Niekiedy ze mnie — zda się — płyną krwi fontany;
Fala jej łka rytmicznie, opuszczając łono. —
Czuję dobrze, jak płynie strugą gęstą, słoną,
Lecz próżno ciało badam — próżno szukam rany...
Płynie przez miasto, brukiem, pod domostw osłoną —
Gdzie-niegdzie wyspę stworzy głaz wkoło oblany;
Tłoczy się do tej uczty krwawej tłum pijany,
Wszystko po drodze znacząc posoką czerwoną.
Nieraz wzywałem próżno mamiącą moc wina,
Aby uśpiło grozę, która mi mózg ścina. —
Wino oko jaśniejszem, a słuch czulszym czyni!
Wreszciem myślał, że miłość będzie zmiłowaniem, —
Ale miłość się stała igielnem posłaniem,
Co znów toczy poidło — dla dziewki zdrajczyni!