🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄
Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 20.06.2021 uwzględniając wszystkie działy
-
jeszcze wczorajowinięta aksamitnymi ramionamistałam samotnawśród głów czerwonychsłońce chyliło wzrokku rozgrzanej ziemia słodka woń łez drgaław mieniącym się krajobraziedo kielicha mojej intymnościzawitała puchata pszczołałaskocząc egoczułkami oblepionyminektarem pragnieńgdy poranna rosaunosiła się wśródfalujących oddechówrozpostarłam płatkiswojej kobiecości8 punktów
-
raz pewnemu poecie wiersze rozlazły się po świecie z pokoju na parterze wybiegły gorące i świeże poleciały do ludzi by podnosić cieszyć i budzić życie śmigło mu rybką a gdy się z nim żegnał to krzyknął chodźcie tu moje dzieci mówcie jak wam było we świecie stanęły przed nim wszystkie jakieś takie inne nieczyste jeden z głową w bandażach i ręką urwaną bez mała drugi z okiem podbitym i niemal wyrwanym językiem trzeci całkiem pocięty miał być sprośny teraz jest święty kolejny pretendował do sacrum teraz jest konował któryś stanął na głowie coś chciał powiedzieć już nie powie wiele przybiegło boso smrodu brudu błota naniosło pora mi się stąd zbierać wyjęczał poeta c h o l e r a nic z pisania nie wyszło a miała świetlana być przyszłość3 punkty
-
Ona mu daje wiedzę o świecie, lecz się do tego nie przyzna, że narzucone ma z góry cele, jak każda inna telewizja. Ona otwiera swoje miraże, daje mu wnikać głęboko, lecz prawdę taką tylko pokaże, jaka posłuży jej bogom. Ona mu robi bez przerwy pranie, a on jej mózg swój powierza, wciąż nieustannie polega na niej, choć go traktuje jak zwierza. Ona mu daje głównie złudzenia. On bez niej żyć już nie umie. Zapada w fotel, kanały zmienia, myśli, że więcej rozumie.3 punkty
-
w niedoczasie myję włosy w międzyczasie rozkładam słowa i nie chodzi o to co kto powiedział chodzi o to co nieoczywiste słowa jak słowa można zrozumieć wtedy nie ma problemu pojawia się w nadmiarze oczekiwań prosta jajecznica na maśle może być pretekstem... 2106202 punkty
-
2 punkty
-
Czy popiół jest dobrym nawozem Zapukałaś do drzwi niespodzianie zaglądałaś we wszystkie kąty w jednym mieszkaniu w przewróconej perspektywie zostawiłaś dzieci uczepione jak gałęzi drzewa rąk matki z zastygłym w oczach niedowierzaniem ojciec był pierwszy tuż za progiem ale u samotnego sąsiada tego spod trójki pierwszeństwo przyznałaś psu który jakby znowu poprowadził swojego pana na spacer tyle że z podkulonym ogonem trzy rodziny z drugiego piętra i dwie z poddasza wysłałaś w nieznane wąską lukarną wymknął ci się jedynie chłopak z kawalerki na końcu korytarza ustawiona w szpaler wrzeszcząc zaganiałaś ludzi do ciężarówek bramy kamienic i wyloty ulic ujadały za tobą jak gardła luf miasto było twoją filharmonią w której co dnia grałaś symfonię na ryk rozkazów alty łez na waltornie alarmów szelest modlitw splecionych z łopotem sztandarów i werblami kamaszy w dzwony kościołów w dachy domów jak w klawisze fortepianu z nienawiścią kogoś kto nie potrafi nauczyć się grać prostej melodii biłaś pięściami aż wieże domy drzewa wszystko co pięło się ku niebu ukłoniło się tobie czoło złożywszy w pyle by tak już pozostać lubiłaś wtedy zakładać zwiewną czerwoną sukienkę i tańczyć od drzwi do drzwi od okna do okna wpinając krwiste kwiaty w piersi fasad aż wirem stawało się wszystko by obrócić się w kurz i w pył fruwające pierze smród palonych materiałów i ciał i ruin pośród syku noży ostrzonych tak cicho że żaden Bóg nie usłyszy kiedy akurat nie łamałaś żeber ulic nie wybijałaś zębów miast w bezsensownie zaciekłej grze na klawiszach budynków nie upychałaś ich mieszkańców za elektrycznym drutem kiedy w wąskich zaułkach na odległych przedmieściach polnych drogach i odludziach nie ćwiczyłaś tanecznych kroków nie doskonaliłaś partii na przemian z tartarskich z erebiańskich i elizejskich arii siadywałaś gdzieś cicho w kącie zabierałaś sny zabierałaś młodość jeszcze innym sumienia spojrzeniem w rynsztok spychałaś przechodniów z chodnika i ludzi jak ziarnka piachu przesiewałaś pomiędzy palcami — tu stos bestii i potworów na usługach mroku barbarzyńców owiniętych płaszczami idei zasilany wyzutym z moralności wypełzłym z cieni robactwem — tu stos winnych tego że urodzili się pod jakimś niebem na jakiejś ziemi nad jakąś rzeką na tyle blisko by napawać obawą drażnić i kusić sąsiedztwem — tu wcale niemały stos aniołów zrodzonych z przypadku i potrzeby o tym też nie wolno zapomnieć jak o każdym z tych odsianych stosów — mrok wyostrza blask światła dla ciebie jednak nie istnieje podział na zwycięzców i przegranych ugięty w pokorze kark i hardo zadarte czoło — liczą się tylko te dwie postawy doły twoich ust są łakome obu bo cierpienie w każdym języku smakuje tak samo ważny jest jedynie nieprzerwany ciąg chaotyczny lub rzetelny planowy albo zupełnie bezładny twoją jedyną naturą jest zaspokajanie niezaspokojonego głodu życia i chociaż nigdy się nie spotkaliśmy i znam cię tylko z opisów z opowieści tych których nie pożarłaś ze słów oprawców którym pochłonęłaś dusze z twarzy na zdjęciach którym próbowałem zaglądać w oczy równie bezskutecznie jak w puste wypalone oczodoły budynków oddalonych o setki kilometrów czy dziesiątki lat to wiem jesteś uparta i nieustępliwa nigdy nie przestajesz gdzieś na widnokręgu machać pochodnią mrugać światłami naddźwiękowych skrzydeł jak nieustannie drgającym płomykiem nadziei na to że może tym razem odrodzimy się lepsi2 punkty
-
Cały minus tego lata to ta mucha która lata i ten komar co jej wtórzy koło ucha już mnie nuży Chwastów przyrost na potęgę pot co spływa ciurkiem ze mnie gradobicie podczas burzy kurz co nozdrzom źle mi wróży Mnóstwo mrówek i ślimaków darcie się o świcie ptaków żona tylko się opala brzdąc sąsiadów beksa-lala Reklamację mam do lata za to że przegrzana chata i że noce takie krótkie... Lato na to-jesteś dupkiem zaraz minę i odejdę będziesz tęsknił niepomiernie2 punkty
-
W warzywniaku z owocami byliśmy zupełnie sami... W warzywniaku z owocami przemieszany zapach bylin z truskawkami.... W warzywniaku z owocami polny agrest z dzikim szczawiem poprzylepiany... W warzywniaku z owocami osy muszki tańczą rytmicznie nad nami... W warzywniaku z owocami posokami koper z natką pozrywany... W warzywniaku z owocami zaduch ziemianka słoneczniki - każdy wyuzdany2 punkty
-
Obudziłam się dzisiaj ze smutkiem. Leżał koło mnie na łóżku. Puścił oko szelmowsko jakby chciał zapytać : „Jak minęła noc?” Wypił ze mną poranną kawę, pobawił się kosmykiem włosów i osiadł na rzęsach. Trzymał się kurczowo cały dzień. Skutecznie osłaniał od uśmiechów i jasnych słów. Do ucha szeptem wpuszczał melancholię. Wieczorem ułożył się łzą na poduszce, by rano znów obudzić się u mego boku.2 punkty
-
dzisiejsza noc była smutna bez gwiazd i księżyca drzewa nie szumiały milczał wilk i echo sny się wałęsały - mysz ze szczurem rządziły ciemności im pomagała pijany kumpla szukał strach się czaił myśl bała się myśleć na cmentarzu umarli o cos sie kłócili dzisiejsza noc była sobą nic a nic nie kłamała można nawet rzecz że prawdziwa była2 punkty
-
Kiedy tak leżę, myślę za siebie. W przeszłości bredzę, a może grzęznę, a może brodzę. Bez ciebie już nigdzie nie zdążę. Nie mam już miejsca w sercu. Nie mam już serca na miejscu. Gdybym umiała zabić się sama, serce bym nożem poczęstowała. Realnie, fizycznie z pełnym naciskiem. Lubię to w głowie widzieć - mistyczne uczucie, kiedy uchodzi życie, jak wydech z płuc lekko, nieskrycie. Jak fala biegnie ciepła i chłodu. Uchodzi z piersi dusza niemłoda, a może młoda, może zbyt młoda, a może wróci w postaci płodu. I gdy tak patrzę, odczuwam ulgę, że to już za mną, już mogę umrzeć. I nie chcę słuchać, w czym szukać sensu. Cieszę się tym upływem bezsensu. Zabiję serce, bo tyle umiem. Tak strasznie boli, gdy tylko czuje. Zabiłam serce i nie chcę go więcej. Bez ciebie co dzień zabijam serce. 19.06.20212 punkty
-
przy stole zwykle jem i piję jesteś nieobyczajny wyschło mi w gardle umówiliśmy się na pogawędkę przy herbacie to zobowiązuje z gołą głową szukasz wiatru w kuchni jest pusta lodówka przepalona żarówka ja i ego jak stąd do gdańska albo z gdańska do nowego jorku a może do łomianek psu na budę 2106182 punkty
-
jestem bardzo zmęczony porażek mam już dość czas przejść na drugą stronę jutro zbuduję most na drugą stronę tęczy nie będę żył tak wiecznie szybko po nim pobiegnę rozkwitnę i nie zwiędnę tu wszystko mnie odrzuca wciąż rzygać mi się chce czy to może pokuta że często krzyczę Nie!!! być może mi się uda skończy się szara nuda algorytm nocnych myśli dziś rewolucję przyśnił nie o to przecież chodzi w tej niesportowej grze by iść w kierunku mody i głupi uśmiech mieć2 punkty
-
Nie umiem wiecznie cię kochać. O tobie wiecznie też marzyć. Nie mogę w myślach całować, Ani czasem straconym obdarzyć. Kiedy pierwszy owoc zawiśnie, Kto pierwszy sięgnie po kiść, Nim iskra na niebie zabłyśnie, A spadnie ostatni z drzew liść ? Zapach suchego drzewa z tarasu Zmieszany ze śladem przeszłości. Zza kotar przenika szum lasu. Z surowej dociera ciemności. I tylko jakieś światło samotne Przeciska się wątle przez szparę, Malując twe kształty ulotne, Na przemian jaskrawe i szare. Kształty gorące i nagie, co się Przed chwilą z moimi łączyły. Na przemian leżąc i stojąc, i Wbijając się w nie z całej siły. Już gaśnie żar papierosa i Gasną nad rzeką lampiony. Przesącza się miłość ulotna W kroplach niepoliczonych. Czasem kropla jakaś zawiśnie. Nie zgubią blasku lampiony i Szczęście na nowo zabłyśnie, Rozkoszą nagrodzi zlęknionych. Kiedy wiatrem łzy się ochłodzą, Może w złotą kulę się zleją. Może w serca dwa się przerodzą, Aby zgasłą zachwiać nadzieją. W jednym zmieścimy płomienie, W drugie marzenia rozdzielę. Marzenia w owoc przemienię, Pragnieniem zaś ciało obdzielę. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)2 punkty
-
przytulić się do ciszy uśmiechnąć do wiatru porozmawiać z echem wysłuchać marzeń ukłonić się prawdzie podać dłoń lepszemu wygrać z losem w karty nie bać się ciemności dotknąć leśnej mgły uwierzyć w Boga śnić tylko barwnie udanie pokochać tylko tyle pragnę podanie napisze życie je podpisze i będzie fajnie2 punkty
-
Dojrzały ponad wiek? dla Boga jestem kwaśny Jest coś we mnie, prawda? bo dużo już przeszedłem Opowiem kiedyś dziś nie mam czasu szykuję się na następne przejście2 punkty
-
Ona mu daje tak wiele wrażeń... Miał ją już w kuchni, w salonie, w hotelu, teraz wszędzie mieć może, od kiedy ma ją w smartfonie.2 punkty
-
Proponuję zabawę polegającą na tworzeniu własnej definicji danego słowa, bez zaglądania do "Wujcia G" i innych źródeł. Osoba, która napisze znaczenie słowa, wymyśla kolejne hasło. Zaczynam! "dom" miejsce do którego najchętniej wracam1 punkt
-
"Cóż za niefrasobliwość strąciła i mnie w te cierpliwe rejony miłości". Nie pozostawiła mi żadnego innego wyboru, więc wyrwałem kartkę z zeszytu. Napisałem tych kilka trudnych do zapamiętania słów: WŁOSZCZYZNA POMIDORY OGÓRKI CEBULA ZIEMNIAKI PIECZARKI FILETY RYBNE MROŻONE Złożyłem kartkę głęboko w kieszeni i z tą niezniszczalną reklamówką z rossmana wyszedłem na zewnątrz. W ten oto sposób nie po raz pierwszy w tym tygodniu potwierdzam - jestem gotów kochać niepozornie i po cichutku! Jestem gotów niepozornie i po cichutku postradać zmysły z miłości! Jedna pani przede mną i ja, z tym mało przekonującym dowodem miłości ukrytym w kieszeni utknąłem centralnie na wprost plastykowej beczki z kiszoną kapustą, tego wiecznie bijącego, gorącego serca warzywniaka. Okazało się, prawie wszystko jest: WŁOSZCZYZNA POMIDORY OGÓRKI CEBULA ZIEMNIAKI PIECZARKI - Są FILETY RYBNE MROŻONE - Nie ma! A więc nie jestem wiarygodny, idę na drugi koniec osiedla. W kolejce jeszcze dwóch podobnych do mnie z reklamówkami. Żaden nie ma kartki. Tylko ja jeden z tą krępującą i szeleszczącą kartką papieru. Przez chwilę czuję się jakbym mniej kochał, ale to mija. Na całe szczęście mija. FILETY RYBNE MROŻONE - Są! W końcu cała ta moja do ciebie niepozorna miłość spełzła z tej niewygodnej kartki i teraz zjednoczona w niezniszczalnej reklamówce z rossmana. Mogę spokojnie zapalić papierosa. Wracam do domu spełniony, mówię sam do siebie i przez bujne w tym miejscu listowie spoglądam prosto w słońce. Wschodzi z charakterystyczną o tej porze roku ostrością. Za chwilę zajdzie, tuż za naszym domem, niczym szczygieł ukryty w tujach zamilknie. WŁOSZCZYZNA POMIDORY OGÓRKI CEBULA ZIEMNIAKI PIECZARKI FILETY RYBNE MROŻONE - zapisuję na kartce wyrwanej z zeszytu. Z każdym dniem staranniej składam na pół ten skrawek papieru. mojej żonie Łódź, nie tak dawno.1 punkt
-
- Mistrzu, chcę się z kimś związać, ale rozumowo. - Polecam zatem związek samego ze sobą. Sam siebie nie oszukasz i się nie pokłócisz, nie zdradzisz, nie odejdziesz, a jeśli, to wrócisz.1 punkt
-
rozpływam się jak mleczna czekolada fale gorąca uciszyły głos wiatru spływa ze mnie życie które i tak miało zepsuty ster obraz gubi kontury zlewając się w jedną plamę tęczową kulkę która niknie powoli pod ciemną chmurą lżejszą niż skrzydła ważki gdy się rozpłynę pozbierasz mnie wiem przecież wielokrotnie gdy rozpadały się kawałki mojego świata umiejętnie je ze sobą scalałeś bez użycia chemikaliów czy siły grawitacji wystarczyła miłość Klaudia Gasztold1 punkt
-
Schłodzona jagodowo-wiśniowo szukam swetra i skarpetek, a znajduję stare pomysły. Zawieszam się na nich. Teraz jestem sukienką w kolorze fioletowo - czerwonym. Mogę się ukryć w szafie albo ozdobić ziemię. Na etykiecie jest napisane: przed użyciem wstrząsnąć. Nie wiadomo ile razy, przez ile czasu, ani w jakim kierunku. Ciekawe czy ktoś robił nad tym jakieś badania. Teraz jest modne analizowanie, ot choćby w formie ankiety telefonicznej. Mogłaby zawierać pytanie - ile razy pan/pani wstrząsa? I odpowiedź: zero, jeden, dwa, trzy, pięć, do skutku, nie liczyłem/am albo nie wiem. Ostatnią z odpowiedzi podkreślaliby ludzie bez inicjatywy, którzy potrzebują by ich myślenie prowadził inny umysł, przedostatnią wybitni pechowcy i zodiakalne panny. Jeden zaś przypisany byłby ludziom w czepku urodzonym lub astrologicznym bliźniętom. Najciekawsze grono stanowiliby ci, wybierający odpowiedź „do skutku”, bo trudno określić, jaki ktoś sobie założył skutek. Może to koniec dnia, może boląca ręka, może wyrzut w górę na wysokość konarów drzewa... gdybanie w oklejonej buteleczce...mleczne opakowanie. Reszta respondentów ulokowałaby się gdzieś w zerze, dwójce, trójce lub piątce. Wiadomo – większość. A może bardziej na miejscu byłoby pytanie: jak myślisz kim należy wstrząsnąć? No i tu już mogłaby się pojawić cała plejada gwiazd. Na początek znajomy/znajoma który źle coś widzi lub udaje, że czegoś nie widzi, albo widzi po prostu inaczej niż widzi pytany. Potem musowo jakiś wróg urojony bądź dostępny od ręki. Można wymienić przywódców politycznych, religijnych, głowy państwa lub innych figurantów. Nie można też zapomnieć o członkach rodziny (nie ma co się oszukiwać, że każdy w rodzinie to biała owca). No i oczywiście musi się pojawić pytanie otwarte czyli „tu wpisz imię i nazwisko (...)”. Wstrząsanie czy też roztrząsanie nie jest prostym zajęciem, a producent sobie napisze jedno zdanie, brzmiące jak polecenie, wręcz rozkaz – „przed użyciem wstrząsnąć” i zadowolony, bo wykonał swoją misję. A ile razy zdarza się nam zapomnieć? Siedzimy, konsumujemy,.. spokój, cisza, sielanka dla zmysłów... nagle patrzymy na puste opakowanie, zauważamy napis i pojawia się takie - no nie, przecież miało być wstrząśnięcie! Z braku laku pozostał już tylko wstrząs wewnętrzny... Schłodzona siadam do upalnego dnia, zaś wymiętolone umysły, snują się w pobliżu lodówki nie znajdując ukojenia. Tak, to chyba kwestia zaopatrzenia – pomyślałam patrząc w lustro. Piękna jest ta sukienka.1 punkt
-
W zmarzniętych dłoniach Trzymasz niedopaloną zapałkę Cienka strużka dymu Wspomnienie wesołego płomienia Pachnie siarką Nie grzeje Za zamkniętymi powiekami Pulsujące światło jest wciąż żywe Mogłabyś przysiąc Że jest Ci cieplej Przesypują się ostatnie ziarenka piasku Śmierć odmierza miarowe bicie serca Liczy życiodajne oddechy Cierpliwie czeka Ogrzewa Twoje ręce Rozjaśnia myśli Kładzie na policzku ciepłą dłoń I szepce do ucha Czułym, matczynym głosem: Chodź ze mną Ten świat to za mało1 punkt
-
Twoje ciało, Elijosie, jarzy się rozpalonymi cząsteczkami eteru, które unicestwiają czas… Domiażdża mnie milczenie pustej, schodowej klatki… Zamknięte drzwi… Dębowe, wytarte przez dziesięciolecia poręcze i stopnie… … jesteś… nie ma cię… Stwarzasz się w dwoistości — słonecznej smugi… Przesuwają się mżące piksele kurzu… Nikną w cieniu… Słyszę echo — kroków… ... Marmieładow… Raskolnikow… … Dymitr Prokoficz Razumichin? Kto idzie tak ciężko, stawia śmiertelne kroki? Słyszę twój szept, Elijosie… — niezrozumiałe słowa… … twój dotyk — objął mnie — lodowatym chłodem… Dlaczego nie wyrażasz się jaśniej? Dlaczego jest w tym tyle zagadek? Wyłaniają się z otchłani czasu jakieś pogłosy, nawoływania… — Śmiechy, płacze, krzyki… … ocieram się o wszystko i o nic… Przede mną — z martwych kamieni — ściana… Przemykają chyłkiem widma — umarłych… Stwarzają się i pierzchają, jak obłoki — w głębokim niebie… Elijosie, jesteś tam — jeszcze? Doznaję dziwnego — wrażenia… Wydaje mi się, że ktoś mnie wspomina… Żyłem kiedyś… … umarłem… Opuszczam powoli — ciężkie powieki… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-06-19)1 punkt
-
I może nie jem - nie muszę I może nie śpię - niesłusznie Lecz w ciszy i samotności Bez świadków łez gwałtowności Cierpieć będę w środku Na zewnątrz - zmuszam się - wszystko w porządku 17.06.2021 r.1 punkt
-
@aniat. przegoń dziada... pogoń kijem... i kto to mówi... ktoś zaprzepaszczony w otchłani mroku...1 punkt
-
no bo tak - Raju ma dostąpić tylko garstka wybrańców. Reszta bożych dzieci - do Piekła. Ta reszta nie będzie chyba przez wieczność całą dobrze myśleć o swoim Stwórcy. W każdym razie trudno chyba będzie mieć ciepłe myśli o kimś kto skazał nieszczęśników na bezkresne męki / zapomnienie.1 punkt
-
1 punkt
-
Miłość jak piana na morzu w rozbryzgach, przypływ daruje a odpływ zabiera. Utkwi w zatoce, zagra jak opera, nim się obejrzysz w rozchełstaniu pryska. Kiedy już przylgniesz do piachu ciepłego, pachniesz rozkoszą utkaną z pieszczoty. Adam i Ewa... jeden okruch złoty, ślad bursztynowy, powiedz... że dla niego? Rozczulisz słowem w ustach znalezionym, studzisz emocje - odgarniając ziarna, W drganiu jaśniejesz jak gwiazda polarna, w niebie na skraju, usypiasz na dłoni. Daj mi okruszki pyłu solarnego, co zawiał bryzą rozświetlając zorzę, A ja przy tobie w ciszy się położę, wskaz drogę do niej - blisko czy daleko? Bez odpowiedzi... miłość jej nie pragnie, żyje, umiera - jak miraż w obłokach. Przez chwilę patrzy, kogo by dziś dopaść, wiemy, przyleci - galaktycznym szlakiem. "Miłość czasami podobna jest do bryzy. We dnie wieje od morza na brzeg, a w nocy - od brzegu na morze." - Konstanty Paustowski.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
żyletka pod językiem to dobra metoda na rozcięcie zlepionych ust ściskiem cudzych kłów co jak ptaki splątane miękkim skrupułem słów giną rojem motylim nad wieżą Nimroda mieć słuszność nie oznacza znać prawdę odwieczną jest ona jak diamenty w otchłani ciemności które chociaż blask tracą swój w nieskończoności niczego nie są wstanie oświetlić słoneczną jutrzenką rysującą oko boga w strunach czasu co rani zmysły aksjologią woli życia ono gorliwie raduje i boli ukrzyżowane cicho na próżnych biegunach dobra i zła czarnymi gwoździami Anance dlatego nie mam dobrych wieści nie tym razem więc nalejcie mi pełny kielich i żelazem otrąbcie giętkie kości i nerw w każdej tkance1 punkt
-
naukowcy doszli do wniosku że wirus plandemon przeszedł na ludzi z telewizorów poprzez fale dźwiękowe i u wielu wzmógł napięcie aż do przegrzania styków paradoksalnie u zafoliowanych nie foliarzy i że uratować ich już tylko może niepewne antywirusowe oprogramowanie z planowanymi aktualizacjami1 punkt
-
Kolejna noc… Patrzę w wyłączony ekran telewizora. Odbija się w nim upudrowana maska płaczącego klauna… Dotykam palcami twarzy… … ściskam, rozdrapuję do krwi… Próbuję zerwać z siebie tę ohydę, wyszarpać z fragmentami mięsa, broczących naczyń… Padam na kolana. … na dębowych klepkach ogromnieje czerwona plama… dotyka już cokołu szafy… Ktoś szarpie nerwowo za klamkę… … łomocze w drzwi… Przestało, lecz wciąż… … nasłuchuję… Rozchodzi się stukot obcasów… Nie, to podmuchy wiatru, histeryczny gwizd przeciągu… Tańczę, tańczę w błogim opętaniu… Tańczę, tańczę… … tańczę… … Spójrz na mnie! Powiedz, co widzisz? Nic? Masz rację, bowiem — podążam w niebyt… O dziwo, potrafię zmieniać strukturę cielesności, choć nie wiem, na czym to polega… Wiję się w sobie… … pełzam… Ściąga mnie bezdenna otchłań czasu, rezonując straszliwą grawitacją czarnej dziury… Zaglądam w siebie odwróconymi oczami, wypychając na zewnątrz ostrą biel gałek, kiedy przekraczam w epileptycznych drgawkach bramy wilgotnej biogenezy… Spójrz na mnie… …, bowiem, nikt tak nie patrzy, jak ty… Twój wzrok mnie dosładza… … przebija i pali… Niszczy eksplozją Supernowej. Nie mam już łez. Z oczodołów wysypują się — spopielone ziarenka piasku… … zbieram je w kołyskę swoich dłoni… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-06-10)1 punkt
-
@w kropki bordo Tak mi się skojarzyło - miarą ego jest stan i wnętrze lodówki, bo jesteśmy tym co posłaniami. Nie wiem, czy to słuszny trop, ale ja zwykle chodzę własnymi tropami:) Pozdrawiam.1 punkt
-
Papierosy już mi nie wystarczają Bo już mi nie wystarcza tłumienie tego co we mnie Jest tego za dużo Przelewa się róg obfitości ciężki od żalu i goryczy Smutek i rozpacz kołatają do trojańskich bram W końcu je zdobędą A wtedy upadnie miasto i epoka a wraz z nimi ja Piszę Piszę więc aby wysłuchać krzyków potępionych Wyciągnąć ich z czarnych wód Acherontu Jeszcze nie ma ocalałych Są topiący się z rękami wyciągniętymi W stronę gałązek oliwnych Które im podaję Może kiedyś Może kiedyś je dosiegną Na razie musi wystarczyć nadzieja1 punkt
-
Oślepia mnie dzisiaj bardzo pomarańczowe, zachodzące słońce… Pot ścieka mi z czoła… Otaczają dziwne projekcje… Jakieś obrazy dawno minionych epok… Jestem tu, albo gdzie indziej… Pomiędzy sennym widzeniem a otchłanią przeszłości… Napastują widma, chowające się w smugach cieni… W wywołujących efekt stroboskopu — ostrych prześwitach… … dwa małe okna na piątym piętrze starej kamienicy… Spójrz, Elijosie… Widzisz? Tam zatrzymał się czas, który dręczy — moje zmysły … małe mieszkanko z czasów Carskiej Rosji… Jakiś wewnętrzny ruch… Czyj? Czy to ty, Sonio Siemionowno? Czy twój pijany na umór ojciec, Marmieładow? Dlaczego płaczesz? … jakaś postać — przytknęła smutną twarz — do zaplamionej szyby… Dokąd mnie prowadzisz, Elijosie?… Czuję lodowatą dłoń na ramieniu… Wąskie, kręte, drewniane schody… — wiją się w nieskończoność… … mżące drobinki kurzu przesuwają się przed moimi oczami… … ogłuszająca cisza… W uszach — piskliwy szum… Dokąd mnie prowadzisz? Twój dom… … zapętlony czas… Drzwi zamknięte na kłódkę… … nasłuchuję… — milczenie ściska pulsujące skronie… Rozpływasz się… Przez otwarty lufcik — wpada promień — drżącego światła… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-06-18)1 punkt
-
1 punkt
-
Szaleje w kwieciu na świecie Bije na głowę maj ostrym słońcem miało być nasze gorące upalne miłosne chcesz żeby było twoje i obcej miało być nasze chcesz wziąć jakąś w góry które nasze z natury miało być nasze a ty chcesz mnie wyprzeć żałujesz że byłeś miało być nasze a ja wezmę dzieci nad wodę nad rzekę - dzieci moje one też miały być nasze radością rozświetlą chimery tym śmiechem perlistym - iskierki miało być nasze jednak serca serce nie zmusi nie chcesz - idź - nic już nie musisz miało być nasze nasze życie nasze wakacje nasze szczęście wszystko będzie moje i dzieci. 17.06.2021 r.1 punkt
-
(akrostych) Rozlewa się lustro jeziora po brzegi, Owiewa je w opar mgły chłodnej baranek. Świt otwiera oczy na oczarowanie...1 punkt
-
nie ma pustych słów ani myśli w nich drzemie nasze dziś i jutro one naszym parawanem za nim uśmiech oraz łzy nie ma pustych słów ani myśli są tylko chwile na które człek się złości to one je psują poddają próbie chcą okaleczyć nie ma pustych słów ani myśli puste nasze serce gdy się kłócimy a gdy to mine tuli się do nich jest mu z nimi miło1 punkt
-
1 punkt
-
Pomyliłem się nie niesiesz mnie w kołysce przez trudy tego życia wybierając drogę za mnie Nigdy w niej nie byłem Oplatanie się rękoma brałem za Twój uścisk Idę sam w oczach piach w głowie hałas Na plecach torba w środku prowiant kilka narzędzi dziurawa mapa Marna wyprawka ale dziękuję przyślesz posiłki?1 punkt
-
Jestem słaba, wytęskniona, codziennością wycieńczona, potrzebuję. Wysuszone oczy więdną, patrzę na świat miną smętną, gdy mnie witasz. Ale potem żywiej, dalej łapię oddech, nie zostaję w tym nastroju. Nakarm mnie, choćby Iluzją, przytul mocno, choć jest późno. Chcę iść z tobą. Gdy nadzieja zwilża usta i przestaję czuć się pusta, z kolan wstaję. Nakarm mnie dziś swoim ciałem, kiedy jutro nie zostaniesz, może wstanę. Słońce wschodzi, podaj proszę w małych dawkach szczęścia proszek, naszą bliskość. Nakarm mnie, nadziei polej, dobrze mi z Tobą przy stole. Odżywamy.1 punkt
-
1 punkt
-
hahaha; ?? Czytał Przemo, pewnie nie raz. Wiersz wcześniej na org. niż on konto założył Pana Ropucha. Oldskulowy tekścior! ☺ Pozdrawiam ?1 punkt
-
Niektórzy mają rodziny, w ich domach są dzieci i pies. Ja nie mam nawet dziewczyny, karierę trza robić, co nie. Są tacy co mają sławę i artystami są, że hej. Me dzieła leżą w szufladzie, wolę bezpieczną pracę mieć. Powiedzą sprzedawcy marzeń, możesz dostać wszystko co chcesz. Drobnym druczkiem napisane: wybierając coś, tracisz też.1 punkt
-
Możemy się tylko uśmiechać, Możemy się tylko wspierać, Bo jaki jest sens tego życia? Że teraz możemy tu być, A zaraz nam przyjdzie umierać..1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne