W jednej dolinie do ubogich kmieci
przybywało co rok młody,
z pierwszym skowronkiem, co świegocąc leci,
młode dziewczę, cud urody.
Nie odebrała życia w tej dolinie,
zkąd się bierze, nie zbadali;
tylko zważano, że ślad rychło ginie,
skoro dziewczę się oddali.
Leciały chwile, każda szczęśliwiła,
serce pełniej oddychało;
ale w niej godność, wyższość jakaś tkwiła,
że nie była poufałą.
Zawsze owoców, zawsze zniosła kwieci.
co przysypiały w jakiejś stronie,
gdzie już nie tego słońca promień świeci,
nie ta ziemia nosi w łonie.
I rozdawała dary swe każdemu,
jednym owoc, drugim kwiaty,
tu młodzieńcowi, tam osiwiałemu,
że wziął każdy coś do chaty.
Wszystkim sprzyjała; ale na ostatek
i kochanków przyszła para:
a najpiękniejszy im się dostał kwiatek,
i najlepsza im ofiara.