Historia o kowalach

Je­chał Ko­wal na Ko­wa­lu
jak­by ko­ral na ko­ra­lu.
Ca­ło­wa­li się bez gra­nic,
gro­zę świa­ta mie­li za nic.
Za­je­cha­li w cie­nie świer­ka
kędy wró­bel gło­śno ćwier­ka,
za­je­cha­li dro­gę ku­rze
i na bia­łym sie­dli mu­rze,
wpa­dli w gniaz­do mło­dych Pli­szek,
któ­rym wła­śnie zbra­kło Li­szek,
sie­dli chłop­cu na rę­ka­wie
i pa­trzy­li nań cie­ka­wie,

za­je­cha­li po­nad wodę,
we­szli w nią jak kro­wy w szko­dę,
i to­pi­li się bez żalu
mały ko­ral na ko­ra­lu...
i gi­nę­li bez ra­tun­ku
w nie­prze­rwa­nym po­ca­łun­ku.
— Pa­trząc już od dłuż­szej chwi­li,
anio­ło­wie za­zdro­ści­li
i mar­twi­li się i bali,
że Ko­wa­le zgi­ną w fali. —
Zszedł więc Che­rub w wiel­kiej chwa­le,
po­rwał w nie­bo dwa Ko­wa­le.

Czy­taj da­lej: Miłość (Nie wi­dzia­łam cię już od mie­sią­ca) – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska