Taka mi się marzy wielka rzeka,
co ze źródeł wysokich wycieka
i w dół z dzikim łoskotem się wali,
rwąc wsze tamy, co się piętrzą fali.
Het porywa podobłoczne buki,
stacza głazy ciężkie i olbrzymie,
wały kruszy i rozmiata w sztuki,
a sto gromów gra w jej srebrnym dymie!
Pędź, pędź, rzeko!... Na krawędzi siedzę
i twe wody rozszalałe śledzę,
pod nogami mi spienione płyną - -
na krawędzi wiszę nad głębiną...
Tam daleko - daleko - ocean zielony,
cichy, wielki - - święte wód bezbrzeże - -
nad nim wichry grające jak dzwony,
Bóg dostojny - - i to święte "wierzę..."
Bóg dostojny - Wielki i Wspaniały,
Bóg dostojnej, spiżowej martwoty - -
z dygocącej nad głębiną skały
patrzę, patrzę... o bezden tęsknoty!...