Z posępnej ciszy, z grobowej martwoty,
z kamiennych chłodów owego kościoła,
coś mnie na słońce, na zieleń łąk woła,
głos jakiejś wielkiej, głębokiej tęsknoty.
Otom się zbawił zorzy słońca złotej,
za życia z żywych wydarłem się koła,
mam cios milczący i mrok dookoła
i głuchą przestrzeń ponurej ciemnoty.
Do łąk zielonych tęsknię i do szumu
drzew nad potokiem, do ludzkiego głosu —
lecz jeśli wyjdę z murów mego tumu:
to po to, abym znów na ten świat wrócił,
któremum wydarł się i którym rzucił,
by się zakopać wśród mroku i ciosu.