Jestże to prawdą? Nie jestże złudzeniem?
Mogłoż znicestwieć, co się zdało trwałem?
Tak w noc bezsenną, bezkresną pytałem
pod bluszczu smutkiem i róż zamyśleniem.
Ze zdruzgotanem na ustach imieniem,
z sercem od ciosu krwawem i omdlałem,
na pustce łąki w tę noc długo stałem
pod sarkofagu kamiennem milczeniem.
A wśród pustkowia niezmiernych cmentarzy,
gdzieś zanurzony w półmroczne otchłanie,
jakbym sarkofag ten umyślnie stawił
naprzeciw jego zadumanej twarzy:
daleki Sfinksa kształt mi się pojawił,
jako odpowiedź na moje pytanie...