Pisałem Cię konwalią i zmierzchem —
I byłaś jak fontanna strzelista.
Mówiłem Ci zwierzenia najlżejsze
Na stokrotkach, w wierszach i w listach...
I nie kochałem Ciebie. Zbyt dużo
Przepaliłem miłości na słowa...
Jak gdyby ktoś na usta rzucił zwiędłą różę...
Jak gdyby poprzez różę Twe usta całował.
Czy rozumiesz? Dziś wracam powszedni,
Każdym słowem z tych dawnych bym krzywdził i kłamał,
Widzę oczy Twe smutne i płaszczyk Twój biedny:
I teraz już na pewno jesteś Ukochana.