Kochanko moja! starość cię powita,
Gdy w chłodnym grobie me troski ukoję.
Czas, co tak chciwie nić żywota chwyta,
Zda się podwójnie rachować dni moje.
O! ty mię przeżyj! lecz choć młodość minie,
Pomnij, byś prośby mej niezapomniała:
Pomnij w starości, żebyś przy kominie
Kochanka twego piosenkę śpiewała.
Gdy w zmarszczkach twoich będą śledzić oczy,
Gdzie te, co cudnie tak jaśniały wdzięki;
A pragnąc poznać nasz żywot uroczy,
Młodzieniec spyta: po kim te łzy, jęki?
Niech me uczucie w twej pamięci płynie,
Mój szał, me szczęście, moja miłość cała;
Pomnij w starości, żebyś przy kominie
Kochanka twego piosenkę śpiewała.
Gdy zapytają: czyli on był miły?
„Ja czczę go,” rzeknij z pogodnem obliczem;
„A czy go kiedy złe czyny skaziły?”
Z dumą odpowiesz wszystkim; „nigdy, niczem!”
„On był miłością w każdym życia czynie,
„I pieśń wesołą jego lutnia brzmiała.”
Pomnij w starości, żebyś przy kominie
Kochanka twego piosenkę śpiewała.
Z tobą opłakał mej ziemi koleje!
Przyszłym mym braciom powieść twa opowie,
Że ja śpiewałem sławę i nadzieję,
By nieść pociechę biednemu krajowi;
Że żniwo laurów dwudziestu zaginie,
Bo zdala burza zawiewa zuchwała.
Pomnij w starości, żebyś przy kominie
Kochanka twego piosenkę śpiewała.
Kochanko! kiedy ma sława znikoma
Ulżyć brzemienia, którem wiek przygniecie,
A na mój obraz wątłemi rękoma
Co wiosna zwiesisz zawsze świeże kwiecie,
Wtedy zwróć oczy tam, gdzie wieczność płynie,
Gdzie nierozdzieli nas i chwilka mała;
Pomnij w starości, żebyś przy kominie
Kochanka twego piosenkę śpiewała.