Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 06.02.2023 uwzględniając wszystkie działy
-
Pół godziny później byli gotowi do wyjścia. Anais, jej synek Olli i Dzień, który był nadzwyczaj zadowolony, że udało mu się jednak namówić ich na spacer. Spakowali wiklinowy koszyk piknikowy, w którym znalazły się jajka gotowane na półmiękko, świeże bułeczki z masłem, ketchup i termos z gorącą herbatą. To był ich klasyczny zestaw na drugie śniadania w plenerze. Nadal padał deszcz, choć zdecydowanie mniej niż kiedy wstali. Krople spływały delikatnie po nieśmiało wyłaniajacych się pączkach liści brzozy, która rosła za oknem kuchni. Wróble na parapecie wesoło szczebiotały, otrzepując jednocześnie piórka z błyszczących kropelek. Były tak zadowolone, jak gdyby zażyły prawdziwie królewskiej kąpieli. Olli patrzył przez szybę swoimi błyszczącymi, wielkimi oczami, w których było widać wielkie podekscytowanie. Kochał spacery ze swoją mamą, nawet jeśli za oknem pogoda była średnia. - Mamo, idziemy już? - rzucił niecierpliwie chłopiec zakładając swoje ulubione kalosze. - Oczywiście, że idziemy! Wezmę tylko parasole. Anais wyciągnęła również kurtki przeciwdeszczowe. Zabrali koszyk z prowiantem i wyszli. Do lasu nie było daleko a droga prowadziła przez pola. Po deszczowej nocy i poranku zrobiła się bardzo błotnista. Kałuże wyglądały jak małe jeziorka, porozrzucane tu i ówdzie. Dobrze, że mama i chłopiec zaopatrzyli się w odpowiednie kalosze. Dzięki nim droga była świetną okazją do wspólnej zabawy. - Mamo, jak ja lubię deszcz! - pokrzykiwał radośnie Olli, wyciągając ręce do góry, jakby chciał złapać wszystkie kropelki naraz. Dzień ściągnął z twarzy swoją ponurą maskę i zza ciemnych chmur zaczęło wyłaniać się słońce. Złote promienie w połączeniu z resztkami deszczu spadającym z nieba, stworzyły nad nimi zjawiskową, ogromną tęczę...4 punkty
-
Przychodzi co wieczór I tak spędza noc Zegar staje w miejscu Spada z ciała koc Oczy ma niebieskie Włosy szary blond Usta w krzywą kreskę Dokądś idzie - skądś Wzrusza drżące ciało Wpycha w epilepsję Prowadzi w marzenia Szykując udrękę Odys gnał po falach Do swojej Itaki Pozazdrościć losu I zwodniczych znaków4 punkty
-
Dwa serduszka w tłumie, te pokaleczone. Wciąż szukają siebie, lecz są pogubione. Ślą sygnały wokół, smutek eksportują. Dwa serduszka w tłumie, siebie wyczekują. To jedno serduszko wędruje doliną. To drugie serduszko kluczy zaś wyżyną. Czy nadejdzie pora, że zobaczą siebie? Może nie w tym życiu, lecz na pewno w niebie.4 punkty
-
Obudziła się w jego ramionach I nic już nie było brzydkie ani obojętne Nawet te tandetne obrazy W sklepiku za rogiem Wszystko stało się na powrót - Piękne W relację chemiczną Jej mózg się stoczył - W najlepsze zaiskrzył Neurony jak światełka - Daleko im było do nocy Dzień świtem wstał rzwawo Dawno pobudzony Rozochocony zmysłami - Nieokiełznany jak syczący płomień Jest on i jest ona I jej nagie ciało Obudziła się w jego ramionach Choć noc była długa Wciąż pieszczot jej mało4 punkty
-
Nadzieja to prawda czy złudzenie które wie coś o czym my nie wiemy Nadzieja to wygrana czy może to fałsz który nauczył się z nas śmiać Czy nadzieje można polubić czy raczej udając twardego bez niej żyć4 punkty
-
Martwi mnie martwi mnie i smuci gdy słyszę że ty masz troski i kłopoty czujesz się zagubiona samotna zapomnij o tym wybierz się w podróż już niedługo jest lot na Kasjopeje 12 osób 6 kobiet 6 mężczyzn tam daleko w tym gwiazdozbiorze są oazy szczęścia i radości a przede wszystkim spokoju nikt i nic nie zawraca głowy nie ma tam problemów pogoda jest zawsze taka jak trzeba żyje się jak ryba w wodzie jedzenie ubieranie nie nurtuje wszystko na wyciągnięcie ręki życzliwość zrozumienie uśmiech są podane po wylądowaniu barek all inclusive muzyka zabawa non stop 2.2023 andrew Przez 5 wymiar 2 godziny lotu4 punkty
-
a więc stało się ponownie pociągnięcie pędzlem rozmazało ciszę barwą z palety połamanych kości bierności i niemocy nie jestem już dziewczyną ze snów dawno minęły czasy kiedy mogłam wybierać ulubiony kolor i swobodnie nim farbować czyste płótno3 punkty
-
Lubię zimę, lubię mrozy, kiedy sanek szumią płozy, lubię, kiedy pełno śniegu, a dzieciaki, w pełnym biegu, wciąż śnieżkami się rzucają, z czego mnóstwo frajdy mają. Lubię kiedy noc zapada, las do snu się już układa, ja wciąż stoję na polanie, a szczególnie lubię stanie. w mróz największy tuż nad ranem, Wiesz, kim jestem? Wiesz? . . . . Bałwanem.3 punkty
-
— Tatku, mam problem: na uczelni poznaję dużo chłopców. Niektórzy mi się podobają, są przystojnymi właścicielami wysportowanych ciał, ale po czasie okazuje się, że to puste kukły, a jak trafi się całkiem fajny rozmówca, który nie gada o odżywkach i swoim samochodzie, to albo jest rudy z pryszczami, albo ma nos de Bergerac'a, albo tłuste włosy, grube okulary i nosi swetry dziadka. — Aha. — Jestem na czwartym roku i chciałabym pożegnać hymen, ale z kimś estetycznie wyglądającym, miłym, wrażliwym, wesołym i fajnym i żeby mnie lubił bardziej od auta. Co mam zrobić? — Kochanie, jest tylko jeden sposób. — Jaki tatku? — Wydłub sobie oczy.3 punkty
-
Wywieje,wymiecie,zakręci,zaplecie. Namiesza,nastraszy,rozśmieszy,rozgrzeszy Zaleje się łzami,zasłoni wierszami. Wywieje,wymiecie,zakręci,zaplecie.3 punkty
-
zalega jak niechciany list aż zamknąłem drzwi po zewnętrznej stronie lecz nawet tu spod betonowych płyt wypełza robactwo podeszwą buta próbuję się osłonić szukam sposobu by stanąć twarzą w twarz szukam wymówek3 punkty
-
Zajączek usiadł na wielkiej górze I rozmyśla o tym , że ząbki ma duże. Ogonek też taki, troszkę za krótki I martwi się tak zajączek malutki. Że uszko jedno na bok klapnięte, Futerko jakieś takie pomięte, Za długie wąsy, za krótkie nóżki I czemu nie ma skrzydełek, jak muszki? Nadeszła myszka, zajączka się pyta Czemu jest smutny i za główkę się chwyta! Gdy słyszy te troski zajączka, powiada: ‘To przecież jest jakaś gruba przesada! Zajączki są przecież puszyste i ładne, Kochane przez dzieci i bardzo zaradne. Niczego ci nie brak, przyjacielu mój bliski, Bądź sobą po prostu i ciesz się wszystkim’. Na to zajączek ucieszył się wielce I odtąd nie martwił się już nigdy więcej. Zrozumiał, że, jak inni, jest wyjątkowy I pokochał swój wygląd, idealnie zajączkowy!3 punkty
-
W naszym gnieździe zamieszkały ptaki - jestem dobrej myśłi, tym bardziej że skrzydlaci lokatrzy wydziobują glisty.3 punkty
-
SŁOŃ W RAJTUZACH, CZYLI ROZDMUCHANE AMBICJE Trudno pojąć to zgoła, od trąby aż do ogona, ambitny wąż boa, połknął całego słonia. I taki nabzdyczony, do granic napięty, naciągnięty i wielce przejęty, ni to wisi, ni stoi, ni leży, i w to co zrobił powątpiewa, nie wierzy! Trochę mu głupio w duchu, że nie miał posłuchu dla proroczych słów mamy: - Mój kochany Zygzaku, słoni nie jadamy! Słoń stoi czymś oblepiony, ściśnięty, nieco zmięty, niczym w pokrowiec wtłoczony. Jakaś klątwa, a może cholera; ciągnie go, uciska, uwiera. A jak się tylko ruszy, dźwięk pękającej skóry, drażni mu obkurczone uszy. Nieostrym, mętnym wzrokiem po całej okolicy wodzi, nie wiedząc: „O co chodzi?”. A to na końcu jego ogona dynda się wężowa głowa, skwaśniała i zniesmaczona. OooDbija jej się nieprzyjemnie, przez słonia wiatr wypuszczany, niesmak zostawiając w gębie: - Po tej uczcie czuję się podle, chętnie zwrócił bym to bydle! – ale prawa dżungli są absolutne, a w większości bywają okrutne: „Łatwiej jest połknąć słonia, niż z pawiem oddać słonia, zwłaszcza gdy się zwisa z końca jego ogona!” Nagle nadeszła słonica, widzi, że mąż jej potężny, cały w zygzaki, cętki i pręgi, dziwnie jakoś się pręży: - Ale z ciebie kawał łobuza! Co ty na siebie ubrałeś? Ty chyba cały w rajtuzach? Może transwestytą zostałeś? Człowieku!..... to znaczy Słoniu! Czyżby to syndrom średniego wieku? Słoń tą uwagą żony, poczuł się urażony. Napiął się, nabzdyczył i nadął, i z całych sił zadął! I jak jakiś pstrokaty guz, wielki balon na trąbie mu rósł…. i rósł. Wąż pomyślał, że jego życzenie zmieniło się w realne zdarzenie i zaczął ześlizg z cielska słonia, nagle ze świstem jak nie wystrzeli…. i tyle go widzieli!3 punkty
-
Dziękuję Ci Jezu za dar Eucharystii, w którym mogę się jednoczyć z Tobą, pozwól mi adorować Cię na Mszy Świętej przy Maryi Wniebowziętej3 punkty
-
Piotrze, przed nami noc pokryta satyną — gładka skóra, bezbronna wobec przygaszonych gwiazd. Za ich oczami jątrzy się czerń mojego patrzenia; im głębiej, tym wyrażniej czuję jak pochłania. Sen jest pełen niepokoju, zbiega się w punkt, gdzie niewyobrażalnie żywy przelewasz we mnie swoją krew. Wiążę z niej wstążki — czarne przywołują płytki oddech za którym już tylko kości rzucone w noc.3 punkty
-
pochmurne mam dziś włosy tak jak niegdyś marzyłam dalekie od złota jesiennej słomy oziębłe i stalowe ktoś powie prawda lecz nie daj się zwieść gdyż serce moje mocniej od słońca płonie3 punkty
-
To już nie mieszkanie mieniące się tysiącem świateł. Na podłodze nie płynie już rzeka alkoholu, a głośna muzyka zastąpiona została tykającym zegarem. Zasypiam w ramionach łóżka, czując wciąż bliskość tamtej kochanki, a później mojej żony. Pomarszczonymi dłońmi zamykam okno i przesuwam delikatnie doniczki z zaschniętymi kwiatami. Obok splamionych, starych zdjęć. Obok martwych much, które zdechły mi na rękach. W kuchni na blacie tysiące kubków, wypełnionych herbatą, których zapomniałem wypić, a na ścianach milion pajęczyn, tworzących graffiti. Umieram. Po wszystkim weź moje kości i włóż je do swojego okna - zrozumiesz, co czułem, będąc w tym ciele. Żyjąc w tym więzieniu samotności.2 punkty
-
letnim wiatrem spowijasz objęcia gorącą chmurą ustąpię wspaniałemu różowemu na palcach złożę się w dzwonek2 punkty
-
lęk twojej twarzy widnieje mi obłudę warg zaszytych szarpiąc za łzy spod skóry a między włosami na rękach zakwitły zęby łąka kochanków z kwasem w korzeniach nie zobaczysz zbawienia biegnąc żwirem oś ziemi pod stopami się wywraca ja spadam i bez nadziei w garści się wije śmierć przyjaźni związuje topór w liście wykłuty lawa zalała przedpokój plastik płyt w czarnym dymie nie ucieknie w wiatr ze mną ja już umarłem razem z poetą 26.01.20232 punkty
-
Chciałbym pisać w takiej oto konwencji, że wiersz idzie, pisanie dokądś zmierza, a książka wychodzi i nawet się rozchodzi. Warszawa – Stegny, 05.02.2023r.2 punkty
-
noc była sztuczna segregowaliśmy nasze biodegradowalne sny do plastikowych worków puszki po piwie to inny temat wprawdzie rano zakwitły kwiaty w skróconej wersji poranka pojawił się prawdziwy kot w niedomalowanych butach ryby świeciły oczami2 punkty
-
Po podłodze sobie śmigam. Jak przystało w nowym domu. Ustawiony, aż za dobrze, Dbam o strefę po kryjomu. Syczę tak jak moi bracia. Odrobinkę, sapię, burczę. I pod siebie coś przygarnę, A to papier, a to spinkę. I wystarczy guzik wcisnąć. Już gotowym jest na wszystko. Już wysuwam się z kącika, Jadę, bo mnie ktoś tam wzywa. Bez guzika też potrafię, Pajęczynom nie popuszczę, Kurzom mówię dosyć tego, Idę czuwać w noc kolego. Wsysam wszystko co popadnie. Czystą robię tu podłogę. Jestem samowystarczalnym Odkurzającym robotem.2 punkty
-
Często prasuję gafy Przyklejam derogatywy Oglądam się ... przed siebie Portretuję też fakty - zupełnie nieprawdziwe. Bywa, że dzielę jedność - na całkiem spójną całość Paradoks łączę w pary Ten, zawsze nieparzysty, z frustracji wybucha - parą. Lubię wszystko ... nie wiedzieć ... Spowiadać się z ... sakramentów Cóż, jestem w końcu grzesznikiem - jednym z najbardziej świętych. Obłęd przychodzi spokojem, Piękno - przez niedoskonałość Wieczność? Lojalna nieprzyjaciółka: nieosiągalna stałość ...2 punkty
-
Przez piękne błękity życia Myśli poezji prowadzą mnie I czuję je tak głęboko W swoim śnie Bo to wszystko Wpędza mnie W głębokie stany uniesienia Piękna poezja jest istotą Mojej weny i natchnienia Panta rhei...2 punkty
-
@Ewelina skojarzyło mi się : Pójść mam? I to teraz? Wielkie nieba! Gdy w obłąkaniu prawie myśli nie czuję. Ach, cóż, spróbuję! Trzeba tak! Ach, albo sobie kpić.... Ha ha ha... Tyś pajac tylko! Weź maskę błaźnie, za rumieniec weź szminkę Kto płaci śmiać się, na to prawo ma A choćby ci porwali ukochaną, Śmiej się, pajacu, a tłum ci oklaski da. W błazeńskiej masce twej śmiech z płaczem złączony Wesołość pustą udawaj, ukryj łzy Och, śmiej się, pajacu, w twej miłości wzgardzonej Ty masz się śmiać, ty masz się śmiać, wiecznie śmiać "Śmiej się pajacu" (Leoncavallo, Przesmycki) Pozdrawiam! :)2 punkty
-
Jestem niekumaty Franek I mam w szkole przechlapane! Już do klasy chodzę czwartej, Lecz do głowy mej upartej Nigdy nic mi nie chce wchodzić. Co tu z tym problemem zrobić? Z matmy to ja nic nie kumam, Czy monożenie, czy też suma, Co jest pierwsze? Któż ma wiedzieć? Czy to ważne, pytam szczerze? I to samo jest z biologii: Nie wiem co to głowonogi A fotosynteza? W sumie, Jej już wcale nie zrozumiem! Geografia też nie dla mnie, Mylę Danię i Finlandię. Nie znam też nazw jezior polskich, Nie wiem obszar gdzie tyrolski… Ach, mam niezbyt tęgą głowę, Lecz pomysly - odlotowe! Moja mama mówi zawsze, Że są szczerze najciekawsze. Wiem, jak w szkole zepsuć globus I się spóźnić na autobus. Umiem poprzecierać spodnie, Kłamać nieprawdopodobnie... Zjeść po cichu wszystkie ciastka, Wybić szybę też, rzecz jasna. Umiem się zatrzasnąć w szafce, I podpisać się na ławce… Jeszcze mnóstwo innych rzeczy, Że mam talent- nikt nie przeczy. Taki ze mnie właśnie chłopak, U mnie wszystko jest na opak!2 punkty
-
w tym pożarze piątego piętra rudy Józek stracił firankę wszyscy mu teraz zaglądają wietrząc sensację w filiżance starym radiu no i komodzie a jakby tego było mało przestały mu działać budziki i teraz musi ciągle czuwać żeby tylko zdążyć do życia spłonęło także kilka myśli niekorzystnych i niepraktycznych takich co się zmieściły w komin bo stamtąd to miały już blisko do wiecznej od niego wolności wykorzystując zamieszanie wypadły sobie z kołowrotka spraw które co dzień wynikały nie wiadomo skąd i dlaczego teraz rudy Józek jest kontent kiedy tylko wychodzi z domu nikt tu na mieście przecież nie wie że on żadnej nie ma firanki idzie więc swoim pewnym krokiem chodnikiem ulicą dzielnicą nie przypuszczając nawet że oto ciągnie się za nim swąd okrutny zapach zgaszonego człowieka2 punkty
-
Dla ludzi masz bezmiar samotności W pustych - wiotkich jak lebioda ramionach I smutek oczu przełamanych żalem Na ustach tylko uśmiech nieznaczny - W tobie zapadły głęboko Na dziś - to pewne A może na zawsze Serce łyżką w oceanie piersi łowisz Choć ono wielkie - Bezbrzeżnie rozlane w rozpaczy Wymyka się tobie Plask plask... Ucieka wciąż Między palcami się rozpływa Kap kap Albo to deszcz kapie...? Z łez srebrnych Jak twój szorstki włos W pobliżu tępisz zgrzytem zębów Niespełnione marzeniami powietrze Powszednie jak chleb A ciężkie jak młot Oddalasz się... Ciągle przed ludźmi jesteś Daleko Przede mną O jeden krok...2 punkty
-
Słowem przedwczesnym Twoje czyny pachną Myślą gwałtowną są naznaczone Przemyśl to jeszcze Poczekaj chwilę! Nie brnij w żywioł zanadto... ... "Lecz ja nie potrafię niczego lepiej Niż w chaos największy Z lubością zabrnąć..."2 punkty
-
prawdę o sobie uknułem prawda to mądra i śliczna zgrabna jest całkiem - nie powiem; zalet jej ilość jest liczna tak mi się czasem widziało w lustrze co parą coś zaszło – "mam całkiem nudne to ciało"; chęci na zmianę mi naszło cech moich szereg wybieram tak aby zgodnie z natchnieniem wdzięk lub brzydota (tu - strzelam) weszła na miejsce - w nadzienie wszystko to robię z rozkazu – myśli do życia chcąc wniknąć biegną wciąż w przody by zmazy Prawdy o sobie uniknąć 5 II 20232 punkty
-
Zje ile zdoła, może zagnieść ciasto, Zabawnie bogaty, Oczy lśnią brokatem… Bez miłości jakby we śnie zasnął. I nawet latem Ponosi straty. W tej sali nie musi być jasno. A Twoje faworki kruchym smakiem Dotykają ust dotkniętych ustami. I dźwięki i cisze moszczą już posłanie. Snom zbędny jest żakiet. Zwierzę między nami Tulone drzewami, Posłusznie grzeczne takie. Okryte faworkami.2 punkty
-
Zebranie pod rachityczną jabłonką zostało przełożone na czas nieokreślony, z braku zegara. Z kukułką o sprecyzowanych poglądach w temacie wiadomości dobrego i złego. Siedzimy w piwnicy, przy zgaszonej świecy, tradycyjnie dyskutując o zawartości słoików. Pamiętających siarczyste przekleństwa i śnieg po pas. Albo szelki. Smarując twarze węglem szkicujemy niepewne plany na następny tydzień, mimo wszystko przyszłość. A ziemniaki już dawno puściły pędy, co zapewne ma znaczenie. Jakieś. Na pocieszenie schody wiodące na górę mają bardzo wygodne poręcze.2 punkty
-
26.12.2082. Jechaliśmy prawie pustą drogą na wschód od Warszawy. Siedziałem z przodu, obok Rodzica nr 2, który prowadził. Auto sunęło bezgłośnie po równiutkim asfalcie, lekko poprószonym zmarzniętym śniegiem, niczym cukrem pudrem. Wysokie drzewa na poboczach, tworzyły taki tunel, przez który mknęlismy w milczeniu, zachwyceni niecodzienną chwilą. Minęliśmy już posterunki na rogatkach, farmy wiatrowe i fotowoltaiczne, krajobraz był nie zakłócony, prawie żadną cywilizacją w tamtym momencie. Wjechaliśmy do lasu. Igły sosen, pierwotnie obsypane mokrym śniegiem, zamarzły. I teraz gałęzie, przypominały grube białe ramiona. Ale od początku. Nasz wyjazd odbył się pierwszego dnia Przerwy w Pracy. Poszliśmy z samego rana do Centrum Samochodowego. Pięknie tam. Prawdziwy salon. Najpierw poczęstowali nas kawą i herbatą. Zamówiłem cafee macchiato i pijąc ją, miałem wrażenie, że nie jest syntetyczna. Coś wspaniałego. Ale trudno się dziwić. Bywa tu tylko elita. Dyrektorzy różnych Korpo, rzadziej ludzie szczebla kierowniczego, rządowcy i funkcjonariusze służb. Odkąd ogłoszono program "fit for ninety fifth", na jazdę samochodami stać tylko takie osoby. I słusznie. Robią tyle dobrego dla Matki Ziemi, że mogą tworzyć, ten minimalny ślad węglowy. Jako świadome społeczeństwo, jesteśmy na to przygotowani. Rodzic nr 2, odebrał swoją Teslę, dzięki karnetowi ode mnie, mieliśmy ją na cały dzień. Rodzic miał plan. Wyguglał pewną restaurację niedaleko Kampinosu. Nazywała się "Zapomniana Ostoja". I tak, przybyliśmy na odśnieżony równy parking. Wysiedliśmy i tu trzeba było pomóc Zydze, bo podczas ostatniego sqosza, zwichnął sobie nogę. Serena bardzo się nim opiekowała i współczuła. Miło było potrzeć na ich miłość. Naprawdę Rodzic nr 2, miał szczęście, że trafił na ten poliamoryczny kolektyw. "Zapomniana Ostoja", była drewnianą karczmą z bali ze spadzistym gontowym dachem. Wiem, że używam zapomnianych słów. Kto chce, może sobie sprawdzić w sieci. Nad wejściem siedział lalkowy "Dziadek Mróz" a z głośników dobywała się muzyka. Właśnie, cały czas w karczmie towarzyszyła nam ta muzyka. Właściwie były to piosenki, bardzo przyjemne dla ucha, nigdy ich nie słyszałem. Sprawdziłem później, nazywały się kolędy. Są to piosenki, opowiadające o narodzeniu niejakiego Pana Jezusa, później zwanego Chrystusem. I tu połączyłem, tą sektę, którą niedawno odwiedziłem z owymi piosenkami. Okazało się, że ci tzw. chrześcijanie, pozostawiają po sobie ślady, nawet w popkulturze. Wnętrze "Zapomnianej Ostoi", było bardzo przytulne. Drewniane ściany pokrywały jakieś dywany, futra (chyba prawdziwe) i dekoracje ze starej broni, szabel i pistoletów. W kominku na środku izby, wesoło harcował i trzaskał ogień. Blisko komina znajdowała się obszerna ława, na której rozgościliśmy się. I tu spotkało nas coś najbardziej niesamowitego, czyli obsługa. Kelnerka była prawdziwą kobietą, mało tego, ubraną w strój, podkreślający jej kobiecość. Miała dekolt, spódnice wpół łydki, podkreślająca krągłość bioder i pośladków. Za barem, nagle pojawił się prawdziwy mężczyzna w białej koszuli, czarnych spodniach i kamizelce. Na głowie miał jarmułkę a owal twarzy zdobiła wspaniała ruda broda. Rodzic nr 2, uprzedzał nas, że restaurację prowadzi samodzielnie żydowska rodzina. Ponoć ileś set lat temu tak było zawsze. Ok, rozumiem ale taka rodzina? To było najbardziej niecodzienne, co mnie ostatnio spotkało. Ale postanowiłem się dobrze bawić. Na początek zamówiliśmy antydepresanty. Dostaliśmy do nich mały bochenek chleba i taki dzbanek wypełniony tłuszczem i skwarkami, zwany smalcem. Wyszedłem do toalety i tam to usłyszałem. Jako jedyny z naszej rodziny nie wyłączyłem chipa. Tak więc w kiblu, dopadł mnie najważniejszy news ostatnich czasów. Ale to opiszę już następnym razem. Za dużo wrażeń miałem ostatnio.1 punkt
-
postapo bifor wszyscy jesteśmy pracownikami tej samej kostnicy bez dodatku za pracę w trudnych warunkach za stalowymi drzwiami licząc że nic nie pierdolnie na naszej zmianie jedni zbieramy zapasy inni zmieniamy się w karaluchy bo te mają najwyższe notowania kwaśniejemy z deszczem niespokojnym w potarganym sadzie wszystkie grzechy już popełniliśmy dzisiaj ty przybijasz mnie jutro ja przybijam ciebie i jakoś kręci się kręci dzień się uświęci oni muszą się zatrzymać ale to do nas należy decyzja wybór rzucony jak psu ochłap twoje kroki to twoje kroki twoje słowa to twoje słowa tutaj podpisz1 punkt
-
Pijany umysł sprawia problem z myśleniem. Pokój pełen śmieci i potłuczonego szkła. Problemy przerastają i przygniatają do ziemi. Nie ma znikąd pomocy, każdy dzień trudniejszy. Życie przegrane i tak zostanie, nic z tym nie zrobisz. Zejść prawie na dno, tułów już pod wodą. Jeżeli jesteś to pomóż. Wepchnij głowę pod wodę niech straceniec się nie męczy.1 punkt
-
1 punkt
-
serce Boga bije dla Wszystkich nie tylko dla wierzących On o nas pamięta ZAWSZE słońce grzeje nic nie mówi a ja je rozumiem nie ubieram się ciepło widząc deszcz nic nie mówi rozumię biorę parasol czując zimno opatulam się czuję wszystko instynktem rozumię i bez słowa Boga często się do tego nie przyznaję czy są potrzebne słowa do poznania Ciebie trzeba być… aby nie dostrzec CIEBIE w pięknym motylku przeskakującym z kwiatka na kwiatek w szybującym na niebie ptaku czy w pięknym krajobrazie nadmorskim lub górskim serce Boga bije dla Wszystkich Jezu jak Tobie nie ufać 2.2023 andrew Niedziela, dzień Pański1 punkt
-
@Kwiatuszek Hahaha! Racja, choć są pewnie z tych co zawsze się spóźniają. Dziękuję za super komentarz, miło mi! 😊1 punkt
-
1 punkt
-
@Tectosmith - dziękuje - @Natuskaa - dzięki - Witam - jest mi bardzo miło że tak to widzisz - Pozdr.1 punkt
-
Żyjemy zmęczeni Z uśmiechem przyklejonym do twarzy Prawie szczęśliwi... Odbijamy blask słońca w źrenicach - jesteśmy Prawie nam dobrze Choć nie do końca Ktoś pije szampana Ktoś śpiewa Ktoś tańczy Pozornie żyjemy Raz dwa Raz dwa I tak bez do końca Aż rytm zgubimy Raz dwa Raz dwa Bawmy się! Prawie szczęśliwi jesteśmy - Prawie kojąca Ta myśl jest1 punkt
-
Nauczyili się klikać serduszka Tak miło jest czasem Nauczyli się akceptować - Za pomocą kciuka Bach Bach Zaskoczenie marne W oczekiwaniu zamilkłam Czas na kolejne rozdanie Nauczyli się klikać serduszka Tych ze słabymi postami albo i bez Dawno rozgnietli na miazgę Nauczyli się klikać serduszka w miejscach które uznali za ważne Klik Klik Klikają serduszka - Upiorne znaczki ...Znaczki ...aczki Strzelają słowami Przychylność? - Nie, dziękuję To zanadto Nauczyli się klikać serduszka W pogoni za uwagą W podróż najdalszą Poddani ruszą Kto pierwszy odpadnie? Ja leżę Ale twardo Bach Bach1 punkt
-
Jednym słowem - współczucie. Tak, to celna informacja zwrotna. Napisany w pierwszej osobie wybrzmi mocniej i autentyczniej.1 punkt
-
1 punkt
-
@Marcin Szymański Od grafomanki Słów nie cofniesz A człowieka zranisz Chcesz czy nie Mama mówiła: "Zawsze idź za głosem intuicji. Ona ci podpowie Kogo słuchać a kogo omijać Szerokim łukiem. Od niektórych lepiej trzymaj się z daleka." Słów nie cofniesz1 punkt
-
Kalkulator dziś wyliczył, że na koncie jest deficyt. Teraz w biurze trwa debata, jak by dziurę tę załatać. Zszywacz sprawy się wystraszył i się w biurku biedak zaszył. Tusz zaś szybko zdecydował: ‘sprawę trzeba zatuszować’. Wtem nożyczki się wcinają, budżetowych cięć żądają. Klej zaś myśli się uczepił, że on dziurę sam zalepi. Gumka myszka pomóc chciała, lecz zestresowana cała, Problem zamiast ów odkręcić, wymazała go z pamięci. Krzesło tylko chciało wiedzieć, czy ktoś za to pójdzie siedzieć. Dziurkacz myśli ‘moja wina, dziury przecież ja wycinam, Może i tę ja zrobiłem, toż kłopotu narobiłem!’ I tak skandal się ten toczył, aż komputer w akcję wkroczył, Popodliczał wnet rubryki i …. na darmo były krzyki. W kasie, bowiem, jak obliczył, jest nadwyżka, nie deficyt!!! Autor: Adriana Gawrysiak1 punkt
-
Jestem chory nieboraczek, Mały kaszluś i kichaczek Lecz narzekać nie zamierzam Bo na przykład weźmy jeża: Jakiż biedny z niego zwierzak! Od dźwigania tych jabłuszek, Plecki go tak boleć muszą! Albo ślimak, sami wiecie, Dźwiga cały dom na grzbiecie! Tego w krzyżach pewnie łamie, Nie zazdroszczę mu bynajmniej A pająki? Też się mają! Ciągle pajęczyny tkają. Sto odcisków, rzecz wiadoma, Pewnie mają na odnogach! Żaby za to ciągle skaczą. Się nie dziwię, że tak płaczą. Muszą cierpieć, daję stówę, Na zakwasy żabich udek Nie ma komu więc zazdrościć, Każdy ma dolegliwości. Ja się z nikim nie zamienię, Wolę moje przeziębienie! Autor: Adriana Gawrysiak1 punkt
-
Wychodząc na powierzchnię mówię tobie to Nic nie trwa wiecznie tylko moje zło I chociaż bym krzyczał to znajdzie się ktoś Kto by chciał zaprzeczyć ale zamieni mnie w proch Dosyć dobrze siebie znam To tych kilka lat Tych miliony wad Mimo to a ja Chciałem z siebie dać jak najwięcej Przecież nie wystarczy być żeby spełnić marzenie Gdy zaliczony punkcik na liście to Eden To znaczy że kierunek ten prowadzi ciebie 7 dni to nie koło piątek dzisiaj Następny piątek będzie innym piątkiem niema co wyliczać Warto znikać czasem warto być po to żeby nie mieć i bez zmartwień1 punkt
-
Pewna krokodylica była strasznym gburem I wręcz nie znosiła gatunku jaszczurek Lecz nie z zazdrości o ich grację i zwinność Ani o skóry ich aksamitność W tym wszystkim chodziło jedynie o to, Że jaszczurka nie jest krokodylą istotą: “Jaszczurki nazbyt są jaszczurkowate A ja tylko to lubię, co krokodylowate!” Krokojędzy się bała jaszczurka niejedna Bo zołza z niej była, okrutna i wredna Jak tylko jaszczurkę na swej drodze spotkała, Za ogon ją zaraz zlośliwie szarpała I wszyscy mowili: “Jakież to głupie! Wszak krokodyl i jaszczurka w tej samej są grupie Gadami sa przecież te oba zwierzaki Więc czemuż istnieje tu problem taki?!” Krokodylica bynajmniej tych słów nie słuchała Z jaszczurek się śmiała, puszyła się cała… Aż w koncu ktoś zakradł się do jej gniazda wielkiego I jajo jaszczurcze podrzucił do niego! Krokodylica niestety zbyt mądra nie była Psikusa owego więc nie zwęszyła O jajka swe za to dbała z wielkim zapałem I kochała je wszystkie- także to małe Przez tydzień ogrzewała je czule swym ciałem Aż wnet się wykluły dwa krokodylki małe Na końcu wykluła się także jaszczurka Najmniejsza z nich wszystkich i lekka jak chmurka Krokodylica bez wahań ją pokochała Za to, że słodka i za to, że mała… I w tej miłości tak ślepa była Że cech jaszczurczych nie zauważyła I jak na przykładną przystało matkę Pielegnowała całą gromadkę Różnicy przy tym nie widząc najmniejszej Pomiędzy jaszczurką i jej rodzeństwem Aż dnia pewnego pani Krokodyl Pragnąc skorzystać z pięknej pogody Przyjaciół zaprosić się zdecydowala I obiad w ogródku przygotowała Gdy goście uprzejmie na obiad przybyli To oczom swym własnym wprost nie wierzyli Przed nimi jaszczurka, z miną roześmianą Do krokodylicy zwracała się ‘ mamo’! ‘Toż to jaszczurka!’, ‘Bez wątpliwości!’ Krzyczalo szumnie grono zacnych gości ‘Krokodylico, czyżbyś radę dała Pokochać jaszczurkę?’ ‘Możeś oszalała!’ Ta zaś na słowa te okropnie zbladła ‘Jak to- ‘jaszczurka’ moje serce tak skradła? Moja mała pociecha krokodylkiem nie jest? Jak to możliwe? Co tu się dzieje?’ Potem się bliżej jaszczurce przyjrzała I prawdę, nieszczęsna, wnet zrozumiała Widziała już teraz czarno na białym Jaszczurczą duszę w tych oczach małych ‘Ach, to dlatego moja córeczka Nie rosła w siłę jak dzieci reszta! Teraz pojmuję już doskonale Dlaczego się różni tak niebywale!" Choć krokodylica się nieco zawiodła To przestać jaszczurki juz kochać nie mogła Ogromna miłość krokodylej mamy Wygrała z głupimi uprzedzeniami I tak krokodylica sobie uświadomiła Jak w wielkim błędzie niegdyś byla Przypadek z jaszczurką nauczył ją tego Że w odmienności nie ma nic złego Od tamtej pory szanowała wszystkich Porzucając na zawsze uczucie nienawiści Czuła się przy tym niezmiernie szczęśliwa Jak dobrze gdy zło z dobrem wygrywa! Autor: Adriana Gawrysiak1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne