Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.02.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
karaluchy jeszcze nie przyszły nadchodzą idą tegorocznym śniegiem pod pancerzem przez śpiący sad jak cień po ekranach brudnych okien lepią się do nich tapetą szronu słyszę jak skrobią do drzwi jak syberyjska noc jak kremlowski mir i strach bezbronnych dobrze się nam spało przez te lata lekkostrawnych trosk gdy uczono histerii a nie odwagi kto teraz patrzy w górę i przed siebie za słońcem wiosny i niebem prawdy za tym co czeka a może łuną czerwoną przyleci wierząc w dar kolejnego dnia kosztowne są różowe google które nam sprzedali bogowie naszej ery bo przymykanie powiek to nie sposób na fałsz gdy jednak grzmot uderzy i wymaże błyskiem ich twarze zostaną tylko po nas karaluchy12 punktów
-
lubię drzewa szumiące niebo pełne gwiazd gdy sąsiad się nie kłóci lubię słowo kocham gdy chleb na stole a w parku na ławce senior się uśmiecha lubię gdy cień za mną łazi nic nie mówiąc a ja patrzę w dal w której sens lubię gdy śmierć ma głupią minę a za grzechem czai się prawda lubię te wszystkie lubienia w nich odnajduję świat który uczy pokory6 punktów
-
mówi się więc do spotkania w lepszym świecie być może istnieje zapewne takie marzenie a przecież we śnie można ***6 punktów
-
I rozpina się blask piór złotych na plecach tej co to wędruje po krainie upadłych. I walczy, światłem swym miłuje. Świeżo zakrzepłe skrzydła trzepoczą miękko gdy po rozdrożach sunie w tym królestwie gdzie noc szarością w serce wsiąka gdzie Syzyfami i Prometeuszami mrok oddycha. Wygnani, w bezczasie zaklęci z każdym tańcem zmierzchu i brzasku swe nieszczęścia odtwarzając. I sięga swym skrzydłem po księżyc co to cieniem słońce im zasnuwa by zabrzmiało światło w ich wyschniętych ciałach. Zostaw! — krzyczą. Cień to byt nieodzowny! Zostaw jeśli jest on dziełem Wszechświata co prądami galaktycznych wirów śpiewa i tkaniną czarnych dziur szeleści gwiazd wygasłych strzegąc. Cień Światło Toż to emanacja tego samego Ducha — szepczą. Ty wojowniku w niewieścim sercu drgający możesz jedynie aż? zezwolić co w tobie samej zalśni w ciemności ile mroku w skrzydeł poblasku dopuścisz lecz półcienia nie usuniesz gdyż ten na zawsze zespolony w odwiecznym pląsie ze światłością w rozbłysku jej cienia rozkochany i oboje w jedni zatraceni warkocze komet nam rozdają w eksplozji Supernowej rozpętani palto Kosmosu rozwieszają.4 punkty
-
Czas nie leczy ran Nie pozwala zapomnieć Jedynie skraca uśmiech Uczy jak żyć samemu Bo przecież tak jest najbezpieczniej Dla umysłu Dla serca Dla własnej nieokreślonej przyszłości Czas jedynie zabiera chwile radości Zostawiając ciężkie sny Z którymi muszę się sama borykać Oszukuje mnie Dając kolejne Niepewne godziny grozy Wątpliwości Namacalnej nadziei Każe iść naprzód Mimo oporu emocjonalnego Bo czy może być jeszcze gorzej ? A jeśli to już droga z górki ? Zwracam wzrok Ku nieznanemu Nie ufając ziarnom piasku Szukam w jutrze Twoich słów Klaudia Gasztold4 punkty
-
"Tej próby nie można przerwać. Kiedy wystartuję, nie będzie odwrotu." Dario Costa - pilot akrobacyjny Nie zawsze idę. Czasem człapię. Cofam się. Migam. Leniuchuję. Nie powiem, wstydzę się czołgania, ale bywało. Lot? Akrobacja? Owszem w trudnościach, problemach bólach, chorobach śmierciach i pogrzebach - śmigałam. Trzeba się było sprężać ale to akrobacja nieprzyjemna z presją, wysiłkiem lękiem, cierpieniem smutkiem i rozpaczą. Na szczęście po - ulga. Spokojny równy lot. Oby na końcu bez zderzenia z ziemią udane lądowanie już nie tu.3 punkty
-
powłóczysz nogami ocierasz się o ludzi czy na nich wpadasz słyszysz niemiłe słowa ile razy przyjdzie nam jeszcze się rozgrzeszać i tonąć w rachunkach sumienia a wskazujący palec?! był wymierzony w człowieka wdrapujesz się wyżej i wyżej zapominając o wszystkich baranach niżej - nie, nie zdobyłeś więcej - nie, nie wygrałeś niczego gdyż nie ma świętych krów i wieprzy którzy mogą więcej3 punkty
-
wiem że gdzieś mieszkasz w tym mieście aczkolwiek nie znam adresu od kiedy na mnie spojrzałaś jestem zupełnie już nie swój choć nie zgubiłem niczego czegoś zawzięcie wciąż szukam chodzę obcymi drogami po których krok w krok w bruk stuka choć wszystko teraz się sypie wciąż staram trzymać się prosto nie wiem jak długo podołam bo wokół jazda na ostro kuse pokusy wciąż kuszą z lubością prężąc się w łuki wiary nadziei miłości za skarby u nich nie kupisz zapomnij bzdurne motyle walec przejechał po głowie najmniejszy jednak to problem nigdy się przecież nie dowiesz że jacyś diabli okrutni w brzuch tępym ostrzem się wbili chichocząc bebech rozpruli zrobili mi harakiri włóczę się teraz umarły i wypatruję tych oczu co się na chwilę otwarły bym się na moment w nich poczuł zamknięty w lotne marzenie które od tego cierpienia byłoby dzisiaj zbawieniem lub choćby chwilą wytchnienia3 punkty
-
Tańcz i walcz! Walcz i tańcz! Biegaj, skacz krzycz i płacz! Wzruszaj, kochaj mów i kłam! Żyj! bez szmacianego kagańca bez wodzowskiej smyczy bez systemowych kajdan bez... krzty ironii... Żyj!3 punkty
-
uwolnij mnie bo umieram ogniem nie chcę wiosny tej plątaniny alejek ty z waszym psem ja z twoim synem ona z waszym dzieckiem starasz się być zabawny to trudne podkrąża mi tylko oczy zabiera dech uwolnij nie mam już łez3 punkty
-
Wzrok męczy podróż - pobocza stepu, wilgoć sawanny Droga pokręcona prostotą, zdystansowane przybliżenia... - czekaj, wezmę tylko lunetę! Apatia pobudzona do tego stopnia, że nie chce się zrobić przewrotu ani w tył, ani w bok, ani w poprzek... Obawy zadeptują własne buty, otwieram na oścież okna, by wpuścić trochę zimy, szczyptę mrozu do tego targu staroci, na którym handluję sobą Choć kupców nie ma, to całkiem nieźle sobie radzę: pakuję się w walizki i kartonowe pudła Owijam - w noworoczne girlandy i satynowe wnyki Omijam wszystko to, co nie jest zachwyceniem się, załamaniem światła w kolorze twoich oczu Nikt nie przychodzi mi na myśl, kiedy myślę ... o sobie. Kiedy zmieniam zdanie, wiem, że jestem ... na nic. Rozłączyłeś się już? I tak nie dzwoniłam do ciebie. Śpij! Sen przyniesie imbir i porto. Świat dopowie "kocham" i przyniesie cynamonowe ciasteczka z przepowiednią w środku Jedyne, co możesz mi przywieźć z Chin, to ten słynny mur! Potrzebny mi dokładnie takie parawan, kiedy niebieskie ciało przyodziewam w międzygalaktyczne fatałaszki ... Tak, tak, kupię ci i ciabattę i dobry seks i kolorowy magazyn. Broni. Tylko najpierw muszę cię zastrzelić...2 punkty
-
czasem przechodzisz przed moim oknem taka szczęśliwa z tamtym mężczyzną a ja za ścianą z tęsknoty moknę choć się do tego nigdy nie przyznam macie mieszkanie i wspólne sprawy gdy wraca z pracy drzwi mu otwierasz z daleka widzę że się spełniły jemu najskrytsze moje marzenia czas czasem boli lecz leczy rany nawet najbardziej czasem ukryte niepasujący nigdzie element w tej układance nazwanej życiem2 punkty
-
Nie odchodzę od zmysłów. Praktycznie ich nie mam. Tylko jeden właściwie ... płaczu. Kiedy nie rozpoznajesz mojej miłości milczącej przez telefon ... Błagam, byś mnie nie zabijał, gdy wrzucam świecę dymną do twojej pracowni pełnej martwych natur - mnie ...! W nas ...? Śmierć rzuca pustymi strofami. Wina - parzystymi numerami telefonów Do grona nieprzyjaciół! Legendy - mapami pustyń ... O, jest depresja?! Szelf. W oceanie łez. Pomożesz mi się stąd wydostać? Czego chcesz ode mnie?! Jak to ... niczego? Umieram na smutek. Ugodzona pustką pokoju, w którym podarowałeś mi ten głuchy telefon Żałuję, że odebrałam ...2 punkty
-
2 punkty
-
To ... Za każdym razem … Jednooka nieobecność Zbieżność tymczasowego Wczoraj Mieszcząca wydarzenia Boskim losem Przespane Na odwrocie wizytówki Głos pieszczący Los letargu Nieprzerwany Zapisany numer w niechęci do Słuchawki nad Tarczą telefonu Dzwoniący ... z ... informacją Dla przynależnych do treści … Ciąg Dalszy podany Dla przynależnych do ciał Ciąg dalszy Nastąpi Porządek łamany Dla potrzeb wschodzących z Nagłówkiem ogłoszeń obraz Przetworzony … Nie namalowałem Chociaż taki … żył jako Ostatni Na schodkach W słońcu Przed zawartym początkiem Do obiecanego końca ... krótki Zapis ... o pamiętaniu WARSZAWA2 punkty
-
Kowal ze wsi Kowalewo zamiast drwala rąbie drzewo zaś żona kowala tkwi w objęciach drwala kołysana w prawo, w lewo.2 punkty
-
@beta_bbeto, dobrze to wiemy, że ludzie będą zawsze nas zaskakiwać, a poza tym największe niespodzianki sami sobie często sprawiamy, zaskakująco życiowo. Pozdrawiam :)2 punkty
-
Czasami myślę, że dużo rozumiem, choć wiele nie wiem. I zaskakują mnie ludzie. Jakby ich intencje a szczególnie podświadome motywy rozrzucały tysięczne puzzle. Do wiersza jestem za prosta, jest romantyczny i teatralny. Ładnie brzmi w warstwie słownej. Myślę, że człowiek bez cienia byłby całkiem spłaszczony. bb2 punkty
-
@emwooBingo! Uczymy się do ostatniego dnia naszego życia w obecnej rzeczywistości. Wiedza jest potrzebna, jednakże jest coś w tym powiedzeniu: czym więcej wiem, tym mniej rozumiem...no tak i można tak w kółko! ;-)2 punkty
-
odrzucam myśl o boskie podobieństwo dziwny to obraz w oczy się wżarł rozdziera umysł a serce szlocha to i On szept musnął zmysły ***2 punkty
-
Romantyczka Mariola z Sanoka na księżyca tle widziała smoka. Teraz snuje marzenia, że smok w księcia się zmienia, kiedy panna go dość długo cmoka.1 punkt
-
niewiele mogę ci dać uścisk dłoni miękki garść spojrzeń ciepłych które w kieszeni zmieścisz niewiele mogę bo niewiele mam definicja bogactwa współistnieje kształtem nieśmiertelnego tła złapać wskazówkę zegara biec wąską ścieżką nocy letniej wsłuchać się w latającego komara patrzeć w gwiazdy nim spadną jeszcze potłuczone na głowie spłyną do oczodołów spojrzeniem zmaluję ze światła cię utkam nim szepnę do uszka niewiele mogę ci dać1 punkt
-
Oczy przewrotne, nieugięte. W czeluść wrzucać pragną ostatki rozumu, lecz i tym zawładną czarodziejskie mary. Usta gorejące, czerwone, zaczątkiem piekieł zgubne. Złodziejki nocy odmawiają snu. Dłonie roją drogi, skórą przecierane niczym wędrówki niecierpliwe, pędem chciwych łapane chwil. Podniebna podnieto, zmysłowy poemacie, co tlisz lędźwie złudną nadzieją. autor: a-b, data utworu 03.02.2022 autor zdjęcia: pexels-kristina-nor-3219517 https://atypowab.blogspot.com/1 punkt
-
Nie cierpi swojego imienia ani żadnych zdrobnień mówię do Niej Promyczku od pierwszego wejrzenia czujesz Jej cudną dziwną ulotność że tylko tulić zatrzymać wszyscy tak mają mówi a Ona tak panicznie boi się dotyku ma tylko syna prawie dorosły pieska i serce prawie dla każdego często mówi o piesku o synu nigdy1 punkt
-
Rzekł Aladyn ten od lampy, ja mam dosyć już tej sztampy przyjdą potem zaczną gderać, że chcą lampę mą pocierać żeby duch ukryty w lampie dzięki tej utartej sztampie mógł na zewnątrz się wydostać materialną przybrać postać i bez względu, kto i po co życzył sobie dniem i nocą ma wykonać bez szemrania co do joty te zadania jako sługa uniżony ma kochankiem zostać żony mąż do przodu pierś wytęża ma też być kochankiem męża nastoletniej podfruwajce ma być księciem i w jej bajce wykonywać ma rozkazy nawet w kółko po trzy razy inni też w kolejce stoją mrucząc spełnij prośbę moją spełnij szybko, bądź człowiekiem a on schował się pod wiekiem i by spokój mieć na stałe rzekł poecie spełnij małe me życzenie, zamknij wieko wyrzuć lampę hen daleko więc poeta prośbie sprostał w lampie duch na wieki został bowiem wieko przyspawano kropka, koniec, pa, siemano.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ciężkie z początku powieki są coraz lżejsze, bardziej przejrzyste. Absolutna czerń zaczyna być zastępowana poszczególnymi odcieniami czerwieni. Następuje w końcu ten moment stopniowego otwierania… Przenikają przez szczeliny drżące, mlecznobiałe promienie, ale nie za bardzo jasne, coś w rodzaju półświatła. Powstała widzialność jest enigmatyczna. Nie wiem, co widzę. Nie wiem, kim jestem. Mój umysł, nie! ― nie mam przecież umysłu, będąc zatrzaśniętym w jakiejś ogromnej skrzyni bez dna! Zaczynam niby dostrzegać szczegóły, ale nie wiem, jaką spełniają rolę w mojej widzialności. Nadal mam wrażenie lewitowania w próżni. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Nie mam w ogóle żadnego pojęcia, choć wraca nieśmiało świadomość, wypływa z głębokiej narkozy albo dziwnego letargu, albo z jeszcze bardziej dziwnego snu… Nie wiem, w jakiej pozycji śniłem, ale wiem, że realność nabiera ostrości. Mój umysł wychodzi stopniowo z pułapki. Zaczynają iskrzyć w mózgu nitki nerwowych połączeń. Zaskakują poszczególne obszary, które odpowiadają za pełną dynamikę ruchu. Mój umysł jest tuż pod powierzchnią lustra wody… Wypływa… Wypływa... Wypływa… Jeszcze chwila i zacznie funkcjonować pamięć… Jeszcze chwila... Jeszcze, tylko chwila… Wstrząsa mną nagle jakiś wewnętrzny skurcz ― pierwszy syndrom poruszenia. Zaczynam czuć. Tak! ― zaczynam czuć! Moje ciało nakłuwają tysiące igieł. Otwieram powoli usta, wydobywając z głębi gardła przeciągły, przejmujący krzyk… Jest mi gorąco. Występują na czole i skroniach kropelki potu. Nabieram powietrze do płuc… Wypuszczam... Robię to znowu… ― i znowu… Obraz jest coraz wyraźniejszy. To, co tak drży i migocze jest podwójną, potrójną gwiazdą… Nie! ― miliardami gwiazd! Nigdy nie przypuszczałem, że może być ich aż tyle, jako bliskie, dalekie, bądź ledwo dostrzegalne, zamglone byty. Przechylam głowę i widzę teraz w pełni czteroramienną galaktykę z jaskrawym centrum. Wiruje wokół własnej osi, rozrzucając i jeszcze bardziej rozciągając swoje ramiona. Im bliżej ich końców, tym bardziej bledną, znikają w rozproszeniu. Jest na wyciągniecie ręki… Omiata mnie nikłym promieniowaniem kosmosu, lśniąc na dnie moich źrenic doskonałym, powstałym od wiecznego pędu i wirowania blaskiem. Odnoszę wrażenie, że czuję na twarzy delikatny powiew od tego ruchu, tak, jakbym stał obok wielkiego wentylatora. Wyciągam dłoń. Czuję pod palcami opór materii. Dotykam jeszcze raz i jeszcze… Dotykam przeźroczystej i gładkiej jak lustro ściany… Jest taka cienka, że przenika przez nią straszliwy chłód wszechświata… Siedzę na czymś w rodzaju krzesła, oparty łokciami o mały stolik. Siedzę w samym kącie sześcianu. Ów sześcian jest w połowie biały. W kącie naprzeciwko świeci słabo nieduża, podłogowa lampka. Wciąż nie mam pojęcia, gdzie jestem. Wszystko jest w jakimś zawieszeniu, choć sam nie odczuwam nieważkości. Powoli wstaję. Patrzę na swoje ciało. Jestem nagi, ale nie czuję zimna. Robię z trudem kilka kroków. Staję po środku tego dziwnego pomieszczenia akurat w miejscu, w którym biel przechodzi łagodnie w niewidzialność. Oprócz świecącej słabo podłogowej lampki, czegoś w rodzaju krzesła i małego stolika, nie ma tutaj więcej nic. Zawracam. Podchodzę do szklanej i zimnej ściany. Przywieram do niej dłońmi i czołem. Jest niesamowicie gładka i nieskazitelnie czysta, jakby jej w ogóle tutaj nie było. Odpycham się od niej i widzę przez moment odbicie swojego wynędzniałego i nagiego ciała. Mam długą brodę i włosy, lecz nie są siwe, są raczej ciemne. ― Kim ja jestem, u licha? ― No, kim? Coś do mnie dociera, ale nie jestem w stanie rozgryźć tego do końca. Jestem w dziwnym stanie, gdzieś pomiędzy jawą a snem. Mam nieodparte wrażenie, jakbym na kogoś czekał. Nie mam poczucia czasu. ― Ile istnieję? ― Chwilę? ― Milion lat? ― A może całą wieczność? ― Ktoś ma przyjść? ― Kto ma przyjść? ― Kto? Dotykam dłońmi gładkiej, nie grubszej od średnicy atomu ściany, przylegam do niej czołem. Wyobrażam sobie, że pęka pod moim naporem, a lodowata próżnia kosmosu zamienia mnie w ciągu sekundy w kamienną, oszronioną bryłę… Kłują mnie w oczy miliardy dalekich, nieosiągalnych, gwiezdnych igieł. I ta wirująca powoli tarcza czteroramiennej, spiralnej galaktyki… Znowu spoglądam w przeciwległy kąt sześcianu na słabo świecącą podłogową lampkę. Ma nie więcej niż metr wysokości i roztacza na białych powierzchniach sufitu, ścian i podłogi lekko-żółtawe, łagodne kręgi, które po przekroczeniu rozmytej granicy bieli ― przechodzą w szklany refleks. Dotykam czegoś w rodzaju krzesła, naciskam palcem, próbuję paznokciem… Zrobione to jest z jakiegoś białawego, twardego materiału tak samo, jak i stolik. Poza tym nie ma więcej nic. Znowu patrzę na gwiazdy. ― Na ich drżenia. ― Na galaktykę. ― Na jej spiralne ramiona. ― Na ten ledwie zauważalny ruch… Poza tym nie ma więcej nic. Nie ma więcej nic poza czymś w rodzaju krzesła, poza małym stolikiem, poza małą podłogową lampką w przeciwległym kącie sześcianu. I poza mną. ― Na kogo ja wciąż czekam? ― Na kogo? Nie wiem ile upłynęło czasu. Nie wiem ile mi go jeszcze zostało. A może jestem w miejscu, w którym nie obowiązuje czas? Budzę się ― usypiam. Rodzę ― umieram… Ten cykl nie ma początku ani końca. Jestem zawieszony w jakiejś dziwnej przestrzeni. Jestem, gdzieś pomiędzy materią, a nie-materią. Czuję i nie czuję, pamiętam i nie pamiętam. ― Kto ma przyjść? Wciąż to samo widzenie, te same gwiazdy i wirująca wolno galaktyka. To samo niby-krzesło i ten sam mały stolik. I świecąca wciąż słabym blaskiem nieduża podłogowa lampka. Nie czuję chłodu, ale nie czuję też gorąca. Stoję w samym kącie sześcianu przy moim krześle i małym stoliku, oparty plecami o niewidzialne ściany i spoglądam w przeciwległy kąt. Patrzę na to wszystko z coraz bardziej obojętnym wzrokiem. Poza mną drgają gwiazdy i wiruje wciąż galaktyka. Trwam, nie żyjąc. Nie żyję, trwając. Jestem ― gdzieś pomiędzy… Nie jestem już człowiekiem, ale też nie jestem duchem. ― Zatem, kim jestem? ― Albo, czym? Nie przynależę już do świata materii, ale też nie przynależę do świata nie-materii. Absolutny bezwład i cisza. Absolutne wyobcowanie. Znowu czuję, że nie ma mnie tu ani tam. Znowu przestaję pamiętać, choć i tak niewiele zapamiętałem. Lecz o dziwo znowu pamiętam wiele. Można to porównać do spienionych fal, które napływają ― odpływają ― wracają… ― I tak bez końca… Wciąż tak bez końca… Obmywają mnie… Zostawiają błyszczący ślad na brzegu… Obmywają moje stopy… Niosą woń słonego powietrza… Przelatują po niebie białe mewy… Przysiadają na czarnych konarach, bądź na krawędziach rybackich kutrów, tych porzuconych kutrów z łopoczącymi na wietrze kolorowymi chorągiewkami… Na krawędziach kutrów, wciśniętych do połowy w wilgotny piasek... Przelatują… Szybują… Odlatują… Wszystko jest jakieś zamazane, zamglone. Wszystko jest takie milczące, jak puszczane w zwolnionym tempie kadry niemego filmu. Nacierają zewsząd niejasne, stępione kontury przedmiotów… Wciąż nacierają… Jest ich coraz więcej… Otwieram oczy i widzę znowu coś na kształt krzesła i małego stolika, i małą podłogową lampkę w przeciwległym kącie sześcianu. Patrzę na niewidzialną ścianę… Podchodzę do niej… Dotykam opuszkami palców… Przywieram czołem, czując chłód gładkiej i nieskazitelnie czystej powierzchni. Kłują mnie w oczy igły miliardów gwiazd. I widzę wirujące powoli ramiona spiralnej galaktyki… Staję się senny… Znowu senny… Opadają powieki… Ogarnia mnie czerń… Chyba już nie zdążę sobie niczego więcej przypomnieć. ― Kto ma przyjść? ― Nie przyjdzie nikt. ― Usypiam po raz kolejny. ― Umieram po raz kolejny. ― Usypiam znowu... Już więcej nic. (Włodzimierz Zastawniak, Październik 2016)1 punkt
-
1 punkt
-
@[email protected] Magda, Grzesiu, Magda:) zapamiętaj w końcu hihi:)))) wiem, już chyba z półrocze temu coś tu umieszczałam. później muszę zajrzeć do Ciebie gdyż i czytanie Waszych wierszy zaniedbałam. hihi, zawsze coś:) ja też jestem z romantycznej wełny wydziergana więc to by się w sumie zgadzało. dziękuję za pochylenie się nad moim kawałkiem nieba:)1 punkt
-
Czarne z białym staje w szranki stają także dwaj malarze jaki będzie finał boju to za chwilę się okaże. Pędzle poszły w ruch ze świstem pacykarze w jednej sali stojąc naprzeciwko siebie co przed sobą malowali. Kiedy najgłówniejszy sędzia chciał rozstrzygnąć, kto zawody wygrał nagle wziął i zemdlał mdlejąc krzyknął szklankę wody. Leżał dosyć sporą chwilę nim go jury ocuciło spojrzał w koło mętnym wzrokiem spytał jak to się skończyło. Nastąpiła konsternacja wyrok był nieogłoszony sędzia główny jak niepyszny siedział z lekka przygaszony. Nagle krzyknął eureka do malarzy rzekł zaś sorry chcę remisu, lecz by był on pomieszajcie te kolory. W ten to sposób jednogłośnie w czyn wprowadził swe zamiary, gdy zmieszano białe z czarnym dla nas powstał żywot szary.1 punkt
-
1 punkt
-
Anno, podpisuje się pod tym zdaniem. Tak, pamięć i wdzięczność im się należy. Pozdrawiam!1 punkt
-
I co ze mną zrobisz gdy przyjdę świtaniem ze zlęknionym sercem przywitać się z Tobą i z tym co zostało jeszcze między nami? I co ze mną zrobisz gdy w słońca zenicie żar serca przyniosę co na rany lekiem by ukoić nasze wielkie niepokoje? I co ze mną zrobisz gdy zmierzchem zawitam z bagażem, co w jednej trzymać będę dłoni a drugą wyciągnę poproszę o płomień? I co ze mną zrobisz?1 punkt
-
Pani Eliza z Lasku Wolskiego Pana Sułka pragnęła onego Lecz jemu ciągle brakło woli Kłamał że głowa strasznie boli To wzięła Maruchę gajowego1 punkt
-
1 punkt
-
życie to nie błąd to poezja fajnych chwil życie to nie robak nie można go ot tak zgnieść życie to prawda to tęcza i mgły oraz grzech życie to godność warto w niej być nie bać się1 punkt
-
Dzięki Dwudziestypierwszy :) Jakąś dziwną zbieżność wyczułem z Twoim ja skończony .:))) Pozdrawiam również.1 punkt
-
@Pan Ropuch Światło ma to do siebie, że dociera nawet do błotnej, szkaradnej norki gdzie zimę spędza, każda szanująca się ropuszka i wyciąga ją na powierzchnię, zachęcając do życia ???. Dziękuję, nieznany z imienia Panie Ropuszku ???. Czy widziałeś moj opowiadanie w prozie, podjęłam pracę innego rodzaju? ?. Pozdrawiam serdecznie ?.1 punkt
-
- Jedną chwilę - zaciekawił się ten z żołnierzy, który do tej pory tylko słuchał - co dokładnie masz na myśli? Że Mars... mortalis est? - To, ale nie tylko - potaknął Uwszechświatowiony. - Etiam to, że gdyby odebrać mu jego broń i zdolność do wywoływania agresji, zwłaszcza ludzkiej - dla każdego z was stałby się on względnie równym przeciwnikiem. - Czyli, inaczej mówiąc - w tym momencie do dialogu powrócił dowódca - gladio meo dałbym mu radę? I... on też? - wskazał podwładnego, mającego czasem trudności w ćwiczeniach żołnierskich. - Tak, on też - potwierdził Jezus. - Chociaż akurat jemu mogłaby ta walka iść odrobinę trudniej. - Spojrzał w bok, chcąc ukryć, co naprawdę znaczą te słowa. - W każdym razie i on ma szansę vincere w tej walce. Zazdrosnemu o władzę dziesiętnikowi spodobała się ta wizja. Wyobraził sobie, że ze swoimi ludźmi, przy pomocy Niezabitego, zastawiają pułapkę na Marsa, pozbawiają go miecza, zbroi, hełmu i boskich mocy, po czym krępują wedle woli. I oczywiście dzielą się łupem. Zgodnie z obyczajem. Ale zanim jego myśli nabrały konkretnych kształtów i tempa, coś kazało mu spojrzeć na słońce. - Do... Domine - zawahał się, nie będąc pewnym, czy do osoby przynależnej do podbitego narodu akurat jemu wypada - czy właściwie nawet można - tak się zwracać. - Rozmawiamy i rozmawiamy, a przecież Sol... - Porzuć te myśli - Zjednoczony z Wszechświatem odpowiedział na niezadane pytanie. - Walki z kimkolwiek nie mam ani w zamiarach, ani w planach. Przynajmniej nie w najbliższych. I na pewno nie bezpośredniej. Ale tak, czas na religijną rewolucję przyjdzie. Za nieco ponad dwa tysiące lat, kiedy po vestrum imperium zostanie tylko część dróg, niektóre budynki i język. No i pamięć. - Co zaś tyczy się Solis - nadal nie pozwolił żołnierzowi dojść do głosu - tak, to moja zasługa. Czy też opus. Panuję bowiem także nad czasem. I nad wszystkim, co zawiera przestrzeń. Ze słońcem włącznie. Niektóre dzienne chwile - uśmiechnął się, zadowolony z wywołanego wrażenia - dobrze jest zachować nieco dłużej.* * Scena z panowaniem nad czasem stanowi celowe nawiązanie do opisu balu u Wolanda w "Mistrzu i Małgorzacie" Michaiła Bułhakowa. Cdn. Voorhout, 16.02.20221 punkt
-
ONI - WODÓR, A NAM? O RANY, ŻYWI WYŻYWIĄ JĄ I WYŻYWI WYŻYNA ROMANA RÓD. O, WINO? O, DAŁA WROGOWI? IWO GO RWAŁ, ADO. E, I WROGIM NARODOM O, DO RAN MI GO RWIE. A DAJ MU RYB! BOLI TOĆ I NOGA. ZA WROGAMI MA GO RWA ZAGONIĆ, OT? I LOBBY RUM JADA.1 punkt
-
1 punkt
-
DAŁ KUMA, TU ŻYWI? WYŻU TAM UKŁAD. MA TOM? U KANARA BACA MACA BARANA, KUMO. TAM? A DAŁ WRÓG Z GÓR? WŁADA?1 punkt
-
1 punkt
-
Oby tylko nie eskalowało i jeśli już ma się toczyć, to nie na naszym terenie. Ani mi się śni umierać za decyzje jednych czy drugich polityków1 punkt
-
W przestrzeni I czasoprzestrzeni Mijamy się Dotykając czasami Opuszkami palców Skrawkiem źrenicy Pasmem włosów Oko w oko Ale mur w mur Bez dawania nie ma brania.1 punkt
-
Palą się setki róż A ciebie przy mnie Nie ma już Odeszłaś W zapomnienie I tak bolesne jest Bez ciebie istnienie Palą się setki róż A ciebie przy mnie Nie ma już Odeszłaś W zapomnienie I wszystko inne Straciło swoje znaczenie Palą się setki róż A ciebie przy mnie Nie ma już I tak boli Bez ciebie istnienie Bo odeszłaś W zapomnienie A ja już wiem Że nic nie zmienię Bo umarło We mnie sumienie1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne