Śmiało, młodzieńcze, chociaż przepaść bliska,
A niebo gromem odzywa się nowym!
Z nieuchronnego wynijdziesz ogniska
W wieńcu, gwiazdami iskier brylantowym,
I kataraktę niewstrzymaną w pędzie
Przejdziesz, choć trwalsze unosi kamienie;
Strącony z góry głaz cię mijać będzie,
Warcząc opodal, jak bezsilne szczenię.
A ty, sam jeden śród żywiołów bitwy,
Ani o błahy zawołasz ratunek,
Ani płaczliwie ponowisz modlitwy,
Które przed burzą miałeś za kierunek,
I, poświęcenia silny talizmanem,
Gdy inni, wiosła opuściwszy, klęczą,
Ty, z zapienionym walcząc oceanem,
Grzywę mu dłonią ujarzmisz młodzieńczą.
A choćby nawet ciemne gardło morza
Rozwarło otchłań, wiecznie chciwą żéru,
Jeszcze w obłokach błyśnie ręka boża,
Abyś się chwycił i wydostał z wiru.
Śmiało więc zdążaj ku przeczystej cnocie!
Jeśli zaś burza wyrwie ci wawrzyny,
Myśl wskrzeszać będzie naśladowców krocie,
A w posąg własne skamienieją czyny.