Nieznany fragment „Beniowskiego"

I przypłynęła wygnańcza fregata
Na Madagaskar przez Indyjskie morze.
Słucha Beniowski. Z dali pieśń dolata
Taka, jak w stepach o wieczornej porze,
Jakiej nie słyszał, przebywszy pół świata,
A jakiej kiedyś w swoim słuchał dworze,
Gdy na dożynki zjeżdżała kapela
Pod wodzą Moszka lub zgoła Jankiela

Hej, dwór już dawno poszedł za podatki
Do Poniatowskich na reformę rolną!
Na zbeszczeszczenie poszły babek szmatki,
Które — te babki — z dumą tak swawolną,
Miast za bankierów lube wydać dziatki,
Praojców ziemię w pacht puściły wolno,
Puściły wodze żądzom, a przez żądze
Puszczały siebie, puściwszy pieniądze.

Ledwie co setnej setnie się udało
W żydowskim księciu starczą miłość wzbudzić.
Lecz dość dygresji! Nazbyt by się chciało
Wstrętu zapomnieć wspominając ludzi.
A właśnie morze za rufą szumiało,
Wiatr począł czoło studzić.
Noc szła przez morze tak ślepa i głucha,
Jak pieśń i miłość. A Beniowski słucha.

Słucha piosenki, co od brzegu dzwoni,
Jakby wesele gdzieś grało szlacheckie.
Hej, piły dzielnie pany i matrony,
Gdy Żyd basetlę męczył pod zapieckiem,
kiedy ze skrzypiec cienkie ciągnął tony,
Jakby na macę skrzypce były dzieckiem.
Bo pan — jeżeli graniem gdzie się porał —
To w faraona. I na carskich dworach.

Prosto do brzegu — Beniowski rozkaże.
I prosto z mostu (mostek kapitański)
Biegnie na rufę. Za nim marynarze.
A tu już fale jak w tańcu hiszpańskim
O brzeg trącając grają na gitarze
Wiatru. Gitara — instrument nie pański.
Tylko hajdamak własne teorbany
I pieśń miał własną. A nie jasne pany.

A tu na brzegu pejsate postacie
Zgiełk czynią, pięknie rejwachem nazwany.
Jeden już z dala krzyczy: — Panie bracie!
Mój herb—trzy trąby! Bądź waść powitany!
Drugi Żydowin w papierowej szacie
Woła: - Mój w srebrnym polu pudel szczwany!
Czyżby i waści za prababek grzechy
Tutaj zesłano? Pod murzyńskie strzechy?

Patrzy Beniowski. Na dziw mu się wyda,
Ta afrykańska Polski kolonia.
Toż każdy szlachcic ma swojego Żyda,
Żeby błękitną z niego krew wypijał,
Żeby na niego była wszystka bida,
By pan nie jego, a pracę omijał.
— Jak to — zawoła. Wy tu przyjechali?
Któż został w Polszczę, aby nań złe zwalić?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
(tu się fragment urywa).

Czytaj dalej: Praca - Edward Szymański

Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 5.