Jesienna cisza... Jak gdyby zmęczone,
Tatry się w śniegu owiały zasłonę,
Wiatr na milczących szczytach kładzie głowę,
Słońce półsenne w mgły fioletowe
Kryje się zwolna; na całej przestrzeni
Zawisa jakaś smutna gędźba cieni.
Szerokie, ciche, chwiejne, powietrzane
Leżą nad całą kotliną rozwiane
Skrzydła jesiennej ciszy, a w ich puchu
Mgły się wieczorne tulą i bez ruchu
Wiszą w przestrzeni, jak nieobleczone
W czyn sny — gdzieś dawno, przez umarłych śnione...
Stoję samotny na urwisku skały —
Patrzę na cichy ten świat osępiały,
A przed mym okiem powoli zaczyna
Ciemnych mar jakichś sunąć się drużyna
I ginąć gdzieś na granicy świata —
To mego życia są umarłe lata...