Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 06.02.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. I noc błądzi w ciemnościach tuż przed pęknięciem wypełnia się mężczyzną który czyta poezję jej chłodu II noc w kwiecie wieku tłumaczy chłód na język mężczyzny spływa poezja w ustach zakwitają gwiazdy III noc nie zasypia sama odkąd mężczyzna zanurzył w niej pióro nie powinna się masturbować pomiędzy wierszami — rozszerzony wszechświat ciało wygięte w łuk
    12 punktów
  2. między światłem a cieniem jest spora przestrzeń na nienazwane i niepewne w którą stronę wskaże busola serca
    7 punktów
  3. Nachodzi człowieka coś z ranka. Niekiedy pojawia się temat. Czy będzie to dziś rymowanka, czy może to jakiś poemat? Już muza żałośnie westchnęła. Ja rymy w pośpiechu układam. Poezja, by lekko płynęła, w ustronnym też miejscu zasiadam. Minęła z okładem godzina. Skupiony wciąż, tworzę i stękam. Narzeka już cała rodzina, że ciągle zajęta łazienka. Zużyłem ostatek papieru. Nic nadal nie trzyma się kupy. I jeszcze ten brak koneserów, lubiących poezję do... rymu. :)
    6 punktów
  4. Raz młodzieniec mistrzowi taki problem zgłosił, - Moja żona i matka ledwo co się znoszą. - Jeśli nie wiesz po której należy stać stronie, to ci powiem. że wsparcia udziela się żonie.
    5 punktów
  5. nie deptaj człowieku dawnych śladów nie pozwól by umierały one nie kłamią są drogowskazem nic nie ukrywają są szczere pomagają zrozumieć to co już było co może jeszcze zawróci wówczas będzie ci łatwiej będziesz bliżej prawdy zrozumiesz ją bądź ostrożny nie kalecz ich one są jak serca muszą żyć
    4 punkty
  6. Miałem niegdyś Ojczyznę miałem niegdyś swój dom gdzie wiatr obiegał mieliznę a ranek okryty był mgłą Gdzie fala rozbita o skały i mewy unosił się krzyk a ślimak w skorupie ospały głowę wychylał na styk W piasku zbierałem bursztyny a słońce rzucało swój blask ten obraz kochany jedyny dawno w mych oczach już zgasł A trawa nadmorska pachniała i nieraz szarpał nią wiatr tam moja chata została kolebka mych marzeń z tych lat Tęsknota za słońcem i niebem do końca będzie już trwać za domem rodzinnym i chlebem któż szczęście może mi dać
    4 punkty
  7. chodzimy wzdłuż i wszerz pod kablami zmęczeni, niewyspani i nieswoi napięci odwróceni daleko że hen i hej ma się rozumieć doskonałość podpinamy siebie i bliskich do sieci szukając prozaicznych odpowiedzi energetycznie ładujemy nasze akumulatory bzdurą i cholerą nabuzowani zapijamy bezczynność energetykami znani z drżących rąk zapominamy toczymy nieistotne waśnie i spory energicznie tutaj wertując elektroniczne księgi co i rusz gdzieś bez przerwy uziemieni zakaz lotów międzynarodowych przyziemni zewsząd otoczeni ważnymi bateriami widzimy w nich broń strzelamy roztęsknieni za miłosną iskrą którą mamy otrzymać egoistyczni zauroczeni herbatką z prądem nalewamy i przetaczamy samotność rozmarzeni o silnych laserach nie pamiętamy o medycynie przepewni siebie zamyśleni pisaniem donosów na kochankę i szefa kablujemy zapatrzeni w plusy i minusy rozwarstwieni stronami punkty krytyczne smutny to dzisiejszy obraz do przeprosin ostatni zatrwożeni. Od jutra planuję na wesoło, żeby okres Walentynek przeżyć pogodnie. Dziś mnie naszło na krytykę.
    3 punkty
  8. Pan Ambroży też ma hobby jak i innych panów zgraja, które zawsze się nasila jakoś tak z początkiem maja. Szwenda wtedy się jak inni wręcz szlifuje trotuary obserwując młode panny chociaż dla nich jest za stary. Wiedząc o tym, że kontaktu nigdy z nimi miał nie będzie staje przy nich nad jeziorem wspólnie karmić chce łabędzie. Wzrok mu robi się maślany wewnątrz grzeją się hormony a na zewnątrz tylko jeden organ jest uwypuklony. Tym organem to są oczy bo mu na wierzch wychodziły pozostałe zaś organa już nie miały takiej siły. Potem różnie to bywało lato, jesień po niej zima innych raić przestawało Ambrożego nadal trzyma. Całoroczny to hobbysta a nie jakiś sezonowy więc okażmy mu szacunek hej, panowie, czapki z głowy.
    3 punkty
  9. Jak to Polak z Polakiem Zasiedli do rozmowy Polak z Polakiem Lepszym Który na okrągło Okrągłymi słowami wielbi wielką Polskę Polak pyta więc Lepszego Czy zabiłbyś dla Polski Gdyby czas próby przyszedł dla niej Bo ja tak z oporem czego nie przeczę Ale przysięgałem jej to i słowa dotrzymam Chociaż taki prozaiczny jestem I lubię swój prowincjonalny żywot Lepszy odpowiada Wiara i sumienie mi nie pozwalają Zatem pyta jeszcze Lepszego A na śmierć powiódłbyś rodaków Owszem bowiem Męczeństwo i poświęcenie O miłości świadczą najbardziej A Bóg, który nią jest należycie to wynagrodzi A nas przecież wybrała opaczna opatrzność Przez cierpienia dostąpimy zbawienia Pojawia się zdziwienie u Polaka Tobie ginąc odpowiada na to Lepszy Boś z tej ziemi tylko wygrzebany Cóż to znaczy w blasku idei W jakiej pławi się uduchowiona prawda Mi o tym pisać patriotycznie trzeba Gdyż ja z Ducha Narodu Poczęty i talent mój muzy potrzebuje On wielki a twoja ofiara mu potrzebna W sam raz do siebie pasują Tobie grób nieznany pisany Moim imieniem podpiszą pomniki żałoby I tym samym słowa Pouczającej wielce rozmowy Rozsądziły kto Dysponować może Polskością
    2 punkty
  10. graphics CC0 dwadzieścia dwie litery Muckana-gheder-dauhaulia najdłuższe miasto z liter kłaniam się muzom Irlandii astralnym DUSZOM Albionu Williama Wallace'a sercu oj długo szukali lirycy różnych fasonów poezji za wiele liter - też boli romantyk Percy Bysshe Shelley angielski gotyku mentor próbował z ciszy letargu leniwą wybudzić DUSZĘ chciał uruchomić funkcje oddziaływania poezji słowa niewdzięczne ulotne romantic-anomalia lecz DUSZA stawiała opór cóż → Shelley był ateistą porzucił DUSZĘ a w ciele zwierzęcych cech i popędów poszukiwał wnikliwie przypadkiem w słowa malignie rozkochał w sobie dziewczynę mistyczną Harriet Westbrook uczynna i oniryczna córeczka oberżysty uciekli przed gniewem ojca w tkliwe krainy jezior do dolin Borrowdale do niw wrzosowisk paproci w pogańskiej kości bez tkanki ciała-natchnienia szukali nurzyków alk maskonurów krzykliwe trzewia poezji słowami ochrypły w przelocie w trawach zielonych plantach pod Scafell Pike szczyt - dobiegli karłowych jezior ciał lazur z metafor miękkich utkali z dialektu kumbryjskiego śpiewali angielskim rymem w Lake District i w Allerdale jak z Keswick zjawy ciał bladych zaborcze i malaryczne po polach i po nizinach gdy słońce przygrzało mocniej spódniczka spadła Erato wysoko latały rymy DUSZE zaklęte w obraz dotknęły łona poezji sir Shelley szukał natchnienia jeszcze bardziej czynnego chciał z posad światło oddzielić z konturów żywych ogrodów wyretuszować promień i podkradł z mgieł czuły obraz parującego poranka chwyciwszy promyk słońca z ogrodu kwiatków mobilnych zaktywizował zachwyt zakorzenionej DUSZY na podświetlonej róży ciężarnej jak kanka mleka lecz Harriet --> już zapyloną porzucił dla innej pszczółki dla Mary od „Frankensteina” co z tkanki heterogennej uszyła potwora epoki sam Shelley pod jej urokiem założył „Maskę anarchii” i poszli ciemną aleją Mary i Percy przez życie za dykcją ciała podłości do kosza kontestacji róże i wiarę i promień wrzucali i się wyrzekli mistycznej czystej miłości choć ogród w świt otulony blaski darzył miłosne solarne marzenia związku i dar życia pod sercem tej pierwszej którą porzucił jej ból cierniem i muzą pamięcią miłości zaborczej zaś ciało DUSZY się zrzeka Harriet zostawia mu list w rozpaczy małżonki serce topi się w zimnym stawie i tyle z miąższu natchnienia tyle z serca plus DUSZY zostało zauroczenia jakiż ten świat ateistów bezsilny i bezkrytyczny kochanka podmienia żonę żona zabiera marzenia już czas odpłynął z żył DUSZY odkaził od ciała blasku na krótką chwilkę w żałobie przygasły kwiatki w ogrodzie które czuliły ich rzewność a wszystko co zrymowane umilkło pod mocą zmroku Harriet zastyga w jeziorze ogród zamyka swe bramy a gdyby tu w opowieści drastycznie no i na serio nie było żadnego ogrodu i róż nie było pąsowych promieni solarnych na płatkach tłustosz zżarłby owady rosiczka zamknęła lwią paszczę ten wiersz nie miałby sensu słowo fikcyjną drogerią zapachów i parametrów mozolne perpetuum mobile słów bladych i bez uczucia nie warte nawet grosza bez blasku w ruchu frykcyjnym ludzkość trwa lukratywna zupełnie przypadkowa naburmuszona odruchem dla potrzeb mało ambitnych lecz DUSZA uwierz --> jest faktem to larum wiary pożywnej obarcza wielu poetów krzykiem irracjonalnym przemierza kultowe epoki przez wieki przez tysiąclecia przenika w sens egzaltacji a może ty --> kiedyś w życiu przypadkowy człowieku który doceniasz słowo chciałbyś w sobie pobudzić membranę lirycznej DUSZY nadać ton kwiatkom --> i pieścić pszczółki nektarem ogrodów otulić promykiem słońca bezgłos mglistego poranka zapylić róże w rozarium w raju upojnej miłości odnaleźć słów Atlantydę lecz nic nie jest na skale kontynent odszedł od wiary a DUSZY architektura zimniejsza od kamienia niestety nie masz ogrodu twój czas mknie światłowodem a słońce mechaniczne wystrzela laserem z loftów za oknem industrialnym z Picassa geometria urywa ręce i głowy pleksiglasowych modelek zaś chmura szklista pazerna nad falującym kominem co dymem smagłym i żrącym zagląda w oczy przechodniów kłębi w głowach androny fabrycznych ateistów czołem! słońcu! ogrodom! zima! zimnym narodom! -- treść fikcyjna z fragmentarycznymi odniesieniami do rzeczywistych faktów z życia Percy Bysshe Shelley'a
    2 punkty
  11. stop klatka w której siedzi człowiek cofnęła się w kadrze na smyczy dygocze ciało nieosądzone nie ma dobrych rozwiązań włóczęga grabi śnieg szukając wiosny
    2 punkty
  12. @tetu Do końca nie wiem jak to napisać, ale mniej więcej niech będzie tak: aura Twojego wiersza mnie oczarowała. Niech trwa we mnie, w nas, tu czytających to ulotne pierwsze wrażenie... Serduszko dla Ciebie.
    2 punkty
  13. @Marek.zak1 Brawo, Mistrzu! :-) /W miłości, miły, ważne są wszystkie przyprawy: słodycz czułości, namiętność jak pieprz, gorycz zazdrości, tęsknota, słona od łez. I umami - jak u Mamy. Najtrudniej ostatni dozować smak. Gdy z nim przesadzisz - miłości brak!/ Pozdrawiam Autora i Mistrza. ☺️
    2 punkty
  14. (Science fiction) Nie zauważając mnie przeszedłeś tuż obok tak po prostu Zwątpiłam Nie przywołując ciebie tkwiąc w bezruchu niewerbalnie Milczałam Jak podmuch wiatru przelotny nieczytelny za tobą cień Nic się nie stało Nic
    2 punkty
  15. I odpięła się łatka wody puchową abrakadabrą opierzona w pęknięciu ciszy pieśnią waleni przyklejona w tej krainie gdzie niezachwiany horyzont lazurem głos swój przemilcza zaklęciem nam otwarty kuglami białoksiężnika wieszczy wprost z wody do lasów toni pieszczotą spływamy na muchomora dachu dziwami zasypiając odciskiem magii nad aureolą ducha szybujemy i na zwodzonej chmur kładce krasnoluda muśnięciem w falochronie światłości majaczymy łąkami ukrytymi w kwiatach świegoczemy nowiem zaklętym w księżycu kolędujemy. I jakby jaśniej? W tej krainie nie otrząśniętej z cienia.
    1 punkt
  16. Po kilku kieliszkach, po kilku drinkach całe to napięcie opada ze mnie i staję się rozmowny, pewny siebie a czasem nawet zadziorny, szukający sposobności do sprawdzenia siły swoich pięści, choć czasem kończy się to tym, że to ktoś inny – lepszy, szybszy, silniejszy lub tylko nieco trzeźwiejszy, sprawdza wytrzymałość mojej głowy, zębów, rąk. Czasem wygrywam i cieszę się, ale jest mi też żal tego gościa, z którego gęby starłem uśmiech, bo wiem co się teraz dzieje w jego głowie. Różnie z tym bywa. Plusem jest to, że kiedy ten boski napój krąży w moich żyłach, nie czuję strachu. Minusem natomiast, że nie potrafię ocenić swoich szans. Staję pijany, zbyt pewny siebie, z pełną wiarą w to, że za chwilę będzie po wszystkim, że zetrę z gęby tego kolesia, ten głupkowaty uśmieszek. Potem obmywam twarz pod uliczną studnią, chłodzę rozgrzaną głowę, kark, ramiona. Kolejne wino sprawia, że rozgrywam przegraną walkę po raz kolejny i jeszcze i jeszcze i jeszcze raz, aż zasypiam gdzieś na miejskim chodniku z ręką, zamiast poduszki pod głową i śnię, że latam nad miastem, nad dachami domów, lśniącymi od blasku księżyca. Zbieram co ciekawsze sny, te kolorowe, radosne i zamykam w szkatułce, by wypuścić je gdzieś na szpitalnym korytarzu, w nadziei, że trafią do dzieci – tych biednych dzieci, omotanych szarością twarzy współtowarzyszy, wenflonami, zastrzykami. Alkohol jest dla mnie jak modlitwa. Sięgam po niego w chwilach zwątpienia, a chwile te niestety zbyt często mnie dopadają. Nie, żebym był alkoholikiem, co to to nie! Po prostu lubię trzymać szklankę w dłoni z tym złocistym lub bezbarwnym napojem, wąchać go i doszukiwać się w nim Bóg wie czego – może nawet i samego Boga. Krąży we mnie ten płyn złocisty lub bezbarwny, rozszerza żyły, źrenice, rozluźnia napięte mięśnie i sprawia, że zaczynam, wbrew pozorom, myśleć trzeźwo, racjonalnie, oczywiście do pewnego momentu, do tej cienkiej, czerwonej linii, której czasem za wszelką cenę, staram się nie przekroczyć i jeśli mi się to uda, jestem tak po ludzku, dumny z siebie. Wyciągam wówczas zeszyt i długopis ze starej płóciennej torby, z którą nigdy się nie rozstaję i piszę. Piszę wszystko to, co przychodzi mi do głowy. Wypełniam tę pustkę, to wewnętrzne rozdarcie, to zagubienie w tym wielkim mieście. Samotność wśród ludzi bardziej boli niż bicie. Kurewsko boli. Nie, żebym się użalał, po prostu tak to odczuwam. To poczucie pustki jak nierówny puls wypełnia mnie po końcówki włosów. Czuję, jak moje ciało rozpada się na miliony drobnych kawałków, jak wszystko drga, pulsuje, wiruje. Podnoszę głowę znad poduszki, wyciągam rękę w poszukiwaniu butelki w której – mam nadzieję, jest jeszcze nieco tego boskiego nektaru i znów zdaję sobie sprawę, że przegrałem z samym sobą. Znów wszystko na nic. Psu na budę te wszystkie nocne, żarliwe modlitwy, te rozmowy z Bogiem, ze zmarłymi i cholera jeszcze wie z kim. To miasto po zmierzchu żyje jakimś innym, tajemnym życiem. Ja tylko pływałem po jego wierzchu, nigdy nie mając odwagi zanurzyć się w ciemnych czeluściach burdeli, podejrzanych lokali przed którymi rośli faceci, zaczepiają nocnych marków i szepcząc im do ucha, obiecują nieziemskie rozkosze. Wydaje mi się, że tu nie pasuję – do tych kamienic i bloków, przytulonych do siebie, zrośniętych ze sobą niczym żebrami, klatkami schodowymi, do tego potoku aut, ryku pędzących od świateł do świateł motocykli, nocnych neonów i nachalnych alfonsów. Szukam nocnego sklepu, by ukoić swój żal za tym co było kiedyś, za tym co mogłem mieć a uleciało jak ptak. Jeszcze tylko dziś wypełnię organizm tym płynem, który zmusza serce do szybkiego biegu i sprawia, że ręce przestają drżeć a od jutra, znów podejmę walkę o normalne życie. Manuel del Kiro
    1 punkt
  17. Powiedziała — ostatnio dużo pracuję nad samodoskonaleniem: — joga, medytacja, weganizm, lektura. Dla ciała, ducha i umysłu, wyzbycia się ego, pogłębienia empatii, zwiększenia świadomości, stania się lepszym człowiekiem. Newsów nie śledzę — za dużo tam nieszczęść. Nie wychodzę z domu, nie utrzymuję kontaktów — ludzie mnie wkurwiają.
    1 punkt
  18. usta usta oczy w oczy nosek trze nosek uszka pochłaniają miłosne słówka drży kochająco ciałko na ciałku głębokie to łóżko
    1 punkt
  19. dziś Proszę Państwa znów troszkę dłuższa i dość toporna siekaneczka - czyli rymowanka; soreńki. graphics CC0 - wg . Futurystycznego epickiego opowiadania Stanisława Lema - Part I Cywilizacja z planety Eden Niezrozumiały szczep Szczęście że można oddychać tlenem W futurystycznym śnie Gazowy ogon zwiódł kosmonautów Z planety Ziemia – szli To pomylony kod automatów Kompromitacja gry Skusił ich wstępnie blask wyjątkowy Co od Edenu ćmił Oko z opalu piroksenowe Zaczęli wpadać w wir Statek kosmiczny – ziemian rakieta I z atmosfery lej A oni ciągle planują czekać W obłoku planety – tej To była chwila ich nieuwagi Przez ściany przeszedł dreszcz Gdy fosforyczna tarcza ekranów Zgasła – jak świetlny miecz Wbili się z hukiem w gazowy ogon Jak paproch – lub gęsty śmieć Deceleracja – nie żaden slogan Skoczyła – w trzydzieści „g” Dlatego doszło aż do pulsacji Sprężarek – łożysk – pisk Kosmos to zachwyt i opis pasji Niektórzy twierdzą – mit Potem karambol z czołem planety Przeżyli – to był cud Spalić wstyd w pyle byłoby lepiej Bo na co cały ten kurz Ale rakieta to przetrzymała Wbiła się w skalny piarg Radioaktywny wskaźników skalar Wykrył skażoną stal Kopali tunel by się wydostać By odbezpieczyć właz Chwilowo tylko zabrakło prądu Jednej – albo dwóch faz Ruszą z wyprawą tu czeka Eden Ludzki milowy krok Żeby im tylko nie brakło tlenu Błagał – słoneczny splot Inna świadomość wręcz niepojęta Zajrzała w oczy im I zrozumieli – przestrzeń jest święta Futurystyczny Rzym Są krople potu na słonym czole Klan geometrii z brył Kwiaty kwitnące tajemnym wzorem Półlejkowaty styl Nieokreślony wybryk mutacji Żywych kielichów ruch Wprawił załogę w stan konsternacji Tego – nie trawił mózg A dalej jeszcze kolejne niwy Tam zobaczyli świat Który się nie chciał sobą nadziwić Ciekawe – ile miał lat Wrzecionowate – z sterczącą szczecią Kadłuby twardych ciał Zgrubiałe, twarde nibykolanka Jak członkonoga staw Pajęczych roślin sznur emanował Jak ośmionogi chwast Bladoperłowe bulwy jak głowa Kokonów pajęczy las Korzeń z oddechów – żywe rośliny I oczu pokątny wzrok Potoki mazi – glut gęstej śliny Z jęzorów zawiłych – kłos Baniasty torbiel nadymał skórę W dół zwisał czarny włos Pewnie te chwasty żyły w ogóle I może miały głos Badali coraz dalsze tereny Przetarli nowy szlak Tacy spragnieni ziemskiej zieleni Pan Bóg poróżnił świat W końcu odkryli dziwną fabrykę Produkcja z niczego w nic Części ruchome – czyjaś przyłbica Z fraktali jądro – i z liczb Tu jakieś filtry ciał animacja Cielesnych funkcji kicz Ciąg rekonstrukcji i lewitacja Istot z Edenu – klincz Produkcja może wielkoseryjna Z taśmy na taśmę – część Soczewkowata bura ślimacznic Te części zaczęła – jeść To komponenty do ciał Dubeltów Mieszkańców planety tej Półelektrycznych, nagich tubylców Produkcji – jasny był cel Kiedy załoga znalazła ciało Humanoida – gdzieś Przeprowadzono sekcję – i śmiało Zbadano trzewi treść Nie było mózgu – w głowie istoty Tylko maleńki rdzeń Głowa wrośnięta w garb – apostrofy I cztery ręce – na pęk Jakieś gruczoły chłonne – trzy płuca Pomiędzy nimi drut Jak tej hybrydzie można zaufać Kto to polubić by mógł Wszystko zakisłe w ciele z galaret Na torsie wielki garb Duozależny dziwny gabaryt Dwa ciała a jeden kark Widzieli także dziwne pojazdy Bił od nich niebieski blask Coś wirowało dokoła osi Rotorów ciągły lans Świetliste kręgi w ciągłej rotacji Redła wyrytych bruzd Lewitująca cywilizacja Mechatroniczny kunszt Bruzdy i rowki – to autostrady Z abażurowych konsol Bez nich nie dało pewnie by rady Wirować – dysku combo Part II Poruszali tu zgrabnym łazikiem Klimat nieco gorący Wszędzie tylko szkło i nikiel Góry – piaski z sobą łączy Przezroczyste długie korytarze Uchodziły w szybów krąg Gąszcz pęcherzy jak witraże A w powietrzu czulił swąd Nawisy ze szklanych pęcherzy Rojowisko komórek Kopulasty przestwór – niebyt Kości – szklane ule I prosto do miasta Dubeltów Schodami śmiało w dół Tu kamienne miasto z pięter Po ich czołach ciekła sól W pomroce spadli na same dno Zimnej oazy banitów To był wielce nierozważny krok Żądza niedosytu Tu w zamęcie wyciągnięte setki rąk Tłuste – obłe tułowia Poplątanych macek song Sadła dychotomia I ludzki wstręt wobec inności Należy wracać na Ziemię Człowiek jest wolą namiętności Nierozumne – ludzkie plemię Już remontują starą rakietę Wola powrotu nagląca Niebieską ujrzeć planetę Która mizdrzy twarz do słońca I jeszcze spotkanie trzeciego stopnia Dubelt ich odwiedzi Telepatia – treść istotna Setki pytań – odpowiedzi Nowe pojęcia – ciche – szemrane Może to jakiś blef Chemiosynteza – cyfrowa pamięć I fotonowy deszcz U tej istoty zmysł elektryczny Z metalu – z folii mózg Przekaz niejawny telepatyczny Atrofia – zbędnych ust Centrosamociąg – i antyśmierć [bio][socjo][zwarcie] grup Cyna i mosiądz – ciało i dreszcz A metal miękki jak frukt Samokontrola dokąd to zmierza Nieznana żadna agresja Każdy tu karę sobie wymierza Jest niepotrzebna presja Natręctwo pojęć – zmysłu zranienie Czy to prawdziwy Eden Ludzka załoga – wraca na Ziemię Ma zatem taką potrzebę Rakieta spala – zgiełk automatów Dubelt nie leci z nimi On nie rozumie naszego świata Jesteśmy całkiem – inni Już naprawiono trzy podzespoły Włączony chrzęści stos Grawimetr stoi prawie na osi Słychać z kabiny głos Krytyczna w normie i osiągnięta Patrz – stoi w ogniu grunt Z synergii w zwykłą – jaka to męka Tlen w usta – a oczy z łun W dwanaście minut – zanik atmosfer Kosmos czas w przepaść podmienia Wreszcie odpięte pasy załogi Kierunek: Planeta Ziemia — przypis – utwór odnosi się do opowiadania Stanisława Lema: pt. “EDEN”. W opowiadaniu sześcioosobowa załoga ląduje na planecie Eden Astronauci z ziemi poznają prawa obowiązujące na tej planecie i nową nieznaną formę życia tzw. Dubelty – dwuosobowe istoty egzystujące w symbiozie biologicznej
    1 punkt
  20. Słynna kawiarnia, późny imperial, Gustowny stoliczek, gdzieś z boku. Usiadła - porucznik Sigourney Ripley Z garbatym Obcym na fajfokloku. Kochana - rzekł Obcy znad filiżanki Wytwornie unosząc paluszek, Ty to masz życie, odcinasz kupony, A ja na rencie powietrzem żyć muszę. Więc uchyl błagam kabzy troszeczkę I kopsnij koledze na szluga. Postaw zagrychę i małą ćwiarteczkę, Gdyż czuję, że noc będzie długa. Jak ja nie spalę, na drugą nogę nie chlapnę, Podczas, gdy ty chrapiesz smacznie, Ze stresu się trzęsę i jajo znieść mogę, Rozumiesz, że znowu się zacznie. Tu przerwał, lecz filiżankę trzymał, Gdyż w myślach jął znowu się winić. Lecz zapach smażonych jaj na bekonie Spędził demony, więc zaczął się ślinić. Ripley, jak przystało na gwiazdę, Dzierżyła gotówki zapasik, Pomogła biednemu, jak Matka uczyła, Lecz przykazała, by się zbyt nie zakwasił. Sami widzicie, jak w świecie filmowym Niewyczerpane drzemią pokłady. Wiec żyje upiorny pomysł w umysłach I karmi w nich mózgojady. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)
    1 punkt
  21. Uśmiecham sie a to znaczy że jest fajnie. Pozdr.
    1 punkt
  22. tak, tak. gdy jest nerwowo, to są zakłócenia, to jest kwestia kochania.
    1 punkt
  23. Ciekawa grafika, fajna na okładkę. Treść... długa...uff, ale przebrnęłam i rozumiem, że w takim kierunku autor chciał pójść. Zwłaszcza, że wyjaśnił. Dla mnie jednak Lem był za ciężki, za mało romantyczny :D Dlatego biorąc pod uwagę fajną grafikę, widziałabym tutaj bardziej subtelny tekst;) Pozdrawiam.
    1 punkt
  24. Wiele z tego przerobiłem też. Lem jest znakomity, ze względu na ten bardziej naukowy wymiar sci-fi, bo różne są te modele fantastyki, współczesne są bardziej baśniowe i powiedzmy gotyckie, Lem był inny i ten futuryzm miał trochę u niego charakter wizjonerski tak jak mniemam trochę sugerujesz. Ale fantastykę tą współczesną też lubię, ale w wersji klasycznej, głównie poprzez Andrzeja Sapkowskiego, Rafał Ziemkiewicz pisał dobrą fantastykę, trochę jakby zbliżoną do Lema, ale to kwestia gustu. Pióra są świetne. Też lubię. Pozdrawiam.
    1 punkt
  25. @Tomasz Kucina @Tomasz Kucina chętnie, bo swego czasu Lem to mój przewodnik najpierw po technice i filozofii: bajki, cyberiada, powrót z gwiazd, dzienniki, niezwyciężony, eden, solaris, kongres f... i poezji: elektrybałt :) - a potem o filozofii i technice i samej filozofii ;) itd... A lubię sobie wydrukować na niebiesko, albo zielono, usiąść i przeczytać; zakreślić co mnie zaciekawi i przemyśleć..... (lubię pisać piórem na zielono lub niebiesko, albo po zmieszaniu ich brązowo :) i pewnie jak kupiłem drukarkę to mi zostało - i polecam, fajnie tak sobie czytać)
    1 punkt
  26. Ucieszyliście, że wiersz się spodobał. Bardzo wszystkim dziękuję i pozdrawiam.
    1 punkt
  27. nie wiem co lepiej, ja to tylko w nocy leżę, a tak chodzę i chodzę :)
    1 punkt
  28. @zyzy52 Hobby, jakie by niebyło musi w sobie mieć okazy bo cóż wart jest lichy znaczek nawet, gdy masz ich sto razy ułożone jak pod sznurek ale, po co tobie takie skoro po nie nikt nie sięgnie wszystkie marne i jednakie. Otwórz klaser, w którym okaz prezentuje swe walory rozpuść wici, że i owszem pozbyć się go jesteś skory a zapewniam, że odgonić chętnych chyba już nie zdołasz a że okaz okazały kto da więcej głośno wołasz. W życiu liczą się wielkości o małostkach nie ma mowy weźmy choćby dąb stuletni piękny okaz, choć wiekowy lecz i młodsze te sękate które mają moc i klasę odpowiednio wystawione też wyciągną niezłą kasę. Pozdrawiam :) He Ja
    1 punkt
  29. wena ma to do siebie, że pojawia się czasem w najmniej oczekiwanym momencie, miłego wieczoru:)
    1 punkt
  30. z tłumem niewyspanych przeczesujesz szybko piasek plaży marzeń w końcu zrozumiałeś czas szukać bursztynu z wtopionym owadem nie bój się płomienia ona nie umiera chór mew lat minionych śpiewa na dwa głosy nieustannie songi że kamień się stopi kiedy próg przekroczysz i odlecisz wolny czasu jest niewiele ale masz nadzieję przed twarzą już tańczą śnieżnobiałe włosy w rytm białego walca zawsze odkładałeś głos serca na potem teraz przyszła kara nie zaśniesz spokojnie jak nie wlecisz w ogień
    1 punkt
  31. he he..fajne...poezja z przymrużeniem ....
    1 punkt
  32. @Henryk_Jakowiec Wciąż szlifując trotuary pan Ambroży, chociaż stary, wierzy, że te młode panie sprawią cud i coś mu stanie. Tak więc wiosną, latem łaził, czym niektóre panie zraził. I jesienią. Jak ten Marek. Zimą stanął mu... zegarek. Jednak z nową wciąż nadzieją chodzi, choć się wszyscy śmieją. Hobby straszne chłopa wzięło. Cud, że serce nie stanęło. :)
    1 punkt
  33. @tetu Trzy razy poezja- aż do ciała weszła. Pozdrawiam, brawo Tetu.
    1 punkt
  34. Witam - smakowity i to jak... Pozdr. usiechem.
    1 punkt
  35. Nie wiem, kim są "my", ale ja się do nich nie zaliczam, sorry. Pozdrawiam
    1 punkt
  36. @tetu piękny, głęboki wiersz. Brawo:)
    1 punkt
  37. żeby zejść w zabudowaną przestrzeń podświadomości zasiane w umyśle sny trzeba tak adoptować by zrozumieć jak zostać połówką całości kiedy umysł zejdzie bardzo głęboko do źródła zbuduje katedry całe miasto co nigdy nie istniało wplecie w nie topografię powiązań wtedy próżnia stanie się rzeczywistością my w snach tworzymy różne kształty wydają się klarowne dopiero po wyjściu na brzeg świadomości stwierdzamy że nic nie jest prawdziwe
    1 punkt
  38. @duszka - dziękuje uśmiechem.
    1 punkt
  39. Wybór Chciałem być Bogiem nie umiem ... Nie potrafię używać bata... a marchewka skończyła się wczoraj pozostanę człowiekiem tak będzie lepiej ... i wybaczysz, mi moją słabość nie wybacza się Bogom dlatego są tacy samotni
    1 punkt
  40. @Marek.zak1 Bez pieniędzy także można ale trzeba mieć posturę oraz to, co najważniejsze odpowiednio długą rurę gdyż atrybut ten jak wytrych w każdym zamku sprawnie działa pojedź z nim do Ciechocinka - darmo by niejedna dała. Pozdrawiam :) He Ja
    1 punkt
  41. Takie hobby nie jest tanie, i tu ważne są pieniądze. by wykonać te zadanie zaspokoić dzikie żądze.. Kiedy stoisz na portfelu jesteś młody i wysoki*, możesz wtedy przyjacielu śmiało sięgać po obłoki. * Danny de Vito
    1 punkt
  42. i tym na grzędzie, i tym w dziupli
    1 punkt
  43. @Czarek Płatak Proszę wybaczyć, ale od razu po lekturze wiersza taka mi myśl zaświstała... Powiedział Pracuję ostatnio dużo nad samozadowoleniem sen, ćwiczenia fizyczne, obżarstwo i rozmowy dla ogarnięcia ego, opanowania empatii wzbogacenia świadomości stania się człowiekiem spokojniejszym Newsów owszem nie śledzę, same mnie tropią Nieszczęścia są zapisem mej kronikarskiej codzienności Muszę wychodzić z domu do ludzi, którzy faktycznie mnie wkurwiają Ale z ich wkurwienia żyję i spłacam raty Z wyrazami głębokiego szacunku:) pozdrawiam autora
    1 punkt
  44. dużo tych nazw które dobre jakich użyć żeby nie nad użyć nie za męczyć nie za dużo
    1 punkt
  45. Mój dziadek, już sam nie wiem, czy biegał po lesie czy strzelał w potylicę, czy to mu zdzierano paznokcie, katowano i szczuto w procesie, czy też padał na zgięte w potrzasku kolano. Co, kto, gdzie, z kim i kiedy, na jakim etapie, jak pionek rozstawiony w pokrętnej szaradzie, w uniformie zieleni na mogił pułapie orzeł rzezany szukał korony w swej zdradzie. W kurhanach wojny nędzą zgwałcone anioły wzniosły czerwone skrzydła służalczych pochodów, gdy hut ciężarnych dymy zamgliły cokoły jutra, aby przeczekać czas złych epizodów. W kraju krzyży afazją obrośniętych żyźnie, pytania wiszą niemym wciąż odium, jak flagą nieba, które skroń mrokiem musuje ojczyźnie. Tutaj, gdzie za przestrogi płaci się zniewagą. Historia nie pamięta, dzisiaj nas nie uczy, lecz modli się wygląda hufców zbawiciela. Gdy bowiem dzieci boże los marny objuczy cudu trzeba po wzgardzie dla nauczyciela.
    1 punkt
  46. kilka kropel soku z pomarańczy wysycha na poduszce skutek nieuwagi tworzący antyświat zaczyna istnieć kiedy nikt nie patrzy zapalam zapałkę od tak albo od (nie)znanej przyczyny niebieski kolor podtrzymuje złotożółty płomień konieczność zawsze jest chłodna nie odpowiada na pytania po chwili gaśnie przypadek przeznaczenie nie ma już znaczenia a my znowu szukać będziemy ciepła
    1 punkt
  47. Bardzo dobre, Tetu. Dla siebie czytam: swego ciała. Reszta bez zastrzeżeń. Co prawda nie znam tego stanu, ale tak on może wyglądać. Nie oszczędzam ostatnio życia, bo otarłam się o krawędź, ale nadal nie wiem, po co je dawkować. Ściskam, bb
    1 punkt
  48. ...albo może bardziej "czas modyfikuje nas".. ? Wbrew naszym wysiłkom odwrócenia ról. To "rozstępowanie się w nieskończoność" jest na to dowodem :) Bardzo ciekawie ujęłas ten aspekt naszego istnienia, a może raczej jego przmijania (i modyfikowania). Pozdrawiam :)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...