Zachód słońca na zamku

Wawel płonie — różowo-fiołkowo-przeźroczy.
Szyby żegnają słońce, które w dół się toczy,

krzyczą swój zachwyt wspólny złocisty i ślepy,
wśród mgieł słodkich jak chińskie bladobarwne krepy...

Oto święto na zamku — święto pięciu minut,
wśród murów z ametystu i murów z rubinu.

W komnatach gdzie zawisły różowe opary,
chodzą króle, królowe, siedzi Zygmunt Stary. —

Wychylają się widma w świat ze złotych okien,
niedojrzane oślepłem od poblasku okiem.

— Patrzą w barwy rozlane po niebie i wodzie,
i są — pogodne bielce — z całą tęczą w zgodzie.

Jeden cień za filarem kryje się bez słowa —
to Jadwiga, królowa pozafiołkowa,

omdlewając w kąpieli barw grających społem,
słucha, łodygi białe rąk wznosząc nad czołem,

jak czerwień śpiewa w szczęściu, a fiolet w rozpaczy,
że świat jest barwnym dźwiękiem, który nic nie znaczy...

Czytaj dalej: Miłość (Nie wi­dzia­łam cię już od mie­sią­ca) - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska