Panienka comme il faut

Naprzeciw mnie, na pierwszem z frontu piętrze
Mieszka panienka istny cud!
Jej pokoiku całe widzę wnętrze,
Wszystko na dłoni mam, jak z nut!
Poznałem, obserwując z za rolety,
Jej desabile'u wdzięki i sekrety.
Aż wreszcie zdjęty szałem,
Na śmierć się zakochałem,
Lecz mnie krępuje, wyznam to,
Że jest zbyt comme il faut:
Nie chodzi nigdy sama,
Wciąż tatko z nią lub mama,
I rzadko ją śród okna ram
Okazję ujrzeć mam!
Przy tatce panienka
Unika okienka,
Skromniutką, poważną ma minkę,
Ze służbą nie gada,
Jak zwykle wypada
Na z domu dobrego dziewczynkę.
Ledwie jednak jest sama,
Wyjdzie tatko i mama,
Już w okienku oczęta jej lśnią!
Niby czyta kurjerka,
Lecz z pod rzęs do mnie zerka
Panienka comme il faut!
Nie mogąc mej panienki spotkać samą,
Nadziejem tracić począł już!
Wtem kiedyś w kinematografie z mamą
Koło mnie siada obok tuż!
Doprawdy, nie wiem sam jak się to stało:
Do rączki jej wsunąłem kartkę małą.
Wyznałem, że mnie spala
Płomiennych uczuć fala,
Że oczu jej nadziemski czar
W głąb serca mi się wdarł!
I poprosiłem skromnie,
By napisała do mnie,
Czy zechce ze mną spotkać się
Na rendez vous, en deuxl
Trzy dni człek się biedzi:
Wciąż brak odpowiedzi!
W pokoju mym latam jak warjat!
To klnę niecną podle,
To do niej się modlę!
Już w serce goryczy się wżarł jad!
Właśnie uczuć mych temat
Chcę uwiecznić w poemat,
By w nim zmiażdżyć ją
Ironji skrą,
Nagle klamką ktoś trąca
I we drzwiach staje drżąca
Panienka comme il fautl
Oboje miny mieliśmy baranie,
Jam marynarkę zapiął swą
I dość niezgrabnie rzekł: "Uszanowanie"
"Co pan pomyśli, rzekła, co?"
Odparłem jej, że biorąc rzeczy ściśle,
Ja w sytuacjach takich nic nie myślę.
I ruchem pełnym gracji,
By wyjść z tej sytuacji,
Krzesełko przysunąłem jej
"O pani usiąść chciej!"
Trza trafu, Boże drogi:
Brak w krześle było nogi!
Panienka fajt!
By pomóc wstać,
Musiałem wpół ją brać!
Bóg amor dał hasło,
I światło zagasło!
Ktoś zgasił je, ja, czy też ona.
Opadła z serc chusta!
Poczułem jej usta
I wkoło mej szyi ramiona!
Gdym ją pieścił goręcej
Ryzykując coś więcej,
Zadziwiła mnie rutyną swą,
Chociaż niby się bała,
Niby "mamo" wołała
Panienka comme il faut!

Czytaj dalej: Zdechł pies - Jerzy Boczkowski

Źródło: Estrada, r. 1918, nr 2.

Zobacz inne utwory Jerzego Boczkowskiego