Nigdzie chyba nie znajdziecie,
Na caluśkim bożym świecie,
Tak rodziny miłej oto,
Jak pan Tot i pani Toto.
Ot, jak się pod rękę wzięli!
Pan w niedzielnej kamizeli,
Z parasolem, za rogatki
Wiedzie żonę swą i dziatki.
Pani strojna jest od święta.
Chustka w kratę cudnie spięta,
Kapelusik nowej mody
Wprost przyczynia jej urody.
Tuż za mamą idzie zasie
Psik, co choć jest w drugiej klasie,
I choć czapkę ma z lampasem
W oślej ławie siedzi czasem.
W prawo, przy boku braciszka,
Niesie lalkę Dusimyszka.
Miłe dziewczę! Lecz ma wadę:
Pokazuje język rade.
Za nią Bazia. Rzadko spotka
Panieneczkę, jak ta kotka!
Nie grymasi, nic nie kłamie,
I pomaga w domu mamie.
Ten przy Bazi nie jest synek
Państwa Totów, lecz murzynek,
Wychowanek. Bo sierota
Budzi litość i u kota!
Na ostatku bliźniąt dwoje;
Nie zdobią ich jeszcze stroje,
Ledwie jeden ma synulek
Pana Tota półkoszulek.
Możebyście wiedzieć radzi,
Gdzie się państwo tak prowadzi?
A do pani Toto matki,
Do Babuni, za rogatki.
Tam zabawa! Tam swawola!
Ogród, stawek, łąki, pola.
Biegną kotki na wyścigi,
Skaczą, kręcą się jak frygi.
Wypłoszyły z błota żaby,
Już są w kuchni. Patrzą — baby!...
Jak nie wrzasną z całej siły!
I wnet w formy powłaziły.
Szczęście jeszcze, że im mama
Sukieneczki zdjęła sama.
Bo jakżeby z tej wyprawy
Powróciły do Warszawy?
Ale mały Ostrouszek
Z mlekiem znalazł gdzieś garnuszek,
(Miało być na podwieczorek)
I umaczał w niem ozorek.
Babcia, wielce wnuczkom rada,
Śliczne bajki opowiada,
I wyciąga głosik stary,
Wdziawszy na nos okulary.
Słucha dziatwa. Bazia prosi
O jagódkach i o Zosi.
Płyną wokół piosnek echa,
Babcia mile się uśmiecha.
Tak czas schodzi do wieczora.
A kiedy już wracać pora,
Psik wstrzymuje zegar łapką,
Żeby dłużej pobyć z Babką.