przedświt się czule czołgał
przez mroczne puszcze l chaszcze
noc przed nim płynęła wołgą
górą krążyła jak jastrząb
u dróg ciemnych z niebem twarzą w twarz
chaty tłoczyły się w ciżbie
miłość bez gwiazd
miłość tlała po izbach
usta spajają na usta młotem
mocno ciemność sprzęga
pierwsze uściski młocie
nieskończona wstęgą
ciało się ciałem nakrywa
pachnącym świeżą śliwą
ramiona w gorącei przestrzeni
zamykają się ciemnym pierścieniem
tapczan twardy zgrzany jak rola
orzą chyże lemiesze kolan
aż zamiast pszenic wschodzących i żyt
zaszemrye srebrem świt
zastuka do okien biało
podnieść oczy spojrzeć z uśmiechem
to kwitnącej czereśni gałąź
zgięła się pod strzechę