Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 09.05.2021 uwzględniając wszystkie działy
-
Dziś jest w Wesołym Miasteczku bal... Karnawał trwa już od zeszłej wiosny. Większość ogarnął zabawy szał, choć klimat nie zawsze bywa radosny. Ach ten maskowy, maskowy bal, trudno jest w gębach już się rozeznać... diabeł anioła dziś maskę ma, a anioł chyba w nicość się przebrał. Wesoła muzyka bez przerwy gra, prowadzi didżej z Nieznanej Góry, wszyscy tańcują w jej rytm i takt, choć nogi plączą się już niektórym. A w zamku strachów wciąż jakiś duch w mętnym zwierciadle rysuje przyszłość wpatrzonym w niego. Spory jest ruch też w gabinecie krzywych umysłów. Jak chcesz się bawić, musisz coś brać... Wszystko jest teraz prawie za darmo. Jak nie chcesz, pewnie trafi cię szlag, lub ci zarzucą niesolidarność. Ach ten maskowy, maskowy bal, trudno jest w gębach już się rozeznać... diabeł anioła dziś maskę ma, a anioł chyba w nicość się przebrał. https://poezja.org/utwor/170019-wesołe-miasteczko/ https://poezja.org/utwor/181233-wesołe-miasteczko-ii/ Powyżej odnośniki do poprzednich odcinków Wesołego miasteczka.6 punktów
-
lepiej będzie zapomnieć to zdradliwe słowo rozwarstwiło świat na pół dzieliłam tylko sen (dwie fazy i po krzyku) jawnie odpowiadam za więcej dlatego wybacz to zdradliwe słowo o którym boję się wspomnieć tę stoicką antylogię spiesz się powoli więc niespiesznie idę omijając wszystkie ozdobniki na drodze ktoś zostawił ślad z nadzieją że zawróci noc i przyjdzie sen — ten sam z podziałem na fazy a później wszystko jedno kto dotknie pierwszy6 punktów
-
. w pierwszych słowach mego listu zapytuję alinko czy jesteś zdrowa i czy rzodkiewka rośne wyjechałam bo taka wieś pod sklepem hej hej pięć pięć mówię a kysz w drugich słowach mego listu alinko zapytuję czy rzodkiewka oby nie umarła bo na jej temat milczysz zastanawiam się dlaczego pogrzeb rzodkiewki jest nader smutny odezwij się przez duo albo messengera tęsknię 2105086 punktów
-
Wyjątek stanowił Tomasz. A że na drodze wyjątków wertepy, buty miał zdarte. Nie pił i nie grał w karty. I wahadełkiem zdrowia nie wróżył. W podróży dał się okraść z powrotów. Święta są dwa razy w roku. Święta są dwa razy w roku. I wolał tynk z sufitu niż popiół na czole. Wolał jednak pamiętać.5 punktów
-
przemijanie to poezja umiejąca łzy obudzić i uśmiech to piękno w którym ukryto cierpienie oraz ulgę przemijanie to cud ozdobiony tym co już było to nie tylko próżnia w niej tli się iskierka przemijanie to sens był obecny i będzie to kraina drzwi których już nie otworzymy5 punktów
-
Wyszedł z domu stary cieć ziewnął, rozprostował bary, nagle patrzy – leży śmieć, ot papierek jakiś szary. Gładząc siwych wąsów szczeć, bo już był cokolwiek stary, mruczy: Kto mi tu śmiał śmieć tak naśmiecić. Wciąż bez miary śmiecą wkoło a ty zmieć cieciu. Ile trzeba pary do roboty takiej mieć. Na nich wcale nie ma kary. Coś poczęło w cieciu wrzeć, potem złościł się bez miary, aż zaczęło wkoło grzmieć i błyskało się do pary. Rozeźlony, stary cieć, chyba zrobił jakieś czary. Drzewa już zaczęły drżeć, wiatr wyginał ich konary. Lunął deszcz i zniknął śmieć. Lecz roboty będzie stary dużo więcej teraz mieć... Cieć po burzy myśli sobie: Alem dureń jakich mało, wystarczyło tylko zrobić to, co do mnie należało.5 punktów
-
cóż z tego że me piękno i kształt powala cóż że znałem owoc z drzewa poznania jego smak moc i zgubne dary w raju dla nudy nie do wiary wpierw się przedstawię zajmie mi to chwilę wiedz taki piękniś jak ja ma niejedno imię Akurra Ngalyod Borlung Siedmiobarwny Król-Carów Ayida-Weddo Wąż Tęczowy jednym tchem przyprawiają o zawrót głowy do rzeczy Adam ten siekierą ciosany ogór nie był mi pisany zero chemii między nami choć nie toczyliśmy i pijany zupełnie byłem mu obojętny szkoda gadać jakby nie było słuchaj jak to się potoczyło Ewa co innego ona powab w ruchu gracja aksamitna skóra a do tego rozkoszna choć wiecznie zadowolona najważniejsze skora do rozmowy w tym ma szansa jest już upatrzona boże zanim w końcu wpadłem na to ziemskie pytanie myślałem że mi nerw kołkiem w przełyku stanie ciekawość okazała się kluczem jak woda w niej wezbrała i wnet była gotowa lecz laboga po wtóre się zawahała rozpacz moja sięgnęła zenitu w przypływie złości zacisnąłem zęby pech tak chciał że na własnym języku na dwa go przepoławiając krew ból i łzy poczęły się wzbierać po mym licu spływając co to te piękne krople w twoich oczach niewiasta zapytała wraz z tym owocem przyjdą ode mnie w darze uniosła dłoń po czym zerwała4 punkty
-
Na suchej ziemi rysowałem jej wzory. Kochała cię bardziej, bo miałeś większe serce. Tak duże, że myślałem przez chwilę, że to niezdrowe. Potem sam sobie chciałem chirurgicznie powiększyć, żeby ją zadowolić. Lekarz podał za wysoką cenę, nie miałem takich pieniędzy. Kochała cię bardziej, bo wyrwałeś to ogromne serce z klatki i podałeś jej na dłoni, jak obiad w ekskluzywnej restauracji. Danie przyozdobione kwiatami, które nawet nie są jadalne. Do tego ten paskudny kelner, ogólnie nieprzyjemny dla oka widok. Ale kochała cię bardziej, wiem to, bo gdy mówiłem jej o tobie tamtego lata pierwszy raz spojrzała na mnie z miłością.4 punkty
-
3 punkty
-
zajmuję miejsce twarzą do miasta za oknem rozsypane bloki i betonowe zagajniki wiatr otwiera pusty przedział nieświeży podróżny pierwszą małpkę karciane damy ostatnią trybuną ludu z powagą czarnego jokera otok dzikich kotów spłoszył przekwitłe mniszki po pierwszym jazgocie kolejny peron twój telefon rozbujał słońce spóźniony Ondraszek przyjedzie jutro3 punkty
-
Puszczali latawce, kiedy był mały. Siedzieli w parku – na ławce, gdy był dojrzały. W szachy grywali, kiedy wszedł w wiek chrystusowy. A gdy był stary, już razem nie stali, dla jego ojca – – grał marsz pogrzebowy.3 punkty
-
Może już późno, a może znów przyjdziesz we śnie mnie odwiedzisz i wirtualnie. Znowu czymś zechcesz dowalić rozmyślnie. Wiadomo - po czasie znowu to znajdę. Ukryć nie umiem już ani zazdrości, ani na ciebie nie umiem się złościć. Chciałbyś nareszcie być światem jedynym? Spokój nieść duszy, gdy wszelkiej brak siły? Przyjdź tu, zapraszam i popatrz, poczytaj. Jedyne, co pewne, że znajdziesz tutaj, to łez strumienie i wiarę w nadzieję, w miłość i w ból, w przyszłość naszą i w ciebie. 09.05.2021 r.3 punkty
-
2 punkty
-
Uśmiech niosąc uśmiech nie pokaleczysz człowieka chyba że ironiczny ale taki da się rozpoznać dawać i nie brać jest szlachetnością wielką zatem dając nie wymagaj uśmiech jakże on potrzebny niby nic ale potrafi rozweselić duszę i dotrzeć tam gdzie trzeba człowieku i wtedy możesz być człowiekiem rozweselając drugiego2 punkty
-
Zgubiony pośród Ciemniejących słońc, Krocząc piaszczystą, wpół widoczną Drogą... Żegnaj idyllo! Żegnajcie pierzchłe w krwistych Chmurach ptaki. Żegnajcie wszyscy! ... Bo już noc witam Pełną nadziei i trwogi. I gwiazdy mijam, wyczekując słońca...- Próżno. W księżyca świetle wypatruję drogi, I idę..., w pełni, do ciemnego końca. https://m.facebook.com/profile.php?id=631491170529721&ref=content_filter2 punkty
-
I szła wolność drogami i szła wolność lasami jak jutrzenka nad ziemią rozbłysła i witana salwami czerwonymi różami nad Warszawą zwycięsko zawisła Chłopcy z wojny wracali i witani brawami jak do gniazda pod skrzydła matczyne i górskimi szlakami i polnymi drogami wracał żołnierz w to miejsce jedyne Powróciły marzenia te tłumione latami i na nowo odżyły nad Wisłą wolność przyszła na ziemię majowymi krokami i osiadła nad wodą srebrzystą2 punkty
-
Smutek ogarnął serce i przez krwiobieg ta niefizyczna substancja dotarła do każdej kończyny i zmysłu, powodując zimny dreszcz, który wstrząsnął całym ciałem. Po chwili zaczęła przesiąkać skórę, tworząc płynną powłokę chłodu na całej jej powierzchni. Temperatura ciała przez to jakby uległa nagłemu oziębieniu i pojawiły się kolejne wstrząsy. Usta chciały wydobyć z siebie rozpaczliwy krzyk. Wtenczas jednak ciecz wlała się do ich wnętrza, co skutecznie im to uniemożliwiło, a także dodatkowo utrudniło oddychanie. Walka — choć desperacka — z tak silnym żywiołem nie trwała zbyt długo. Świadomość, na granicy utraty przytomności, zaczęła rozpływać się w przybywającej już coraz szybciej warstwie mroźnego płynu. Jego ilość spowodowała, że ciało w końcu oderwało się od ziemi. Gdy osiągnęła apogeum, rwący prąd porwał je w swoją ostatnią podróż.Rejs na skuty lodem Ocean Smutku.2 punkty
-
I Chyba dorosłeś bo już się nie boisz nic udowadniać na siłę nie musisz cel osiągnąłeś może i przyziemny jakżeż przyjemnie jest już nic nie robić nawet gdy mucha po policzku chodzi a wszyscy biegną jakby ich ktoś gonił Akt trzeci skończył się dla ciebie gdy miałeś włożyć krakersa do buzi herbata w kubku dawno już wystygła ciastko pokruszone na podłodze leży II Nie potrafimy rozmawiać ze sobą nadajemy na innych zbyt odległych falach -tak w drugim akcie powiedziała ona na odczepne gdy się pakowała Chciałeś się zabić lecz bałeś się śmierci bo czy wiadomo co po drugiej stronie czeka lub czyha na zranioną duszę w uzależnień wpadłeś więc ramiona III A w akcie pierwszym wciąż bawisz się z dziećmi opowiadasz im bajki straszne na dobranoc kobieta obok w beżowej sukience wyszła za ciebie bez namysłu za mąż2 punkty
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Rola narosło chwastów w łańcuchu dekad na plenne ziemie wiatr się zapuścił i wciąż próbuje na polach Matki jady rozsiewać kamienie zrzuca ręką cienistą przestawia ścieżki w odgałęzienia zasadza głowy a skargi zmierzchów i bezgłos piskląt są jak zdeptane liście przed domem to przemijanie wszystkiego w nicość historia cykle zakreśla wokół bo przecież w górę nie wzlecą liście ziemia je strawi wierzę że po coś bo każde źdźbełko łono użyźni zbutwieją także czcze nędzne słowa lecz gdyby zmienić co dzisiaj w miłość czy ciepło spojrzeń odpuści wczoraj maj, 20211 punkt
-
zmęczony życiem człowiek usiadł na kamieniu patrząc niepewnie na drzewo zaczął sie mu żalić że ono i kamień są szczęśliwsi bo echo i wiatr umieją z nimi rozmawiać on tylko z cieniem że wszystko co fajne zgubił po drodze i to go boli boli bo jego horyzont nic a nic nie jaśnieje jest ciemny zmęczony życiem człowiek nie zapomniał marzyć ciągle w coś wierzy czuje że w tym odnajdzie zagubione i poczuje dużą ulgę bo tym czymś będzie brama uśmiechem ozdobiona1 punkt
-
„Oj” rzekł Norwid z nich wszystkich najbardziej ironią zafrasowany komedia jest chichotem bogów przecież ponad ludzką tragedią „Ech” rzekł Słowacki najbardziej zasmucony z nich wszystkich, gdy wiedziony wielką metafizyką transmigracji utoczył okrąg i zwątpił bolesną poetyką „Ach” rzekł Krasicki z nich wszystkich najbardziej umęczony niekochaniem przez ojca, syna, dziada i wnuka Apokalipsy krew z krwi, a ciemność ze światłości „Och” rzekł Mickiewicz najbardziej z nich utrapiony z wyśnionej jutrzenki nie powstały żadne legiony mistykę pokonały maszyny parowe ciernie przybrały kształt jarmarcznej błyskotki1 punkt
-
1 punkt
-
Dlaczego ciągle sobie coś wmawiasz zawsze za szybko się załamujesz nasze życie na głowie postawiasz tyle przecież od nas otrzymujesz Przestań już wreszcie głupoty gadać ciągle dopada cię zniechęcenie Może musisz się lepiej najadać bo znowu zaczniesz swoje smęcenie Pomoc to jednak z ciebie jest żadna Przecież inni sobie dają radę Chandra twa zupełnie bezzasadna skończ już twoją tanią maskaradę Kiedyś byłeś tak bardzo radosny ja to chyba z tobą osiwieję teraz widok twój bardzo żałosny Boże, niech on wreszcie otrzeźwieje! Przecież ma wszystko, czego mu trzeba na pewno nie jest tak źle, jak mówi mnie to kiedyś brakowało chleba czy ktoś mu do rozumu przemówi? Nie wierzę ci, na pewno przesadzasz przejdzie tobie, jak pójdziesz pobiegać zmartwień nam tylko znowu dokładasz o pracę byś się zaczął ubiegać Szukasz zawsze na siłę problemów oj tam, oj tam, od razu depresja już nie biadol, już lepiej nic nie mów bycie łzawym to twoja profesja Widzę, że rad moich nie chcesz słuchać jesteśmy uporem twym zdumieni Nie będziemy wciąż na ciebie chuchać poczekamy, jak ci się odmieni1 punkt
-
I co z tego, że jestem goły. Ciało nałapie słonecznych fluidów. Przecież tu nikogo nie ma. Siedzę spokojnie na brzegu rzeki, zrelaksowaniem trzymając wędkę, z zamiarem złowienia ryby. Cisza, spokój, to mam nadzieję na połów. Akurat, do jasnego aligatora! Z wody wynurza się nurek i słyszę słowa: –– Biorą. –– Co za bezczelne pytanie. Jak mają brać, kiedy pan wodę zakłócasz? –– Przepraszam, ale to nie było pytanie, tylko informacja. Ale pan dupy nie ruszyłeś. –– Co pan mi tu zdechłą rybą literacką przywalasz. –– Nie przywalam. Gołym pan zostaniesz. O! –– Chciałbyś pan. Mam z tyłu ubranie. –– Figę pan masz. Przedtem brali, ale już zabrali.1 punkt
-
1 punkt
-
Janek Stokłosa lubił marzyć. Siadał w oknie i patrzył na świat. Na wielkie podwórze, oborę z dwoma krowami, świnią i koniem, na kaczki taplające się w kałuży i chodzące gęsiego, jakby chciały się dokądś wyprowadzić — może do lepszych miejsc, gdzie będzie pod dostatkiem ziaren owsa czy choćby jęczmienia, których dziadek tak im skąpił. Kury także grzebały w poszukiwaniu ziaren, lecz były mniej wybredne. Zadawalały się obierkami z jabłek, sałatą czy czymkolwiek, co lądowało na podwórzu, wyrzucane przez gospodynię. W wielkim ogrodzie słychać było, jak spadają jabłka i trzeszczą stare drzewa pod naporem wiatru. Wszystko to utrzymywało go przy złudnej nadziei, że to wszystko tak już pozostanie. Powolne życie wsi, dokąd lubił uciekać, kusiło go tajemnie. Budził się, wygrzebując spod wielkich oceanów pierzyn, wyplątywał nogi spośród fal pierza i czuł się szczęśliwy. Jedyne co nie dawało mu spokoju, to dziadek. Za każdym razem, gdy się tu zjawiał, obserwował jak starość robi swoje. Skradała się jak kot, przysiadała obok i rozpoczynała rzeźbienie głębokich bruzd na twarzy, dobierała coraz bielszy odcień siwizny, aż dziadek stał się bieluteńkim starcem. Janka martwiły te zmiany. Zdawał sobie sprawę, że coś przemija. Poczuł to wyraźnie tamtej nocy, gdy obudziły go głosy dobiegające z podwórza. Wstał, wyszedł do kuchni i usiadł przy oknie, spoglądając na to, co się tam działo. Między starą jabłonią a studnią, leżała klacz o imieniu Baśka i kończyła swoje długie życie. Na jabłoni wisiała lampa naftowa, a stary weterynarz robił zastrzyk, który i tak już nic nie mógł zmienić. Ze łzami w oczach widział jak zaniepokojony hałasem sąsiad Jasnota, przybiegł, zastąpił zmęczonego dziadka i dalej pomagał weterynarzowi w walce, o której wszyscy wiedzieli, że jest już przegrana. Babcia, która również się przebudziła, stała z drugiej strony stołu oparta o parapet i równie bezsilna, jak on, patrzyła na to smutne wydarzenia. Przyglądał jej się przez chwilę i kiedy dojrzał spływającą łzę po policzku wiedział, że to koniec. Ścienny zegar wybił trzecią godzinę. Odeszła Baśka, która woziła go na sianokosy, potem ciągnęła wóz wypełniony sianem, które układali w stodole, by wraz z rodzeństwem skakać z najwyższej belki, wprost w ten zapach, który pamięta się już zawsze. Dziadek sadzał ich czasem na grzbiet konia, na jutowym worku i woził po podwórzu, do czasu, aż razem z bratem i kuzynką nie spadli na ziemię, niczym ulęgałki, tłukąc sobie różne miejsca z naciskiem na te miękkie, służące do siedzenia. Później babcia wprowadziła absolutny zakaz takich przejażdżek, więc musiało wystarczyć powożenie pustą furmanką pod czujnym okiem ojca i dziadka. Czasem nawet pozwolono mu zasiąść na starą, pordzewiałą przetrząsarkę do siana, która trzęsła niemiłosiernie na każdej nierówności. - Idź spać synu – głos babci wyrwał go z tych rozmyślań. Nie wiedzieć czemu, jedna i druga babcia mówiły do niego synu, ale nie protestował, bo i po co. Któregoś ranka wszedł do kuchni a tam pełno dymu, nie tylko tego z pieca, w którym babcia rozpalała właśnie ogień. Przy stole siedział dziadek z nogą założoną na nogę i palił papierosa, który kopcił i śmierdział, drażniąc nozdrza. Przez okno wlewały się słoneczne promienie, tworząc spektakl, jaki czasem widywał rano na łąkach, gdzie słońce jakby walczyło i siłowało się z mgłą. Na białej ścianie, pod którą stała misa do mycia, rozlewało się żółte światło, a gałęzie starej jabłoni poruszane wiatrem, tworzyły teatr cieni. Babcia przez cały dzień krzątała się po gospodarstwie. Rano robiła śniadanie. Potem w letniej kuchni parowała ziemniaki, dla świni, kur, a i kaczki czasem coś dzióbnęły, chowając honor do kieszeni. W ogóle wydawało mu się, że ta białowłosa, starsza kobieta wciąż coś robi: gotuję obiad, zbiera owoce w ogrodzie, by zrobić z nich przepyszne kompoty, dżemy czy powidła, doi krowy, przecedza mleko, robi sery i wyglądało to tak, jakby cały wszechświat gospodarstwa kręcił się wokół niej, a nie była już przecież młoda. Czasem zmęczona siadała przy stole, popatrzyła za okno na dziadka krzątającego się po podwórzu coraz wolniej, podpierającego się łaską i zapewne martwiła się co to będzie, kiedy go zabraknie. Po chwili, jakby zbudzona z jakiegoś letargu, stuknęła palcami zaciśniętej pięść w stół, wstała niezgrabnie, ociężale i znów wróciła do pracy, zupełnie jak kolejka elektryczna kolegi, którą po wypadnięciu z torów, stawiało się na nich z powrotem. Była osobą, która podtrzymywała w nich otuchę, wiarę w jutro i pielęgnująca wiarę w dobro, choć nie była wykształcona. Ot, cztery klasy ukończone, ślub w wieku siedemnastu lat, czwórka dzieci, które wyfrunęły z gniazd, pozostawiając ojcowiznę na głowie starzejących się rodziców. W tym domu szczęście budziło się wraz z Jankiem każdego dnia. Skrzypiały stare drewniane podłogi, trzaskało drzewo w piecu, do którego babcia właśnie dokładała i starannie zamykała żeliwne drzwiczki, by broń Boże jakaś iskra nie spadła na podłogę. Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżał, wydawało mu się, że domem opiekowały się niebieskie anioły. Dlaczego właśnie niebieskie, zapytał go kiedyś zdziwiony dziadek. - Jak to dlaczego? – odparł równie zdziwiony – Przecież ja się urodziłem w maju, niebieskim miesiącu, pełnym tajemnic i czegoś nieuchwytnego, co wisi w powietrzu i nigdy nie wiadomo, czy to jest dobre, czy złe. One po prostu chodzą za mną i się mną opiekują. - Fiu, fiu – gwizdnął dziadek, poprawiając czapkę i drapiąc się po głowie – Skąd ty takie rzeczy wiesz, o tych niebieskich aniołach i tych tajemnicach. - Jak to skąd? Sami mi mówią, kiedy się modlę wieczorem. - Widzę, że dusza twoja jest pełna przeczuć i tajemnic, więc w modłach swoich, wspomnij o mnie i moich grzechach. - No, a teraz ci opowiem jak to byłem mały i jeździłem z rodzicami na jarmark do pobliskiego miasta – ciągnął dziadek, idąc w kierunku obórki, by narąbać nieco drzewa. Przysiadał na pniaku i opowiadał o wielkim świecie w niewielkim miasteczku, o cyrkowych namiotach, do których udawało mu się czasem wślizgnąć, o tańczących niedźwiedziach, klaunach, siłaczach łamiących w rękach podkowy, tygrysach ryczących na treserów, czy choćby o linoskoczkach, za których modlił się żarliwie, by nic im się nie stało. - Tego świata już nie ma, niestety, ale dopóki nosisz go w sobie, jest częścią ciebie, pamiętaj o tym – wstawał, spluwał w dłonie i brał się za rąbanie drzewa. Wieczorami, szczególnie tymi długimi, jesiennymi, po wysłuchaniu wieczornych wiadomości i krótkich, zbyt krótkich jak dla chłopca, słuchowisk radiowych z bajkami i baśniami na dobranoc, dziadek wstawał, wyłączał radio i włączał, chyba równie stary, jak on gramofon, nakręcany korbką z boku. Zakładał jedną z pięciu płyt, jakie posiadał i po pokoju roznosiły się dźwięki walca, jeśli dziadek akurat miał dobry humor, poprawiony kieliszeczkiem czystej, na który babcia dawała przyzwolenia a po drugim kieliszku, bywało, że wstawał i zapominając o lasce, podchodził do babci, kłaniał się szarmancko jak na starego kawalerzystę przystało i prosił ją do tańca. Tak sobie wirowali: szczupły, wysoki, były kawalerzysta i niska, pękata, była praczka. Natomiast, kiedy w pokoju rozlegały się pierwsze dźwięki marsza, należało wówczas wstać i wyjść, zostawiając dziadka samego ze swoimi czarnymi myślami. Czasami przychodził do domu bogaty sąsiad, Stefan Jasnota i zagadywał dziadka o sprzedaż ogrodu, w którym rosły owe stare jabłonie, grusze, śliwy, mirabelki. Rósł też agrest — najlepszy jaki Janek kiedykolwiek jadł — ten świecący w słońcu żółty, no i oczywiście czerwony, któremu mogła dorównać jedynie słodka gruszka, którą przed nim odkryły już pszczoły. Jednak najlepsza w całym tym owocowym królestwie, była czarna porzeczka, szczególnie po deszczu, błyszcząca w słonecznych promieniach, ukryta na końcu ogrodu, tuż przy polu Jasnoty. Sąsiad przychodził zawsze z butelką wódki. Witał się słowami: - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, żegnał się, zanim przestąpił próg i musiał się nieco pochylać, by nie uderzyć głową o futrynę. Jankowi wydawało się, że to jakiś olbrzym wchodzi do domu, szczególnie kiedy nie było prądu i siedzieli za stołem, przy kopcącej lampie naftowej, przy której dziadek co rusz coś grzebał, lub świecach, gdy zabrakło nafty. Cień sąsiada wydawał się chłopcu groźny i tajemniczy, więc na czas pobytu, by nie stało się nic złego i aby zło, które być może sąsiad przyniósł ze sobą, nie rozgościło się w domu, próbował bronić go modlitwami, wzywając na pomoc niebieskie anioły. - To jak będzie drogi sąsiedzie? – zaczynał rozmowę Jasnota, odbijając butelkę wódki i rozlewając ją do dwóch kieliszków. Babcia nigdy z nimi nie piła, chociaż czasem, przy dobrym humorze wypijała kieliszek z dziadkiem lub przy okazji imienin, gdy w domu, zazwyczaj cichym i spokojnym, roiło się od śmiechu dorosłych, rozgrzanych wódką oraz dzieci, ganiających się i buszujących w każdym zakamarku, w poszukiwaniu ukrytych tam skarbów. Kobieta na czas nieprzyjemnych dla niej rozmów, kręciła się przy piecu, szykując coś na jutro, zajmowała się darciem pierza, lub łataniem dziur w spodniach męża i wnuka. - Sprzedacie sąsiedzie ogród? – dopytywał zainteresowany po pierwszym kieliszku, biorąc w dłoń chleb i wąchając go, choć na stole była naszykowana przez babcię wędlina: kiełbasa, kaszanka, pasztetowa, boczek, wszystko wyrobu własnego, bo jakże inaczej. Wszytko to, co wiele, wiele lat potem wspominał Jan Stokłosa, z niesmakiem jedząc marketowe, zafoliowane, niby wędliny. Powtarzał za każdym razem ten sam rytuał: wódka, obtarcie wierzchem dłoni ust i wąsów, powąchanie chleba i to samo co zawsze pytanie: - Dobry chleb, żytni, czuć, że nie ze sklepu. Samiście piekli kumo? - Od dawna już chleba nie piekę – gderliwie odpowiadała kobieta. - Wnuk przywiózł. Z piekarni jego dziadka. A, że dobry, to dobry, nie kupicie takiego w geesie. - Tu macie racje, kumo. Wróćmy jednak sąsiedzie do tematu – zwracał się do starego Stokłosy, znów nalewając wódki – To jak będzie? Sprzedacie, panie sąsiedzie? Stary Stokłosa wypijał wódkę, resztę jaka pozostała w kieliszku, te kilka kropel strząsał na podłogę i odpowiadał to, co odpowiadał zawsze: - Ano, nie sprzedam, miły sąsiedzie. Póki sił w piersiach i pary w rękach, nie sprzedam! - Spójrzcie, kochany kumie. Zostaliście sami. Dzieci daleko, wam, za przeproszeniem sił brak, by o to wszystko dbać, a do tego koń wam padł. Sprzedajcie chociaż łąkę, tą za torami, pod lasem. - Nie sprzedam!!! – pięść starego rąbnęła w stół, aż zabrzęczało szkło, a chłopiec począł jeszcze gorliwiej się modlić i prosić niebieskie anioły o pomoc, by sąsiad sobie już poszedł, dziadek się nie złościł i znów w domu było tylko słychać tykanie ściennego zegara. - Nie denerwujcie się sąsiedzie. Nie, to nie. Kłócić się nie będziemy. Tylko was proszę, gdybyście kiedy mieli sprzedawać, pamiętajcie, że ja jestem pierwszy. Wstawał wówczas od stołu, nieco chwiejnym krokiem, wypita wódka i ciepło zrobiły już swoje i podchodził do starego, by go wyściskać. - Na mnie, sąsiedzie możesz zawsze liczyć. Trza będzie koni pożyczyć, pożyczę, a i skosić pomogę, jak mi Bóg miły, że pomogę i to bez piniędzy – prostował się, rzucając ogromny cień na sufit oraz ścianę i wielką pięścią bił się w pierś. – Na Jasnotę zawsze możecie liczyć, drodzy sąsiedzi. Pamiętajcie o tym – siadał z powrotem na swoje miejsca, rozlewał wódkę już nie koniecznie do kieliszków i wiadomo było, że temat sprzedaży został na jakiś czas zakończony. Stokłosowa odkładała wówczas robotę na bok i mówiła do mężczyzn: - Jak przyjdzie czas, że trzeba będzie sprzedawać, dowiecie się o tym Jasnota pierwszy, ale zapamiętaj sobie moje słowa: ogród po mojej śmierci! Dopóki żyję, nie pozwolę! Powycinasz drzewa, zaorasz i obsiejesz. Póki żyję, chcę słyszeć jak spadają jabłka i grusze, jak pachnie wszystko po deszczu i budzi się do życia wiosną, rozumiesz?! - Co mam nie rozumieć, dobrodziejko – szurało odsuwane krzesło i Jasnota przypadał do spracowanych rąk kobiety, by je ucałować, a ta ze śmiechem, chowała je za siebie, wołając: - A idź że, pijanico jeden – i dziadek również zaczynał się śmiać, wkładając Sporta w fifkę i zapalając go zapałką, która jeszcze przez chwilę płonęła, dodając nieco blasku kuchni. - Usmażę wam kaszanki na cebulce, tak jak stary lubi – rzuciła babcia już weselszym głosem. Tak kończyły się próby kupna ogrodu czy też łąki pod lasem, przez sąsiada Jasnotę. Była złość, gniew, modlitwy, a i radość na końcu, jak słońce po deszczu, co z rozrzewnieniem wspominał Jan Stokłosa, siedząc w pustym mieszkaniu na dwunastym piętrze i spoglądając na miasto skąpane w letnim deszczu. Głośny dźwięk starego, ściennego zegara wyrwał go z rozmyślań. Manuel del Kiro1 punkt
-
1 punkt
-
Gałąź dłoń ludzką spowija węzłem wspólnoty drgając i my te wszechżywoty tycie w dywan lądów wplecione pod nami puchar rzek pieniących bucha nad nami bławatkowy nieba lazur perli się nadziemsko rajskim chabrem dusze przyprószając nie straszne nam zgryzoty żywota bolączki a droga ciernista w żywicy drzew bursztynową łuną zastyga by tych co niebytu powieki zamknęli upamiętnić by dla przyszłych pionierów obeliskiem stać się i drgać miodową obfitością okrzepłych doświadczeń w złotawych próbach ognia mądrością pulsować oto lekcja pokory lekcja życia i ród wiekuisty miniony prastarym zębem czasu nadszarpnięty gasnący acz nieprzemijalny.1 punkt
-
@emwoo " "i my te wszechżywoty tycie w dywan lądów wplecione" To jest prawda, jednak pośrednio kooperujemy z jej środowiskiem. Zastępy, widoczne gołym okiem, odzwierdziedlają naszą, dzisiejszą miłość do Matki Ziemi?! Całość, oczywiście na duże tak. Podoba się. Pozdrowionka!1 punkt
-
@emwoo Do 59 jeszcze trochę mi brakuję -:)) @emwoo Jesteś specyficzna, w swojej treści - zwłaszcza baza, dwóch pierwszych wersów. Jednym słowem to ujmę, perełka! Nie będę się rozpisywać ( chociaż chciałbym podzielić się szerzej swoją refleksją, to jednak stłumiony zarys, wyważonych słów, jest jak ta waga-:)) Pozdrowionka!1 punkt
-
@Sylwester_Lasota ...tak się właśnie pisze przeboje, tzn. aby każdemu fragmenty wydały się znajome, ale jednocześnie nikt nie może zarzucić plagiatu....? ps. to oczywiście żart. ... Pzdr.1 punkt
-
temat trudny bez patosu i jest spokój. Zacytuję sobie prosto z Nomadland " I am no homeless I am only houseless" Po polsku to pewnie by było nie jestem bezdomny jestem tylko bez dachu nad głową... Pozdrawiam Pan Ropuch1 punkt
-
Cóż maskarada ma się nadspodziewanie dobrze, wszyscy którzy je przyodziali na tę jakże 'zaszczytną' okoliczność zapomnieli wpierw odłożyć wcześniejsze maski. Nikt się w tym już nie może połapać która to już z kolei. Tylko szatniarz sprawia wrażenie, jakby wciąż jeszcze potrafił się doliczyć... Pozdrawiam Pan Ropuch1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@w kropki bordo Zieeew... Sorry, tytuł fajny?.1 punkt
-
@Annuszka ciekawa analiza, jedno się nie zgadza, nie jest młody, ale chyba faktycznie... Z tą dojrzałością... Albo raczej z niedojrzałością. Ale to chyba mamy oboje. Nigdy nie mierzyłam się z tak wielkim uczuciem. Mam nadzieję, chcę pulsować szczęściem ♥️1 punkt
-
1 punkt
-
@Nata_Kruk Powiem Ci, że sama jestem ciekawa. Na razie jak widać cisza panuje. Mam nadzieję, że jednak się doczekamy. Zobaczymy.1 punkt
-
Przyszłość jest martwa, pragnę gangreny. Nic już nie jest w stanie mnie pocieszyć. Mam tylko dwa cholerne problemy, tchórzostwo i drugi gorszy - dzieci. 30.04.2021 r.1 punkt
-
:) Hej. Ja mam hopla ogólnie na punkcie materiałów piśmienniczych, w ruch u mnie idą ołówki, długopisy no i ukochane pióra :) Lubię zeszyty, notesy, notesiki... żałuję, że to wszystko odchodzi do lamusa... (papeterie, karty, widokówki - już właściwie odeszły). Ale doceniam też możność wstukania czegoś na komórce:) Zwłaszcza, gdy się jest poza domem :) bo wiadomo, że wychodzi się teraz z domu z kluczami no i komórką ;) Dzięki1 punkt
-
Zapuszczanie ci się zdublowało w pierwszej zwrotce, nie wiem czy to celowo. Tak sobie myślę nad treścią, że wczoraj trudno jest odpuścić, bo jednak te głowy w odgałęzieniach zostały i są jak przestrogi, jak te przestawione ścieżki, a czas prowadzi do wzrostu bywa, że chwastów (od tyłu jakoś mi łatwiej). Rola na której jednak bez nawozu marne są plony i tu chwasty mogą się przydać. Wiersz wart przemyślenia. Pozdrawiam :)1 punkt
-
Nat, wchodzisz w wiersz niezwykle wieloznacznym wersem, później także jest wiele smaczków, można je interpretować na różnych płaszczyznach. Ja zrobię to po swojemu. Dla mnie cały wiersz jest jedną wielką metaforą. Tak bardzo ogólnie — metaforą roli człowieka w życiu doczesnym. Warstwa wierzchnia utworu prowadzi przez pola, grunty, miejsca w których człowiek ma swój wkład, swój udział. Jesteśmy częścią tego świata i częścią natury, częścią swojej ojczyzny. Jesteśmy różni. Twój wiersz jest na tyle refleksyjny Nat, że drążąc głębiej, można nawet nawiązać do Biblii życie moje jak nicość przed Tobą (Księga Psalmów)Również pomyślałam o Księdze Koheleta (Stary Testament) Marność nad marnościami, wszystko marność ale to tak gwoli przemijania, krótkości żywota. Ten wiatr obrazuje ogromne szkody, myślę, że to właśnie on wprowadza tutaj element nicości. Te skargi zmierzchów i bezgłos piskląt, to jak personifikacja, jęk ciężko utrapionego, udręczonego człowieka. Nawet jeśli zapuściłam się za daleko Nat, warto było tu przystanąć. Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Drepczą mrówki dróżką w lesie, równym rządkiem, żwawo. Każda ważny bagaż niesie, rzec by, z dużą wprawą. Pierwsza ciągnie smukłe piórko, zgubę żółtej wilgi, druga dźwiga z trzciny rurkę, trzecia, sosny szpilki. Czwarta taszczy pancerz chrząszcza, ciężki niczym kamień, ale ona uśmiechnięta, bo to fraszka dla niej. Piąta trzyma krzywy patyk, szósta ucho mysie, za nią zmierza tyle innych, że ich już nie zliczę. Dokąd mrówki skarby niosą poprzez leśne gąszcze? Do mrowiska, co pod brzózką kipi niczym wrzątek. Wre tu praca, jak to zwykle, gdy się coś buduje. Wszystkie mrówki są zajęte, żadna nie próżnuje. Choć bez planów, to wciąż rośnie kopiec doskonały. Będą mrówki w pięknym lesie, piękny pałac miały. Gdy tak z boku się przyglądam, trochę im zazdroszczę, bo mieszkają tu na stałe, a ja tylko goszczę.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne