Gdy Butterfly leżała na macie słomianej,
jakby owoc rozcięta ciosem harakiri,
ktoś nadbiegł, ktoś zapukał w papierowe ściany
i rozbłysły śmiertelne odmęty i wiry.
Usłyszała głos jego, zaklęty, przeklęty,
więc poczęła się rzucać jak pstra gąsienica,
na łokciach i na boku w stronę drzwi zamkniętych,
splątana w suknię z nieba, brzoskwiń i księżyca.
W pośpiechu padła nagle twarzą do podłogi —
i przeszła po niej fala szeroka, znużona,
jął szumieć Wielki Wachlarz czarny i złowrogi,
rozwiał ściany i kwiaty, świat i Pinkertona...