Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 07.08.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Przy tobie zbrzydłem zupełnie wyssałaś urodę ze mnie tyś coraz ładniejsza zgrabniejsza czas ciebie nie dopadł-oszczędza Ja łysy facet z nadwagą początek przyjaźni z podagrą cukrzyca i nadciśnienie i takie tam inne brednie a taki ja byłem ładny przystojny i delikatny... Przy tobie czuję się stary zmarszczki i okulary drugi podbródek mi zwisa pod brzuchem nic nie zachwyca Ty jak ta rusałka w ogrodzie wciąż tańczysz przed lustrem-mój boshe ja w lustro raczej nie patrzę gdyż satyr ze mnie-a jakże a taki ja byłem ładny przystojny i delikatny... * tekścik napisany po przeczytaniu :
    8 punktów
  2. Tkaczka pochylona nad krosnem, śledzi wątek, osnowę, wrzeciono rytmicznie turkocze, lekki uśmiech na twarzy. Majster spogląda w galerunek czy usterkę zobaczy? Sygnał już dziewiąta - śniadanie, za kwadrans znów od nowa. Prządki tańczą obok snowadła, ich codzienna mitręga, bo czasami urwie się nitka, będzie gderał kierownik. bielarz z drągiem, farbiarz za progiem, mariaż ich nieodzowny, pigmenty niedługo drukarnię raklowaniem ukwiecą. Wzorcownia - kobiety malarki, wydobędą talenty, artystyczne dusze wyuzdają z nich plejadę kolorów. Zaprzepaściłeś ludzką pracę... nikogo nie przekonuj, a niszczycielski liberalizm jak zawsze uśmiechnięty. Co pozostało z doświadczenia - stare kikuty murów, człowiek stworzył, inny zaś zniszczył, dlaczego... chcesz odpowiedz? Zamiast budować, stawiać inne, wodę wpuścili w krwiobieg, profesor jeden, doktor drugi, w głowie kuku na muniu. Mówią, ja tam byłem... uciekłem, miodu, wina nie piłem, choć posmak gorzkiego piołunu do dzisiaj na języku. Tyrali jak woły w zaprzęgu... tamci zawsze na cyku, uzdrowicielu piszą "wielki"... im został twój zasiłek! "Liberalizm stosowany po aferze jest afera, kiedy władzę mają zera!" - Leszek Wierzchowski.
    6 punktów
  3. Nie wprost Pamiętam ten entuzjazm gdy cię zobaczyłem; Ach, jakże byłaś piękna na północnym niebie, Kusząca tajemnica z zapomnianych legend, Przy której żadne z marzeń nigdy nie przeminie. A teraz dzielisz ze mną nieskończoną chwilę; Jak strażnik swego więźnia tejże chwili strzegę, By trwała nim ją rozkosz przyozdobi echem, I sprawi, że w pogłosach całkiem się rozpłynie. Rozpalasz się, gorejesz, zbliżasz się i płoniesz; W objęciach atmosfery skrzą się resztki jaźni, A resztki, swej przyszłości ciągle nieświadome, Wciąż będą twą namiętność wyobraźnią drażnić. Pomogę ci powstrzymać co nieuniknione, I zmienić przeznaczenie spadającej gwiazdy. ---
    6 punktów
  4. mam chorobę równinną wciąż przechyla mi się grunt coś w głowie wiruje więc zostałam na dachu a ciało no cóż ciało niech się buja póki trwa póki umysł pamięta kamień co trzyma kamień rzeźbione korytarze bramę z kosodrzewiny do pustkowia ze stawem szczytami tak ostrymi że wbijają się i tkwią pod skórą w krwiobiegu jakby zszywały dziury tu lub tam zaglądając po roku od rozłąki powtarzam ciągle kroki podtrzymywana przez wiatr ogrzewana przez słońce prowadzona przez ludzi wciąż przeliczam uśmiechy silne nogi kolana i odsłaniam kotarę by zaglądać do skarbca gdzie błyskotki perełki pozostają niezmienne wypełniając godziny mam chorobę równinną bardzo chce mi się milczeć kiedy warczą silniki cywilizacji
    4 punkty
  5. zbiegiem okoliczności rzeźnicy najbardziej upodobali sobie koniec tygodnia owocne pokłosie zezwierzęcenia rozlało i wsiąkło w ziemię krzyk niósł się chwilę przez świat jednak szybko został stłumiony bo dzieci, ryby i słabi głosu nie mają silniejszych nagrodzono poważaniem denazyfikacją, dostatnim życiem słowami pieśni, nazwami ulic * dokonały się dni nieludzkości krwawa niedziela czarna sobota choć każą zapomnieć – pamiętamy .
    4 punkty
  6. Dzisiaj nie mam za co wypić bo w kieszeni nul funduszy lecz choć kac rozsadza głowę myślę sobie w głębi duszy inni mają jeszcze gorzej a szczególnie abstynenci bo jak znajdą się na kacu kiedy gołda ich nie kręci? Oni zawsze są ubożsi nie zaznali tej rozkoszy gdy świat wali się na głowę kiedy w niej się kac panoszy to nie dla nich te uczucia i nie dla nich jest wskazany spryt i sposób by w tej chwili nie dać przyprzeć się do ściany. Dla smakosza mocnych trunków nie ma rzeczy niemożliwych wokół siebie ma przyjaciół i pijących i życzliwych ci chociażby i spod ziemi bo im nie brak jest rozsądku znajdą zawsze trochę grosza by móc zacząć od początku. Tak to się zamyka koło, które ze mną się zatacza a ja mogę łyknąć wszystko od czyściochy po łyskacza.
    4 punkty
  7. przyszedłeś i napełniłeś dłonie noc rozświetlona żywymi gwiazdami unosi światło wtedy czuję cię wyraźniej strzępki księżyca pocierają skórę odkleja się od czarnych krawędzi oto ciało moje tu i teraz wypełniona pokarmem pochylam głowę musisz pozwolić miłości umrzeć zanim stanie się naprawdę żywa
    3 punkty
  8. za kogo się przebrać by nie bać się przyszłości by nie dokuczał smutek i żal i horyzont za kogo sie przebrać by uśmiech nie był byle czym by nadzieja nie bolała była spełnieniem za kogo się przebrać by świat był ciekawszy nie był tylko pustką za której drzwiami nie ma nic za kogo się przebrać by życie cieszyło nie bolało by chwile były tylko na tak były jak echo i wiatr
    3 punkty
  9. ulotni jak płomienie gasną lub zsuwają się za horyzont jak niegasnące słońca cisi i piękni
    3 punkty
  10. opowiadały baby po wsiach o strachu co jezioro oplatał w trzcinach trwogą cicho szeleścił w sercach ludzi bojaźnią kołatał kiedy tylko dzień schodził nisko i jezioro blask słońca zjadało szuwarami targał złowieszczo i obślizgłe wynurzał swe ciało czyhał w ciemnych gęstych zaroślach na dusze nieroztropne i młode co w falach jeziora się skrzyły prężyły torsy i miód urodę plątał stopy w jeziornych odmętach wyszarpywał powietrze z płuc młodych swym obślizgłym ciałem przygniatał i porywał dusze do wody opowiadały baby po wsiach by ostrożność przy wodach zachować wtedy utopca zobaczysz w porę życie swe zdołasz uratować ciepnij różańcem bestii w oczy niech zginie w ciemnej wody czeluści zatopi swoje ciało śliskie i strach twój w sercu na dobre uśpi
    3 punkty
  11. Południe leniwie wystawia się do słońca nie roztrząsa strat nie planuje kosztów odpoczywa na rozciągniętej teraźniejszości dobrodusznie wybacza brzęczącym silnikom trwa w naiwnym przekonaniu o konstansie ale zegary pocą się z wysiłku i męczą się obcy kopiący wilcze doły wyścielone nocą polarną
    3 punkty
  12. przez zielone liście letnim wzrokiem prosisz o pieszczotę uwielbiam błyszczące oczy i miękki głos dotykam wielkiej miłości jesteś moim placem zabaw
    3 punkty
  13. Kocham, myślę Czuję, szanuję Twoje wilgotne usta całuję I maluję obraz Twojego kobiecego ciała Białymi barwami Musimy być Namiętnymi kochankami Bawiąc się w to życie A potem obudzimy się Spragnieni miłości o świcie Nie pamiętając niczego innego I pragnąc tylko Pocałunku wymarzonego A potem budząc się O wczesnym świcie Zobaczę w lustrze Twoje piękne odbicie Mieniące się Białymi barwami Bo to o czym marzę Jest między jawą a snami
    3 punkty
  14. szczęście na zbyciu mam z pierwszej ręki tanio choć w super stanie lub oddam w dobre ręce naprędce ale z pytaniem co dalej
    2 punkty
  15. Syn: Mamo, a raper powiedział... Mama: Synku kochany, nie wiem, co raper powiedział, wiesz, obowiązki, zobowiązania, gotowanie, Twój Tata … Syn: I nie chcesz zapytać co powiedział? Mama: Nie. Synku na ten moment raper generalnie i co do zasady ma rację. Jasne? Syn: Ok. Mama: Ale uważaj synku, bo nie wszystko jest prawdą, sporo jest w tym skutecznej pozy i wciąż za mało poezji. Warszawa – Stegny, 05.08.2022r.
    2 punkty
  16. leżą cichutko tak spokojnie i nieruchomo jak ptaki ustrzelone w locie jak świece zdmuchnięte przed czasem brzozy nad nimi jeszcze bezlistne ich nie okryją wiatr gwiżdże w kikutach zburzonej cywilizacji i łzy roni bezgłośnie anioł bez skrzydeł, bez planów marzeń i nadziei
    2 punkty
  17. Dalej, pójdźmy na wieczorną przechadzkę po niebie, Tak pięknie, pusto, słońce rzuca krwawe refleksy, Skryjmy się w gęstwinie, niechaj nas nie widzą, Oddaj mi swe usta, będę je całował. Wtul się we mnie całą sobą, chcę czuć Twoje drżenie, Z zimna to, czy z podniecenia – chcę Cię uspokoić, Popatrz, tam stoi nasz Stwórca, Nie-nazwany, I tak nie uwierzę, na nic Twe namowy! Chłód wieczoru nas zgania, do domu wracać każe, Niechaj ten wieczór nareszcie Twój makijaż zmaże, Stań się naturalna, kobieca i żywa, Swoich problemów przede mną nie ukrywaj. Warszawa, 07 VIII 2022
    2 punkty
  18. Puenta powala:)
    2 punkty
  19. Leżę w samotności, wokół mnie gładź Nawet w tym bezkresie, potrafię ją dostrzec Wszechobecna ciemność moim rywalem Lecz ona syriuszem moich głazów Do uchylonego okna natura wykonała gest bezradności Ona uciekła.. Znów przegrałem z mym nędznym istnieniem Przybieram szaty Syzyfa Staram się wziąć wdech Jest dalej niż bliżej Ona dynamiczna, ja statyczny Ja tęsknie, ona również Biorę wydech Ona jest muzą Ja papierem Spoglądam na nią w blasku światła Czuję każdym zmysłem Ona nieświadoma Ja uczę się oddychać Ona…..
    2 punkty
  20. Aktoreczka Chyba w każdej małej dziewczynce rosła chęć bycia aktorką. Na niewielkim ekranie bohaterki. Teatr telewizji szeptał role, a bajki zakreślały kobierce scen, gdzie książę na białym kucu wdzierał się w rzeczywistość czarował, mamił. Może to wiersz, nie wiersz, poskładane wersy. Maleńka scena, na której mogę być kimkolwiek, żebraczką, matką, bezdomnym, a nawet dziwką. Dookoła codzienność, majaczący teatr świata. Na każdej krzyżówce reżyser - ty on i ja. Nieudolne pisanie scenariuszy jutra. październik, 2020
    1 punkt
  21. Leżący na górnej pryczy otworzył książkę, przerzucił kilka kartek, sprawdzić ile ich zostało do końca rozdziału. Przez okno zaglądała świetlista noc, wiatr pobrzękiwał na stalowych oprawach latarni, rzucających słabe światło na wąską uliczkę w dole. Odwrócił następną stronę, lecz jego oczy pobiegły z powrotem tam, skąd dochodziło nocne nawoływanie: doków stoczni nad zatoką, dudniących żelazem o każdej porze dnia i nocy. Mowa suwnic i dźwigów wciągała go bardziej niż to, co czytał. W takich chwilach się ubierał, schodził ze wzgórza na przystanek, odjeżdżał pierwszym napotkanym trolejbusem. Dokąd ten trolejbus jechał, było mu obojętne. Budynki migały za szybą, pokonywał przestrzeń, jedynie to się liczyło. Dojedzie do pętli, przesiądzie się na autobus lub pociąg i będzie tą metodą krążyć po sieci splecionych linii na chybił trafił. Jednakże tego wieczoru cel podróży miał dla niego znaczenie — był częścią gry, którą odkrył niedawno. Wracał kolejką z podobnej eskapady, gdy niespodziewanie jakiś impuls wyrzucił go na przystanek koło politechniki, kazał stamtąd iść pasażem wzdłuż sklepów i budek z szybkim żarciem do miejsca, gdzie jaśniał na tle granatowego nieba imponujący budynek z przeszkloną ścianą i obszernym portalem. Pchnął drzwi i wszedł do przestronnej sali o nienagannie wypolerowanej posadzce, po której kręciło się kilkunastu ludzi. Większość czekała w kolejce do okienka, lecz jego uwagę przyciągnęła dziewczyna, stojąca z boku pod ścianą. Taksowała go ciekawskim wzrokiem, jakby chciała odgadnąć: po co tu przyszedł i co zamierza zrobić dalej. Udał, że jej nie widzi i również stanął pod ścianą, z drugiej strony sali. Stali naprzeciwko siebie, wymieniając ukradkiem spojrzenia: patrzy prosto, wtedy on przekręca głowę na bok, odwraca wzrok, on momentalnie spogląda na nią. W końcu podszedł do kasy, a wtedy ona zrobiła to samo. — Mam do pana prośbę — zwróciła się bez ogródek, ale sympatycznym głosem. Popatrzył na nią z uwagą. — Jeśli potrzebny panu bilet, to z chęcią mogę odsprzedać — wyjaśniła, a widząc zdziwienie w jego oczach, dodała: — Ten bilet dostałam z pracy, ale nie udało mi się znaleźć nabywcy. „W takim razie, ten koncert to chała i jest niewart grosza” — pomyślał sobie. „A jeśli zostawiła drugi bilet dla siebie? Miło byłoby spędzić wieczór w towarzystwie tak ładnej, interesującej kobiety”. Zaryzykował i wygrał. Następnym razem również. Sprzedającymi bilety okazali się być studenci akademii muzycznej, którzy dorabiali w ten sposób do chudego stypendium. Oczywiście, szczęście dopisywało nie za każdym razem. Czasem trafiało się miejsce obok pociągającego nosem, kaszlącego staruszka, który zazwyczaj już na samym początku zapadał w drzemkę i spał jak suseł, dopóki nie obudziły go okrzyki wiwatującej publiczności, domagającej się encore. Z tego powodu wolał przychodzić spóźniony, gdy salę wypełniali po brzegi widzowie, a orkiestra grała już uwerturę. Lepiej pójść do kina lub na dyskotekę, aniżeli słuchać cały wieczór nudnej muzyki przy jakiejś brzyduli. Tym razem wygrał jackpot — na pierwszy rzut oka wydawała mu się kilka lat starsza, lecz tylko dlatego, ponieważ była ubrana w strój wizytowy: ołówkową spódnicę, dobrze podkreślającą biodra oraz elegancki, wąsko wycięty żakiet. Zgrabne nogi okrywały czarne rajstopy, na stopach miała tego samego koloru skórzane buty na obcasie. Szczególnie zwracał uwagę krawat, zawiązany perfekcyjnie prostym węzłem four-in-hand — symbol kobiety wyemancypowanej, ceniącej równouprawnienie. On sam niewiele się troszczył o ubranie — na jego szerokich ramionach wszystko leżało dobrze, dorzucił tylko nonszalancko zawiązaną apaszkę, żeby ożywić szary kolor marynarki. Przywitał ją krótko, bo widzieli się przecież w dniu kiedy sprzedała mu bilet i nie mogło być w tych okolicznościach mowy o nietakcie. Orkiestra stroiła instrumenty, do czego zdążył się już przyzwyczaić. Za pierwszym razem odbierał to jako okropną kakofonię rozmaitych dźwięków; teraz rozróżniał większość z nich: oboje, klarnety, fagoty… Rzucił okiem na program, leżący na czarnej kopertówce, którą trzymała przy kolanach. Pochylał głowę coraz niżej, wtedy podała mu cienką broszurkę, żeby już bliżej się nie przysuwał, tylko przeczytał z nosem przy kartce, co takiego będą słuchać za chwilę. Nazwisko kompozytora, ani tytuł utworu, nic mu nie mówiły; był w tej dziedzinie wciąż smoczkiem. Gładka, niemal dziecinna twarz, długie, jasne włosy zaczesane na lewą stronę, niebieskie oczy — domyślał się z czarno-białej fotografii — nic specjalnego, za wyjątkiem przenikliwego spojrzenia i tego co przeczytał pod zdjęciem, a co momentalnie przybliżyło mu tą historyczną postać: grywał za młodu na fortepianie w portowych knajpach dla marynarzy. „Nie taki znowu mięczak na jakiego wygląda. Ciekawe czy tacy jej się podobają?” — medytował, obserwując ją kątem oka, lecz ona nie odwracała głowy od sceny, na którą właśnie wszedł dyrygent: wysoki, kościsty, ubrany w czarny frak i białą koszulę. Kołnierzyk miał zapięty białą, jedwabną muchą, będącą jedyną ozdobą przyprószonej siwizną, łysiejącej głowy. Na jego widok z sali podniosły się oklaski. Dyrygent skłonił się nisko w trzech kierunkach, po czym odwrócił się plecami, unosząc wysoko w prawej ręce batutę. Na ten znak, zaległa w teatrze martwa cisza, niczym nie przerywana, aż niektórzy zaczęli się zastanawiać, czemu trwa tak długo. Nagle, niespodzianie zrywnym ruchem, dyrygent upuścił pałeczkę i w tym samym momencie odpowiedziało mu przeraźliwe walenie w kotły, do których przyłączyło się pojękiwanie smyczków z prawej strony sceny. Ten dramatyczny początek omal nie poderwał mężczyzny z krzesła — była to muzyka jakiej nigdy nie słyszał. Głośne fragmenty przeplatała cisza, w której rozlegał się pojedynczy instrument, wygrywający zupełnie nową melodię w innym tempie i tonacji. Taka różnorodność nie pozwalała na zapamiętanie choćby kilku taktów, cóż dopiero jednej strony partytury. A ona? Pewnie zna to na pamięć, może nawet ćwiczyła ten utwór wiele razy, ciekawe na jakim instrumencie? Zapyta ją o to, gdy tylko skończą grać. — Na altówce — odpowiedziała podczas antraktu, a widząc zdumienie na jego twarzy, wytłumaczyła mu, że to instrument trochę większy od skrzypiec, w drugim rzędzie orkiestry. — Ulubiony instrument smyczkowy Mozarta — dodała z uśmiechem, wpędzając go w jeszcze większą konsternację. Kupił jej w kiosku z napojami butelkę wody mineralnej, sobie to samo, przecież nie jest takim nieokrzesańcem, żeby nie mogli mieć wspólnych upodobań. W mocnym świetle palących się pod sufitem świateł mógł podziwiać nie tylko jej styl i zgrabną figurę, lecz również piękną twarz, wymalowaną jak na obrazku: czarne, proste włosy, równo przycięte na czole i opadające po bokach na ramiona, kontrastowały z niemożliwie jasną cerą. Jeszcze większe wrażenie sprawiały duże, intrygujące oczy i długie brwi, łagodnym łukiem przechodzące w kształtny nosek, jak u egipskiej bogini. Jednak najdłużej przyciągały uwagę pomalowane różową szminką usta, złożone do pocałunku, z czego chyba nie zdawała sobie sprawy. Onieśmielony jej urodą, nie wiedział od czego zacząć. — Wiesz, ten kompozytor… — starał sobie przypomnieć biografię z programu — urodził się w Hamburgu. Ja tam byłem już trzy razy, ostatni raz zeszłego lata; może nawet w knajpie gdzie zarabiał na życie graniem, piłem piwo… Urwał, bo taka ewentualność mogła wzbudzić złe skojarzenia. Lecz ona słuchała z zainteresowaniem, a widząc jego zmieszanie, zachęciła go ożywionym głosem: — Naprawdę? Zazdroszczę ci. Byłeś tam na wakacjach? — No, niezupełnie. Płynąłem w załodze statku kanałem kilońskim do Brunsbüttel… — urwał, odgadując z jej twarzy, że nie ma pojęcia gdzie to jest, a w duszy poczuł zadowolenie, bo jednak udało mu się zrewanżować za tę altówkę i Mozarta. — Ach, teraz rozumiem dlaczego miałeś na sobie za pierwszym razem czarną, ortalionową kurtkę, a pod spodem czarny sweter. Wrócili na miejsca w oczekiwaniu na drugą część programu. Tym razem dyrygent wszedł na salę wprowadzając ze sobą młodego mężczyznę, który usiadł przy fortepianie, stojącym przed orkiestrą pośrodku sceny. Zawirowała w powietrzu pałeczka, odpowiedziały jej powolne dźwięki czterech waltorni, które natychmiast podchwycił solista. Grał swobodnie i z niezwykłą wirtuozerią; trudno było nadążyć za ruchem jego palców, którymi przeczesywał klawiaturę: ze środka na boki, z boków do środka i dalej, przekładając ręce na krzyż. Gdy muzyka cichła, dotykał klawiszy delikatnie, niepozornym ruchem, jakby od niechcenia, to znowu rozczapierzał palce, podnosił je wysoko i bębnił z całej siły młoteczkami w struny. Brunetka przyglądała się jego grze w napięciu, cera na jej twarzy stawała się jeszcze bledsza, oczy wyrażały bezgraniczny zachwyt. Trudno było tego nie zauważyć i siedzącemu obok zrobiło się żal, że to nie on gra na tym fortepianie. Zamknął oczy, by przez chwilę wyobrazić sobie siebie na miejscu pianisty: posiadać taki talent, występować w amfiteatrach szczelnie napakowanych publicznością, mieć tyle wielbicielek, jadać w najdroższych restauracjach, sypiać w pięciogwiazdkowych hotelach… Lecz zamiast luksusowego apartamentu ujrzał brudny kubryk na statku, który dzielił z bosmanem. Bosman znowu się schlał i szczerzył do niego sztuczne zębiska: żółty rząd na dole, czarny u góry, ale wkrótce zęby opuściły ziejące alkoholem usta, nabrały doskonale prostokątnego kształtu i uformowały lśniącą klawiaturę. Pianista w wolnych fragmentach, kiedy orkiestra grała bez fortepianu, wykonywał rękami w powietrzu miękkie ruchy, przewracał jak panienka oczami, przez twarz przebiegały mu grymasy, jakby się miał za chwilę rozpłakać. „Taki na morzu nie przetrwałby jednego dnia” — pomyślał słuchający z satysfakcją i pogodny nastrój nie opuszczał go do samego finału, który miał jeszcze bardziej efektowny przebieg, niż początek: dyrygent machał rękami, trząsł się podekscytowany na wszystkie strony, wyrzucał ramiona ku górze, podrygiwał frenetycznie. Obserwując go przez dźwiękoszczelną szybę można by pomyśleć, że to przypadek ciężkiego autyzmu, ale muzyka otaczała go ze wszystkich stron, a on, jak gwiazda wprawiająca w ruch planety, władał niepodzielnie każdą nutą. Podniósł rękę — odpowiedziały mu dwie trąbki, zgiął łokieć — flecistka natychmiast przytknęła usta do instrumentu. Gdy przebrzmiała ostatnia, długa nuta, grana przez wszystkie instrumenty jednocześnie, publiczność poderwała się z miejsc. Siedząca obok biła brawo, on również. Pianista zagrał coś krótkiego na bis, a gdy skończył, dyrygent złapał go za rękę i oprowadził po scenie. Ukłonili się: do przodu, na boki, powtarzając ten rytuał kilka razy, aż burza oklasków osłabła i ludzie zaczęli się kierować z widowni do wyjścia. Na dworze uderzył ich zimny wiatr. Owinęła szyję szalikiem, dłonie wtuliła w kieszenie płaszcza. Po chwili znaleźli się na peronie. Jechali w tym samym kierunku: ona tylko cztery przystanki, on prawie do końca trasy pociągu, lecz wysiadł razem z nią, co trochę ją zdziwiło. Nawet nie zapytał, czy może ją odprowadzić na przystanek, który znajdował się zaraz przy stacji. Kiedy tam zeszli, schowała się przed wiatrem w przeszklonej wiacie, próżno wyglądając autobusu, który nie nadjeżdżał. — To niedaleko, dojdę prędzej na piechotę — powiedziała, nieco zakłopotana jego uporem. Chciała podziękować mu za towarzystwo, ale on miał inny plan. — Pójdę z tobą. Jest późno, licho wie co może się przytrafić… Było jej przyjemnie, że to powiedział, chociaż wciąż nie mogła zrozumieć, czemu tak się o nią troszczy. — Może to i spokojna okolica — zaczął, rozglądając się bacznie dookoła — ale tym bardziej nie mógłbym sobie wybaczyć, gdyby ci się stało coś złego — wyjaśnił, żeby nie pomyślała, że postępuje tak bez ważnego powodu. Szli chodnikiem wzdłuż jasno oświetlonej ulicy. Po kilku minutach minął ich autobus, zaraz potem następny, ale nie zwracali na to uwagi. On nagle zapragnął, żeby z ciemnych zakamarków wypadł jakiś zbir; wtedy by jej pokazał, że niczego nie musi się obawiać, ale ulica była wyludniona, światła pogaszone w większości okien. Na końcu drogi stanęli przed wejściem do czteropiętrowego budynku. Dalej ciągnął się park, za nim niewysokie wydmy, piaszczysta plaża i brzeg morza. — Trudno grać na tej altówce? — Tym pytaniem chciał ją zatrzymać chwilę dłużej, lecz jej się nie śpieszyło i zaczęła mu szczegółowo opowiadać, jak uczyła się grać, będąc jeszcze dzieckiem. Lata ćwiczeń, godziny spędzane na powtarzaniu identycznych pasaży, aż do bólu. Gra na altówce jest trudniejsza niż na skrzypcach, ponieważ altówka jest cięższa, struny mocniej napięte, dlatego wymaga większej siły i dłuższej praktyki. Ale w końcu nadchodzi moment, kiedy ta żmudna praca zostaje nagrodzona: można wydobyć z niej dźwięk pełen harmonii, cudownie bogaty, jak podczas dzisiejszego wieczoru. Takie zdolności oraz samozaparcie budziły w nim podziw. Zwierzył się, jak bardzo chciałby usłyszeć ją grającą na swoim instrumencie. W odpowiedzi wyjęła z torebki program, napisała coś na nim długopisem i podała mu go do ręki. Sądził, że zaraz odejdzie, lecz ona odwróciła się w stronę morza, skąd wiatr przynosił orzeźwiającą woń jodu. Wpatrywała się jakiś czas w nocny mrok, po czym pokazała na blade światełko, migające za wydmami. — Jak to jest, na takim statku? — Zwyczajnie, dookoła woda. Akurat ten stoi na kotwicy, odwrócony do nas rufą. — Skąd to wiesz? — Bo czerwone światło pali się tam gdzie serce, po lewej burcie. Jeszcze raz popatrzyła na światła w ciemności, czy przypadkiem jej nie buja, ale jego twarz była całkiem poważna. — A w każdym porcie żona? — wymsknęło się jej i zaraz pożałowała tej niedyskrecji, bo nie powinna się pytać o takie rzeczy. Lecz jego wcale to nie zraziło. — Nie wierz temu. W porcie jest zepsuty dźwig lub elektryczny motor, który należy przewinąć. Na nic innego nie ma czasu. Pomyślała, że w tym co powiedział musi być sporo prawdy, a te historie z żonami to pewnie jakieś bajki. — Każdy tęskni za domem… o ile ma dom — przekonywał ją, żeby rozwiać do końca wątpliwości. — Najgorsze są ostatnie chwile, kiedy widać już miasto, samochody na ulicach, ludzi spieszących do pracy, ale trzeba tkwić uwięzionym na statku wiele dni… Patrzył za nią, aż zniknęła za drzwiami. Na klatce schodowej zapalały się światła; liczył je, dopóki nie pogasły wszystkie. Wtedy zaczął iść opieszale w stronę dworca, tą samą drogą, którą przyszli. Wokoło panowała niezmącona cisza, tylko z oddali dochodził szum morskich fal. Wtem usłyszał melodię, tą samą co w filharmonii. Zobaczył ją grającą w orkiestrze na piętnastu calowej altówce. Obraz stawał się coraz wyraźniejszy: siedział na widowni w pierwszym rzędzie, a ona grała wyłącznie dla niego. Wkrótce orkiestra rozwiała się w mglistej szarudze, scena zaczęła kołysać się miarowo i spostrzegł ze zdumieniem, że płyną statkiem: ona siedzi pośrodku pokładu na krześle i powolnym ruchem prawej ręki wodzi smyczkiem, palcami drugiej ręki przyciskając w różnych miejscach cztery struny. Za każdym ruchem palca rozlegał się nieco inny dźwięk, głęboki i łagodny. Musieli dawno zejść z kursu i płynęli od dłuższego czasu na północ, bo ujrzał nad widnokręgiem bladą tarczę słońca, przesuwającego się równolegle do morza. Woda była gładka jak lustro, tylko gdzieniegdzie połyskiwały grzywacze, ostrzegające żeglarzy o niebezpieczeństwie gór lodowych. Zrobiło się niewyobrażalnie zimno, z pewnością znajdowali się za kręgiem polarnym, lecz ona wciąż grała, siedząc w tym samym miejscu. Jej twarz i ramiona były białe jak śnieg, a on nie mógł oderwać od niej oczu… — Gdzie leziesz, baranie! Uskoczył instynktownie w bok, niczym spłoszony koń. Kierowca wychylił głowę przez okno i pogroził mu pięścią. Cofnął się, przepuścił samochód, a kiedy zapaliło się zielone światło, przeszedł na drugą stronę ulicy. Szedł kiwając się na szeroko rozstawionych nogach, jakby chodnik się poruszał w rytmie fal, zataczał się na boki, pijany szczęściem. Kupił sobie wieczór, jakiego nigdy nie zapomni.
    1 punkt
  22. Przy Tobie się czuję zwyczajnie ładniejsza i w oku mam uśmiech, na dłoni zaś jedwab. I w sercu truchleję, jak dzika podlotka a przecież już półwiek za chwilę mnie spotka. Ref. Przy Tobie się czuję ładniejsza. Rozkwitam na twarzy rumieńcem. Przy Tobie mi serce drży, gdy myślę, że ja i... ty(?!) Przy Tobie nawlekam na sznurek marzenia, korale zakładam, gdy Ciebie już nie ma. Przed lustrem krok ćwiczę, dotykam falbanek i czekam, aż przyjdzie mój cudny kochanek! Ref. Przy Tobie się czuję kobieco i zmartwień nie liczę - odlecą. Przy Tobie mi serce drży, gdy myślę, że ja i ty… W podskoku nad życiem z lekkością przemykam i robię co mogę, i jestem szczęśliwa. Zatrzymam spojrzenie w pamięci istotne, jak dobrze, że jesteś i w sercu mam wiosnę! Ref. Przy Tobie się czuję ładniejsza Rozkwitam na twarzy rumieńcem. Przy Tobie mi serce drży, gdy myślę, że ja... i ty(!)
    1 punkt
  23. Pan Dobrosław staruszek znany był na kilku ulicach maluchy przedrzeźniały go bo śmiesznie ubrany wyblakłe drelichy z łatami na kolanach marynarka w kratkę na nitce po urwanym guziku ledwie żywy orzełek pamiątka z wojny niejedna blizna pamiętała wołanie ran by rozniecać ogniki życia pod tym skrawkiem nieba gdzie pikują jaskółki przed burzą na odchodne dorzucał niech w kaszę na talerzu gdy zbytnio parzy język nikt nam nie dmucha czerwiec, 2022
    1 punkt
  24. zachód słońca zaćmienie księżycowa pełnia niebo pełne gwiazd drzewa szumiące echo i mgła twarz uśmiechnięta kwitnący kwiat nadzieja która puka do drzwi miłe słówka ptasi poranny śpiew miłość która umie tulić to wszystko klamrą spięte jest cudowne piękne dlatego warto jest żyć być świadkiem tych chwil którymi częstuje świat
    1 punkt
  25. Raz, albo dwa Decyduj natychmiast Zawiść, czy nienawiść Czy jest jakaś różnica? Bo miłość to nie miłość Jeśli kocha się bez kochania Ból nie boli Gdy się o nim zapomni Smutek nie płacze Bo oczy ma otwarte
    1 punkt
  26. Soli sam, metal latem ma silos.
    1 punkt
  27. "ulotni jak płomienie gasną..." pięknie opisany proces umierania nam się wydaje, że gasną ale czy tak faktycznie jest? wiele osób umiera bardzo świadomie czasem długo, ale świadomie nie wszyscy chcą o tym mówić
    1 punkt
  28. @Arsis Był bardzo wysokim mężczyzną i ściągał uwagę. Wymyślił sobie, że przez kobiety dojdzie do władzy. One wtedy się nudziły, a on niby mnich, duchowym doprowadzał je do szału lub uzależniał od swojej obecności... Kuzynki, żony z otoczenia cara stały się trampoliną jego sukcesu, Putin, który nosił złoto po Rasputynie miał gorzej. On musiał poradzić sobie z bogaczami, którzy wywierali wpływy na władzę... Cyjanek był zwietrzały, a to był kawał chłopa, kula nie uszkodziła serca, tylko płuco więc miał drugie do oddychania i dlatego jego śmierć była na raty... Dlaczego wybrałeś tę monarchinię, była najnudniejszą ze wszystkich jakie znam. Udane małżeństwo, później depresja, nie brała się za władzę, była bierna...
    1 punkt
  29. @Somalija "... oczywiście leczył syna z królewskiej choroby, roznoszonej przez księżniczki w tamtych czasach... ", masz na myśli chorobę krwi hemofilię? choroba ta chyba nie była jak to napisałaś "roznoszona", tylko raczej przekazywana. roznosić, to można chyba raczej chorobę zakaźną, a nie genetyczną. hemofilię przekazują genetycznie matki swoim synom. one (kobiety) są jedynie bezobjawowymi nosicielkami. choć jest bodaj odmiana hemofilii, na którą chorują mężczyźni jak i kobiety. popraw mnie, jeśli napisałem coś nie tak.
    1 punkt
  30. @Dragaz Treść i forma - git !!
    1 punkt
  31. Lubię przyjechać nad rzekę Kiedy mam wolne w niedzielę W Niemczech nad Mozelę Barki statki tu pływają Tu "natura" bardzo chciała Pogłębiła wykopała Riesling, Elbling, Müller-Thurgau Bo na wzgórzach rośnie wino Wypijesz moja dziewczyno? I pomkniemy na rowerkach Zielonymi winnicami Tuż przy rzece meandrami
    1 punkt
  32. Super! Ja to odbieram: między marzeniem, a spełnieniem. Szczęście trwa krótko, a później zamienia się w szarą codzienność. Co dalej? To samo: kręcimy się w kółko, a na gorącym towarze można sporo zarobić. ?
    1 punkt
  33. Witam - no właśnie co dalej... Pozdr.
    1 punkt
  34. Gdy wieczorami wsłuchuję się w siebie, W skrytości serca zaglądam w swą duszę, Samemu sobie pytanie zadaję, Co od dzieciństwa mnie kształtuje… Gdy tak ciemnymi wieczorami, Zaglądam w najskrytsze głębiny swej duszy, Odpowiada mi szeptem głos mój wewnętrzny, Bym poszukał odpowiedzi w ojczystej historii, Do historii ojczystych dziejów zaglądam, W historycznych książkach wieczorami się rozczytuję, Gdy przygody bohaterów sprzed wieków przeżywam, W przygodach mych bohaterów samemu się odnajduję… Alfabet złotymi literami, Przez ojczyste dzieje, Wypisany na mej duszy, Od kolebki mnie kształtuje, Jest to alfabet tylko mi znany, Nigdy nikomu nie wyjawiony, Przez historię na duszy i sercu wypisany, Niewidzialnymi, acz szczerozłotymi literami, Lecz odczytać go może tylko poezja, Przez soczewki prostego wiersza, I odczytanym może być alfabet mej duszy, Gdy duchowymi okularami będą wiersza strofy: H – jak heroizm bohaterów Kampanii Wrześniowej. I – jak Insurekcji Kościuszkowskiej z zamierzchłych czasów powiew. S – jak Skarbu księcia Wiślan nieodkryta tajemnica. T – jak Twierdza Modlin niegdyś zaciekle broniona. O – jak Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku. R – jak Reduta Ordona sławiona w wierszach poetów. I – jak Insygnia Koronacyjne polskich królów. A – jak Armii Krajowej tysiące młodych konspiratorów. Pozostanie on na mej duszy, Wypisany już na zawsze, Nawet gdy życie bieg swój zakończy, I wydawać będę ostatnie swe tchnienie, Wtedy to dusza moja, Historią ojczystych dziejów niezwykle ubogacona, Gdy z życia doczesnego się wyzwoli, Ujrzy cały ogrom i wspaniałość polskiej historii…
    1 punkt
  35. @OloBolo Ależ cudnie. Miód na serce. Pozdrawiam
    1 punkt
  36. Tam też przecież są owoce, cukier, drożdże oraz woda a więc bierz się za robotę na lenistwo czasu szkoda pozdrawiam
    1 punkt
  37. Witam - ciekawie piszesz - Pozdr.
    1 punkt
  38. @duszka Tak, tylko właśnie strach mnie obleciał, że całkiem niechcący wymyśliłem coś bardziej pastiszowego niż rzeczywiście reklamującego :// Wartości w rapie od bardzo dawna jest bardzo dużo tylko rzeczywiście trzeba chcieć ich się doszukać. Tu naprawdę nie chodzi tylko o rynek i liczby. No nic, chyba wbrew swoim intencjom żart mi wyszedł. No mam nadzieję, że się na mnie nie obrażą, zresztą wielu z nich świetnie sobie tutaj radzi. I żaden Leszczym tego nie pogorszy ani nie polepszy ;)
    1 punkt
  39. Witam - zacnego trzeźwienia życzę Henryku - Pozdr.
    1 punkt
  40. @Henryk_Jakowiec Owszem dobra to metoda Działa raczej w ojcowiźnie Lecz przebywam ja niestety Na nieznanej tu obczyźnie
    1 punkt
  41. Witaj - po całości na tak - Pozdr.serdecznie.
    1 punkt
  42. @Henryk_Jakowiec Myśl mi wpadła taka właśnie Lecz niedziela jest i basta Chyba mózg mi z bólu trzaśnie Nie dojechał bym do miasta
    1 punkt
  43. @duszka Tak, moje. I chyba najbardziej dlatego, że w sumie mam taką mamę, choć stary chłop jestem i lubię rapy. Może jakoś super dobrze na nich się nie znam, mam olbrzymie braki i pola niewiedzy i nieznajomości, ale jak już czegoś z tej półki słucham to czynię to bardzo uważnie. Niektórzy z nich są niesamowici wręcz językowo, a w rapie jest niesamowicie dużo przestrzeni na wypowiadanie myśli. Moje też w tym sensie, że jak najbardziej z większością raperów co do zasady się zgadzam. Ba, niektórych z nich szczerze podziwiam :)
    1 punkt
  44. @duszka Proszę, bo ładne i na czasie :)
    1 punkt
  45. Miłość to chyba jedyny "głaz", ktorego ciężar jest słodki, i który warto uparcie toczyć :) Dziekuję, Grzegorzu, i pozdrawiam! @Leszczym Dziekuję, Leszczymie i miłej niedzieli! :)
    1 punkt
  46. Posypało, zmięło w wodę po zimowej kawalkadzie, cztery damy dziś w popłochu, przyczajone na obrzeżach. Każda, każdej da popalić, zima z wiosną się rozgrzewa, trwa sielanka w kalendarzu - jesień z latem trochę rzadziej. Ja ci śniegu przysposobię, w maju myśli pozamrażam, ty mi w lutym słońca pożycz, nartorolki zaś przywdzieję. Każda, każdej w twarz napluje - pory roku czy złodzieje? Ot, pytanie kaznodziei, popatrz... o pogodę wrzawa. A gdy straty zbierzem w kupę i rachunki wystawimy, urzędasy mówią - nie ma... bo w budżecie istna pustka. Każda, każdej błąd wytyka, a kołderka znów przykrótka, niech doradzi przeznaczenie, wysiać wiosną oziminy? Na pogodę winę zrzucić, jakże łatwo - chata z kraja, człowiek słucha, głuchną uszy, a to wina przecież jego. Każda, każdej w oczy patrzy, pogłupieli nic dziwnego... ... niech się zeżrą i przetrawią, dziwactw mamy co niemiara. Trzeba może spiąć morałem, całe roczne widowisko, wiosna, lato, jesień, zima, mroźna w ciepłej pohukuje. Każda, każdej moc zabiera, zrozpaczone i ponure, człecze wtedy mrok poczujesz... jak nie zmienisz poetycko. "Na wiosnę, między szybami donice, w jesieni wódka z dereni, zimą podściółka z mchu, dach, kapiszon ochronny, ściany jak rękawice, próg - dozgonny, tak... to tu. Tu chcę się schronić, tu chcę ocaleć, ten dom - myśli sobie - to Boży palec. - Kazimierz Wierzyński.
    1 punkt
  47. Dziś plastikowa butelka jest moją terapeutką Przewrócona na stole leży wypita i niczyja Ostatnim zdaniem prosi o oddanie do recyklingu I ja oddam się do recyklingu By być napełnionym na nowo Z nową etykietą Może jako napój Może płyn do mycia podłóg W kolejnym jednak życiu Chyba nie będzie lekko Bo miałem kiepski skład A długą datę przydatności
    1 punkt
  48. Widzisz, może to tylko trzy wersy ale naszła mnie pewna myśl: Uwielbiam miłość opisywaną w wierszach. Jest taka nierealna, nierzeczywista, wymarzona wręcz. Chyba nigdzie takowej nie ma.
    1 punkt
  49. @Somalija zacznę od Ciebie słodka istotko. Moja choinka jaka jest każdy widzi, ja również :). Czy słabo, cóż najlepsza nie jestem, cały czas się uczę. Nie mniej, dzięki za czujność, pozdrawiam ciepło :). @aff pozdrawiam i dzięki za komentarz. Nie wiem jaki dać tytuł, dlatego jest data powstania wiersza. Jak coś wymyślę to pewnie zmienię :). Pozdrawiam @[email protected] również pozdrawiam :) @Amber, @Radosław dziękuję za wizytację i pozdrawiam serdecznie :) @JWF widzę :) pozdrawiam @Rolek a to mnie zaskoczyłeś. Pozdrawiam. @xeroferia pozdrawiam.
    1 punkt
  50. Kładąc nocą ciało zmęczone myśl wędruje za Tobą, przestępstwo … Powietrze coraz cieplejsze, owija wonią. Wędrując pojedynczo dreszczem na nabrzmiałej piersi, mocny uścisk warg i chłód zębów. Jeszcze, jeszcze. Najczulszy zakątek, pęka, drży opętany w szale. Ciszej, mniej zrozumiale wezbrany. Wiesz doskonale. autor tekstu: a-b autor zdjęcia: pexels-breno-cardoso-8240135 https://atypowab.blogspot.com/
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...