Świętość

Po­czą­łem cię w mar­mu­rach świa­tła
i w drze­wie won­nych so­sen,
moja ty rze­ko nie­od­ga­dła
dłu­ta­mi wio­seł.
Po­tem cię wio­dłem z gór mo­car­nych,
z prze­stwo­rów peł­nych gło­su,
gdzie noże si­klaw śnie­gi dar­ły
i dzwo­nił śpiew jak mo­siądz.
Łuska­łem cie­bie z ja­błek tę­gich
i ziar­nem gra­du z chmu­ry,
wio­dłem cię z ło­dyg ru­chem ręki
jak bla­sku sznu­ry.
I wy­cio­sa­łem, wy­pro­si­łem,
ser­cem ło­mo­cąc w dłu­to,
a dłu­tem w głaz, i mam cię - siło!
mam cię - po­ku­to!
Gdzie stąp­nę - tęt­nisz żywą stru­gą
i jak or­ga­ny śpie­wasz,
i wi­dzę jesz­cze we śnie dłu­go -
pły­ną­ce w to­bie drze­wa.
A w two­jej grzy­wie iskier zło­tych
nocą nu­rza­ją krwa­we py­ski
rude sza­ka­le, lu­dzie - mło­ty,
mie­cze i śle­piów bły­ski.
I z nich to ro­sną nocą w to­bie
krę­te ga­łę­zie tru­pich ra­mion,
upio­ry czar­ne, ser­ca w gro­bie,
co ser­com kła­mią.
I oto mam cię, rze­ko świę­ta,
jak ko­nar w cie­bie wro­sły,
rze­ko zbru­ka­na, z chmur po­czę­ta,
nie od­gad­nio­na wio­słem.
dn. 26.XI.I942 r.

Czy­taj da­lej: Pisz do mnie listy – Krzysztof Kamil Baczyński