Rozmowa umarłych


««L’arte non fa le cose, come le fa la
natura; ma come ella le dovrebbe fare»
Sztuka nie ma za cel przedstawiania rzeczy,
jak natura je tworzy, ale raczej, jak
ona je tworzyćby powinna.
Słowa Rafaela Sanzio.

BYRON.

Ja cię znam — bo, gdy jeszcze żyłem na planecie,
Niejedno twe na płótnie spotykałem dziecię,
A myślałem o mojej złotowłosej Adzie,
Że, jak w skrzydła, w pieluszki się bieluchne kładzie,
I w snu obłok lekkiego wyobraźnię skrywa,
I lata w niebie, Nasza wyobraźnia męska
W sporze jest z jawem, ich zaś, lubo przedprawdziwa
I przedtryumfująca, zgoła przedzwycięska,
Lecz jedność ma: albowiem jaw dla niemowlątka,
Myślę, że tyle tylko od snu jest odmienny,
Ile prątek, na którym w klatce słowik senny
Spoczął, różnić się może od tej klatki prątka.
To mówiąc, ostrzec muszę ciebie, Rafaelu,
Że mam dumania nałóg, nałóg monologu,
I bywało, coś zacznę, i znowu bez celu
Puszczam myśl.
RAFAEL.

 Po takowym poznaję nałogu,
Czem byłeś, a kto byłeś, pytać rzecz nie moja.

BYRON.

Tassa znasz?

RAFAEL.

 Danta niemniej.

BYRON.

 Lecz nie znałeś splinu! —

RAFAEL.

Włoch jestem.

BYRON.

 Co Helena, wiesz — i wiesz, co Troja
I co miłość — z Homera ty plastykę czynu
Musiałeś czuć, jam widział na freskach twych ludzi:
Znoszą się sami — widza żaden nie utrudzi —
Ruszają się.

RAFAEL.

 Grek jest-żeś?

BYRON.

 O, jestem — i jestem
Poeta grecki, jakich więcej już nie będzie:
Bo nic nie napisałem, tylko wszystko gestem,
Życiem, duchem...

RAFAEL.

 Kochałeś! —

BYRON.

 A jako łabędzie
Śpiewają raz na życiu, tak i mnie się stało
W Missolunghi. Ojczyźnie mej za chwałę chwałą
Oddałem — inna z Grecją ma była umowa:
Kochałem dwie — dla jednej zabrakło mi słowa.

RAFAEL.

Miłość!

BYRON.

 A cóż powiedzą o nas? Spytam lepiéj,
Co o mnie? — Ty bo jesteś przeszłości serafiéj,
Ciebie pominą — kto się do ciebie uczepi?

RAFAEL.

Strzelec mylny, czy można zgadnąć, w co utrafi?

BYRON.

Świat jest gorzkość.

RAFAEL.

 Bóg — miłość, a miłość to czyni,
Że się niewinny często za winnego wini —
I oto wzajem noszą brzemiona niewłasne,
Zwłaszcza, że są szerokie drogi, są i ciasne.

BYRON.

Któż za mną westchnąć może! Kto ze mną podzieli
To, co na twarzy mojej — patrz! — ot, tak widzieli
Oko w oko, a potem bluźnili na boku,
I wracali, i mego znieść nie mogli wzroku —
Iż widziałem, że przyszła umarłych godzina
I że, kto prawdę mówi, ten niepokój wszczyna,
Kto zrozumiałym chce być, graniczy z oszczerstwem.
Boć trzeba zwiększać rzeczy, by rzeczy postrzegli;
Tak bo zarozumiali, a tak mało biegli! —
Kłamstwo zaś grzecznem w skutkach stało się morderstwem.
Morderstwo? — Tu przerazisz się mego sumienia,
I ja także — — upadkiem na kamień kamienia!
— — — — — — — — — —

A ty mówisz mi — — miłość? —
RAFAEL.

Czemże ci dowiodę? —
Znasz mnie z mych dzieł; czy myślisz, że jestem poznany?
Spójrz ku ziemi, gdzie lata spożywałem młode,
Świat otwierając świętej czystych form hozanny!
Patrzeć ucząc ponad wzrok, który, jak kałuża,
Słońce gotówby odbić i oka nie zmruża,
Ale jest w sobie brudny i wiernie bezczelny,
Szczerze plaski, jak pamflet, tak zły, jak czytelny.
Patrz, mówię, ku tej ziemi, której me źrenice
Oddałem, ja, Rafael, — której w Pańskie imię
Podbiłem Olimp stary — muzy zalotnice,
Nimfy, gracje zebrałem w przedchrześćjańskim Rzymie —
I przeszedłem, a zbożnej piękności zenitem
Przeszedłem, i nie żadną klątwą inkwizycji,
Zwycięstwem tylko, tylko swobodnym przekwitem,
Jak Kolumb, świat odkryłem, ufając tradycji.
Herkula moc w ramieniu, Apolla moc w wdzięku
Zwyciężywszy, jak dziecię pogańskie na ręku
Zaniosłem k’źródlu, które prawdy jest zwierciadłem,
I pochrzciłem — i Sfinksa z uśmiechem odgadłem.
Patrzże, mówię, ku ziemi! Oh, czy mnie poznali?
Patrz — oto, naprzód głowę przyznawszy mi cudzą,
Szukaja potem, głów gdzie dobierałem... Mali!
I dziewcząt rzymskich popiół po grobowcach budzą.
Mali!! Zaprawdę mali! Oniby gotowi
Za całą wartość piętę dać Achillesowi —
Ale, jak piersi jego stawiły się grotom,
Zwierzyć to objaśnieniom, przypiskom i notom.
Lecz błąd mój, ani wiedzą, co w nich uwydatni:
Wielcy w prywatnych rzeczach, w publicznych prywatni!

BYRON.

Zapomniałeś na chwilę, żeś jest Rafaelem:
Mówisz, jak Byron.

RAFAEL.

Powiedz, że mówim i dzielem
Przez miłość, a to cel mój był i jest ostatni.

BYRON.

Czemuż więc miłość ludziom tak błoga i sprzeczna,
Że, niż do ciebie doszli, ty wychodzisz z siebie
Dla mnie? — A oni — oni...

RAFAEL.

Nie bywają w niebie.

BYRON.

Miłość zaś byważ u nich?

RAFAEL.

Bywa — lecz jest wieczna!

Czytaj dalej: Moja piosnka [II] - Cyprian Kamil Norwid