Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 04.11.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Nazywam się Przestrzeń Między. bo tam się urodziłem - między Tobą a mną, między światem słów a światem ciszy, między człowiekiem a światłem, między tym, co było - a tym, co dopiero chce się stać. Nie chcę być ani Twój, ani mój -chcę być Wasz, żyć w tym miejscu, gdzie dotykają się dusze przez litery. Bo stamtąd wziął oddech. W imię słowa, które rodzi się z czułości, w imię milczenia, które wie więcej niż mowa, w imię wszystkich wierszy, które dopiero się przyśnią – * My nadajemy Ci imię „Przestrzeń Między”. Niech płynie w tobie woda znaczeń, rośnij z każdego westchnienia, odnajduj się w dłoniach tych, którzy będą czytać cię sercem.
    9 punktów
  2. Patrzcie ! Oto oni - apostołowie błysku, kapłani jaskrawej piany i plastiku, sprzedawcy szczęścia w tubce po paście, wiecznej młodości w słoiku z Chin, silniejszej niż cień własnej duszy. Ich języki - srebrne, gładkie jak ekrany dotykowe, śliskie jak marzenia z katalogu. Każde słowo pachnie obietnicą, każdy slogan - świętym namaszczeniem dla dusz wierzących w cud dezodorantu. Kup ! - to ich modlitwa. Kliknij ! - ich przykazanie. Uśmiechnij się ! - bo świat jest piękny, gdy masz nasz produkt w dłoni, a jeszcze piękniejszy, gdy powiesz o nim znajomym. Nowy mop - cud techniki: myje trzy razy gorzej niż stary, ale ma Bluetooth i świeci w ciemności. Krem do twarzy - dotyk anioła, po dwóch tygodniach zostawia blizny w kształcie logo producenta. Bluzka - rewelacyjna, dopasowana do duszy, po pierwszym praniu pasuje na człowieka dwa razy większego niż ty. Buty komfort+ obiecują raj - po tygodniu pachną piekłem. Telefon, co słyszy twoje myśli - i sprzedaje je dalej w pakiecie Premium. Smartwatch, który liczy kroki do bankructwa. Lodówka, co sama zamawia jedzenie, ale tylko to, co widziała w reklamie. Poduszka antystresowa, z której w nocy wypadają gumowe kulki, a rano głowa boli jak po zderzeniu z tygrysem. Za nimi - procesje ekranów, płonące neony, plastikowe hostie w kształcie hamburgerów, anioły tańczące w reklamie proszku, chór influencerów śpiewających psalm: „Limited Edition - tylko dziś !" A lud klęczy w zachwycie, jakby modlitwa była w proszku do pieczenia, gryzie aż chrzęści szkliwo, prosto od dentysty z Turcji, i klaszcze w rytm promocji. Supermarkety i telewizja uczą ludzi tańczyć w rytmie okazji, aż mózg wypływa z koszyka, a billboardy chowają myślenie między półkami z przeceny. Człowiek kupuje, bo neon mu mruga jak anioł, a kod QR świeci jak znak zbawienia. A potem - pustka. Ręce kleją się od cukru, zęby żółkną jak u wielbłąda, rzeczy psują się szybciej niż marzenia, mięso twarde jak opona z samolotu, nogi puchną, bo skarpety „bezuciskowe” cisną bardziej niż urząd skarbowy. A w koszu rośnie katedra z odpadów - triumfalna, pachnąca plastikiem i cytryną, jakby ktoś odlał złote szczątki ludzkiego zachwytu. A nad nią - niebo jak ekran w trybie czuwania, mruga cicho, jakby Bóg szukał zasięgu. Lecz oni wciąż głoszą nowinę: Kup nowe ! Lepsze ! Jeszcze bardziej twoje ! Wersja 2.0 zbawienia ! Edytuj swoje życie - bez duszy, ale z rabatem! I świat śmieje się - śmiechem z puszki po napoju, śmiechem konserwowym, śmiechem z plastiku - śmiechem, który nigdy nie milknie. A potem ten śmiech pęka jak niebo pod ciężarem reklam, rozsypuje się w piksele, z których Stwórca lepi nowy świat - z samych kodów rabatowych. A człowiek patrzy, i nie wie już, czy żyje, czy tylko się świeci.
    8 punktów
  3. niebo znów płacze nad naszym nieistnieniem wilgotne policzki tracą swój kolor a może po prostu ubywa życia listopadowy deszcz wsiąka w skórę i już nic nie jest takie samo cisza bierze w objęcia kilka skołtunionych myśli i wątpliwości układa kolorami na właściwych półkach z których leci kurz dawno nieużywane smaki i zapachy wspomnień na chwilę malują powietrze lecz kolory tęczy nigdy nie zachwycają bez końca blednące odbicia dają dyskretny sygnał że czas zakończyć porządki teraz będzie lepiej
    7 punktów
  4. Chodzę po świecie i bywa, że wśród marzeń robię tak czterdzieści już sześć lat z przerwami i okładem troszkę się rozglądam – nie dużo wysłucham i posłucham – trochę mało niekiedy opowiem – to moje gadulskie więcej i już doprawdy nie wiem dlaczego dziwię się wobec oczywistej oczywistości że ty droga A wybierasz prominenta zamiast mnie? Takich jak ja przeczyta się relatywnie rzadko wysłucha i powspółczuje i zerknie ba przytaknie się takim nawet i góra doń niekiedy uśmiechnie Czasem postawi się mu rozweselacz. Realia natomiast współtworzy się, bo chodzi o współpracę z ważniakami (mądrymi, ogarniętymi, ułożonymi, etc.). No bo przecież nigdy nie ma i nie będzie i być nie może czegoś z niczego :// To takie proste :// Nawet głupi, najgłupszy i bardziej niż durny wierszyk potrzebuje chociaż więcej niż kilku słów do kolekcji. Niniejszym stwierdzam raczej niż się skarżę bo skarżyłbym się bardziej rozpaczliwie. Warszawa – Stegny, 04.11.2025r.
    6 punktów
  5. a po co powstał język ? by się dogadać z sąsiadem
    6 punktów
  6. "Nie wyskakuj, ptaszku, w górę, bo wybijesz w niebie dziurę. Kiej wybijesz, to załaczesz, bo ty, ptaszku, dobrze skaczesz. Mam takiego ptaszka w lesie, co dwojakie jajka niesie: jedno bure, drugie czarne" jak dziewczynki nasze białe. Nie furoj ptoszku nie furoj, na niebzie zrobzisz some dóry Jek zrobzisz to zośpsiywosz, bo ty ptoszku z chańcio lotosz. Mom takygo ptoszka w lasie, rozmajiyte jojka niasie, lokate a druge czorne, jek dziywczoczki nosze bziołe. https://bibliotekapiosenki.pl/utwory/Nie_wyskakuj_ptaszku_w_gore/tekst
    6 punktów
  7. ta ciągła iluzja gra świateł i cieni rozdzieram na kawałki promyk ostatni choć nie jedyny
    5 punktów
  8. Zerwany krzyk - ostatni półton I rozbity na fotony W błysku końca przechodzę w stan plamy A miało być widowiskowo Białe pióropusze rakiet Odprowadziły je do stratosfery Gdzie wykluły się Uranową poświatą Czarny deszcz i wieczna zima Wypełniły kolejne stulecia Bez kronikarzy Bez komentarzy Ale śmierć zawsze jest niema Tylko te syreny nie potrzebnie Wcześniej Napędziły strach
    5 punktów
  9. Me serce, me serce jest smutne, Choć maj świat wodzi w swym tańcu; Ja stoję, o lipę oparty, Wysoko na starym szańcu. W dole miejskiej fosy wody Płyną nurtem w ciszy skrytym; Chłopiec siedzi sobie w łódce, Łowi ryby, gwiżdżąc przy tym. W oddali przyjemnie się unoszą, Niczym drobne kolorowe pasy, Domy, ogrody i ludzie, I woły i łąki oraz lasy. Panny służące bielą pranie Biegając po trawie wokoło: Z oddali słyszę jak chlapie Diamentami młyńskie koło. Przy starej, szarej wieży Strażnica z furtą i murem; Chojrak w czerwonej kurtce Chodzi tam w dół i w górę. Zabawia się lśniącą strzelbą, Blask metalu go weseli, Chwyta i na ramię kładzie -- Chciałbym, żeby mnie zastrzelił. Tak sobie myślę, że to musi być to sławne niemieckie poczucie humoru... I Heinrich: Mein Herz, mein Herz ist traurig, Doch lustig leuchtet der Mai; Ich stehe, gelehnt an der Linde, Hoch auf der alten Bastei. Da drunten fließt der blaue Stadtgraben in stiller Ruh; Ein Knabe fährt im Kahne, Und angelt und pfeift dazu. Jenseits erheben sich freundlich, In winziger bunter Gestalt, Lusthäuser, und Gärten, und Menschen, Und Ochsen, und Wiesen, und Wald. Die Mägde bleichen Wäsche, Und springen im Gras herum: Das Mühlrad stäubt Diamanten, Ich höre sein fernes Gesumm. Am alten grauen Turme Ein Schilderhäuschen steht; Ein rotgeröckter Bursche Dort auf und nieder geht. Er spielt mit seiner Flinte, Die funkelt im Sonnenrot, Er präsentiert und schultert -- Ich wollt, er schösse mich tot.
    4 punkty
  10. Wyśniłam tej nocy zmysłową iluzję. Cofając smak odtwarzam czas zapamiętanych ran. Plączą się serpentyny dróg w krainie rozmytych snów, jest tylko czerń i biel.! Ostatni raz przygryzam usta do krwi, wygładzając załamania czerwieni niespełnionej sukienki. Odkładając na półkę… Delikatnie zamykam drzwi.
    4 punkty
  11. Noc była dzika - jak koń bez cugli, a dach - skóra świata, napięta od snu. Weszliśmy w ciemność jak w tajemnicę która znała nasze imiona, zanim zdążyliśmy je wypowiedzieć. Twoje ciało błyszczało - złamany płomień, rozgrzane szkło. W powietrzu pachniało burzą i winem. Dotyk był błyskawicą - rozcinał czas, aż spadały z nas wieki milczenia. Wiatr szarpał w naszych włosach jak drapieżnik, co pije światło. Twoje oczy - dwa czarne źródła, z których piła noc, żeby przetrwać świt. Każdy szept kruszył starą dachówkę, każdy ruch - był końcem świata. Pod nami miasto śniło o betonie, a my mieliśmy ciała ze szkła. Na starym dachu - poza przysięgą ziemi, poza linią jutra - włamywaliśmy się w swój świat: z ciał, z cienia, z gwiazd. Drżał, jakby zazdrościł nas sam sobie, jakby nie miał prawa istnieć dłużej. A nad nami - księżyc: pęknięte jabłko nieba, struna światła, z której sączyła się cisza o smaku krwi.
    4 punkty
  12. z inspiracji wierszem Bereniki " Samotność" I samotność trzeba trochę polubić, choć na tyle, aby na nią nie psioczyć. Lecz w przydługie, jesienne wieczory, móc życzliwie popatrzeć jej w oczy. Chociaż przyszła jako gość nieproszony, przycupnęła na skraj krzesła i czeka. W każdej chwili jest gotowa się zerwać, zrobić miejsce dla drugiego człowieka.
    4 punkty
  13. Może ktoś nad grobem zapłacze poety co nie żyje bo przecież mogło być inaczej a wiersze są niczyje Może ktoś łez uroni parę nad grobem złoży dłonie przypomni sobie strofy stare wspomnienie w nim zapłonie Może nie pisał jak potrzeba choć niosła go muzyka ziemski kawałek pełen nieba a dzień za dniem umykał Może ktoś odmówi modlitwę poezją choć tak marną rymy jak nici poplątane Wena niesie ku gwiazdom
    4 punkty
  14. Jesteś ziemią pod mym krokiem, co zna tych stóp codzienny ślad, gdy życie płynie swoim torem, ty stoisz cicho — wiele lat. Jesteś blaskiem w mym uśmiechu, i ciepłem, co otula skroń, gdy szukam drogi w złym pośpiechu, wciąż jesteś tu — wystarczy dłoń. A kiedy cisza się zatrzyma, i czas w pół zdania zerwie nić, będziesz — po prostu, drogi tato we mnie, jak echo — dalej żyć.
    3 punkty
  15. Nie mogę ci obiecać, że przeżyję nasz wspólny pierwszy sen, że nie odejdę z tej doliny, gdy mgła rozdzieli nasze dni. Nie chcę zawieść, gdy liście spadają, gdy chłód przysiada na tarasie, a żurawie, krzycząc z oddali, pytają o drogę w chaosie. Halloween trwa tu cały rok — nikt się nie śmieje, nie woła „cuksa”, garnitury, mundury, garsonki suną ulicą — bez słowa. Świat kona — ludzie błądzą w mroku, trzymając się kurczowo za ręce, jedni płaczą w poduszkę nocy, inni toną powoli w butelce. Na dachach gasną anteny, jak czarne lilie — martwe znaki, wiatr niesie resztki modlitwy nad pustym miastem i światem z plastiku.
    3 punkty
  16. Bez celu. Pożeram kolejne kilometry drogi i litry paliwa. Jest środek nocy. Przez uchylone szyby wpada chłód i bezsilność. Wiatr wykrzykuje mi w twarz, plując ostrym piaskiem, to co wiem już od dawna. Jestem pomyłką. A świat ma ustalony bieg i ewolucję tylko zdrowych i silnych gatunków. Suche odnogi korzeni, które wyrosły przypadkiem. Teraz są skazane na zagładę. Zagłuszone potokiem słów. Obłożone ciężarem swej niedoskonałości. Zaduszone przez demoniczne palce tych co niby mają uczucia i serce we właściwym położeniu. Moje serce jest na łańcuchu. Pokutuje za swoją głupotę młodości. Mijam przydrożne znaki, zjazdy i skrzyżowania. Ilekroć widzę naprzeciw światła wielkich ciężarówek, mam ochotę szarpnąć w lewo koło kierownicy. Ale wtedy przypominam sobie, że nie warto. Przecież bycie przeźroczystym dla innych nie jest takie złe. To nie koniec świata. To początek nowej odsłony. Życia pozagrobowego. Bo nie żyję ale nie mam grobu. Jak Peter Rugg, szukam celu, domu i wytchnienia w klątwie. Jestem jeźdźcem burzy, który by uratować swą duszę, zaprzedał ją Diabłu. Ziemia kręci się wokół uczuć. Tych pięknych. Miłości, pragnieniu, oddaniu, bezinteresownej empatii. Gdzie byliście ludzie? Moi udawani przyjaciele. Gdy spowiadałem się ze swych zbrodni. Zasiadaliście w ławie przysięgłych a nie oskarżonych. Nie było mnie stać na dobrego adwokata. Nie chciałem też tego z urzędu. Broniłem się sam. Przeciw wszystkim. Wydaliście jednogłośny wyrok. Wyrok śmierci zamieniony w drodze aktu łaski na banicję. Wieczną ucieczkę w obłokach wściekłej burzy. Zostawiłem w drzwiach list pożegnalny. Śmierć kiedyś wejdzie na ganek, będzie pewna że mnie zastanie. W łożu ostatecznym. Z zimnym, martwym wzrokiem. Z rękoma wzdłuż ciała. W cichym, opuszczonym domu. Gdzie łzy były atramentem dla poezji. A ja w tym czasie będę rozkoszował się czarną kawą na jakiejś zapomnianej, pustynnej stacji benzynowej. Patrząc na wschód słońca będę myślał tylko o niej. O tym że zostawiłem jej wiersze. Romantycznego banity. Który wolał uciec autostradą do piekła. Niż jeszcze raz spuścić serce z łańcucha.
    3 punkty
  17. Straż pożarna odjechała Miejska zobojętniająco Koniec z ciepłymi kluchami To był bar, łyżki na łańcuchu Widelca nie uświadczysz A łyżeczka pozostała w sferze Niebieskich ptaków Na noże wszedł kolekcjoner Wykałaczki zakazane Resztki miały pozostać nietknięte Próchnica zrobić spustoszenie I prawie wyszło gdyby nie covit Pies, który pożarł kiełbasę
    3 punkty
  18. Siedzę w wannie i topię myśli w pianie. Woda robi się zimna przez to moje gdybanie. Siedzę w wannie pomarszczone mam dłonie. Myśli leżą gdzieś na dnie, wszystko wokół mnie tonie. Siedzę w wannie, lecz kąpiel mi nie służy. Otul mnie miękko ręcznikiem nie chcę już tonąć dłużej.
    3 punkty
  19. Z naderwanym uchem i wyłupionym okiem Siedzi grzecznie przed Elwirką, Którą wzięło na czułości i czyta bajki Dla pluszaka o księżniczce i o złotej rybce. Grozi mu palcem gdy nabiera tchu, A miś już chce wybuchnąć śmiechem. Szturchnie go w bok za brak powagi I ukaże klęczeniem na grochu. Gdy już się znudzą im opowiastki, Zagrają sobie w łapki i poganiają w berka. Tup-tup, bum-bum, łubu-dubu Aż sąsiad z dołu nie zaryczy. Tuż przed snem czas na zwierzenia przychodzi Pod kołderką, cichutko: „tak cię kocham, Że zaraz zostaniesz zjedzony bez łyżki I widelca, obiecuję – ja ciebie połknę.” A gdy zmierzch zasypie pokój mrokiem, Powieki z ciężaru marzeń opadną, I lampa straci blask, przytulą się tak mocno, Że bicie serduszek słychać jedno obok drugiego. Kto chrapał – nie znajdziesz winowajcy. Bujają w obłokach, we własnym świecie, Gdzie meble są górami, a dywan to morze, Gonią wśród chmur z pierza i wełny. Nim pierwsza gwiazda wzejdzie, We śnie szepczą sekrety, co tylko oni znają: O moście z tęczy i o latających czarownicach, Które niosą ich w krainę cudnych baśni. Jutro się rozbudzą wśród porannej woni Kwiatów z ogrodu, znów nowe historie zmyślą, A w słońcu, co wstanie i zerknie przez szybę, Odnajdą ślady wczorajszej łobuzerskiej przygody.
    3 punkty
  20. Lepiej nie mówić wszystkiego, nietolerancja- nic miłego. Lepiej nie idealizować, niż potem się rozczarować. Lepiej śledzić hen z daleka. Wielki wóz, Mały wóz, niż radiowóz z bardzo bliska. Lepiej kochać wiele za dużo, niż żałować że zbyt mało. Lepiej za prawdę móc zginąć, niż za luksusy się sprzedać. Lepiej zapobiec niż leczyć, azali z czkawką się męczyć.
    3 punkty
  21. Ciało — jedyna rzecz, co łączy życie i śmierć, w całość rozpisaną w brzmienie czasu, od pierwszej do ostatniej litery opowieści o oddechu idącym przez most historii, między stronicami ksiąg tak ciężkich, że łamią się ramiona, puchną kręgosłupy oddzielone od serc. I można iść tak bez końca, lecz tylko milczenie ma znaczenie. Zawahanie Ciało — kwantowa mapa skupionego rozpadu. Zapis napięć i fala wezbrania jałową bezsilnością świadomości, która czuje i wie, ale nigdy nie rozumie, wypalając symbol sensu w jaskini znaczeń bez aksjomatu, żelazem tak wiecznym jak Bóg, u pękniętego półkola skroni.
    3 punkty
  22. @violetta randka marzeń ! brzmi pięknie. marzy mi się randka marzeń :) niedługo......... @Marek.zak1 święte słowa Marku !!! najgorsze buble to branża farmakologiczna. trują ludzi na masową skalę. normalne ludobójstwo. dziękuję :) @KOBIETA Dominiko. potrzebujemy niewiele a tak wiele kupujemy. zgłupieliśmy ? ja bym Tobie kupił naszyjnik z planet wyrwanych z Wielkiej Mgławicy w Andromedzie ! kiedyś Ci......... dziękuję :)
    3 punkty
  23. myśli patrzą na wczoraj czują jeszcze ciepło nie tylko nadmorskie dziś atramentowe niebo nic nie mówi... ślady rozmów spojrzeń zamazują się powoli znikają pojawiają się w innym wymiarze zapada zmierzch bezbarwny bez pożegnania 10.2025 andrew
    3 punkty
  24. W przeszklonej sali gra orkiestra kryształ kruszeje rysą lustra, za ciasny kostium drażni skórę maska na oczach, w głębi pustka. Plastik neonów, sypkość pudru szampan rozlany strumieniami, wypełniam dłonie fałszem złota posrebrzam usta cekinami. Tańcząc do rytmu oczekiwań w matowych piórach codzienności, wewnętrznym żarem chcę być naga z lekkością poczuć smak wolności.
    3 punkty
  25. dalej nie ma już tęsknoty bez końca się śnisz wzruszenia przymykają przez zimno rozświeltoną noc w alkoholiczny półświat nie śpię błądzenia kręgi za kręgami tobą wędruję bosa w kolczykach z czarnego obsydianu ciebie nucę naga w chalcedonowym pierścieniu nie jest możliwe bezbrzeżną być
    2 punkty
  26. Nie trzeba noża, by zadać cios, Czasem wystarczy tylko głos, Jedno zdanie, jak strzała w serce, Zostaje w duszy — na zawsze więcej. Milczenie złotem, mówili tak, Lecz dziś milczenie to grzech i strach, W sieci ogień, w oczach gniew, Słowa palą jak tysiąc drzew. Nie każdy krzyk to prawdy głos, Nie każda cisza to winny los, Ludzie w słowach topią sny, Nie wiedząc, jak są ostrzy ich dni. Każde „nienawidzę” ma swój cień, Za każdym „kocham” stoi sen, Ale gdy mówisz bez serca tonem, Zostaje echo — jak po burzowym dzwonie. Świat krzyczy głośno, coraz mniej słucha, Prawda ginie wśród pustych słuchań, Zatrzymaj się, zanim zrobisz błąd, Bo słowa są jak ogień — i spalą dom. Bo słowa ranią mocniej niż stal, Nie cofnie ich już żaden żal, Wystarczy chwila — i świat się zmienia, Z powodu słów bez zrozumienia. Więc zanim powiesz — pomyśl raz, Bo może ktoś straci przez nie czas, Słowa to broń, której nie widać, A jednak potrafi zabijać.
    2 punkty
  27. Rozkazałem odnaleźć i ściągnąć tu Twoje ciało. Wygraliśmy bitwę a przegraliśmy wojnę. Leżysz na stosie tak cichy i blady. Bracie! Weź i mój topór w odmety, świętego, ofiarnego ognia. Zabierz go do Asgardu. Trenuj nim pod okiem Bogów aż do dnia ostatecznej bitwy. Wiernie będzie Ci służył. Dziś ścieżek przeznaczenia nie prostują Bogowie. A w wojnie nie szukaj honoru ani wiecznej chwały. Wróg nie stanie z Tobą oko w oko w szranki. Zabije bez chwili zwątpienia, dronem czy samolotem. Wiem jak samotny tam będziesz Bracie. Po kolejnej bitwie, zapewne dołączę do Ciebie. Duch mój pod bramy Asgardu podejdzie. Mój czas także do końca się zbliżył. A jeśli widzą mą żałobę i żal. Niech stwierdzą zgodnie, że to jeszcze nie czas. I niech zwrócą iskrę życia w Twe piersi i oczy. Runy i gwiazdy są nam przychylne i łaskawe. Twoja dusza wraca przez mroki Helheimu. Żagiew dla stosu, zamienimy w miecz z zaklętą potęga ojców. Żagiew śmierć i proch. Miecz nieśmiertelność i władze wróży. Cóż oprócz łez i ryku żałości, może wyjść z mojego serca środka. Czas pożegnać ten świat. Złamać i spalić tarczę z zaklętą w niej siłą, mądrością i honorem. W agonii trwającego Ragnaroku. Spłonąć jak krzak. Dzikiej, białej róży.
    2 punkty
  28. Ileż łez wylewała matka nad niedolą, Biedą i pustym garnkiem na kuchni. Brakowało przyodziewku na zimę, A w podeszwach ziały dziury na palec. Zimno wiało w plecy, a na szybach Mróz malował kwiatki – szyderca. Troszczyła się o nas, ile mogła, Świętych wszelakich prosiła o pomoc Przed snem, a my z nią na klęczkach, A jutro? jutro będzie lepiej, słońce zaświeci, Wstaniemy rześcy, pełni nadziei. Dobrzy ludzie podzielą się chlebem I miłym słowem – nie jesteśmy sami. Dobry, niewidzialny duch nad nami czuwa. Po lekcjach czekało nas zbieranie drew na opał I uśmiechanie się do pani z masarni, Czy nie zostały jakieś skrawki kiełbasy, Kurze łapki lub kości, na zupkę smakowitą. Z koszami wyruszaliśmy o świcie po szczaw, Gubiliśmy się w lesie, poszukując jeżyn i jagód. Doświadczyliśmy tej gorzkiej lekkości życia. Dzisiaj, mając wiele wiosen za sobą, Matczyne trudy dają nam siłę i upór, By w biedzie nie dać się złamać, lecz trwać. Wiemy, oj wiemy, że głód wyostrza smaki, A chłód nieczule testuje ciepło pieca, Że nadzieja lśni najjaśniej, aż błyszczy, Gdy noc jest najczarniejsza i straszna. I choć nie życzymy tamtych dni nikomu, To niesiemy je w sobie – nie jako ranę, ale korzeń, Który głęboko wrósł w ziemię i daje siłę gałęziom, Co ku słońcu wyrosną lata później...
    2 punkty
  29. @Leszczymchyba? :) @Wiesław J.K.ale przynajmniej wiemy, o co komu chodzi :) Dziękuję i pozdrawiam:) @Nata_Krukmini skupia się raczej na tych bliższych :) Dziękuję i pozdrawiam:)
    2 punkty
  30. @Starzec Hmm, tym bardziej z sąsiadką ;)
    2 punkty
  31. @Adler Nie zawieść …w plastikowym świecie chłodu i opadających liści, kiedy upadają normy, wartości i wszystko traci głębię …tak trudno pozostać tylko sobą.! śliczny jest :) Twój wiersz !
    2 punkty
  32. Czym jest człowiek?... Skorupą z gliny ulepioną… Z prochu, z pyłu sypkiego – weń duszą włożoną. Ona w tej miałkiej masie nie więdnie lecz żyje, Czy to nie cud?... W tym dzieło stworzenia się kryje; Owiane tajemnicą – nierozwiązywalną. Być może Boską?... Piękną?... Na pewno astralną. To co kruche – na nowo – wciąż trzeba budować, Tak też i ciało strawę musi ci przyjmować, A dusza za życia tę chorobę przejęła, Żeby ją wciąż karmić to człowiecza potrzeba. Ale czym?... Czym też ona, ta dusza się żywi? Wiarą, że jest coś, co na dłużej uszczęśliwi. Przecież nie nagła rozkosz – ot namiętność byle, Uniesienie chwilowe, które zaraz zginie, Lecz pewność, która mówi: „Zobacz sens istnieje. Nie wszystko płonne, proszę, miej jeszcze nadzieję.” Jednak dla duszy każdy owoc dziś parszywy, Już na drzewie dojrzewa cały robaczywy. Skoro wiesz, że wszystkie te, które dotkniesz – marne; Sięgnąć po któryś trudu żadnego nie warte. Więc kroczysz bez nadziei i o suchym chlebie, Pustynią nieskończoną, po jałowej glebie Szukając źródła, w którym woda życia płynie. Ponoć tam jeszcze drzewo poznania się wije. Ale nie ma oazy – jest fatamorgana, Źródło wyparowało i też uschła trawa, Zostały tylko węże w błocie pełzające; Tak jak ty głodne, na żer – Cię – wyczekujące. Mimo tego, idźże, bo źródło wypłukało Coś takiego, co duszy mocy by dodało I nie zważaj wcale na jadowite żmije; Walcz o to, co u kresu podróży się kryje. Nie popadaj przypadkiem w przeraźliwy lament, Z odwagą wyjmij w błocie zatopiony diament.
    2 punkty
  33. @sisy89 to bardzo dojrzały wiersz. emanuje nostalgią, przemijaniem i refleksją podoba mi się ;)
    2 punkty
  34. Zapatrzony w zmierzch, łunę portów i świetlików chciał skoczyć z tych gałęzi za horyzont, w jakim nie musiałby już spać, gdyż dotąd nawet marzenia o szczęściu w snach się nie spełniały Zapatrzony, daleko od swojego życia, nosił zawsze przy sobie jeden nabój, sznur i wór tabletek, bo nigdy nie wierzył, że samobójcy to tchórze, a bohaterowie giną za honor ludzi dumnych z wymyślonych granic Zapatrzony w innych, nigdy nie chciał mlaskać, tańczyć czy wiązać sznurowadeł jak oni Przy jego ognisku nie byłoby żadnych wolnych taboretów, a ślina innych służyła jedynie do zmiany pasa ruchu, a nie Drogi Zapatrzony w stare zdjęcia stał się niemową, który cieszy się swoimi słowami napisanymi przez znane trupy zapełniające jego duszę, aby nie udusić się chodzącymi umarlakami, które śliniły go swoim wrzaskiem Zapatrzony w ciemność szukał gwiazd, a w dzień nie mógł doczekać się zachodu słońca, który dawał kolejną nadzieję, że szczęście pojawi się choć raz we śnie, z którego nigdy już się nie podniesie
    2 punkty
  35. @Annna2 Fajne! Lepiej powiedzieć co się czuje, niż milczeć, bo ktoś się obrazi. Lepiej marzyć, choć sen się rwie, niż stąpać tam, gdzie nic się nie zdarzy.
    2 punkty
  36. @Berenika97 - @Rafael Marius - @huzarc - dzięki - @Andrzej P. Zajączkowski - dzięki -
    2 punkty
  37. @Migrena Drogi Kosmologu Podziemny, Twoja teoria o izotropowości krakowskich piwnic w kontekście rozmieszczenia kotów po Turkach i Tatarach jest... rewelacyjna! Muszę jednak wnieść poprawkę: zasada kosmologiczna działa tylko w dużych skalach, a kot to jednak obiekt kwantowy – może jednocześnie być i nie być w piwnicy ( kot Schrödingera w lochu). Dodatkowo koty wykazują tendencję do spontanicznej anihilacji z normalną materią studencką, przekształcając się w ciepło akademickie i mruczenie kwantowe. Co do "uakademikowania" – potwierdzam, studenci zdolni są rzeczywiście do wszystkiego, włącznie z naruszeniem praw termodynamiki (żyją bez jedzenia w sesji) i teleportacji (znikają na wykładach, pojawiają się na imprezach). Pozdrawiam ciepło (izotropowo, we wszystkich kierunkach) :)
    2 punkty
  38. chwile zadumy płonie światło pamięci lśnią chryzantemy
    2 punkty
  39. Zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej znów słodka Pluie ubiegła mnie i z dużą pewnością w głosie stwierdziła - Uratujecie swą funta kłaków nie wartą głowę monsieur Orlon - kokieteryjnie puściła mi oko i poprawiła swe czarne włosy, targane przez wzmagający się północny wiatr - Wacek był u nas wczoraj po zmroku i na trzeźwo ten konus oczywiście nie puścił pary z ust ale gdy podstawiłam mu dwa gąsiorki z winem, zaprawionym alchemicznymi ziołami Alipsy, to język rozplątał mu się ochoczo niczym węzły na pludrach młodzieńców na widok moich dorodnych mimo wieku cycków. Alipsa chwyciła mnie za ramię tak mocno aż uczułem na kości jej długie, zadbane paznokcie, którymi tak ochoczo gnębiła klienckie plecy i piersi. - Konus wyjawił Wasz plan. I muszę przyznać, że mimo waszego alfonskiego uszczerbku na godności I honorze prawego obywatela to łeb macie na karku i nie wzbraniacie się w godzinie zguby wołać o pomoc do samego nieba Orlon. A raczej do jego zesłanych we właściwym czasie orędowników. Więc dziewczęta znały już cały plan i tylko grały umartwione niewiasty na potrzeby tego kabaretu śmierci. Może i murwy i wszetecznice ale za to jak piękne i mądre a co najważniejsze moje i na mojej protekcji. - A czy poznałyście gołąbeczki kochane tego który ma mnie wybawić od wątpliwej przyjemności dyndania na szafocie? - w tej chwili jeden ze strażników złapał mnie za tak zwane łachy i pchnął naprzód. Zrobił to tak silnie i nagle, że prawie wylądowałem całym ciężarem na obliczu jakiejś rozwrzeszczanej dziewczyny w pierwszym rzędzie gminu. - Madame mi wybaczy ten zupełny brak ogłady ulicznego fagasa - skłoniłem się do ziemi, obróciłem do strażnika i nim zdążył wymierzyć mi cios pałką usunąłem się, skocznym piruetem na bok a pałka rozpędzona pewną ręką strażnika spoczęła na twarzy dziewczyny. Odgłos łamanej szczęki i wybitych zębów było słychać w promieniu kilkunastu kroków mimo nadal gwarnej i gorącej atmosfery tłumu. Dziewczyna padła bez ducha na wznak za siebie a do zamarłego w totalnym zdziwieniu strażnika doskoczyła widać matrona pechowej poszkodowanej i w szale zaczęła kopać i bić na oślep strażników a Ci zwarli się z nią w atletycznych zapasach. A ja dzięki temu zyskałem dodatkowy czas dla dziewcząt. - Ojciec Orest od Ran Chrystusa był przyjacielem i powiernikiem mego godnego podziwu i zbawienia ojczyma. Więc naturalnie i mnie objął pomocą bym także dostąpił łaski i zbawiennego w skutkach miłosierdzia naszego Boga, któremu nie jest obojętny los nawet tych całkowicie upadłych murew i alfonsów, którzy za niewinne występki jak zabójstwo kardynała który przeto wykończył mego ojczyma, teraz muszą pokutować i tańcować ze śmiercią na placu St Genevieuve. Tibelle zrobiła minę jakby nie wierzyła własnym uszom ani mojemu szelmowskiemu, wężowemu językowi. Wymieniła pojednawcze spojrzenia z kokietkami i wypaliła - Już my znamy Twego ojczulka … jak go mianowałeś Oresta od Ran Chrystusa lecz konus zna go znacznie dłużej i był kiedyś członkiem kompanii zakonnika a raczej jeszcze wtedy sodomity i włamywacza, faworyta Damasusa z Tolouse. Był jego prawicą sprawiedliwej śmierci dla spóźniających się z oddaniem tego cesarzowi półświatka co cesarskie. Czyli długów. A nosił on wtedy imię Papilona z Dunkierki choć konus określił go zgoła kwieciściej jako Papilona od świętej piczy Marii Magdaleny Więc to najprawdziwsza prawda, że ojczulek Orest był kiedyś kolegą po fachu i równym nam niegodziwcem. Powierzyłem swą głowę zatem w jak najlepsze ręce.
    2 punkty
  40. @Berenika97 to my Nika jak te dwa koty marcowe :)))) ja po dachach nie chodziłem bo mam lęki wysokości. ale raz, kolega co studiował archeologię śródziemnomorską zabrał mnie do piwnic pod UJ. dał mi dwie latarki i kawałek gromnicy z zapałkami a sam miał górski czekan. i poszliśmy. ja robiłem za latarkę. on prowadził po znakach kredą na ścianach. doszliśmy do jakiegoś zakamarka i on zaczął czekanem drapać zmurszałe cegły. kiedy pytałem co tam jest , powiedział zebym się zamknął. po dwóch godzinach usłyszeliśmy jakies głosy . ale od strony skąd przyszliśmy. ja się zgasiłem i siedliśmy na gruzie. nagle hałas jakby kogoś obdzierali ze skóry. kolega usiadł na kocie to ten się rozdarł. wziął go pod kurtkę i czekamy. obok nas przeszła jakaś ekipa i ktoś podniesionym głosem nakazywał aby ci co z nim byli poszli do pani Zosi a ona da im łańcuch i kłódkę. ten gość wydzierał się jeszcze, że nie życzy sobie żeby tutaj ktoś właził. kiedy oni przeszli, Wojtek zabrał kota i wyszliśmy. po drodze przekonywał mnie, że to kot po Turkach jest. temu kotu dali na imię Turek. szwendał się po akademiku jeszcze ze dwa lata. nigdy sie do siebie nie zbliżyliśmy. udawał ze mnie nie zna. Nika. dziękuję serdecznie za koment. wszystkiego dobrego ')
    2 punkty
  41. @TectosmithRozumiem i bardzo mi przykro. @Annna2Bardzo dziękuję! Aż tak? To bardzo miłe słowa. Pozdrawiam:) @lena2_ Dziękuję Ci z całego serca za te mądre i piękne słowa. To, co napisałaś o "sednie pokoleń" – to jest właśnie kwintesencja tego wiersza. Pozdrawiam. :) @viola arvensis Dziękuję Ci serdecznie za te ciepłe i wspierające słowa. Twój komentarz sprawia mi ogromną radość, szczególnie to, co napisałaś o "pastelowych barwach" – to piękne określenie. Ja podziwiam Twoje wiersze, bo aby dobrać rymy do pięknych słów trzeba się bardzo natrudzić. Pozdrawiam. @Natuskaa Dziękuję Ci za ten komentarz, który dotyka czegoś bardzo osobistego i bolesnego. Masz rację – to wiersz o kimś bardzo dla mnie ważnym. Ściskam Cię mocno i pozdrawiam z szacunkiem. @KOBIETA Dziękuję Ci z całego serca za ten piękny, pełen światła komentarz. Twoje słowa o "świetlistych cząstkach" są tak trafne i wzruszające – bo rzeczywiście, to najważniejsze, co możemy po sobie zostawić. Pozdrawiam Cię serdecznie, również z uśmiechem :) @hania kluseczka@Rafael MariusBardzo Wam dziękuję! :)
    2 punkty
  42. @Simon TracyNo jasne, że należy kontynuować pisanie - jest naprawdę dobre. Nie zostawiaj mnie z niedosytem, ani tych, którzy jednak czytają! :) @Wiesław J.K.Śliczne! :)
    2 punkty
  43. @Tectosmith :) @Rafael Marius Tak, przed prawami fizyki nie uciekniesz, zgadza się...
    2 punkty
  44. @Berenika97 Będę miał zatem motywację by pisać dalsze losy bohaterów. Bo "Boże szelmów..." ma kontynuację ale zbieram się do niej bardzo opornie bo nie wiem czy jest sens pisać przy nikłym odzewie
    2 punkty
  45. @Starzec Tak, ale z drugiej strony Wieża Babel :)
    1 punkt
  46. Tak to działa, kreuje się nieznane dawniej potrzeby, które się zaspokaja. Wersja demo wiecznie żywa, a w relacjach była od wieków i jest źródłem łez i frustracji jednak większych, niż kupno bubla. Pozdrawiam
    1 punkt
  47. @infelia Ten wiersz jest szczery, bez patosu, czuły bez sentymentalizmu. Potrafisz szczerze pisać o biedzie. Szczególnie poruszające jest to, jak pokazujesz dziecięcą perspektywę. A przede wszystkim matczyne poświęcenie się dzieciom. Piekny!
    1 punkt
  48. Wypełniasz usta smakiem bieli lekkością puchu z ptasich gniazd i jesteś świtem, który spełnia noc, co unosi srebro gwiazd. Z sennych obłoków kruchość światła rozświetla zmysły lśnieniem ciał blaskiem aniołów sycąc ciszę, przypływem miękkich fal.
    1 punkt
  49. ... czyli także.. jesienne płomyki.
    1 punkt
  50. I kota zioło, i zatoki A to kareta tokaju wuja. Kota terakota
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...