Herkulesie! Zbyt już wiele
Opiewali cię czciciele;
Teraz zasię przyszła pora
Nieśmiertelnych prac — Amora:
Jak zabiega, jak się trudzi,
Jak po nocach kwiaty budzi,
Jak wyzłaca w słońcu strzały,
Jak roztula powój biały,
Jak się wprawia w pocisk celny,
Jaki łucznik z niego dzielny,
Jak na straży każdej chaty
Stoi, cichy i skrzydlaty,
Co poczyna — śni, czy nie śni —
Czas na wszystko przyszedł w pieśni!
Amor ostrzy rdzawe groty...
Pełne ręce ma roboty!
Jeszcze kołczan pusty leży,
A tu jabłoń sady śnieży,
A tu w kwiat już idą pąki,
Porykują trzody z łąki,
Porykują po gór stoku;
Żar w wilgotnem płonie oku.
W spiż się mienią śniade ciała,
Ust gorących granat pała,
Półmiesiące w uszach brzęczą,
Ranki nużą, dnie coś męczą,
Luźno rańtuch pasze biodra,
Noc burzliwa, to znów modra,
Z krasych chust się kwieci głowa,
Śmiechy głośne, cicha mowa.
W kwiat różany brzoskiew pęka,
Nad strugami drży piosenka,
Wskróś piosenki się przewija:
— »Maritemi, Mamma mia!«
Siny tuman z winnic wieje,
Czarnobrewa gdzieś się śmieje,
Łaskotliwe lecą głosy...
W rozmarynach, pełnych rosy,
Poświstują zmierzchem ptacy,
Nie tak ptacy, jak junacy.
Nie ustaje Amor w pracy!
Na brusiku toczy strzały,
Już natoczył kołczan cały...
Ta od żartów, ta od psoty,
Od dziewczęcej ta tęsknoty,
Od cichego zadumania...
Ta od tańca, ta od grania,
Ta od chłodu, od płomienia,
Ta od ręki uściśnienia,
Aż goręcej chwyta brusa,
Ta ostatnia — od całusa!
Amor wóz Bachowi czyści,
Więź podściela winnych liści,
Dosiadł grzbietu pstrej pantery,
W bieg wypuścił koła cztery.
Jedzie tędy i owędy,
Na przezierki, na oględy,
Gdzie się płoni róża młoda,
Tam mu droga i gospoda;
Gdzie gaj mirtów się uśmiecha,
Tam mu popas, tam mu wiecha.
Pstra pantera boki pręży
W przekwiecistej wstęg uprzęży,
Amor bicza nie ma w dłoni,
Śmiechem tylko zwierza goni.
Gdzie zawadzi, to zawadzi,
Wszędzie jemu będą radzi,
Wiezie fletnie, wiezie wino:
— »Z drogi, chłopcze! w bok, dziewczyno!
Kto nie namknie mi się w porę,
Tego wsadzę na rozworę
I powiozę do ołtarza! —
Tak po drodze się przegraża —
Jeszcze miejsca gdzie przyczynię
Na posażną, kutą skrzynię!«
Amor wiąże srebrne sieci
Z tego zmierzchu, co w gaj leci,
Z miesięcznego blasku oto,
Co w dolinach drży pozłotą,
Z jasnych bryzgów modrej fali,
Z huku morza gdzieś w oddali,
Z plusku łodzi, co się gibie
Na lazurów ciemnej szybie,
Z tego słońca, z tego żaru,
Z liljowego gór oparu,
Z tego cienia, co się słania
W noc gorącą winobrania,
Gdzie to chyłkiem po winnicy,
Gdzie to milczkiem po świetlicy...
Wszystko mu się przyda na co,
Tak się zajął swoją pracą!
Wszystko mu się w palcach mieni
W srebrne włókno, w nić z promieni;
Jeszcze nocą mu pomaga
U cysterny nimfa naga,
Jeszcze mu przyciąga pletni
Ten grający Pan na fletni.
Cisza wielka i głęboka...
Zadzierzguje Amor oka:
Luźno pierwsze, a ostatnie
W nieprzebitą ściąga matnię...
Pod okienkiem pną się bluszcze,
Złota rybka z falą pluszcze,
Jak szeroka sieć i długa,
Każdem okiem na nią mruga,
Każdem okiem patrzy zdradnie,
Czy też wpadnie, czy nie wpadnie?
Amor tłoczy słodkie wino.
Złote strugi z kadzi płyną,
Co natłoczy, to ucieka.
Płacze Amor i wyrzeka.
Ranne słońce idzie z tęczą,
Pobija mu kadź obręczą,
Pobija mu srebrem, złotem,
Niechże sobie ciecze potem!
Winne krzewy grona chylą,
Brzmi kapelą świat motylą,
Muszki brzęczą dookoła,
Pot ociera Amor z czoła.
Stają wsparte popod murem
Pełne łagwie długim sznurem.
Hej, na całą młodość świata
Starczyć musi kadź pękata!
Jeszcze tyle się zostanie,
Co na słodkie wspominanie,
Jeszcze tyle się ustoi,
Co tej rosy u powoi,
Co tej rosy w mgieł opalu,
Co na rzęsie tych łez żalu!
Amor kuje pierścień złoty:
Pełne ręce znów roboty!
Na ognisko miechem dmucha,
Leci iskier zawierucha,
Lecą iskry w paździerz jasną,
Co zaświecą, to ugasną.
Cedrowe się szyszki palą,
Aż pod niebo dymy walą,
Aż pod niebo ogień strzela:
Będzie pierścień do wesela!
Na kowadle szczerozłotem
Kuje Amor ciężkim młotem,
Kuje pierścień przez dzień cały:
To za duży, to za mały!
Leci łoskot z wielką siłą...
— Choć jak byle, aby było!...
Bucha płomień z czarnej kuźni...
— Aby było, bo się spóźni! —
Amor w żarnach mąkę miele
Na kołacze, na wesele.
Huczy stępor po mielnicy,
Ciągną z śpiewem godownicy,
Ciągną z śpiewem i z hałasem,
Pobekuje kobza czasem...
Pobekuje kobza w dali;
Czy się śmieje, czy się żali,
Czy się cieszy, czy się smuci:
Co minęło, to nie wróci!
Przedwieczorna chwila parna,
Amor pilnie kręci żarna...
Postanęły dzieci kołem,
Z przesłonecznem ciałkiem gołem,
Z podniesioną długą rzęsą...
A tu żarna aż się trzęsą!
Będzież, będzie z tego mlewa
Albo mąka albo plewa,
Albo gorzkość, albo miody,
Ot, zwyczajnie — chleb na gody!
Już mirtowy kwiat się bieli
Na obrusach, na pościeli...
Już pochodnie jasno gorą...
Płaczą drużki przed komorą,
Płaczą drużki, drużby grają,
Młodej pani pomagają,
Młodej pani warkocz plotą...
Dalej, dalej z tą robotą!
Niesie dzieżę gospodyni...
— Co ten mielnik? Czary czyni?
Z gorczycznego oto ziarna
Namełł mąki pełne żarna!
Będąż, będą z niej kołacze!
Kto ugryzie — to zapłacze.
Amor tańczy, gra i śpiewa.
Łuną lilja się odziewa,
Dreszcz po białej idzie róży,
Młoda pani oczy mruży,
Mruży oczy przed tym nowiem,
Co jej świeci nad wezgłowiem,
Co jej sypie w twarz zarzewie...
Noc, czy nie noc, sama nie wie.
Brzęczą struny na cytarze,
Idzie para w tan po parze,
Idą starzy, idą młodzi,
Wszystkich w taniec Amor wodzi.
Za piosenką, za kapelą
Pluszcze rybka złotą skrzelą,
Pluszcze fala u wybrzeży,
Z gajów leci wietrzyk świeży,
Płyną góry i doliny,
W rej gdzieś srebrny... w krąg gdzieś siny...
Amor tylko okiem mruga:
Jedno mu: czy ta, czy druga
Z tą poskoczy, tę okręci,
Tańczą dziewki bez pamięci...
Tę to ową poobraca,
Aż pot kipi — taka praca!
— Jeszcze-by mi raźniej było,
Żebym tańczył z moją miłą!
Jeszczebym ja nie tak hulał,
Żebym z żalu nie okulał!
Amor nosi misy, dzbany,
Ni to trzeźwy, ni pijany,
Nosi dzbany koło stoła,
Tylko pot mu kipi z czoła.
Co doleje, to rozleje,
Tak się gościom dobrze dzieje!
Choć kto wypił stągiew wina,
Choć zakurzy się czupryna,
Nie da przecież spać u flaszy
Pracowity ten podczaszy.
Rozmarynem włos się kwieci,
Śmiech i wrzawa za nim leci,
Leci przed nim śmiech i wrzawa;
Jak zabawa, to zabawa!
Już ramiona mu omdlały,
Rzucił kołczan, rzucił strzały;
Poszli szukać ich młodzieńce,
Pogubiły panny wieńce.
Zbiera Amor sprzęt łuczniczy,
Porzucone strzały liczy,
Co brakuje, to brakuje,
Tem się wcale nie frasuje!
Lata pszczoła po jabłoni,
Złote żądło w kwiecie roni,
Złotem żądłem pije miody.
Kiedy gody, to niech gody!
Amor już pochodnię gasi...
Cichnie w mirtach szczebiot ptasi,
Błękitnieją w mgłach pagóry,
Blednie zachód złotopióry.
W topaz idą zórz purpury.
Wysrebrzone do miesiąca
O brzeg morze się roztrąca,
Bije fala w modrą ciszę,
Do snu w szumach się kołysze,
Przejrzyścieją skał okraje,
Bladych oliw szepcą gaje.
Młodej pani twarz się mieni
Od miesięcznych wskróś promieni...
Gdzieś tam drogą echa giną,
Za weselną, za drużyną,
Pagórami głos ucieka —
blisko... dalej... już z daleka.
Amor lekko drzwi zamyka...
— Niech nie płoszy snu muzyka —
Amor ściąga sznur kotary...
— Niech nie patrzy księżyc w szpary —
Potem cicho w progu siada.
Nad jar wyszła pełnia blada
I srebrzystym żaglem płynie
Po lazurów wskróś głębinie.
Cisza wielka i pieściwa
Sennem skrzydłem świat nakrywa...
Z trudów Amor wypoczywa.