Ucieszyłem się, że aż hej,
przeczytawszy świeżo w biuletynie,
że konfiskat będzie odtąd mniej.
Patrzę, czytam: miarodajne słowo,
że nie będzie. A jeśli — jedynie
dyktowane koniecznością państwową...
Miarodajne słowo — nie igraszki.
Już mi odtąd pan cenzor nie skreśli
(jak dotychczas) co trzeciej fraszki.
A konieczność państwowa? A jeśli?
Gdy popełnię występek srogi,
jak mam z błędnej zawrócić drogi?
Może od razu się wstrzymać?
Może lepiej czytać nekrologi,
ogłoszenia w „Kurjerze Warszawskim",
PAT‘a i PIM‘a?
Bo nie cierpiąc na zanik pamięci
czuję, jak mi we łbie się kręci,
i — wstyd przyznać — zwyczajnie się boję,
że rząd swoje — a cenzor swoje...
Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 48.