godziny gorzkie bez godów
czarny druk na pożółkłych stronicach
jakby ze stromych schodów
spływała w mroku żywica
zwija się zaułek zawiły
zagubiony we własnych załomach
tętnią mu rynsztoków żyły
rytmami dwoma
niebo sine niebo szare
domy szare domy sine
beznamiętnym obszarem
to niebo to miasto rodzinne
tylko myśli się miłość żywa
w myśli na bruku się klęka
naprawdę złotą niwą
faluje tylko piosenka
sen życic ujął
osłoda sen ciężki a nicważki
piękne zjawy sennie kołują
w krwawych ciemnościach czaszki
dni malowane zmierzchem
śniąc także jak zły list potargam
wtedy
kwiaty na gwiazdach wierzchem
rajskie ptaki obsiadają parkan
rzoką świateł ścieka śnieg zbrudzony
tęcz jest tyle tęcze lecą ulica
jedna niesie konew
z żywicą
z żywicą
znów po ogniowych ogrodach
znowu ciemne korony
i w takt ociężałych kroków
spływa po czarnych schodach
żywica i miasto mroku