Los go rzucił na skałę nieczułą a hardą;
Wsród kurhanów praczasu, wśród górskich rozłomów
Ćwierć wieku ten świerk pośród śniegów, burz i gromów
Prowadził bój rozpaczny o swą bytność twardą.
Gór tytany nań patrzą z kamienną pogardą
On, młodzieniec, żyjący pył, atom atomów,
Życie wszczepiać chce pośród ich martwych ogromów,
Ku słońcu dąży głową młodą, tęskną, hardą!
Darmo zimny głaz tuli w korzeni ramiona
I czepia się z rozpaczą piersi skał świerk młody -
Gniewnie góry wód orkan cisnęły nań z łona.
Bój zaciekły, lecz krótki, z paszczą wściekłej wody -
Trzasnął świerk... upadł... fala go zmiata spieniona...
I drzemie znowu pusty nekropol przyrody.