*** (Cudna księżna...)

Cud­na księż­na cho­dzi po ogro­dzie,
wi­dzi bia­łe ła­bę­dzie na wo­dzie,
bia­łą rękę do się je przy­zy­wa,
ale sta­do po wo­dzie od­pły­wa
precz.

Cud­na księż­na przed sto­pa­mi swy­mi
wi­dzi kwia­ty z bar­wa­mi cud­ny­mi,
chce je ze­rwać dla kra­sy i woni,
ale wszyst­kie kwia­ty zwię­dły w dło­ni
jej.

Cud­na księż­na na nie­bie wy­so­kiem
grę ob­ło­ków pra­gnie śle­dzić wzro­kiem,
ale wi­cher gdzieś z prze­pa­ści świa­ta
grę ob­ło­ków na nie­bie roz­mia­ta
precz.

Cud­na księż­na uj­rza­ła na drze­wie,
pta­ka, co ją uko­ły­sze w śpie­wie,
ale so­kół, błą­dzą­cy w prze­źro­czu,
pta­ka na­gle po­chwy­cił z przed oczu
jej.

Cud­na księż­na — czy­li uwie­rzy­cie? —
chcia­ła po­siąść gwiaz­dę na błę­ki­cie,
ale wie­czór nad­pły­nął po­nu­ry
i z nad gło­wy gwiaz­dę znio­sły chmu­ry
precz.

Lecz, gdy ciem­ność pół­noc­na na­sta­ła,
tej już nie wziął nikt tej księż­nie cud­nej —
mo­gła błą­dzić, za­my­ślo­na cała,
w ciem­nym mro­ku przez ogród bez­lud­ny.

Czy­taj da­lej: Lubię, kiedy kobieta... – Kazimierz Przerwa-Tetmajer