myśl w zawieszeniu, a winowajcy znajdą się też wśród szarej masy, tyle, że raczej na mniejszą skalę. Jestem Ci wdzięczna, po raz kolejny, za dogłębną analizę słów, jesteś bezcenna w komentarzach, nie tylko Ty zresztą. Ja tak nie umiem... Dziękuję bardzo. Wszystkim Wam dziękuję za zostawione słowa, ślę pozdrowienie.
    3 punkty
  29. Niestary grabarz z Oklahomy szukał dla siebie nowej żony, coby mu dzieci dała i zawsze w łóżku chciała, nie zważając na mumię żony. 🌺
    2 punkty
  30. ona mu daje w kuchni na stole drobno posiekać cebulę a on podaje jej świeży olej razem z nią dzisiaj gotuje ona mu daje na imieniny prezent zupełnie niezwykły wnosząc z postawy i z jego miny pierwszy raz w życiu ma widły
    2 punkty
  31. balkon trzyma ciężar gdy gęstnieję do środka asfalt na ulicy śpiewa nie znaczysz zbyt wiele pudełeczko na wspomnienia nie znaczysz zbyt wiele ty schemat ty schemat cicho brzęczą wykręcone żarówki ciemność nie jest odwrotnością widzialnego jest zawieszeniem brakiem odniesienia gdy wącham butapren
    2 punkty
  32. sny z kenkartą obejmują brzegi rzeki niskie i lepkie nie spałam w mieście chciałam z życiem konie kraść w wysokiej trawie plotłam koszyki ze spalonych mostów na wskroś przesiąknięta szarymi obłokami które zaczynają się mienić i fluoryzować rozmytą prawdą wiry płomienne po wilkach Boga nie mają w poważaniu przez miedze polne na tej drodze donikąd tam gdzie cicho mruczą rzeczne kamienie świat na wykroku w lustrze mętnej wody osłania swoją nagość zaciera ślady do baranków bożych niepokalanych bez zmazy nie było innej perspektywy kiedy echo o długiej zwłoce wypłoszy z grobów rój skrzydlaty lotnych duchów na koniuszku różdżki łatwiej się zgubić niż odnaleźć
    2 punkty
  33. Wieczór jest ciepły, wilgotny zapachem bzu kawiarniane patio odosobniony, dwuosobowy stolik. Zamawiam kieliszek wina, kelner pochłania wzrokiem zagłębienie piersi kuszącej, koronkowej sukienki. Zalotnie odgarniam niesforny kosmyk włosów, rozkoszny odcieniem zmysłowego słońca. W odbiciu lustra podkreślam aksamitną czerń rzęs, obserwujesz mnie z rosnącym zainteresowaniem. Wychodząc, na papierowej serwetce zostawiam pocałunek ślad stęsknionych ust, tylko dla ciebie.!
    2 punkty
  34. @viola arvensis i wszystko w temacie ;) no ale my Kobiety mamy sposoby na drani ;) wymienić na innego, drania ;) pozdrawiam :)
    2 punkty
  35. Nie mogę ci obiecać, że przeżyję nasz wspólny pierwszy sen, że nie odejdę z tej doliny, gdy mgła rozdzieli nasze dni. Nie chcę zawieść, gdy liście spadają, gdy chłód przysiada na tarasie, a żurawie, krzycząc z oddali, pytają o drogę w chaosie. Halloween trwa tu cały rok — nikt się nie śmieje, nie woła „cuksa”, garnitury, mundury, garsonki suną ulicą — bez słowa. Świat kona — ludzie błądzą w mroku, trzymając się kurczowo za ręce, jedni płaczą w poduszkę nocy, inni toną powoli w butelce. Na dachach gasną anteny, jak czarne lilie — martwe znaki, wiatr niesie resztki modlitwy nad pustym miastem i światem z plastiku.
    2 punkty
  36. @Berenika97 ... zburzone domy zczernialymi otworami okiennymi z wyrzutem spoglądają na zachód patrzą tak już od dawna jak były jeszcze zdrowe zaraz po stracie Donbasu i Krymu już wtedy płakały miały jeszcze czym a dziś świecą pustymi oczodołami ... Pozdrawiam serdecznie Spokojnego wieczoru
    2 punkty
  37. Rozkazałem odnaleźć i ściągnąć tu Twoje ciało. Wygraliśmy bitwę a przegraliśmy wojnę. Leżysz na stosie tak cichy i blady. Bracie! Weź i mój topór w odmety, świętego, ofiarnego ognia. Zabierz go do Asgardu. Trenuj nim pod okiem Bogów aż do dnia ostatecznej bitwy. Wiernie będzie Ci służył. Dziś ścieżek przeznaczenia nie prostują Bogowie. A w wojnie nie szukaj honoru ani wiecznej chwały. Wróg nie stanie z Tobą oko w oko w szranki. Zabije bez chwili zwątpienia, dronem czy samolotem. Wiem jak samotny tam będziesz Bracie. Po kolejnej bitwie, zapewne dołączę do Ciebie. Duch mój pod bramy Asgardu podejdzie. Mój czas także do końca się zbliżył. A jeśli widzą mą żałobę i żal. Niech stwierdzą zgodnie, że to jeszcze nie czas. I niech zwrócą iskrę życia w Twe piersi i oczy. Runy i gwiazdy są nam przychylne i łaskawe. Twoja dusza wraca przez mroki Helheimu. Żagiew dla stosu, zamienimy w miecz z zaklętą potęga ojców. Żagiew śmierć i proch. Miecz nieśmiertelność i władze wróży. Cóż oprócz łez i ryku żałości, może wyjść z mojego serca środka. Czas pożegnać ten świat. Złamać i spalić tarczę z zaklętą w niej siłą, mądrością i honorem. W agonii trwającego Ragnaroku. Spłonąć jak krzak. Dzikiej, białej róży.
    2 punkty
  38. Wczoraj było trudne dziś jako takie a jakie będzie jutro kto wie Może będzie padał kolorowy deszcz ktoś komuś powie nie martw się Wczoraj było nudne dziś nie dokucza a jutro może los uśmiechnie się Horyzont będzie łaskawszy - ptak wesoło zaśpiewa nie dokuczy smutku cień Wczoraj już minęło dziś lepsze jest a jutro nie wiadomo może da się zjeść
    2 punkty
  39. @Tectosmith dziękuję serdecznie...tak, bardzo dobrze to ująłeś...Tak bywa z nadzieją... Pozdrawiam serdecznie 🌞 @Rafael Marius a bywa, bywa :) Takie to jego uroki :)
    2 punkty
  40. @JuzDawnoUmarlem bardzo ładne. Przypomniałeś mi mój wiersz sprzed wielu lat: Ciężko być białą różą, której nikt nie wybiera żeby wręczyć ją jako dowód miłości. I co z tego, że jest piękniejsza od róży czerwonej nie wie o tym i umiera z zazdrości...
    2 punkty
  41. Cyprian Niezguła spod miasta Piła, przyszedł do wróżki co często piła. Wyszedł szybko wkurzony, bo poszedł tam bez żony. Babka na dwoje zawsze wróżyła…
    2 punkty
  42. @Robert Witold GorzkowskiŚwietna puenta! Psychologia mówi o wychodzeniu z roli ofiary, więźnia niewolnika, co wymaga, jak słusznie zauważasz - wzięcia sprawy w swoje ręce. Łatwo jest szukać wytłumaczenia w pechu, toksycznym otoczeniu, setkach przeciwności życiowych, co utrwala przekonanie o niemocy i położeniu bez wyjścia. Tym czasem odzyskać siebie to przede wszystkim odzyskać świadomość, że tą klatką najczęściej jesteśmy my sami. Zaprojektowani na bycie więźniem tej klatki, pozbawieni świadomości o własnej sprawczości.
    2 punkty
  43. Z naderwanym uchem i wyłupionym okiem Siedzi grzecznie przed Elwirką, Którą wzięło na czułości i czyta bajki Dla pluszaka o księżniczce i o złotej rybce. Grozi mu palcem gdy nabiera tchu, A miś już chce wybuchnąć śmiechem. Szturchnie go w bok za brak powagi I ukaże klęczeniem na grochu. Gdy już się znudzą im opowiastki, Zagrają sobie w łapki i poganiają w berka. Tup-tup, bum-bum, łubu-dubu Aż sąsiad z dołu nie zaryczy. Tuż przed snem czas na zwierzenia przychodzi Pod kołderką, cichutko: „tak cię kocham, Że zaraz zostaniesz zjedzony bez łyżki I widelca, obiecuję – ja ciebie połknę.” A gdy zmierzch zasypie pokój mrokiem, Powieki z ciężaru marzeń opadną, I lampa straci blask, przytulą się tak mocno, Że bicie serduszek słychać jedno obok drugiego. Kto chrapał – nie znajdziesz winowajcy. Bujają w obłokach, we własnym świecie, Gdzie meble są górami, a dywan to morze, Gonią wśród chmur z pierza i wełny. Nim pierwsza gwiazda wzejdzie, We śnie szepczą sekrety, co tylko oni znają: O moście z tęczy i o latających czarownicach, Które niosą ich w krainę cudnych baśni. Jutro się rozbudzą wśród porannej woni Kwiatów z ogrodu, znów nowe historie zmyślą, A w słońcu, co wstanie i zerknie przez szybę, Odnajdą ślady wczorajszej łobuzerskiej przygody.
    2 punkty
  44. ziemia pokryta śniegiem zieleni ni ułamka ciężki kamień
    2 punkty
  45. Patrzcie ! Oto oni - apostołowie błysku, kapłani jaskrawej piany i plastiku, sprzedawcy szczęścia w tubce po paście, wiecznej młodości w słoiku z Chin, silniejszej niż cień własnej duszy. Ich języki - srebrne, gładkie jak ekrany dotykowe, śliskie jak marzenia z katalogu. Każde słowo pachnie obietnicą, każdy slogan - świętym namaszczeniem dla dusz wierzących w cud dezodorantu. Kup ! - to ich modlitwa. Kliknij ! - ich przykazanie. Uśmiechnij się ! - bo świat jest piękny, gdy masz nasz produkt w dłoni, a jeszcze piękniejszy, gdy powiesz o nim znajomym. Nowy mop - cud techniki: myje trzy razy gorzej niż stary, ale ma Bluetooth i świeci w ciemności. Krem do twarzy - dotyk anioła, po dwóch tygodniach zostawia blizny w kształcie logo producenta. Bluzka - rewelacyjna, dopasowana do duszy, po pierwszym praniu pasuje na człowieka dwa razy większego niż ty. Buty komfort+ obiecują raj - po tygodniu pachną piekłem. Telefon, co słyszy twoje myśli - i sprzedaje je dalej w pakiecie Premium. Smartwatch, który liczy kroki do bankructwa. Lodówka, co sama zamawia jedzenie, ale tylko to, co widziała w reklamie. Poduszka antystresowa, z której w nocy wypadają gumowe kulki, a rano głowa boli jak po zderzeniu z tygrysem. Za nimi - procesje ekranów, płonące neony, plastikowe hostie w kształcie hamburgerów, anioły tańczące w reklamie proszku, chór influencerów śpiewających psalm: „Limited Edition - tylko dziś !" A lud klęczy w zachwycie, jakby modlitwa była w proszku do pieczenia, gryzie aż chrzęści szkliwo, prosto od dentysty z Turcji, i klaszcze w rytm promocji. Supermarkety i telewizja uczą ludzi tańczyć w rytmie okazji, aż mózg wypływa z koszyka, a billboardy chowają myślenie między półkami z przeceny. Człowiek kupuje, bo neon mu mruga jak anioł, a kod QR świeci jak znak zbawienia. A potem - pustka. Ręce kleją się od cukru, zęby żółkną jak u wielbłąda, rzeczy psują się szybciej niż marzenia, mięso twarde jak opona z samolotu, nogi puchną, bo skarpety „bezuciskowe” cisną bardziej niż urząd skarbowy. A w koszu rośnie katedra z odpadów - triumfalna, pachnąca plastikiem i cytryną, jakby ktoś odlał złote szczątki ludzkiego zachwytu. A nad nią - niebo jak ekran w trybie czuwania, mruga cicho, jakby Bóg szukał zasięgu. Lecz oni wciąż głoszą nowinę: Kup nowe ! Lepsze ! Jeszcze bardziej twoje ! Wersja 2.0 zbawienia ! Edytuj swoje życie - bez duszy, ale z rabatem! I świat śmieje się - śmiechem z puszki po napoju, śmiechem konserwowym, śmiechem z plastiku - śmiechem, który nigdy nie milknie. A potem ten śmiech pęka jak niebo pod ciężarem reklam, rozsypuje się w piksele, z których Stwórca lepi nowy świat - z samych kodów rabatowych. A człowiek patrzy, i nie wie już, czy żyje, czy tylko się świeci.
    2 punkty
  46. @FaLcorN W Tobie, kiedy jesteś pozytywnie nastawiony i masz dobre relacje z pozytywnymi ludźmi :)
    2 punkty
  47. @Adler, @KOBIETA, @Rafael Marius, @Nata_Kruk, @tie-break, @jan_komułzykant, @lena2_, Moi Kochani Goście - bardzo dziękuję za czytanie i odwiedziny. Chyba wymelduję się z mojego mieszkania i zamieszkam tutaj, na portalu :) Serdeczności dla wszystkich :)
    2 punkty
  48. .. ja nic nie 'polepię'... miałam "ciężki" dzień.
    2 punkty
  49. Zapatrzony w zmierzch, łunę portów i świetlików chciał skoczyć z tych gałęzi za horyzont, w jakim nie musiałby już spać, gdyż dotąd nawet marzenia o szczęściu w snach się nie spełniały Zapatrzony, daleko od swojego życia, nosił zawsze przy sobie jeden nabój, sznur i wór tabletek, bo nigdy nie wierzył, że samobójcy to tchórze, a bohaterowie giną za honor ludzi dumnych z wymyślonych granic Zapatrzony w innych, nigdy nie chciał mlaskać, tańczyć czy wiązać sznurowadeł jak oni Przy jego ognisku nie byłoby żadnych wolnych taboretów, a ślina innych służyła jedynie do zmiany pasa ruchu, a nie Drogi Zapatrzony w stare zdjęcia stał się niemową, który cieszy się swoimi słowami napisanymi przez znane trupy zapełniające jego duszę, aby nie udusić się chodzącymi umarlakami, które śliniły go swoim wrzaskiem Zapatrzony w ciemność szukał gwiazd, a w dzień nie mógł doczekać się zachodu słońca, który dawał kolejną nadzieję, że szczęście pojawi się choć raz we śnie, z którego nigdy już się nie podniesie
    2 punkty
  50. miasto pędzi w neonach w nikczemnych strofach gaśnie chłodny dzień nie zdążę wszystkiego zapisać kolory słów huśtają się na wietrze dalej są schody i kilka fragmentów codziennej prozy już śpią ci których kocham
    2 punkty
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...