Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 29.09.2025 uwzględniając wszystkie działy
-
zasłaniamy głód miłości czym popadnie miałkim słowem błahą myślą niedokładnie lecz nie uda się oszukać tej tęsknoty nie przekupi jej namiastka byle dotyk w głębi serca przeczuwamy przecież skrycie że pokochać trzeba najpierw własne życie9 punktów
-
jaki problem, kochani czemu głowy was bolą? przecież panny źrenice odbijają nam kolor buraczkowy z buraczka jakby zmierzch malinowy, a groszkowy - jest groszek który w ustach się słowi oliwkowy w oliwkach tak się światłość przelewa... a blask rzęsy przymruża zieleń z żółcią chce śpiewać zaś od piórek gołębia przywłaszczono - gołębi, mokry jak ranna rosa choć spokojny - to ziębi butelkowy - z butelek fal zielonych i ciemni morski wstał wprost po burzy pośród nocy zagłębin popielaty - z popiołu seledyny w nefrytach jeśli nie wiesz i nie znasz, od księżyca pożyczaj karmelowy, jak ciepło pomarańczę - od słońca bo przebiera w dobranoc każdy promień na końcach7 punktów
-
spadamy zrzucamy łupinę na jesień życia tęsknimy za drzewem tęsknimy za życiem nadzy i bezbronni jednak gładcy już bez kantów i bez kolców oddanie czekamy aż nas wdepczą w ziemię to jedyna nadzieja na odrodzenie6 punktów
-
Umrzeć Pod sztangą nazbyt ciężką Na kobiecie w obcym i cudzym łóżku Obok drzewa starego jak ja Ponad wrogiem ściętym na kolana W kraju swego życia I śmierci6 punktów
-
4 punkty
-
Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.4 punkty
-
oślepione dobrocią nie wiedziało czy tylko być czy ciemność zapraszać dla równowagi bez szybowania do lepkich cząstek czasu tylko jak one wolno śnić dużo lecz za mało by myśli uchronić do jasnego świtu przez cienkie drgania przyszłości cały las ogarnąć przeszłością pokochać go jeszcze bardziej długimi chwilami tęsknoty i lęku kropelkami rosy namalować deszcz3 punkty
-
Nasz grzech wspaniały świat cały obiega, Aż hen wysoko pod chmury sięga. Bóg spojrzał z góry i rzekł z uśmiechem: "Głupota wasza niech leci z echem, Niech sobie fruwa gdy brak rozumu, Tylko mi w niebie nie róbcie szumu." Ispiracja: wiersz Harasymowicza.3 punkty
-
jak zwykle gdzie spojrzysz co usłyszysz zobaczysz chciałbyś poprawiać a świat świat ma się dobrze my ludzie nie wszyscy 9.2025 andrew3 punkty
-
Mialam iskierkę W oczach widoczną Nie tylko podczas Uśmiechu, Ona byla Po prostu gdzieś tam W oczach mych. Lecz wraz z Iskra ognia, Zapałki i zapalniczki Zniknęła... W tym wszystkim Sie rozpłynęła Teraz, gdy spojrzysz W oczy me Pusta tęczówkę ujrzysz Bo iskierka przy tych tremach Zatopiła sie głęboko w zmartwieniach3 punkty
-
Uçraşqanda – Abdurehim Ötkür (Kiedy się spotkamy) Kiedy wczesnym rankiem ujrzałem sułtankę, rzekłem: Tyś Panią z mych snów? Odrzekła mi: Nie! Miała blask w swych oczach, a na dłoniach hennę. Rzekłem: Tyś jutrzenką? Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Jak się zowiesz? Odrzekła: Ayxan. Spytałem: Gdzie mieszkasz? Odrzekła: Turpan Rzekłem: Co cię trapi? Odrzekła: To tylko żal. Rzekłem: Czy to miłość? Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Piękna jak księżyc! Rzekła: Chodzi o mą twarz? Rzekłem: Oczy jak gwiazdy! Odrzekła: Przestań! Rzekłem: One iskrzą! Rzekła: Czy me słowa? Rzekłem: Czyś ty wulkan? Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Co się marszczy? Rzekła: To moje brwi! Rzekłem: Czy to nutria? Nie, to me włosy! Rzekłem: Co ma piętnaście? Rzekła: Ja mam tyle lat. Rzekłem: Czy już kochasz? Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Gdzie jest morze? Rzekła: W moim sercu. Rzekłem: Czym jest piękno? Powiem ci o pięknu! Rzekłem: Czym jest słodycz? Rzekła: To mój język! Rzekłem: Pozwól spróbować! Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Czy to łańcuch? Rzekła: Tak, to on. Rzekłem: Czy jest koniec? Rzekła: Tam zmierzam! Rzekłem: To bransoleta? Rzekła: Tak, to ona. Rzekłem: Czy się boisz? Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Czemuś nie w strachu? Rzekła: Bo przy mnie Bóg! Rzekłem: I co jeszcze? Rzekła: I mój lud! Rzekłem: Czy to wszystko? Rzekła: Jeszcze dusza! Rzekłem: Czy jesteś wdzięczna? Odrzekła mi: Nie! Rzekłem: Czego pragniesz? Rzekła: Czerwonych róż! Rzekłem: A co z trudem? Trud to jedna z dróg! Rzekłem: Kto to jest Ötkür? Rzekła: To mój sługa! Rzekłem: Czy go sprzedasz? Odrzekła mi: Nie!3 punkty
-
Zięba Zięba w wielu kolorach ziębi się nieustannie. Chowa się przeziębiona, niemniej lśni nadal ładnie w nieba kolorach głębi, w czerwieniach trel i popiel. A czy to ciągle zięba? Bazie wiraże — może? inspiracja: @Alicja_Wysocka Luminaria Pan Niteczka ma stosik materiałów zetlałych w każdym kolorze nieba, od brązu aż po grafit. Na garnitur z kieszonką, na fartuszek na gruszki, dla sprawnego fryzjera i dla pyzatej wróżki. Pan Niteczka używa szpulek, co się przydają. Schowane i pod stołem z maszyną doskonałą, która bębni i stuka, obrzuca, zygzakuje, owerlokiem zachwyca, ściegiem krytym flirtuje. Pan Niteczka się ostał, zakład zgasł włókienniczy. On chciałby wciąż stębnować, odszedł prawie jak z niczym. Nieogrzane mieszkanie ciągle stoi otworem, krawczyk dla ludzi mieszka, jakby mógł przecież odejść.3 punkty
-
Zrobiłaś ze mnie swój nocnik wypełniasz go fekaliami i mówisz że to dowody miłości Nasza codzienność przepływa wydalana przez nieczułe usta Po prostu nienazwana A Oni mają swoich własnych poetów którzy mówią aż dłonie są spuchnięte od oklasków Nie potrzebują takich jak my i ja z innego świata po niewłaściwej stronie betonowej tęczy Oni są cyfrowymi sternikami a my tylko śladem węglowym który chcą utlenić spalić na miazgę krematoryjnej ciszy bo tylko ciszą dla nich jesteśmy3 punkty
-
Zdaje mi się, że widzę… Gdzie? Przed oczyma duszy mojej. I znów powraca twój cień ulotny jak wiatr, co muska łzy zaschnięte Szukam cię w szmerze drzew, w śladach odciśniętych na starym krześle, w zapachu, co wciąż jeszcze błąka się po korytarzach milczącego domu I wciąż szukam, wciąż jeszcze szukam Ciebie Bo oczy bywają ślepe od nadmiaru dn(i)a A ja nie wierzę, nie uwierzę Że już nie ma przy mnie Ciebie3 punkty
-
Pięknie słoneczko nam dziś grzeje, Pani Jesień bardzo łaskawa po kilku dnia szaleństw z wiatrem z sił opadła, odpoczywa. Nie wiadomo jak długo potrwa ten stan więc korzystajmy póki się da, wybierzmy się z rodzinka na spacer do parku, ogrodu zrelaksować się . Złapać w płuca tlenu ile się da, bo wiadomo co nas czeka, zima zła, nazbierać żołędzi, kasztanów potem dzieciaki frajdę mają, ludziki powstają. Przysiąść na ławeczce tu i tam bużkę do słoneczka wystawić, może jeszcze uda się troszkę opaleniznę poprawić. W końcu uzbierać liści kolorowych zabrać do domku w wazon wstawić, piękna sprawa mówię wam, pamiątkę ze spaceru w domu masz. Korzystajcie póki aura sprzyja za drzwiami czeka sroga zima spacer pośród bieli bajka inna każda pora roku swe uroki ma. K.W.2 punkty
-
gdy ojciec krzyczał to matka płakała bo nam pod stołem walił się świat lecz gdy miał humor to się uśmiechała widząc jak na blacie rośnie domek z kart2 punkty
-
Ogarnęły nas deszczowe psy mój z bólu wyje twój głośno warczy skończyły się słoneczne sny zostały tylko rozrzucone karty joker szczerzy bezlitosne kły ze swym szyderczym uśmiechem gdzie nas dwoje lecz nie ma my koniec świata bez ciebie przebiegłem król kier stracił władzę teraz jest winnym waletem przez damę pik walczy z kacem winami z potłuczonym szkłem zbiegły się asy z rękawa wyśmiały nieszczęśnika jego wina jego kara niewinna łza z policzka zawiniona talia się przetasowała karty już inne lecz wciąż te same jakby je śmierć namalowała bez kolorów smutne na amen tylko znowu te asy co ich za dużo w talii stoją na czarnej mszy nad jopkiem ofiarnym składają go w ofierze na karcianym cmentarzu chociaż on to przeżyje na ich winnym talerzu msza się kończy biją dzwony na karcie śmierć za życia został żywcem pochowany asy z uśmiechem biją brawa2 punkty
-
Przed wojną podkarpacki nafciarz kupił od galicyjskiego żyda ozdobną kamienicę. Kamienica była wielopiętrowa i rozległa a stała na Starym Mieście w Krakowie. Ostatnie, trzecie piętro kamienicy na które składało się pięć pokojów zajął nafciarz ze swoją żoną. Na parterze znajdował się wytworny sklep jubilerski. Wojną nie odbiła się na kamienicy ani jej właścicielu żadnymi negatywnymi skutkami, bo wyżsi oficerowie niemieccy którzy zajęli pierwsze i drugie piętro mieszkali tam w zgodzie z kulturą i dobrym wychowaniem czego brakowało im zapewne kiedy pełnili służbę w okupowanej Polsce. Po wojnie nowo powstałe państwo robotników i chłopów przejęło kamienicę we władanie, co skutkowało zamianą wytwornego salonu jubilerskiego w pospolitego rzeźnika, na piętro wyżej wprowadziło się małżeństwo sędziów którzy dopiero uczyli się mówić po polsku, na piętro zaś drugie kilkoro dziwnych ludzi którzy nie okazywali sympatii nikomu. Wkrótce po wojnie umarł nafciarz pozostawiając w mieszkaniu żonę z małą córeczką. Lokatorzy z kamienicy zmieniali się niespecjalnie często i tylko konieczność podpisywania druczków meldunkowych przypominała żonie nafciarza o tym, że jakby na sprawę nie spojrzeć dom jest dalej jej, chociaż nie ma w nim nic do gadania W roku 1995, w kilka lat po upadku komunizmu żona nafciarza wywalczyła w sądach formalny zwrot kamienicy po czym zmarła na atak serca. W latach powojennych córka zmarłego właściciela wyszła za mąż za lotnika. Ze związku urodziła się córeczka. Nazywała się Irena K. i jej poświęcam tę opowieść. Rodzice pani Ireny zginęli wkrótce w makabryczny w wypadku samochodowym we Włoszech dokąd wybrali się na zażywanie morskich przyjemności i wypoczynek. Jeszcze przed odzyskaniem kamienicy pani Irena wyszła za mąż za kapitana żeglugi wielkiej. Żona kapitana miała własne biuro handlu nieruchomościami i była osobą bardzo obrotną. Kiedy jej mąż pływał po morzach i oceanach świata jego żona wyprowadziła z własnej kamienicy lokatorów z poprzedniego systemu zasiedleń i przeprowadziła remont po lokatorach którzy mieszkań nie szanowali bo zgodnie z ówczesną logiką myślenia mieszkania w prywatnej kamienicy były niczyje, chociaż przecież lokatorzy sami tam mieszkali. Mieszkanie po małżeństwie sędziów zza wschodnich rubieży przedwojennej Rzeczpospolitej przedstawiało obraz jak z impresjonistycznych malowideł mistrzów pędzla. Konieczny więc był remont wielozakresowy. Podczas tego remontu w którąś niedzielę kiedy robotnicy wynajęci do przeprowadzenia remontu wypoczywali poza miejscem pracy pani Irena weszła do jednego z remontowanych mieszkań. Dotykała tego i owego aż dziwnym trafem poruszyła jednym z kafli wyjątkowo pięknego pieca. Kafel był w cokole i został poruszony szpicem eleganckiego buta. Kobieta odkryła, że wysuwa się on po nacisku w określonym miejscu i pod pewnym kątem. Irena K wzięła drewnianą, metrową poziomicę robotników remontowych, klękła i z niedużej skrytki wygrzebała kilkanaście woreczków. W każdym z nich były kunsztowne wyroby ze złota, złote monety, kolie, bransolety i pierścionki wysadzane kamieniami szlachetnymi. Gdyby tak kosztowności liczyć na kilogramy to pani Irena córka polskiego nafciarza i żona kapitana żeglugi wielkiej stała się nagle posiadaczką prawie 10 kg precjozów. Kiedy po miesiącu mąż Ireny K. wrócił z rejsu bardzo w nim zakochana żona z kokieterii i własnego poczucia dobrego smaku położyła mu pod kołdrą w małżeńskim łożu kilogramy kosztowności jakich nawet on kapitan wielkiego statku morskiego nigdy w życiu nie widział. Mijają lata w których zakochani małżonkowie żyją miłością, czerpiąc z życia przyjemności jakie dane są jedynie bogatym i pewnym siebie ludziom. Ale któregoś dnia kiedy mąż pływał po morzach południowych przyszedł do niego, ale na adres małżonków list z Francji od francuskiego armatora. Ponieważ małżonkowie mieli takie zwyczaje Irena K. list otworzyła. Było tam pytanie czy kapitan Andrzej Władysław K. jest skłonny objąć stery na liniowcu oceanicznym bo jak armatorowi jest wiadomo od prawie roku kapitan nie przyjmuje żadnych ofert. Irena K. pomyślała tak. Skoro mąż nigdzie teraz nie pływa a okłamuję ją, że to właśnie robi to znaczy, że ma kochankę. Kiedy mąż wrócił z rejsu godzinami opowiadał żonie o całej podróży dzieląc się z nią wrażeniami i opowiadając rozmaite jej szczegóły. Na okazany list armatora francuskiego wybuchnął śmiechem. Ponieważ kobieta nie potrafiła rozwiązać tej mocno trapiącej jej tajemnicy męża sama pobiegła do prywatnego detektywa. Kiedy w trzy tygodnie po powrocie mąż znowu wyruszał w rejs dyskretnie towarzyszył mu detektyw. Wrócił po kilku dniach i zdał Irenie K. relację ze śledzenia męża. To prawda, że mąż jechał nad morze ale do niego nie dojechał bo zacumował w Bydgoszczy, a konkretnie w uroczym podmiejskim domu z okazałym ogrodem. Statek zaś na którym objął stery nazywa Marzena W. Detektyw sprawdził też specjalny wykaz obsad statków morskich i okazało się, że nazwisko kapitana figuruje tam po raz ostatni prawie 2 lata temu . Po zasłyszeniu tych rewelacji właścicielka pięknej kamienicy, wnuczka przedwojennego polskiego biznesmena, córka lotnika, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego wybrała się za swoim mężem do domu Marzeny W. do miasta Bydgoszcz wkładając w elegancką torbę LOUISA VUITTONA wykonaną ręcznie ze skóry warana z Komodo, używany młotek murarski. Przedmiotem prawniczych rozważań jest to czy Marzena W. działała w obronie własnej kiedy nożem kuchennym ugodziła Irenę K. w serce powodując jej śmierć, czy też dźgała rywalkę nożem bo ta przyjechała zabrać jej człowieka do którego już bardzo się przyzwyczaiła. Na krzyk obu bliskich sobie kobiet przybiegł z ogrodu zażywający akurat kąpieli słonecznej kapitan żeglugi wielkiej. Irena K. zmarła w przedpokoju rywalki do względów męża. Marzena W. stanęła przed sądem który zajął się rozwikłaniem zawiłości prawniczych związanych z zakwalifikowaniem zabicia wymachującego młotkiem człowieka w przedpokoju własnego domu. Takiego przecież człowieka do którego żywi się emocjonalną niechęć związaną z próbą odebrania sobie swojego własnego wybranka serca. Z tego co wiemy kapitan żeglugi wielkiej pan Andrzej Władysław K. definitywnie zerwał z morzem. Jest dzisiaj bardzo zamożnym człowiekiem bo bardzo bogata żona zostawiła jemu jedynemu ogromny majątek. Na marginesie sprawy o zabójstwo, kiedy badano jej okoliczności, policja dowiedziała się o niezwykle wartościowym znalezisku Ireny K. Nic policji jednak do tego. Bo jeżeli ktoś lata temu znalazł coś we własnym domu to jest to tylko jego własne szczęście. Upływ lat czyni takie znalezisko niedostępnym również dla organów finansowych. Nie warto za niewiernym mężem latać z murarskim młotkiem bo można stracić na zawsze nie tylko jego samego ale również własne życie.2 punkty
-
kwiaty na łące polna mgła sad pachnący owocem wieczorna świerszcza przytulna gra splecione dłonie starców dziecięcy uśmiech zadowolona matka na końcu dnia to czysta poezja szczery zamiar ma jest kluczem który nadzieje otwiera więc niech trwa ozdabia horyzont niech udowadnia że warto żyć2 punkty
-
Ja i ty Umieramy tak jak nasze sny A świat rozpada się Na kawałki Częstując nas Chlebem i winem Jak ciałem i krwią Chrystusa Na ostatniej wieczerzy Kto pilnuje naszych pacierzy?2 punkty
-
wczoraj przed zaśnięciem pisał mi się wiersz, jasną myślą na czerni postawiłam kropkę - będzie na jutro, odnajdę go z dzień dobry gdzie jest - dlaczego? może się zgubił i śni się teraz tobie?2 punkty
-
epitafium odszedł na zawsze, dobrze zużyty, lecz chodzą słuchy często zmarnowany i tutaj różne zdanie bywać mamy bywał przecież różnymi językami na kartach książek, gazet, czasopism opisywany obecnie zkomputeryzowany zawsze na czasie i upływający przeszły, teraźniejszy, przyszły nigdy nieustający dziejowy ************************2 punkty
-
grzech to narzędzie kontroli zarzucone na szyję człowieczeństwa brzemienne w oskarżenia i złudne obietnice zastraszony zwierz szybciej wpada w pułapkę zachęcony łakociami cywilizacji głaskany biczem rzeczywistości wierzy - tak musi być wbrew sobie zaprzeczając i własnemu duchowi wybacz mi Wszechświecie za myśli bezgrzeszne **********************2 punkty
-
@Wiesław J.K. dla jednych zużyty dla innych zmarnowany ważne że przeminął i wrzucił przeszłość w pamięć choć go opisują niczym się nie przejmuje płynie niezależnie tylko dla nas tu jest :))2 punkty
-
2 punkty
-
@Jacek_Suchowicz jest, ach jest - całe morze, a co któryś ma smaki ten od wody jest zimny ciepły - słońcem bogaci jeszcze mają zapachy jagodowe czy wiśni marcepany z migdałów, waniliowy - też pyszny aż się oczom pstrokaci - aż się zjadać zachciewa istny jarmark cudeniek - dla artystów wyprzedaż @Kwiatuszek, @sam_i_swoi, dziękuję :)2 punkty
-
a groszkowy ten z groszku swą zielenią nam brzdąka wyłuskany po troszku nie pozostał na strąkach śmietanowy ze śmietaną ma dużo wspólnego pełnotłustą lubianą biel z drobiną żółtego morelowy z morelą coś na stałe wciąż łączy ej by można wymieniać tych odcieni tysiące :))))2 punkty
-
Witaj Alicjo - mój wiersz z archiwum - dawne czasy - miło że czujesz ten obraz - dziękuje - Pzdr.serdecznie. Witam - dokładnie tak jak napisałaś - dziękuje za przeczytanie - Pzdr.jesiennie. Witam - dawne czasy - oczywiście to mój wiersz - cieszy mnie że dobry emocjonalny - dziękuje - Pzdr.zadowoleniem. Witaj - miło że czytasz - dziękuje za owe świetne - Pzdr. Witam - zgadza się - poruszający ale prawdziwy - dziękuje za czytanie - Pzdr.uśmiechem. Witaj - miło że czytasz - dziękuje - Pzdr. @iwonaroma - @Moondog - @wierszyki - @Natuskaa - dziękuje -2 punkty
-
@iwonaroma Twój wiersz to piękna metafora - "zrzucanie łupiny" to nie tylko fizyczne starzenie się, ale też pozbywanie się wszystkich masek, może ostrych krawędzi charakteru - zostaje coś prawdziwego. Szczególnie mocno brzmi dla mnie ta fraza - "nadzy i bezbronni , jednak gładcy" - jest w niej paradoks siły w bezbronności, piękna w prostocie. A końcowe przejście od pozornie pesymistycznego obrazu "wdeptania w ziemię" do nadziei na odrodzenie to świetny zwrot - pokazuje głębokie zrozumienie tego, jak działa życie. Bardzo mi się podoba!2 punkty
-
Bystra Franka, mieszkanka Niecieczy podejrzewa, że coś jest na rzeczy. Gdy pochyla doktor się z pasją i obraca zręcznie co raz ją, to podziwia ją tylko, czy leczy?1 punkt
-
... różne pustynie. Różne w znaczeniu precyzyjnego położenia geograficznego. Różne w znaczeniu administracyjnej przynależności do danego państwa względnie państw. Wreszcie różne w sensie takim, że tylko część z nich jest piaszczysta. Przykładowo, Egipt przedzielony Nilem składa się praktycznie z dwóch pustyń - Arabskiej i Egipskiej właśnie. Jednak na naszej - załóżmy, że można tak Ją określić - Ziemi istnieją dwie pustynie solne. Jedną jest słynne Salt Lake, leżące w Stanach Zjednoczonych, drugą, większą - Salar de Uyuni. Mające długość stu czterdziestu kilometrów i powierzchnię dwunastu i pół tysiąca tych ostatnich - kwadratowych, rzecz jasna. Spod miejscami cienkiej warstwy soli wydostaje się woda, widoczna w postaci kałuż bądź możliwa do dotknięcia, znajdując się w przerwach solnej powierzchni. Przestrzeń ta przed długim czasem - naukowe dane są tu aważne - stanowiła część oceanu. Po wypiętrzeniu się Andów i odparowaniu wody została drugą z wymienionych solną pustynią, w odróżnieniu od pierwszej - z wyspą Incahuasi. Jednak owa "wyspa" stanowi potoczne określenie, bowiem jest to po prostu dawna podmorska - dziś nadsolna - wyższa, skalista część dna. Obecnie w dużej mierze porośnięta kaktusami. Opowiadam Wam o niej, drodzy WspółForumowicze, głównie z chęci podzielenia się pewnym osobistym doświadczeniem. Zdaję sobie sprawę, że z racji owej osobistości odbiór może być różny. Ale przecież nikt z Was zaprzeczy, że świat, w którym żyjemy - i którego część stanowimy - jest odmienny od przedstawianego nam obrazu. Magia. To pojęcie doskonale Wam znane kojarzy się rozmaicie, w tym z legendami i bajkami oraz z serią filmów o Harry'm Potter'ze, jego przyjaciołach i o Hogwarcie. Ale też - po prostu - z energetycznym oddziaływaniem. Mówimy także o magicznych miejscach, prawda? Otóż oprócz wymienionych w poprzednim opowiadaniu Machu Picchu i Saqsaywaman Solnisko de Uyuni jest - od dzisiaj również w moim przekonaniu - jednym z takowych. Komu z Was bowiem zdarzyło się, dwukrotnie spojrzawszy na zegarek w conajmniej dziesięciominutowym odstępie czasu i zobaczyć tę samą godzinę? W dodatku tak zwaną anielską: osiemnastą osiemnaście? Byłoby dobrze - i komfortowo, a może tylko wygodnie i prosto? - aby wszystkie podobne sytuacje dało się wytłumaczyć przywidzeniem lub samosugestią. Prawda? I czy nie jest nią również, że skoro wszystko jest energią, tym samym wszystko jest magią? Hotel Pedresal, okolice Salar de Uyuni, 27 Września 20251 punkt
-
dobrze że nic nie mówisz w chłodne dni nie marszczysz brwi mogę wtedy czytać własnymi słowami chociaż nie umiem przeglądać się we mgle dobrze że nie zabierasz dłoni nieopisanych chwil w których zastygaliśmy tak jest dobrze zanim zamkniemy usta powieki1 punkt
-
@Wiesław J.K.Ja odnoszę się tylko do Twojego tekstu. Widzę w nim sprzeciw wobec manipulacji strachem. Twoja metafora grzechu jako narzędzia kontroli jest odważna - pokazujesz, jak poczucie winy może być używane do zastraszania i zniewalania człowieka. (Duża część historii władzy się na tym opierała). Szczególnie poruszający jest paradoks końcowy - przepraszanie za "myśli bezgrzeszne". To ironiczne, bo nawet w buncie czuje się ciężar wpojonych schematów. Ale zastanawiam się: czy odrzucając "grzech" jako narzędzie kontroli, nie ryzykujemy utraty wszelkich etycznych granic? Czy istnieje przestrzeń na moralność, która nie jest "narzędziem" - ale czymś autentycznym, wewnętrznym?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Alicja_Wysocka Twój wiersz to uroczy i niezwykle ciepły utwór, który działa jak balsam, jak chwila wytchnienia od codziennych problemów. Przypomina, że źródło piękna i kolorów jest tuż obok nas – w buraczku, groszku, oliwkach. To pochwała dostrzegania poezji w najbardziej prozaicznych elementach rzeczywistości. Zadajesz pytanie: "jaki problem, kochani?", a potem sama udzielasz odpowiedzi: problem znika, gdy zanurzymy się w prostym pięknie świata. Bawisz słowem w niezwykle subtelny sposób. Tworzenie nazw kolorów od ich źródła („buraczkowy z buraczka”, „popielaty - z popiołu”, „butelkowy - z butelek”) jest nie tylko pomysłowe, ale też przywraca słowom ich pierwotny sens. Wiersz staje się swoistą genezą barw. A jednocześnie kolory opisujesz tak, że można ich niemal dotknąć i posmakować. „Groszek, który w ustach się słowi”, „karmelowy, jak ciepło". To tekst, który otula i koi, a jego łagodny ton jest niezwykle kojący. Ostatnie zwrotki, w których kolory pożyczane są od księżyca i słońca, wynoszą ten "codzienny" świat na poziom kosmiczny. Inspiracji i piękna można szukać wszędzie – od tego, co na talerzu, po to, co na niebie. A myśl, że każdy promień słońca „przebiera w dobranoc”, jest cudownym obrazem na zakończenie dnia. To tekst, który otula i koi, a jego łagodny ton jest niezwykle kojący. Jest jak antidotum na szarość i zmartwienia. To tekst pełen światła, ciepła i subtelnego czaru - Alicjo z poetycznej krainy.1 punkt
-
@Annna2 Aniu. Nigdy dobrze nie było, ale tak jak jest teraz....to można powiedzieć, że lepiej to już było. Cała rzeczywistość wokół nas jakby się skurczyła. Jakaś powolna implozja. Kolaps grawitacyjny. Niedawno wspominałaś Trójkę. A gdzie teraz są dobre powieści, filmy, muzyka ? Gdzie są nowe myśli filozoficzne ? Nowe antybiotyki ? (Już doszliśmy do ściany). Gdzie dobry chleb ? Eeee, niech to diabli !1 punkt
-
@MigrenaTwój tekst jest jednocześnie krzykiem rozpaczy, czarnym humorem i aktem oskarżenia. To nie jest zwykły wiersz - to nasza rzeczywistość w surrealistycznym wydaniu. Przedmioty nie mogą znieść absurdu - to pierwsze ofiary politycznej inwazji. Obnażasz mechanizmy władzy - "polityk się wdziera .." A sam polityk to potwór bezkarności, arogancji, cynizmu i chciwości - wykarmiony przez naiwne społeczeństwo. Świetna scena - eksplodujący ciśniomierz, którego skala kończy się na EGO. Twój wiersz wywołuje śmiech przez łzy. Absurd bawi, ale przychodzi refleksja - jak blisko jest rzeczywistość. Finał jest druzgocący - jak wyrok śmierci wydany na system, nadzieję i na pacjentów czyli nas. Super! Może wysłać go posłom, zwłaszcza tym z komisji zdrowia? :)1 punkt
-
@wierszykiDziękuję za poetyckie spojrzenie :) Dołączam pozdrowienia, słoneczne i jesienne, razem z liściem na kałuży, który właśnie spadł.1 punkt
-
@huzarc bardzo mi się ten wiersz podoba ! Pokazuje, że bycie redukowanym do przedmiotu doświadczenia innych jest równocześnie tragedią egzystencjalną i oporem wobec cyfrowej obojętności świata. Świata który zaciska swoje szpony na naszym delikatnym życiu.1 punkt
-
@MigrenaCzytam Twój tekst i czuję, że to naprawdę opowieść o świecie przesadnie powiększonym, a jednak wcale nie przerysowanym. Może nie każdy to zobaczy, może nie każdy będzie chciał - ale ja widzę, jak w absurdzie polityka odbija się codzienność pacjenta. Dziękuję za ten energetyczny huragan słów.1 punkt
-
1 punkt
-
@iwonaroma piękna metafora dojrzewamy jak te kasztany bez kolców gładkości do piękna choć wdepczą to ulatamy by dalej swe życie wypełniać1 punkt
-
Zaraz oszaleję! Kim jesteś by mówić-Puść mnie! Czerń rozbłysła się w oczach "Uwolnić się muszę!" Biegnę! Z lasem się zmierzę Spójrzmy kto większy Ja większy! Mocniejszy! Silniejszy! Potężniejsze Ramiona Nie mieszczą się tutaj Drzewa rękoma Próbują powstrzymać Na marne! Pokrzywińskim dywanem Gościć mnie będzie Obcałuje kostki Na darmo Muszę! Małe krople? Niebo płacze, że odchodzę? Nie płacz, nie płacz To dla dobra... Cała szyja mi zdrętwiała To zasadzka! Po mym ciele Cała armia Na olbrzyma napaść chciała! Gdzie ten ... Ktoś mi nogę tu podłożył! Ha! Jak samolot lecę teraz! Patrzcie na mnie! Jak wysoko! Wszystkich z góry was oglądać... Coś się dzieje! Coś nie tak! Lecę w dół Kadłubem wznak! Gdzie są Ci co mnie gościli? Gdzie są Ci, którzy moją obecnością się cieszyli? Zazdrościli? Zazdrościli! ... Dełas dzięszko mi się łuszadź Moją piękną twarz oplata Ciemno z chłodem Chłód z ciemnością Gdzie ja jestem Jestem?! Jeeestem???!!! /Echo/ Tu jestem Tu jestem Ja jestem1 punkt
-
@MigrenaAch! Jak pieknie napisałeś! Dziękuję Ci za te przepiękne słowa i za to, że podzieliłeś się tak głęboką refleksją. Ten aforyzm Wilde'a rzeczywiście trafia w sedno - różnica między życiem a istnieniem jest ogromna. Masz rację, że czasem dopiero trudne doświadczenia uczą nas prawdziwego doceniania każdej chwili. Te "apokaliptyczne sekundy", o których piszesz, nabierają wtedy zupełnie innego wymiaru - każdy oddech, każdy uśmiech staje się rzeczywiście skarbem. Wzruszyło mnie też wspomnienie o Niemenie - w jego tekstach zawsze była ta prawda o życiu, ta autentyczność, która dotykała najgłębszych strun. Bardzo dziękuję za te życzenia pięknego życia. To jedno z najwartościowszych życzeń, jakie można komuś przekazać. Wzajemnie Ci też tego życzę.1 punkt
-
@Berenika97 Kiedy tak piszesz to mnie się nasuwa na myśl aforyzm Oscara Wilde'a : "żyć to najbardzej rzadka rzecz na świecie. Większość ludzi tylko istnieje." Trzeba przeżyc naprawdę ciężką traumę, albo stanąć u wrót piekieł, żeby nauczyć się pięknie żyć. "Bo każdy dzień to skarb" - tak mi się Niemenem dzisiaj tęskni". I docenić każdy przeżyty dzień, każdą apokaliptyczną sekundę, każdy uśmiech i każdy oddech. Piękne życie ! Tego Ci Bereniko życzę :)1 punkt
-
a trzeci biega po ziemi niebie co by nie zrobił nie znajdzie siebie czwarty już dawno ja własne zgubił piąty je sprzedał srebrniki lubi :)))1 punkt
-
Ludobójstwo Mord rytualny Wołyń Najbardziej o nim — ale są i inne miejsca. Nie potrafię pisać o nich, dźwigając ponad siebie na cokoły — jak atlas, metaforą wielkich słów, prawość nieba. Nie umiem, choć widzę jeszcze: Krematoria i ciałopalny zmierzch; zastrzyk z fenolu na dobranoc; niemiecką butę pod batutą Wagnera, uzbrojoną w ołowiany bat. I jeszcze — kulę w potylicy i los bezimiennych. Czerwone ukąszenie przez pychę ich dzieci, oczarowanych konceptem Raskolnikowa. O tym pisać nie potrafię — prawdziwie. Wybaczysz — oni zapomną, a potem groby rozkopią ich psy na nowo. Wyrasta ze mnie wtedy męska wściekłość potomka czasu burz. Uciec w las — jak wilk. Testosteron kwitnie we krwi, duszny i żywy. zemsta. zemsta. zemsta.1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne